„Przyjaciółka dostała awans i zmieniła się nie do poznania. Myśli, że jak ma osobny gabinet, to może mną pomiatać”

kobiety w pracy fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Marta przestała chodzić na przerwy na kawę z resztą zespołu. Już nie wysyłała mi zabawnych wiadomości na czacie w ciągu dnia. Była zajęta, owszem, ale to był dopiero początek. A kiedy w końcu znalazłyśmy czas, by usiąść i porozmawiać, to już nie była ta sama Marta”.
/ 24.09.2024 19:30
kobiety w pracy fot. iStock by Getty Images, Westend61

Kiedyś byłyśmy nierozłączne. Ja i Marta – najlepsze przyjaciółki, które znały się od dzieciństwa. Przeszłyśmy razem przez wszystko: pierwsze miłości, egzaminy, studia, a potem wspólną pracę w tej samej firmie. Kiedy dostałyśmy zatrudnienie, obie byłyśmy na równi – dwa biurka w otwartej przestrzeni, szara rzeczywistość korporacyjna. To wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy Marta dostała awans. A dokładniej, kiedy dostała swój gabinet.

To już nie była ta sama Marta

Z początku cieszyłam się jej szczęściem.

– Należało ci się, Marta! – mówiłam, kiedy wieczorem świętowałyśmy jej sukces w małej knajpce na rogu.

Wzniosłyśmy toast, obie przekonane o tym, że nasza przyjaźń nigdy nie zmieni się, niezależnie od kariery, pieniędzy czy sukcesu. Ale szybko okazało się, że się myliłam.

Pierwsze zmiany przyszły niepostrzeżenie. Marta przestała chodzić na przerwy na kawę z resztą zespołu. Już nie wysyłała mi zabawnych wiadomości na czacie w ciągu dnia. Była zajęta, owszem, ale to był dopiero początek. A kiedy w końcu znalazłyśmy czas, by usiąść i porozmawiać, to już nie była ta sama Marta.

Czuła się lepsza

– To wszystko takie trudne, Anka. Ty nie zrozumiesz – rzuciła z wyraźnym westchnieniem, poprawiając idealnie ułożoną fryzurę, którą od niedawna zaczęła nosić. – Jesteś przecież wciąż tylko asystentką.

Słowa „tylko asystentką” zabolały mnie bardziej, niż mogłabym przypuszczać. Nie dlatego, że miała rację – rzeczywiście nie awansowałam, a moje obowiązki w firmie nie zmieniły się od lat. Ale dlatego, że mówiła to Marta. Moja najlepsza przyjaciółka, która kiedyś stała po tej samej stronie barykady co ja. Siedziałam, próbując zrozumieć, co właściwie się dzieje.

– Co masz na myśli? – zapytałam wyraźnie zbita z tropu.

Aż się we mnie zagotowało na jej słowa.

– Po prostu... –zaczęła, unosząc rękę w protekcjonalnym geście. – Są rzeczy, których nie zrozumiesz, dopóki sama nie znajdziesz się na moim miejscu. To inny poziom odpowiedzialności, inne priorytety. Ja muszę myśleć o strategiach, planach na przyszłość, a nie o tym, żeby komuś przynieść kawę.

– Czyli teraz ja przynoszę kawę, tak? – zapytałam, choć dobrze wiedziałam, do czego to zmierza.

Nie mogłam uwierzyć w jej zmianę

Marta westchnęła, jakby mówiła do dziecka, które czegoś nie rozumie.

– Anka, nie musisz tego brać tak osobiście.

Chodzi tylko o to, że każdy ma swoje miejsce. Ty masz swoje, ja mam swoje. To wszystko.

Pamiętam, że siedziałam wtedy naprzeciwko niej, próbując zrozumieć, co właściwie się dzieje. Czy to była ta sama Marta, która jeszcze kilka miesięcy temu śmiała się z tych wszystkich „ważniaków” w firmie, dla których status i tytuły były najważniejsze? Gdzie podziała się nasza wspólna ironia, dystans, świadomość, że praca to praca, a przyjaźń to coś więcej?

– Już nie jest tak samo, co? – powiedziałam cicho, patrząc jej prosto w oczy.

Marta tylko wzruszyła ramionami.

– Życie się zmienia. Ludzie się zmieniają.

Zaczęły się bezpośrednie przytyki

Zamknęłam tamten temat, ale przez resztę dnia nie mogłam przestać o tym myśleć. „Ludzie się zmieniają”. Tak, to prawda, ale dlaczego Marta miała się zmienić w kogoś takiego? Odczuwałam jej obecność w firmie jak ciężar. Na każdym kroku czułam, że mnie ocenia – czy pracuję wystarczająco szybko, czy wystarczająco dobrze. A potem zaczęło się to, co najmniej lubię: bezpośrednie przytyki.

– Anka, mogłabyś to zrobić szybciej? Czekam na te dokumenty już godzinę! –Jej ton był chłodny, a spojrzenie pełne dezaprobaty.

– Pracuję nad tym – starałam się zachować spokój, ale w środku byłam wściekła.

– To się nie nadaje – Marta rzuciła stos papierów na moje biurko z takim impetem, że kilka kartek wypadło na podłogę. – Przerób to i przynieś mi z powrotem. I zrób to porządnie.

Nie potrafiłyśmy się już dogadać

Jeszcze kilka miesięcy temu, gdyby ktoś inny tak mnie potraktował, Marta stanęłaby po mojej stronie. Teraz jednak stała po stronie biurka, patrząc na mnie z góry, jakbym była jedynie częścią jej pracy, którą trzeba wykonać. Moje uczucia, mój czas, moja lojalność – wszystko to nie miało już znaczenia.

Wciąż miałam nadzieję, że to chwilowe. Próbowałam porozmawiać z nią raz jeszcze, tym razem poza pracą. Spotkałyśmy się wieczorem, jak za dawnych dobrych czasów. Liczyłam na to, że może w luźniejszej atmosferze będzie nam łatwiej się zrozumieć. Ale rozmowa potoczyła się dokładnie tak samo.

– Słuchaj, Anka – zaczęła, kiedy znowu poruszyłam temat jej zachowania. –Ty nie rozumiesz, jak to jest być w mojej pozycji. Teraz muszę być bardziej stanowcza, bo mam więcej na głowie. Nie mogę już być tą samą Martą, co wcześniej. Inni muszą to zrozumieć, a ty zwłaszcza.

– Zwłaszcza ja? – powtórzyłam, czując, jak coś pęka we mnie definitywnie. – Naprawdę tak to widzisz? Że ja jestem teraz jak inni?

– To nie o to chodzi. Ale... – zawahała się, próbując dobrać słowa. –Wiesz, teraz mam obowiązki, które... no, są ważniejsze niż nasze... zabawne rozmowy.

Ważniejsze niż nasza przyjaźń? – zapytałam prosto z mostu.

– Anka, nie dramatyzuj – znowu to wzruszenie ramion, które od kilku miesięcy stawało się coraz bardziej irytujące.

To był koniec przyjaźni

Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Wstałam od stołu, patrząc na nią, jakby była kimś zupełnie obcym. Może rzeczywiście była. Może ta Marta, którą znałam, już dawno przestała istnieć, a na jej miejsce pojawił się ktoś, kto wierzył, że zasługiwał na więcej, niż inni. Ktoś, kto myślał, że osobny gabinet i nowe obowiązki automatycznie czynią go lepszym człowiekiem.

– Wiesz co? Nie dramatyzuję. Po prostu przestałam udawać, że cię jeszcze rozumiem – powiedziałam, patrząc jej w oczy.

Odwróciłam się i wyszłam, zostawiając ją w tej samej knajpce, gdzie kiedyś świętowałyśmy jej awans. Teraz jednak zamiast radości była tylko pustka.

I to był moment, kiedy zrozumiałam, że już nie ma sensu walczyć. Przestałam odpowiadać na jej wiadomości, a nasze wspólne wyjścia – o ile w ogóle były – stały się wyłącznie wspomnieniem. I choć próbowałam, choć chciałam wierzyć, że to jeszcze wróci, to z każdym dniem było coraz trudniej.

Stała się obca

Dzisiaj siedzę przy swoim biurku, patrząc na zamknięte drzwi gabinetu Marty. Jej nazwisko wypisane na tabliczce lśni w świetle. Kiedyś myślałam, że tam, za tymi drzwiami, siedzi moja przyjaciółka. Dziś wiem, że nie ma tam już kogoś, kogo znałam.

– Anka, przynieś mi te dokumenty, które ci zleciłam. I kawę, jak możesz – słyszę jej chłodny głos.

Już przynoszę, szefowo – odpowiadam z udawaną grzecznością, podnosząc stos papierów z biurka.

Ale w moich myślach dzieje się coś innego. Zaczynam planować, jak znaleźć sobie nowe miejsce, z dala od Marty i jej wywyższania się. Może nie tylko ona się zmieniła. Może ja też jestem gotowa na coś więcej.

Z tym stosem dokumentów ruszam do jej gabinetu, ale w środku już wiem, że nie będzie to trwać wiecznie. Za każdym razem, gdy otwieram drzwi tego biura, czuję coraz większą pustkę i złość. Jeszcze kilka miesięcy temu przychodziłam tutaj z dumą, dumna z przyjaciółki, która tak wiele osiągnęła. Teraz jedyne, co czuję, to narastający dystans – tak, jakby każde kolejne słowo wypowiedziane przez Martę budowało między nami mur składający się z jej ambicji, nowego statusu i tego dziwnego poczucia wyższości.

Czy naprawdę tego chcę? Czy chcę każdego dnia znosić te drobne upokorzenia? Może Marta już zapomniała, kim jesteśmy, ale ja wciąż pamiętam. Pamiętam, kim była kiedyś, i nie chcę zapominać, kim jestem ja. Czas odejść.

Anka, 32 lata

Czytaj także: „Po śmierci ojca dostałem wszystkie pieniądze z jego polisy. Rodzeństwo ma mnie za złodzieja i krętacza”
„Zakochałam się w koledze z pracy. Byłam szczęśliwa, dopóki nie odkryłam, co wyprawia z szefową”
„Mąż traktował mnie i dzieci jak swoją własność. Nie przypuszczał, że wywinę mu taki numer”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA