Mój mąż, Mariusz, był człowiekiem oszczędnym. A może raczej skąpym – choć sam wolał mówić, że po prostu „rozsądnie gospodaruje finansami”. Nie miał problemu, by wydać kilka tysięcy na nową część do samochodu czy kolejne narzędzia do garażu, ale jeśli chodziło o jakiekolwiek przyjemności, zawsze mówił to samo: „Nie stać nas”.
Dawno nie byłam na urlopie
A ja marzyłam o wakacjach. Prawdziwych, nie u jego matki na wsi, gdzie jedyną atrakcją było plewienie ogródka i siedzenie na ganku. Chciałam zobaczyć morze, leżeć na leżaku z drinkiem w dłoni, poczuć piasek pod stopami. Przez ostatnie lata ciągle przekładałam ten pomysł – bo remont, bo kredyt, bo coś tam. Ale teraz? Miałam dość czekania!
– Mariusz, pojedźmy gdzieś w tym roku – zaczęłam ostrożnie.
– Wiesz, że mamy inne wydatki – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
– Jakie wydatki? – uniosłam brwi. – Na samochód? Na kolejną wiertarkę, której i tak nie używasz?
– To inwestycje, kochanie. A wakacje? Strata pieniędzy.
Coś we mnie pękło. Jeśli on nie chce ich wydawać na coś, co sprawiłoby radość nam obojgu, to ja zrobię to sama. I zrobię to w taki sposób, że zapamięta tę lekcję do końca życia. Nie wiedziałam jeszcze dokładnie, jak. Ale miałam pewność, że jego mina, gdy wprowadzę plan w życie, będzie… bezcenna!
Doprowadzał mnie do szału
Co roku słuchałam tych samych wymówek: „Nie stać nas”, „Może w przyszłym roku”, „Wakacje to zbędny luksus”. A potem patrzyłam, jak kupuje kolejną część do swojego auta albo zamawia sprzęt, którego nawet nie używał. Tego dnia, gdy znów zaczęliśmy rozmowę o wakacjach, miałam już dość.
– Jesteśmy dorośli, zarabiamy. Możemy sobie pozwolić na tydzień nad morzem!
– A kto za to zapłaci? – zapytał, nawet na mnie nie patrząc.
– Możemy odłożyć…
– Nie będę marnował pieniędzy na opalanie się na leżaku – przerwał mi, przewracając oczami.
Wtedy coś we mnie pękło. Jeśli on nie chce wydać ani grosza na przyjemności, to ja zrobię to sama. Ale w taki sposób, żeby zapamiętał to do końca życia. Nazajutrz zaczęłam działać. Po cichu założyłam kartę kredytową, a potem zarezerwowałam tygodniowy pobyt na jednej z greckich wysp. Białe domki, błękitna woda, słońce – marzenie. I dwa bilety.
Nie powiedziałam mu nic. Zamiast tego zaczęłam przygotowania. Kupiłam walizkę, kilka letnich sukienek i kostium kąpielowy. Ukrywałam to wszystko w biurze, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Miałam plan: jeśli nie chce płacić za wakacje, to dostanie je… jako prezent. Ale na moich zasadach. Nie mogłam się doczekać jego reakcji!
Szczęka mu opadła
Czas do wyjazdu mijał szybko, a ja coraz lepiej bawiłam się w swoją małą grę. Mariusz nie podejrzewał niczego. Gdy pakowałam kosmetyki do podróżnej kosmetyczki, on siedział na kanapie i oglądał filmiki o tym, jak samodzielnie wymienić olej w samochodzie. Gdy przeglądałam oferty wycieczek na greckiej wyspie, on porównywał ceny narzędzi w internecie.
Największym wyzwaniem było spakowanie się w tajemnicy. Walizkę trzymałam w bagażniku samochodu, a ubrania i akcesoria podróżne przemycałam do niej po trochu, gdy Mariusz był w pracy. Wreszcie nadszedł dzień, kiedy miałam wszystko gotowe.
Na wieczór przygotowałam romantyczną kolację. Chciałam, żeby był w dobrym humorze, zanim podam mu niespodziankę. Usiadł do stołu, wziął łyk wina i spojrzał na mnie podejrzliwie.
– O co chodzi? – zapytał, unosząc brwi.
– Mam dla ciebie prezent – powiedziałam z uśmiechem i podałam mu kopertę.
Z marsową miną rozerwał papier i wyjął ze środka dwa bilety lotnicze.
– Co to jest? – zmarszczył czoło.
– Wakacje. W Grecji. Lecimy za dwa dni.
Patrzył na mnie, jakbym właśnie oznajmiła mu, że sprzedałam jego samochód.
– To jakiś żart? – rzucił, kręcąc głową. – Skąd na to wzięłaś pieniądze?!
Uśmiechnęłam się szeroko.
– O to się nie martw. Masz dwa dni, żeby się spakować.
Mina Mariusza? Bezcenna!
Postąpiłam wbrew jego zasadom
Mariusz siedział przy stole, trzymając bilety w rękach i gapiąc się na nie, jakby były fałszywe.
– Nie wierzę – mruknął. – Ty naprawdę to zrobiłaś?
– Owszem.
– I zapłaciłaś… czym?
– Kartą kredytową – powiedziałam lekko.
Mariusz aż się zakrztusił winem.
– Oszalałaś?! Wpakowałaś nas w długi na jakieś głupie wakacje?!
Westchnęłam. Wiedziałam, że tak zareaguje.
– Nie wpakowałam nas w długi, tylko zafundowałam nam zasłużony odpoczynek. Spłacę to, spokojnie.
– Nie zgadzam się! – warknął, odkładając bilety na stół. – Oddaj to, zrezygnuj, nie lecimy nigdzie.
– Nie ma zwrotów – skłamałam gładko.
Mariusz zacisnął usta, jakby próbował powstrzymać wybuch.
– Świetnie. Więc baw się dobrze. Ja zostaję.
Spodziewałam się tego. Wzruszyłam ramionami.
– Nie mam zamiaru prosić cię na kolanach. Ale jeśli myślisz, że mnie to powstrzyma, to się mylisz. Lecę sama.
Z jego twarzy zniknęła pewność siebie.
– Sama?
– Tak. Samotne wakacje w Grecji? Brzmi cudownie! – uśmiechnęłam się słodko.
Mariusz nie odezwał się już słowem. Wstał od stołu i wyszedł do garażu.
A ja? Poszłam do sypialni, wyjęłam walizkę i zaczęłam się pakować na oczach męża. Nie minęło pół godziny, zanim usłyszałam jego ciche:
– O której godzinie jest wylot?
Coś w nim pękło
Nie odpowiedziałam od razu. Chciałam, żeby Mariusz się trochę pomęczył, zanim usłyszy to, co chciał. Powoli składałam letnie sukienki i układałam je w walizce. Czułam na sobie jego spojrzenie, choć udawał, że go to nie obchodzi.
– Pytam, o której mamy wylot – powtórzył, siląc się na obojętność.
– Ja mam wylot o szóstej rano – odparłam z naciskiem. – Ale jeśli chcesz lecieć, to może jeszcze znajdę dla ciebie bilet… oczywiście w innej cenie.
– No pięknie! – prychnął. – Czyli nie dość, że zaciągnęłaś kredyt, to jeszcze miałbym płacić podwójnie?!
– Nie, Mariusz. Ty nie musisz płacić wcale. Zostajesz w domu, a ja spędzam cudowny tydzień w Grecji. Proste.
Usiadł na łóżku, zaciskając dłonie na kolanach. Widocznie walczył ze sobą, bo po chwili powiedział:
– A jeśli… jednak bym poleciał?
Nie mogłam się powstrzymać – triumfalnie się uśmiechnęłam.
– Och? A co z twoimi „ważniejszymi wydatkami”?
– No już, bez tych gierek. Lecimy razem czy nie?
– Oczywiście – rzuciłam niedbale. – Ale nie chcę żadnego marudzenia na miejscu. Zero komentarzy o stratach pieniędzy i oszczędzaniu. Albo lecisz i cieszysz się wakacjami, albo siedź w domu i pilnuj swoich śrubokrętów.
Patrzył na mnie chwilę w milczeniu.
– Idę się pakować – burknął w końcu i wyszedł z sypialni.
A ja? Uśmiechnęłam się szeroko. Mój plan zadziałał perfekcyjnie.
Może się wyluzuje
Gdy następnego dnia jechaliśmy na lotnisko, Mariusz był cichy. Milczał, ale widziałam, jak jego myśli kotłują się w głowie. Pewnie próbował sobie racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego jednak zdecydował się lecieć. Może obawiał się, że zostawienie mnie samej w Grecji to zbyt duże ryzyko? A może zwyczajnie bał się, że będzie żałować, gdy zobaczy moje zdjęcia z wakacji?
W samolocie wciąż był spięty. Ja natomiast rozkoszowałam się każdą chwilą. Siedząc przy oknie, patrzyłam, jak słońce powoli wschodzi nad chmurami. Czułam ekscytację – pierwszy raz od dawna miałam spędzić tydzień na beztroskim odpoczynku, bez myślenia o rachunkach, zakupach i codziennych obowiązkach.
Gdy wylądowaliśmy i wsiedliśmy do taksówki, która miała zawieźć nas do hotelu, Mariusz w końcu się odezwał.
– Ładnie tu – mruknął, patrząc przez okno na palmowe alejki i białe domki.
– Mhm – odpowiedziałam z satysfakcją.
Dopiero kiedy weszliśmy do pokoju, naprawdę go zatkało. Ogromne łóżko, balkon z widokiem na morze, szum fal w oddali.
– Ile to kosztowało? – zapytał z lekkim niepokojem w głosie.
– Mariusz – westchnęłam, podchodząc do okna. – Spójrz na ten widok. Poczuj to ciepło. Czy to naprawdę ma znaczenie?
Patrzył na mnie, a potem na błękitne morze rozciągające się przed nami. Po chwili westchnął ciężko i usiadł na łóżku.
– Chyba mogę się raz wyluzować… – powiedział w końcu.
Wtedy wiedziałam, że wygrałam.
Czyżby się zmienił?
Pierwszego dnia Mariusz był spięty. Siedział na plaży w koszulce i krótkich spodenkach, z założonymi rękami, jakby pilnował, żeby przypadkiem nie poczuć się zbyt dobrze. Zamiast zamówić drinka, skupił się na analizowaniu cen w restauracyjnym menu. Widziałam, jak walczy sam ze sobą, próbując udawać, że cały wyjazd to niepotrzebna fanaberia. Ale Grecja zrobiła swoje.
Już drugiego dnia wstał wcześniej ode mnie i poszedł na plażę, żeby „przejść się wzdłuż brzegu”. Potem zamówił kawę w hotelowym barze i nawet nie wspomniał o cenie. Trzeciego dnia – o dziwo – sam zaproponował, żebyśmy wynajęli skuter i zwiedzili wyspę. A potem stało się coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała.
Ostatniego wieczoru, gdy siedzieliśmy na tarasie hotelowej restauracji, wpatrując się w zachodzące słońce, Mariusz spojrzał na mnie z tym swoim zadziornym uśmieszkiem.
– Muszę przyznać… Miałem trochę racji.
Podniosłam brew.
– Racji?!
– Tak. Wakacje to faktycznie droga fanaberia. Ale… – nachylił się bliżej i spojrzał mi prosto w oczy – bez wątpienia warta każdej złotówki.
Roześmiałam się.
– Czyli przyznajesz, że miałam rację?
– Powiedzmy, że… następnym razem nie będziesz musiała używać karty kredytowej.
– Następnym razem? – powtórzyłam, udając zdziwienie.
– No chyba nie myślisz, że to były nasze ostatnie wakacje?
Jego mina, gdy zrozumiał, że dał się przekonać? Bezcenna!
Jagoda, 31 lat
Czytaj także:
„Chciałem mieć najpiękniejsze róże na osiedlu, więc nie szczędziłem kasy. Ale ludzka zazdrość nie zna granic”
„Ciężko pracowałam na awans, wyrabiając nadgodziny z szefem. Teraz zamiast na wymarzoną premię czekam na 800 plus”
„W pracy spotkałam moją dawną prześladowczynię ze szkoły. Miałam ją w garści, ale złożyła mi zaskakującą propozycję”