Już na schodach usłyszałam charakterystyczne dudnienie dobiegające z naszego mieszkania.
„No tak, Anita znowu wygina się przed kamerką w takt tych swoich piosenek” – pomyślałam ze złością.
Im bardziej zbliżałam się w stronę naszych drzwi, tym muzykę było słychać głośniej. Niecierpliwie przekręciłam klucz, starając się przy tym nie upuścić siatek, które podtrzymywałam ramieniem i kolanem.
Właśnie wróciłam z wywiadówki naszej córki. Po drodze wpadłam do sklepu, żeby zrobić zakupy. Nasza lodówka rano świeciła pustkami, płyn do płukania właśnie się kończył, a ostatnią rolkę papieru toaletowego wyjęłam z opakowania wczoraj wieczorem.
Wszystko jest na mojej głowie
Byłam zła i zmęczona. W pracy szefowa przez cały dzień chodziła niczym chmura gradowa, a klientki miały pretensje. Nawet pani Jola, która przychodzi do mnie na pasemka od kilku lat i zawsze chwali efekty, dzisiaj kręciła głową, spoglądając w lustro
– Pani Kasiu, coś dzisiaj jest nie tak. Czy to rzeczywiście ten kolor co zawsze? Wydaje mi się, że jest jakiś ciemniejszy – marudziła, chociaż użyłam dokładnie tej samej farby i proporcji co za każdym razem.
No cóż, widocznie wszechświat sprzysiągł się przeciwko mnie, żeby nie dać mi zapomnieć, że w życiu trzeba jednak trochę się namęczyć. Do tego kolejka w sklepie sięgała niemal drzwi, a ja z zaciśniętymi ustami chodziłam alejkami, pakując do koszyka mięso, pieczywo, ziemniaki, wędliny, jogurty, środki czystości i inne rzeczy, które akurat były potrzebne w domu.
Mąż, jak zwykle, wymówił się koniecznością zostanie dłużej w pracy.
– Dzisiaj musimy skończyć tę łazienkę. Pan Przemek już nam nie daruje. Twierdzi, że ostatnio układanie płytek idzie nam jak krew z nosa. Nie ma opcji, żebym wpadł do sklepu, bo pewnie wrócę do domu koło dziewiątej wieczorem lub później – powiedział rano, gdy próbowałam przerzucić zakupy na niego.
I tak zostałam sama na placu boju. Do tego doszła jeszcze ta wywiadówka Anity, która całkiem zepsuła mi humor. Na szczęście córka obiecała, że zaraz po szkole wróci do domu i posiedzi z Radkiem, którego moja mama odbierała z przedszkola. Dzisiaj wyjątkowo miała jednak umówioną wizytę u lekarza, której nie dało się przełożyć. Czekała na nią ponad pół roku, dlatego nie było opcji, żeby sobie ją odpuściła, żeby przypilnować wnuka.
Byłam zła
– Anita! Gdzie ty jesteś? – rozdarłam się niemal na całe gardło, widząc bałagan w salonie, pełen zlew brudnych garów i Radzia siedzącego na kanapie z nosem w tablecie, na którym leciała jego ulubiona bajka.
Nic, cisza. Nie licząc oczywiście muzyki dobiegającej z pokoju córki. Położyłam siatki na stole w kuchni i podreptałam w stronę jej sypialni.
– Co ci znowu nie pasuje, mamo? – rzuciła Anita ze złością, gdy doszłam do głośników i po prostu przekręciłam je tak, żeby w całym mieszkaniu zapanowała błoga cisza. – Nie widzisz, że ćwiczę nowy układ taneczny?
– Jasne, to teraz zrobisz sobie przerwę. Jedliście już obiad?
– No co ty. Babcia wyszła, gdy tylko wróciłam do domu – odpowiedziała, jakby to było oczywiste, że szesnastolatka nie jest w stanie wyjąć garnka z gotową zupą z lodówki i podgrzać jej dla siebie i brata. – Ale wiesz, trochę zgłodniałam. To nalej mi, a ja zaraz przyjdę. Muszę jeszcze tylko odpisać na kilka komentarzy i będę w kuchni. A co jest? Wczorajsza pomidorowa? – nagle zainteresowała się jedzeniem.
No naprawdę, zaraz coś mnie trafi. Czy ta dziewczyna ma dwie lewe ręce i nie jest w stanie niczego zrobić sama? Już niewiele od niej wymagam. Prawie nic nie robi w domu, bo twierdzi, że ma mnóstwa nauki i nie ma czasu na durne obieranie ziemniaków czy niańczenie młodszego brata.
Córka już nałapała jedynek
Właśnie, nauki. Nieco ponad godzinę temu dowiedziałam się, jakie są efekty tej nauki. Świeciłam oczami za córkę ze wstydu przed wychowawczynią i innymi rodzicami. Rok ledwie się zaczął, a ona już zdążyła złapać trzy jedynki z matematyki, jedną z biologii, fizyki i historii. Ba, dostała nawet jedynkę ze sprawdzianu z polskiego, który dotąd był jej ulubionym przedmiotem.
Doskonale pamiętam, że ledwie nauczyła się czytać, już prosiła o książeczki z bajkami, które namiętnie przeglądała. W podstawówce przeczytała najwięcej książek ze szkolnej biblioteki i dostała za to nawet nagrodę podczas uroczystego apelu. A teraz? Teraz szkoda gadać.
W zeszłym roku myślałam, że to zmiana szkoły tak na nią podziałała. Anita poszła do ogólniaka w naszym miasteczku. Jej dwie najlepsze przyjaciółki wybrały liceum w większym mieście. My z mężem stwierdziliśmy jednak, że nie ma sensu codziennie tłuc się tyle kilometrów, gdy poziom nauczania w tych dwóch placówkach tak naprawdę jest zbliżony.
– Rozumiem, gdyby tam były inne profile klas, jakieś zajęcia dodatkowe, na których ci zależy. Ale idziesz na profil humanistyczny i naprawdę nie ma różnicy w programie. Po co masz codziennie wstawać przed szóstą, żeby jechać tyle kilometrów? Gdy tutaj możesz dojść do szkoły w piętnaście minut – argumentowałam.
Nie chce się uczyć
Myślałam więc, że pogorszenie się ocen córki to efekt jej swoistego buntu przeciwko nam. Taka mała zemsta, że nie poszła do szkoły razem ze swoimi najbliższymi przyjaciółkami. Ale nie, Anita szybko znalazła nowych znajomych, zaprzyjaźniła się z Moniką i odlazła się w nowym miejscu.
Tylko straciła cały zapał do nauki. W zeszłym roku ledwie zdała do następnej klasy. Co się wtedy naprosiłam, żeby bardziej się przyłożyła, to moje. Niemal siłą zaganiałam ją do książek. Nie mogę jednak przecież odrabiać lekcji razem z nastolatką, prawda?
Pracuję w zakładzie fryzjerskim, mam na głowie cały dom i pięciolatka chodzącego do przedszkola. Mąż cały czas bierze nadgodziny i dodatkowe zlecenia na budowie, bo spłacamy kredyt za mieszkanie. W efekcie wszystkimi domowymi sprawami zajmuję się ja i chciałabym nieco wsparcia od dorastającej córki, a nie samych utrudnień z jej strony.
Będzie robić karierę w internecie
Anita twierdzi, że zostanie influencerką i będzie zarabiać miliony
Jednak już zupełnie nie wiem, jak dotrzeć do tego mojego dziecka, które przestało być zainteresowane nauką. Doszłam do wniosku, że te czasy są naprawdę ciężkie dla rodziców. Kiedyś dzieciaki były całkiem inne. Nie mam pojęcia, czy to spowodowało bezstresowe wychowanie, ale teraz młodzieży wydaje się, że pozjadała wszystkie rozumy.
Anita jest dokładnie taka sama. Wymyśliła sobie, że zostanie słynną influencerką. Nagrywa jakieś filmiki na YouTube i Tik Toka, prowadzi profile na Instagramie i jeden Bóg wie, gdzie jeszcze. I to właśnie one stały się jej całym sensem życia. Ćwiczy układy taneczne, wciąż się przebiera i maluje do tych swoich filmów oraz zdjęć. Wiecznie siedzi z nosem w komputerze lub komórce i nie można się jej doprosić, żeby zrobiła cokolwiek innego.
Jest bardzo naiwna
Sama jestem jeszcze całkiem młoda, bo córkę urodziłam, gdy miałam dokładnie dwadzieścia lat. Korzystam z mediów społecznościowych, czasami umawiam się na Facebooku z klientkami na czesanie, przesyłam im zdjęcia fryzur. Doskonale rozumiem jednak, że to nie jest cały świat.
Moja córka zaś całkowicie zatraciła się w tej wirtualnej rzeczywistości. Wciąż opowiada o kolejnych lajkach, followersach, polubieniach, komentarzach. Jest wpatrzona w jakieś znane celebrytki z Instagrama i twierdzi, że one zarabiają miliony, a wcale nie mają żadnego konkretnego wykształcenia.
– Mamo, im za kampanie reklamowe nowego tuszu, perfum czy szminki płacą krocie. Podróżują, wstawiają zdjęcia z Dubaju, Malediwów, najlepszych hoteli z basenami. Mają torebki i buty za kilkadziesiąt tysięcy złotych – tłumaczy mi, pokazując swoje kolejne zdjęcie czy jakiś głupawy film nagrywany do Internetu.
– Ale dziecko. Skąd wiesz, że to, co piszą i pokazują na fotkach jest prawdą? To przecież może być tylko taka umowa – staram się jej tłumaczyć, żeby ślepo nie wierzyła we wszystko, co ktoś powie, ale to jak grochem o ścianę.
Nie planuje studiów
Najgorsze jest jednak to, że Anita w ogóle nie chce się uczyć. Twierdzi, że to tylko strata czasu, a ona na żadne studia w przyszłości nie idzie.
– A matura? Przecież z takimi ocenami, mogą cię do niej nie dopuścić – dzisiaj pomiędzy nami znowu wybuchła kłótnia z tego powodu, ale córka tylko machnęła lekceważąco ręką.
– A po co mi matura? Do matury to ja już planuję rozwinąć mój profil i mieć milion subskrybentów – powtarza jak mantrę, a mnie jasny szlak trafia.
Wiem, że młodym łatwo jest wszystko wmówić, a firmy i agencje reklamowe zarabiają na ich naiwności. Nie chcę jednak, żeby moje dziecko obudziło się z przysłowiową ręką w nocniku. Wcześniej planowała, że pójdzie na dziennikarstwo. Teraz jednak jedynie śmieje się z planów na studiowanie i cały czas twierdzi, że jej to do niczego nie jest potrzebne.
W końcu skończy jako sprzątaczka
Już zupełnie nie mam pojęcia, jak mam do niej dotrzeć. Owszem, ktoś tam robi karierę w social mediach. Ale czy ona nie rozumie, że to są jednostki? A teraz każdy dzieciak chciałby być youtuberem albo tiktokerem, a tak się nie da. I naprawdę boję się, że ta moja naiwna córka skończy bez żadnego wykształcenia. A bez papierka co niby zrobi? Kiedy nawet do marketu chcą z maturą? Wyląduje na mopie za grosze? Jak mam jednak do niej dotrzeć i przetłumaczyć jej, że teraz najważniejsza jest nauka, matura, studia.
Przecież swoją karierę online, jak szumnie nazywa te swoje filmiki, może rozwijać po godzinach. Ale na pewno nie kosztem nauki. W końcu nie zda do kolejnej klasy i tyle będzie z tego jej pomysłu na zostanie gwiazdą sieci.
Katarzyna, 43 lata
Czytaj także: „Na pogrzeb żony zamiast kwiatów przyniosłem balony. Teściowa stwierdziła, że robię cyrk i mnie przeklęła”
„Na własnej piersi wychowałem bezduszne i chciwe potwory. Gdyby mogli, wyrwaliby mi poduszkę spod głowy”
„Bogata kuzynka przyjeżdżała do nas po wiejskie jajka i kiełbasę. Gdy w końcu kazałam jej zapłacić, obraziła się"