„Przy mojej idealnej siostrze ciągle czułam się jak Kopciuszek. Marzyłam, by życie wreszcie dało jej kopniaka”

Zazdrosna kobieta fot. Getty Images, AJ_Watt
„Młodsza siostra przewyższała mnie pod każdym względem. Szybciej wyszła za mąż, a do tego nieźle się ustawiła finansowo. Odkąd pamiętam, żyłam w cieniu siostry, stale jej zazdroszcząc. Snułam marzenia, co by było, gdybym to ja miała łatwiej”.
/ 23.04.2024 11:15
Zazdrosna kobieta fot. Getty Images, AJ_Watt

Od najmłodszych lat patrzyłam z zazdrością na moją siostrę Justynę. Przez wiele rzeczy. Byłam zazdrosna, że to ona jest oczkiem w głowie naszego ojca, że jest szczuplejsza ode mnie, bardziej podobała się chłopakom i miała piękne, długie włosy koloru ciemny blond. Nie mogłam się pogodzić z tym, że lepiej radziła sobie w szkole, a potem, że miała na tyle odwagi, by wybrać liceum z internatem w odległym Krakowie. Wybór studiów ekonomicznych także był powodem do zazdrości.

Nasze ścieżki życiowe powoli się rozchodziły. Ona od dawna wiodła miejskie życie, a ja, po skończeniu szkoły krawieckiej, pomagałam matce w jej pracowni, tkwiąc w naszej nudnej miejscowości. Justyna przestała być dla mnie bliską osobą, zniknęły moje ciepłe, siostrzane uczucia względem niej, ale zawiść wciąż rosła. Tkwiła w moim sercu niczym drzazga, coraz bardziej dając o sobie znać wraz z kolejnymi osiągnięciami młodszej siostry.

Czułam pogardę do samej siebie

Mimo iż moja siostra była młodsza o dwa lata, to właśnie ona jako pierwsza dostała pierścionek zaręczynowy, co jeszcze mocniej mnie przygnębiło. Ja mogłam co najwyżej oczekiwać zalotów paru chłopaków z sąsiedztwa, którzy między jednym kuflem piwa a drugim przechadzali się pod oknami rodzinnego domu. A moja młodsza siostra za niespełna miesiąc miała stanąć przed ołtarzem z inżynierem!

Co noc kręciłam się w łóżku, rozmyślając o wspaniałym życiu mojej siostry. Umierałam z zawiści, a równocześnie brzydziłam się sobą, że jestem taką jędzą. W końcu bliscy muszą się wspierać, a ja nie potrafiłam szczerze cieszyć się szczęściem Justyny. Dla mnie te nasze rodzinne więzy nie miały większego znaczenia.

Pamiętam pewien niefortunny wypad, chyba z zeszłego roku, gdy siostra zaprosiła mnie do swojego mieszkania w Krakowie. Kompletnie się tam pogubiłam, odnosiłam wrażenie, jakby kumple Justyny obgadywali mnie za moimi plecami, a jej facet spoglądał na mnie z wyższością. Choć kto wie, może to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle? Tak czy inaczej, od tamtej pory ani razu nie skorzystałam już z zaproszenia do niej.

Wiosną postanowiła nas odwiedzić. Spotkaliśmy się w ogrodzie, siostra prezentowała się olśniewająco. Zrzuciła parę kilo, zapuściła długie, falujące włosy sięgające nieomal pasa, miała na sobie stylowe ciuchy. W porównaniu z nią wyglądałam jak kopciuch. Zaciskałam pięści, żeby powstrzymać się od krzyku. Rodzice nie mogli oderwać oczu od Justyny, a ja byłam tylko od podawania i usługiwania wszystkim.

Maryniu, dolej kompotu, pokrój więcej jabłecznika, co z ciebie za pani domu? – mamusia potrząsnęła głową z niezadowoleniem, a ja od niechcenia poszłam w kierunku domu.

Ciągle tylko „Marysiu, zrób to” i „Marysiu, przynieś tamto”! Mam tak oklepane imię, że aż się prosi, żebym została wieczną drugoplanową postacią w tej rodzinie. Trzymając tacę zastawioną ciastem i szklankami kompotu, dotarłam z powrotem do sadu akurat w momencie, gdy moja siostra chwaliła się świeżo nabytym mieszkaniem.

– Tata Benka jest inwestorem budowlanym i dopiero co zafundował nam ogromny apartament z widoczkiem na rzekę – trajkotała bez przerwy, co chwila poprawiając swoje loki.

Poukładałam ciasto na paterze, jednocześnie starając się opanować emocje. Czułam w oczach łzy, a w głowie kłębiły się ponure myśli. Dlaczego los jest taki niesprawiedliwy? Dorastałyśmy wspólnie, a mimo to ona zawsze dostaje to, co w życiu najcenniejsze, a ja zostaję z niczym. Nie potrafiłam pozbyć się tych dręczących myśli.

Ślub mojej siostry okazał się dla mnie prawdziwą udręką. Justyna, ubrana w śnieżnobiałą suknię ślubną, składała małżeńską przysięgę swojemu przystojnemu wybrakowi, podczas gdy ja, w towarzystwie syna sąsiadów, pełniłam rolę stojącej za nimi druhny. Druhny pożeranej przez zazdrość! W trakcie przyjęcia weselnego jeden kieliszek szybko gonił drugi, mimo że do tej pory zawsze stroniłam od procentowych trunków. Konsekwencje takiego postępowania nie kazały na siebie długo czekać – zanim nadszedł czas na tradycyjne oczepiny, byłam już kompletnie pijana.

Może się przejdziemy, co ty na to? – zaproponował drużba, prowadząc mnie do drzwi.
Parsknęłam śmiechem i machnęłam ręką, zahaczając o tańczącą w pobliżu parę.

– Nieźle wstawiona jesteś, co? – zagaił Wojtek, prowadząc mnie w kierunku zarośniętej dróżki za salą weselną. – Chodź nad wodę, to szybko ci przejdzie – mówił, otaczając mnie ramieniem.

Nigdy nie był w moim typie, ale jakoś nie miałam ochoty się sprzeciwiać.

Tamtego wieczoru doskwierała mi wyjątkowa samotność i poczucie przegranej. Nie zaprotestowałam, gdy niezręcznie złożył pocałunek na moich ustach, ani gdy jego dłonie zawędrowały pod materiał mojej sukienki. Oddaliśmy się miłosnym uniesieniom na chłodnej, wilgotnej murawie. Całe moje ciało dygotało, nie tylko z zimna, ale i ze względu na dziwną obojętność, która mnie ogarnęła. Tak jakbym nic nie odczuwała, jakby moje życie toczyło się gdzieś obok. Zupełnie inne niż to, o którym zawsze marzyłam.

Wydaje mi się, że Wojtek nawet nie zauważył, że nie spełnia moich oczekiwań o idealnym facecie. Dalej pojawiał się u mnie wieczorami, wyciągał na potańcówki, wręczał mi piwonie zerwane z rabaty swojej mamy i częstował słodkościami.

– Wygląda na to, że trzeba szykować kolejne wesele – stwierdził mój tata, gdy jednej sierpniowej nocy nakrył nas na pocałunkach w sadzie.

Było mi to zupełnie obojętne

Gdy Wojtek, wykorzystując sprzyjającą sytuację, zwrócił się do mojego ojca z prośbą o zgodę na ślub ze mną, stałam odwrócona plecami, wpatrując się w mroczną ścianę drzew za naszym domem. Wszystko mi było obojętne. Dobrze wiedziałam przecież, że cokolwiek bym nie zrobiła ze swoim życiem, nigdy nie stanę się taka jak Justyna. Powtarzałam sobie w myślach: „Ona żyje jak w bajce, a ja jestem tylko niechcianym dodatkiem. Kopciuszkiem we własnej rodzinie, drugą, mniej wartościową córką”.

Mój ślub był kameralny i bez zbędnych fajerwerków, ale właśnie o coś takiego mi chodziło. Czułam się nieswojo, składając przysięgę małżeńską przed ołtarzem facetowi, do którego nic nie czułam.

– Miłość rozkwitnie wraz z upływem czasu – próbowała mnie podnosić na duchu moja mama, ale jakoś nie potrafiłam w to uwierzyć.

To fakt, Wojtek był w sumie porządnym facetem. Jego mama wychowała go na zaradnego i pracowitego mężczyznę, ale mimo wszystko ja nie czułam się z nim dobrze. Z każdym objawem miłości od męża ja coraz bardziej zamykałam się w swoim własnym świecie, pełnym rozgoryczenia, gdzie gościła tylko zawiść wobec siostry i obsesyjne rozmyślania o własnym pechu.

Relacje z teściową nie należały do najłatwiejszych. Była oziębła i opryskliwa, a do tego non stop pilnowała, czy aby nie próżnuję i obserwowała mnie na każdym kroku. Bardzo chciałam się stamtąd wynieść, ale dokąd mieliśmy się podziać? Mąż dostawał marne wynagrodzenie, pracując w lokalnym tartaku, a ja nie byłam zatrudniona nigdzie.

Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, ogarnęło mnie przerażenie. Zdawałam sobie sprawę, że teraz już na pewno nie zostawię męża, że nasze małżeństwo to już nie przelewki, że będziemy razem do końca życia. Snułam się z tym wielgachnym brzuszyskiem po kątach, a wtedy moja siostra postanowiła znów nas odwiedzić. Jak zwykle przyjechała wystrojona jak na pokaz mody, a na dodatek własnym autem.

– Dostałam od teściowej – przechwalała się, paradując po mieszkaniu, a za nią ciągnęła się cudowna woń jej drogich perfum.

Wyszłam stamtąd. Schowałam się w naszej sypialni i zaczęłam płakać. Kiedy Wojtek wrócił do domu, nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale okazał się bardziej domyślny, niż sądziłam. Zrozumiał, dlaczego płaczę.

– Ona żyje w zupełnie innej rzeczywistości, ale to wcale nie oznacza, że ma lepiej od ciebie – rzekł, próbując mnie przytulić. Gwałtownie się od niego odsunęłam.

– Daj mi spokój! – syknęłam. – Co ty wiesz o tym, jak wygląda moje życie? – załkałam, zanosząc się szlochem.

Ze względu na ciążę mąż usiłował mnie uspokoić, ale łzy ciekły mi po policzkach jeszcze przez dłuższy czas. Następnego dnia, kiedy Justyna wreszcie wyjechała, wpadła do nas z wizytą moja mama.

Nie powinnaś jej zazdrościć, w końcu to twoja rodzona siostra. Masz wspaniałego męża, niedługo zostaniesz mamą, czego więcej oczekujesz od życia? – spytała, ale nie miałam ochoty drążyć tego tematu.

W końcu zaznałam prawdziwego szczęścia

Czas leciał nieubłaganie. Na świat przyszedł Ignaś, zdrowy i silny synek, a ja wreszcie poczułam że jestem naprawdę szczęśliwa. Maluch przynosił mi tyle radości, że nawet moje spojrzenie na męża się zmieniło. „Świetnie sprawdza się w roli taty” – cieszyłam się w duchu, obserwując jak przewija i myje naszego synka. Rytm naszego życia zaczął wyznaczać rozwój dziecka. Pierwsze ząbki, słówka wypowiedziane przez malucha, samodzielne stawianie kroków.

Półtora roku po narodzinach Ignasia ponownie zaszłam w ciążę. Tym razem na świat przyszła moja córeczka, Jowita. Była uroczym, zdrowym i radosnym bobaskiem, zupełnie jak jej starszy braciszek. Moja teściowa przeszła niewiarygodną przemianę – zaczęła mnie wspierać w opiece nad maluchami, a nasze relacje znacznie się ociepliły. Spędzałyśmy razem miłe popołudnia i polubiłyśmy swoje towarzystwo. Kiedy Ignacy skończył czwarty rok życia, teściowa zaproponowała, żebym poszła do pracy.

– W urzędzie pocztowym szukają pracownika, znam się dobrze z naczelnikiem, mogłabym cię zarekomendować. Ja zaopiekuję się dzieciakami, a ty wyjdziesz do ludzi, zadbasz o siebie, odpoczniesz trochę od domu – przekonywała mnie.

Przystałam na tę propozycję i niedługo później rozpoczęłam pracę. Z początku ciężko było się odnaleźć, ale po pewnym czasie oswoiłam się z sytuacją, a nawet poczułam satysfakcję z wykonywanego zajęcia. Miałam własne pieniądze, zaczęłam o siebie dbać i straciłam na wadze. Pewnego dnia, zaraz powrocie z pracy, w drzwiach stanęła moja siostra.

Gdy siostrzyczka przyszła do mnie, a nie do naszych rodziców, na początku zaniemówiłam. Justyna wyglądała okropnie, jak swój własny cień. Zaparzyłam nam kawę i usadowiłyśmy się na werandzie. W powietrzu unosił się kojący aromat kwitnącego nieopodal jaśminu, ale po krótkiej pogawędce obie płakałyśmy. Siostra wyznała mi, że Beniamin ją zostawił, że jej świat runął w jednej chwili jak domek z kart.

– Porzucił mnie, bo zakochał się w swojej asystentce. Błagałam go, aby dał nam jeszcze jedną szansę, żebyśmy spróbowali to naprawić. Powiedziałam nawet, że puszczę w niepamięć jego zdradę, a on jak zareagował? Zadrwił z moich uczuć. Oznajmił mi, że od dłuższego czasu nic do mnie nie czuje i pragnie zakończyć nasze małżeństwo – zwierzała się Justyna.

– Nie płacz, jakoś to będzie – starałam się ją pocieszyć.

Nigdy nie byłam dobrą siostrą

Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że od dawna żyła niczym ptaszek zamknięty w klatce, choć pozłacanej. Opuszczona przez innych, w otoczeniu przepychu, lecz pozbawiona miłości.

Ukradł mi siedem lat z życia, a teraz zepchnął na margines, jakbym była jakimś zużytym, zbędnym gratem – moja siostra wybuchnęła głośnym płaczem.

Tego dnia rozmawiałyśmy ze sobą godzinami. Czas zleciał nam szybko, a gdy nastała noc, wciąż siedziałyśmy obok siebie na werandzie, otoczone wonią kwitnącego jaśminu. Pierwszy raz od bardzo dawna byłyśmy tak blisko. W końcu przełamałam się i powiedziałam jej wprost, że jej zazdrościłam. Ku mojemu zaskoczeniu, parsknęła śmiechem.

– Ty mi zazdrościłaś? No to jesteśmy kwita, bo ja tobie też. Zawsze uważałam cię za radosną i serdeczną dziewczynę, której niewiele potrzeba do pełni szczęścia. A ja? Ja wiecznie za czymś goniłam, próbowałam dosięgnąć rzeczy będących poza moim zasięgiem. I zawsze miałam wrażenie, że to, czego pragnę, ucieka mi sprzed nosa – westchnęła Justyna, a na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech.

Tamten wieczór miał dla mnie ogromne znaczenie. Łzy lały się strumieniami, a emocje sięgały zenitu, jednak gdzieś w głębi kiełkowała nadzieja. Dotarło do mnie, jak bardzo byłam niemądra, pozbawiona empatii i skupiona wyłącznie na sobie. Złożyłam sobie wtedy solenne przyrzeczenie, że od tej chwili będę dla Justyny prawdziwą siostrą. Skończę z byciem złośnicą, zazdroszczącą jej dosłownie wszystkiego. Wielka szkoda, że musiało ją spotkać takie nieszczęście, abym wreszcie zrozumiała, jak wiele dla mnie znaczy. W końcu łączą nas siostrzane więzy…

Kolejnego poranka odwiedziłam do męża w pracy, zabrałam ze sobą kawę i kanapki. Rzucił mi zdziwione spojrzenie i w tym momencie zdałam sobie sprawę, ile bólu mu zadawałam swoją obojętnością. Ale chyba wydoroślałam, nabrałam rozumu i wreszcie doceniam to, co posiadam. A przecież mam naprawdę dużo.

Maria, 31 lat

Czytaj także:
„Teściowie mieli moje dzieci za wnuki drugiego sortu. Dzieci szwagra spały na kasie, moje od dziadków dostawały ochłapy”
„Mąż trzymał łapę na kasie i wyliczał mi pieniądze na zakupy. Na emeryturze się zbuntowałam i założyłam osobne konto”
„Szybko zostałam wdową i nie wiedziałam, jak żyć. Podczas drugiego ślubu czułam, jakbym zdradzała pierwszego męża”

Redakcja poleca

REKLAMA