Gdybym wiedziała, że grzebanie w tej szafie zakończy moje małżeństwo, nigdy bym tego nie zrobiła. Teraz, ze świadomością, którą mam, wiem, że nic już nie będzie takie samo. Nie potrafię powiedzieć Piotrowi, że będzie dobrze i jakoś sobie z tym poradzimy, a przede wszystkim, nie potrafię wybaczyć mu, że mógł przede mną zataić coś takiego.
Późno się poznaliśmy
Szybko zakochałam się w Piotrze. Poznaliśmy się na letnim festiwalu i właściwie od tamtego wyjazdu przez lata byliśmy nierozłączni. Nie mieliśmy już po dwadzieścia lat, gdy się spotkaliśmy. Ja byłam „niedoszłą panną młodą” po zerwanych zaręczynach, miałam trzydzieści dwa lata i myślałam, że prawdopodobnie nigdy nie spotkam już miłości. W tym wieku przeważająca większość ludzi była już w wieloletnich związkach, po ślubach, miała dzieci, mieszkania i ustabilizowane życia
– Gdzie tu niby po trzydziestce poznać faceta z czystą kartą? – martwiłam się.
– No... Nie jest łatwo – odpowiedziała mi moja przyjaciółka Agata.
Sama była zaangażowana w związek z mężczyzną w trakcie rozwodu i z dwójką dzieci.
– Nie boisz się w coś takiego pakować? – zapytałam ją.
– A jaki mam wybór? – wzruszyła ramionami. – Wiem, że jego była żona zawsze będzie obecna w jego życiu.
– Nawet jeszcze nie była...
– No właśnie. Musisz się godzić na to, że nigdy nie będziesz jedyną kobietą w życiu swojego faceta. Co więcej, zawsze będziesz mniej ważna od jego dzieci, które jednocześnie nie są twoimi dziećmi – wyliczała.
– Trochę straszne – skomentowałam.
Nie miał żadnego bagażu
Dlatego, gdy dowiedziałam się, że Piotr nie ma na koncie żadnych poważnych, wiążących na lata bagaży emocjonalnych, od razu spodobał mi się jeszcze bardziej.
– Jak to się stało, że taki facet jak ty był przez te lata wolny? – zapytałam go.
Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć. Przecież był przystojny, czarujący, zabawny, mądry i troskliwy. Miał pełen pakiet. To niemożliwe, żeby nie szalały za nim dziesiątki kobiet. „Może coś z nim nie tak?”, zaniepokoiłam się przez chwilę.
– No, może niezupełnie wolny... – zachichotał. – Ale z żadnej relacji nie wyszło nic poważniejszego, mimo że czasami chciałem. Chyba po prostu miałem pecha. Raz dziewczyna, w której zakochałem się bez pamięci, zostawiła mnie dla swojego byłego chłopaka. Innym razem z kolei wyjechała za granicę na kontrakt i już nie wróciła. I tak to wyszło – opowiedział.
– Rozumiem... No cóż, faktycznie wygląda na to, że miałeś pecha. Ale spokojnie, ja to zmienię – zachichotałam, po czym pocałowałam go w policzek.
Przyjaciółka była nieufna
Nasz związek rozwijał się szybko i... właściwie bezproblemowo, co było dla mnie pewnym zaskoczeniem. Agata cały czas spodziewała się, że w każdej chwili na naszą relację może spaść jakaś bomba.
– Nie wierzę, że przeżył trzydzieści trzy lata bez poważnego związku. Coś mi tu śmierdzi. Albo nie mówi ci całej prawdy, albo coś z nim nie tak – zastanawiała się na głos podejrzliwie.
– Przestań – zaśmiałam się. – Myślę, że zrobiłyśmy się zbyt nieufne wobec tych facetów, ale łatwo z takim podejściem zdyskredytować albo przegapić naprawdę wartościowego.
Agata się zasępiła. Wiedziałam, że nie zmieniła zdania, ale przynajmniej zakończyła swoją litanię.
Rok po tej rozmowie byliśmy już z Piotrem małżeństwem, a nasz związek nadal układał się właściwie idealnie. Czasami aż ciężko mi było uwierzyć, że nie dość, że znalazłam prawdziwą miłość po trzydziestce, to jeszcze stworzyliśmy sobie związek z serii tych, o których czyta się tylko w książkach lub ogląda seriale.
– Nie myślisz czasem, że mogliśmy już wykorzystać zapas szczęścia na całe życie? – zapytałam go któregoś razu.
Zaśmiał się, przeczesując mi włosy dłonią.
– Być może. Ale chyba było warto.
Byliśmy szczęśliwi do czasu
Do sytuacji, która oficjalnie zrujnowała moje małżeństwo, doszło pięć lat później. Przez cały ten czas pokłóciliśmy się tyle razy, że mogłabym je wszystkie policzyć na palcach obydwu rąk. Nie mieliśmy wielu powodów do konfliktów, a jak już się zdarzały, umieliśmy je szybko zażegnać. Byliśmy po prostu szczęśliwym małżeństwem. Do czasu...
Tamtego dnia postanowiłam zabrać się za wiosenne porządki. Piotr był w pracy, a ja akurat miałam dzień wolny, który chciałam przeznaczyć na wyjęcie wszystkich zalegających w szafach papierów, gratów i śmieci, posegregowaniu ich i poukładaniu na półkach od nowa.
W którymś momencie, w biurowej szafce Piotra znalazłam teczkę o enigmatycznym podpisie: „Sylwia”. Choć nigdy wcześniej nie podejrzewałam męża o żadne zdrady, sekrety czy inne straszne rzeczy, w tamtym momencie zapaliła mi się czerwona lampka. „O co tu może chodzić?”, myślałam gorączkowo.
Odkryłam coś dziwnego
Szybko otworzyłam teczkę. To, co zastałam w środku, przerosło wszystkie najczarniejsze scenariusze, które błyskawicznie wykreowały mi się w głowie. W papierowym folderze znajdowały się dokumenty, listy i zdjęcia. Te ostatnie przedstawiały nastoletnią dziewczynę o kręconych, brązowych włosach i zielonych oczach. Dokumentów było wiele: zawierały dokumentację medyczną, której z początku nie mogłam zrozumieć. Doszłam jednak w końcu do wyników badań, które miały ludzkie, przystępne opisy. „Potwierdzono zgodność genetyczną. Ojcostwo: pozytywne”, czytałam i czułam, jak coraz bardziej robi mi się słabo.
Nerwowo zabrałam się do otwierania listów. Wszystkie były zaadresowane do firmy Piotra, nie do domu. „Ukrywał je przede mną”, zrozumiałam w mig.
Nie wszystkie listy były od tej samej osoby. Jedne pisała niejaka Sylwia. Z użytych tam sformułowań wywnioskowałam, że były pisane przez nastolatkę – zapewne tą ze zdjęcia. Inne z kolei ewidentnie pisała jej matka.
„Tato, nie wiem, czy to przeczytasz, ale jeśli tak, proszę spotkaj się ze mną. Jestem zła na mamę, że nigdy ci o mnie nie powiedziała. Skazała mnie na dorastanie tylko z jednym rodzicem, kiedy mogłam mieć was dwoje... Ale może nie wszystko jeszcze stracone”, pisała dziewczyna.
Osunęłam się na podłogę, nadal kurczowo trzymając w dłoni list. Autorka brzmiała tak smutno, samotnie i tęsknie, że było mi jej z całego serca żal, a jednocześnie miałam ochotę zionąć ogniem ze złości, gdy czytałam jej słowa. „Nie powiedział mi. Jak mógł mi nie powiedzieć?! Od kiedy wie? Od jak dawna to trwa?”, zadawałam sobie w głowie setki pytań.
Już w tamtym momencie wiedziałam, że jeszcze tego samego dnia poinformuję Piotra o tym, że odchodzę. Odkryłam, że najstarszy z listów miał stempel pocztowy sprzed kilku miesięcy. Nie wiedziałam, czy Piotrek wiedział tyle czasu, czy jeszcze dłużej, nie grało to większej roli. To nadal były całe miesiące bez informowania mnie, że mój mąż jest ojcem i że przez piętnaście lat nie wiedział o istnieniu swojej córki.
Byłam w szoku
Gdy Piotr przyszedł do domu, czekałam na niego ze wszystkimi znalezionymi listami, zdjęciami i papierami rozłożonymi starannie na stole. Zobaczyłam, jak krew odpływa z jego twarzy, a skóra staje się biała jak papier.
– Magda... Ja... – zaczął się jąkać.
– Nic nie mów. Chciałam ci tylko powiedzieć, że wszystko wiem i odchodzę – oznajmiłam, siląc się na spokój i ton głosu, który jak najmniej zdradzałby to, że w środku jestem zdruzgotana.
– Ale jak to... Magda! Nie możesz – Piotr zaczął panikować. – Wysłuchaj mnie chociaż! Ja o niczym nie wiedziałem! Przez te wszystkie lata... Chyba nie myślisz...
– Przez te wszystkie lata? Jasne. A od jak dawna niby wiesz? – zapytałam go.
Ewidentnie działał w emocjach, bo nie przemyślał swojej odpowiedzi.
– Osiem miesięcy! Tylko tyle... – wykrzyknął, i chyba dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że sam się pogrążył.
– No właśnie – skwitowałam zimno, po czym wzięłam w dłoń walizkę i zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia z domu.
Piotr próbował mnie zatrzymać. Najpierw prosił, potem groził, a na końcu rzucił się moich stóp i zaczął szlochać jak dziecko. Nie byłam gotowa na takie sceny. Wiedziałam, ze pewnie będzie poruszony, ale nie aż tak...
– Piotrek, to koniec. Daj mi spokój – wycedziłam tylko przez zęby, ale on mnie nie słuchał.
Nie przestawał skakać wokół mnie jak mały piesek, ale to niczego nie zmieniało.
– Nie potrafię, rozumiesz? Nie potrafię udawać, że nic się między nami nie zmieniło. Wszystko się zmieniło. Nawet nie chcę wiedzieć, kim ona jest, kto jest jej matką, czy to był krótki, czy długi związek. Okłamałeś mnie, Piotrek. Osiem miesięcy utrzymywałeś przede mną w tajemnicy coś takiego. Nie mogę, muszę stać wyjść – ostatnie zdanie powiedziałam już przez łzy, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby zupełnie się rozkleić. Zabrałam walizkę i wyszłam, zostawiając za sobą zupełnie oszołomionego męża.
Magdalena, 37 lat
Czytaj także: „W marcu przycinałam trawy ozdobne i domowy budżet. Mąż bał się, że zaraz będziemy jeść najtańsze parówki”
„Żona rozkwitała na wiosnę jak tulipany, ale nie dla mnie. Zdradził ją zapach jaśminowych perfum i nowa sukienka”
„Zrobiłam coś głupiego, bo mąż skąpił pieniędzy na wakacje. Jaką miał minę? Po prostu bezcenną”