„Mąż traktował mnie i dzieci jak swoją własność. Nie przypuszczał, że wywinę mu taki numer”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Sigrid Gombert
„Próbowałam je chronić najlepiej, jak potrafiłam. Starałam się dawać im miłość, ciepło, poczucie bezpieczeństwa, ale czy to wystarczy? Codziennie biłam się z myślami, szukałam sposobu, by uciec, by wyrwać nas z tego piekła”.
/ 19.09.2024 17:33
kobieta fot. iStock by Getty Images, Sigrid Gombert

Z zewnątrz nasze życie wyglądało idealnie – kochający mąż, urocze dzieci, piękny dom. Ale za zamkniętymi drzwiami krył się koszmar, który przeżywałam każdego dnia. Kamil, kiedyś czuły i opiekuńczy, zmienił się w człowieka, którego się boję. Jego przemoc i kontrola odbierały mi powietrze. Chciałam odejść, ale strach mnie paraliżował – co, jeśli zabierze mi dzieci?

Żyliśmy w terrorze

Codziennie udawałam, że wszystko jest w porządku, ale w środku umierałam z lęku. Trwałam w tym piekle tylko dla nich, choć nie wiedziałam, jak długo jeszcze wytrzymam.

Każdego dnia czułam, jak Kamil coraz bardziej mnie kontroluje. To nie jest było tylko to, co jem, w co się ubieram, z kim rozmawiam. On przejmował władzę nad moimi myślami, uczuciami, życiem. Przemoc fizyczna to tylko część tego, co musiałam znosić. Jego słowa były ostrzejsze niż kiedykolwiek – wyzwiska, które miały być żartem, kłótnie, które zawsze kończyły się moją winą. Trudno mi przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz czułam się wolna, szczęśliwa.

Próbowałam nie pokazywać dzieciom, jak bardzo jestem przerażona. Kiedy widziały siniaki, mówiłam, że to upadek, że się o coś uderzyłam. Ale one nie są głupie. Widziałam, jak ich oczy śledzą każdy ruch ojca, jak cicho się wycofywały, gdy podnosił głos. To nie jest życie, jakie chciałam dla nich stworzyć. Ale jak mogłam je chronić, skoro sama nie potrafiłam się obronić?

Często myślałam o ucieczce. Sprawdzałam, czy na naszych kontach jest wystarczająco pieniędzy, planowałam, co mogłabym zabrać, gdzie moglibyśmy się ukryć. Ale potem przypominałam sobie jego groźby. „Zabiorę ci dzieci, nigdy ich już nie zobaczysz”. Strach mnie paraliżował. Nie wiedziałam, jak znaleźć wyjście z tej pułapki, w którą wpadłam.

Sytuacja była coraz gorsza

W nocy, kiedy wszystko jest ciche, słyszałam tylko swój przyspieszony oddech i bicie serca. Czy miałam prawo się bać? Czy miałam prawo pragnąć wolności, nawet kosztem ryzyka utraty dzieci? Czasem wydawało mi się, że już nigdy nie poczuję spokoju.

Wreszcie Kamil zaczął kontrolować nie tylko mnie, ale i dzieci. Jeszcze niedawno starałam się wierzyć, że może chociaż je oszczędzi, że nie będą musiały przechodzić przez to, co ja. Ale teraz zobaczyłam, jak jego manipulacje sięgają coraz dalej. Zaczął używać dzieci, by mnie ranić. Kiedy zwracały się do mnie z czymś, co powiedział im ojciec, czułam, jakby wbijał mi nóż prosto w serce.

Widziałam, jak zmieniają się moje dzieci. Dawniej beztroskie, teraz coraz bardziej wycofane, zamknięte w sobie. Uczyły się czytać nastroje Kamila, stąpały wokół niego na palcach, jakby każde ich słowo mogło wywołać jego gniew. To przerażające, że muszą dorastać w takim strachu, ale jeszcze bardziej przerażająca była moja bezradność.

Próbowałam je chronić najlepiej, jak potrafiłam. Starałam się dawać im miłość, ciepło, poczucie bezpieczeństwa, ale czy to wystarczy? Codziennie biłam się z myślami, szukałam sposobu, by uciec, by wyrwać nas z tego piekła. Zaczynałam przeglądać strony o pomocy dla ofiar przemocy domowej. Robiłam to w tajemnicy, z duszą na ramieniu, bo wiedziałam, co by się stało, gdyby Kamil się o tym dowiedział.

Musiałam podjąć kroki

Jednak za każdym razem, gdy myślałam, że muszę coś zrobić, strach znowu brał górę. Bałam się, że jeśli spróbuję uciec, to nie tylko ja będę cierpieć, ale i moje dzieci.

Zdecydowałam, że muszę coś zrobić. Moje dzieci nie mogą dorastać w strachu, a ja nie mogę dłużej udawać, że dam radę to przetrwać. Postanowiłam skontaktować się z organizacją, która pomaga ofiarom przemocy domowej. W tajemnicy przed Kamilem zaczynam szukać informacji o schroniskach, prawnikach, o tym, jak możemy uciec. Każda rozmowa telefoniczna, każda wizyta u prawnika to dla mnie olbrzymi stres. Boję się, że Kamil coś podejrzewa, że dowie się, co planuję.

W głowie ułożyłam plan. Muszę być ostrożna, każde moje działanie może wywołać jego podejrzenia. Znalazłam schronienie, które było gotowe nas przyjąć. Znalazło się tam miejsce dla mnie i dzieci, ale możemy tam zostać tylko przez krótki czas. Wiem, że muszę działać szybko, ale każda chwila odwagi miesza się z falą lęku. Co, jeśli nie uda mi się uciec? Co, jeśli Kamil nas znajdzie?

Rozmawiałam z prawnikiem, który wyjaśnił mi moje prawa. Powiedział, że mogę ubiegać się o zakaz zbliżania się dla Kamila, ale to nie daje mi pełnego bezpieczeństwa. Zaczęłam myśleć o tym, jak wiele ryzykuję. Czy uda mi się zabrać dzieci, zanim on się zorientuje? Jakie będą konsekwencje, jeśli coś pójdzie nie tak?

Robiłam dobrą minę

Każdego dnia udawałam przed Kamilem, że nic się nie dzieje. Starałam się być spokojna, nie wzbudzać jego podejrzeń. Ale w środku umierałam ze strachu. Coraz częściej myślałam o dniu, w którym spróbuję uciec.

Mój mąż zaczął coś podejrzewać. Widziałam to w jego oczach, w tym, jak obserwuje każdy mój ruch. Atmosfera w domu stała się coraz bardziej napięta. Każde moje słowo, każdy gest mógł wywołać jego gniew. Stąpałam po cienkim lodzie, próbując utrzymać pozory normalności, ale czułam, że czas ucieka.
Coraz częściej Kamil wybuchał złością z byle powodu.

Czasem wystarczyło, że dzieci były zbyt głośno, że coś w domu nie znalazło się na swoim miejscu. Stawałam się coraz bardziej nerwowa, a dzieci widziały, że coś jest nie tak. Chciałam je chronić, ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, zanim Kamil wyczuje, że coś planuję.

Każdej nocy, kiedy wszystko cichło, leżałam w łóżku, myśląc o planie ucieczki. Przypominałam sobie wszystkie kroki, które muszę podjąć, analizowałam, co mogłoby pójść nie tak. Najbardziej bałam się tego, co stanie się, jeśli Kamil odkryje mój plan. Czy wtedy naprawdę zdołam go powstrzymać? Czy będę miała odwagę, by zrobić to, co trzeba?

Zaczęłam ukrywać ważne dokumenty, zbierać rzeczy, które mogą nam się przydać po ucieczce. Każdego dnia upewniałam się, że dzieci są gotowe, choć one nic nie wiedziały. Tylko ja miałam świadomość, że to może być nasz jedyny sposób na przetrwanie.

Byłam bliska rozpaczy

Kamil stawał się coraz bardziej podejrzliwy. Pytał mnie, co robiłam, gdzie byłam, z kim rozmawiałam. Jego kontrola stawała się nie do zniesienia. Czułam, że zbliża się moment, kiedy będę musiała podjąć decyzję. Wiedziałam, że jeśli teraz się cofnę, mogę już nigdy nie mieć odwagi, by spróbować ponownie.

Musiałam działać, i to szybko. Ryzyko było ogromne, ale jeszcze większe było to, co mogło się stać, jeśli bym nic nie zrobiła. W moim sercu rosła determinacja – musiałam zakończyć ten koszmar, choćby miało to oznaczać największe ryzyko w moim życiu.

Nadszedł dzień, w którym wszystko miało się rozegrać. Plan był gotowy – dokumenty schowane, torby spakowane i ukryte, schronienie czekało. Wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik. Wystarczyło tylko odczekać moment, gdy Kamil wyjdzie z domu, by zacząć działać. Serce biło mi jak szalone, a strach i adrenalina mieszały się ze sobą.

Mój mąż zawsze wracał z pracy o tej samej porze. Tamtego dnia jednak coś się zmieniło. Wrócił wcześniej. Drzwi wejściowe zaskrzypiały, kiedy wchodził, a ja poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Moje serce przyspieszyło, ale starałam się zachować spokój. Musiałam udawać, że wszystko jest normalnie, choć w środku trzęsłam się z przerażenia.

– Coś się stało, że wróciłeś tak wcześnie? – spytałam, starając się ukryć drżenie w głosie.

Wreszcie to zrobiłam

Kamil popatrzył na mnie uważnie, jakby chciał coś zrozumieć. Jego wzrok przeszył mnie na wskroś, ale odpowiedział spokojnie:

– Spotkanie odwołali. Myślałem, że spędzimy razem wieczór.

Serce podeszło mi do gardła. To miał być moment, kiedy zabieram dzieci i znikam. Teraz musiałam improwizować. W środku miałam chaos, ale na zewnątrz starałam się być spokojna.

– Oczywiście, świetny pomysł – powiedziałam, uśmiechając się sztucznie.

Podczas gdy Kamil zasiadł w salonie, ja staram się jak najciszej przemknąć do dzieci. Wyszeptałam im, że muszą być cicho, że za chwilę wyjdziemy. Każdy dźwięk, każdy odgłos wydawał mi się zbyt głośny, jakby zdradzał moje plany. Ale dzieci rozumiały powagę sytuacji, choć widziałam w ich oczach strach.

Nadszedł moment, by podjąć ryzyko. Odczekałam, aż Kamil chwilowo odwróci uwagę. Wzięłam głęboki oddech, chwyciłam dzieci za ręce i bezszelestnie wyszliśmy. Poczułam, jak moje serce wali w piersi, jakby miało zaraz eksplodować. To była nasza jedyna szansa na ucieczkę.

Nie obejrzeliśmy się za siebie. Pobiegliśmy do samochodu, a ja modliłam się, żeby Kamil nas nie zauważył. Gdy drzwi auta zamknęły się za nami, poczułam pierwszą falę ulgi, ale wiedziałam, że to dopiero początek. Teraz muszę jechać jak najszybciej, zanim Kamil odkryje, co się stało.

Udało nam się

Choć fizycznie byliśmy już bezpieczni, wciąż czuję ciężar strachu na swoich barkach. Dotarliśmy do schronienia, które przygotowałam. Małe, skromne miejsce, ale teraz to nasz nowy dom, nasza przystań, gdzie Kamil nie może nas dosięgnąć.

Dzieci były przerażone i zmęczone. Starałam się być dla nich opoką, choć sama czułam, jak rozpada mi się świat. Ale one mnie potrzebowały. Tłumaczyłam im, że teraz będzie lepiej, że jesteśmy bezpieczni. Widziałam w ich oczach zrozumienie, ale także pytania, których nie umiały jeszcze zadać.

Pierwsze noce w nowym miejscu były najtrudniejsze. Budziłam się na każdy najmniejszy dźwięk, gotowa do ucieczki. Każdy cień za oknem wydawał mi się Kamilem, który w końcu nas znalazł. Ale z każdym dniem napięcie powoli opadało. Zaczęliśmy budować nasze życie na nowo. Rozpoczęłam proces prawny, by zabezpieczyć siebie i dzieci przed Kamilem. Wiem, że nie będzie łatwo, że czeka nas długa walka, ale pierwszy krok już za nami.

Patrzę na dzieci, które po raz pierwszy od dawna uśmiechają się szczerze, bez cienia strachu. Choć wciąż jestem pełna lęku, czuję też ulgę. Podjęłam decyzję, która może nas uratować. Zaczynam wierzyć, że z czasem, małymi krokami, uda nam się zbudować nowe życie. To nie koniec naszej walki, ale pierwszy raz od dawna widzę promyk nadziei na horyzoncie. Może jest dla nas szansa, by zacząć od nowa.

Kinga, 40 lat

Czytaj także:
„Brat stołował się u mnie jak w barze mlecznym. Gdy żartem zawołałam kasę za obiady, obraził się na pół roku”
„Gdy myślę o zmarłym mężu, to mi się ulewa. Ja go opłakiwałam, a on zostawił mi w spadku tylko powódź złych wieści”
„Koleżanka szalała przed 60-tką i grała na dwa fronty. Byłam w szoku, gdy zaprosiła kochanka na swój ślub”

Redakcja poleca

REKLAMA