Moje relacje z teściami od początku były bardzo napięte. Rodzice Tomka tak naprawdę nigdy mnie do końca nie zaakceptowali i na każdym kroku dawali odczuć, że nie spełniam ich oczekiwań. Pogodziłam się z tym i z czasem nawet przestało mi to przeszkadzać. Jednak było coś, co zawsze działało mi na nerwy. To były relacje teściów z moimi dziećmi. Rodzice Tomka traktowali je jak wnuki gorszej kategorii. A tego nie byłam już w stanie zaakceptować.
Moje dzieci były gorsze od dzieci szwagra
W tym roku Święta Wielkanocne mieliśmy spędzić u moich teściów. Taka była nasza rodzinna tradycja — każdego roku święta organizował ktoś inny, a cała reszta rodziny służyła jedynie wsparciem i pomocą. Teraz była kolej rodziców Tomka, co wcale mi się nie podobało.
— To tylko dwa dni, jakoś damy radę — przekonywał mnie mój mąż.
Tomek doskonale wiedział, że spędzanie czasu z jego rodzicami nie należy do moich ulubionych zajęć.
— Oczywiście, że dam radę — odpowiedziałam. — Ja zawsze jakoś daję radę — dodałam z ironią.
I dokładnie tak myślałam. Przez tyle lat małżeństwa z Tomkiem zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że nigdy nie będę ulubioną synową teściów. Co więcej — nie przeszkadzało mi już nawet to, że jawnie dają mi do zrozumienia, że nie przepadają za mną. Ale cóż, tak czasami jest. Denerwowało mnie coś zupełnie innego.
— Dzieciaki też to jakoś wytrzymają — powiedział Tomek, od razu domyślając się, o co tak naprawdę mi chodzi.
To było właśnie to, co najbardziej mnie irytowało. Niechęć teściów do mnie przeszła na nasze dzieci. Marcin i Martynka od samego początku byli wnukami gorszej kategorii. Teściowie rzadko dawali im prezenty, a jeżeli już, to jakieś tanie zabawki z popularnych dyskontów. Rzadko też do nich dzwonili, aby zapytać, co słychać lub życzyć powodzenia na kartkówce albo klasówce.
I może nie byłoby w tym nic dziwnego — przecież dziadkowie bywają bardzo różni. Ale ja miałam porównanie z dziećmi szwagra. Bliźniaki brata mojego męża dostawały od rodziców Tomka wszystko to, na co nie mogły liczyć moje dzieciaki. W tym przypadku teściowie nie tylko interesowali się edukacją czy pasjami wnuków. Różnicę w traktowaniu było widać także w prezentach. Dzieci szwagra za każdym razem dostawały od dziadków grube koperty z pieniędzmi lub zabawki z górnej półki. Moje tylko na to patrzyły ze smutną miną. A mnie było najzwyczajniej przykro, że moje dzieciaki są traktowane jak piąte koło u wozu.
Nie mogłam na to patrzeć
Ustaliliśmy z Tomkiem, że spędzimy u teściów tylko jeden dzień. Na to mogłam się zgodzić — tym bardziej że nie chciałam wywoływać sprzeczek pomiędzy mężem a jego rodzicami. Jednak szybko pożałowałam swojej decyzji. Już od progu poczułam, że moje dzieci są traktowane w inny sposób niż dzieci szwagra. Spotkaliśmy ich przed domem teściów i razem weszliśmy do środka.
— O, są moje aniołeczki — wykrzyknęła teściowa na widok bliźniaków. I od razu zaczęła ich przytulać i całować.
Marcin i Martynka stali grzecznie i cierpliwie czekali na chwilę uwagi ze strony babci. Nic nie mówili, ale ja widziałam, że jest im najzwyczajniej przykro, że babcia ich nie zauważa. Na szczęście sytuację nieco uratował teść, który podszedł do moich dzieciaków i żartobliwie poczochrał ich po głowach.
— I jak tam leci? — zapytał z uśmiechem.
Dzieciaki od razu się rozchmurzyły i zaczęły opowiadać o szkole, znajomych i zajęciach pozaszkolnych. Marcin bardzo wkręcił się w szachy, a Martynka marzyła o dostaniu się do szkolnej drużyny akrobatyki. Aż miło było patrzeć na to, z jaką pasją i zaangażowaniem dzieliły się swoim życiem z dziadkiem. Niestety nie trwało to długo. Teściowa w końcu odkleiła się od dzieci szwagra i łaskawie spojrzała na Marcina i Martynę.
— A u was co słychać? — zapytała.
Jednak nie była w stanie ukryć tego, że w sumie niewiele ją to interesuje. Dzieciaki szybko to wyczuły, bo tylko mruknęły coś pod nosem. Tomek spojrzał na nie surowo, ale nic nie powiedział. Pewnie i jemu było przykro, że jego matka ma tak różny stosunek do swoich wnuków.
Nawet tego nie ukrywali
Urodziny Marcina i bliźniaków szwagra wypadały w tym samym miesiącu. Dlatego też postanowiliśmy, że w tym roku zorganizujemy je w jednym terminie.
— No nie wiem, czy to dobry pomysł — zawahałam się podczas rozmowy z mężem. Nie wiem dlaczego, ale miałam jakieś złe przeczucia.
— Dlaczego? — zapytał Tomek. — Ja tu widzę same korzyści. Przede wszystkim będzie taniej — powiedział. Tutaj akurat miał rację. Wynajęcie sali na dziecięcą imprezę na pewno nie było tanie. A do tego jedzenie, napoje, animator czy różne atrakcje — to wszystko kosztowało. A podzielenie tych kosztów na dwie rodziny wydawało się dobrym pomysłem.
— Może masz rację — w końcu przyznałam mu rację. „Przestań się martwić na zapas” — upomniałam się w myślach.
Żeby zapomnieć o złych przeczuciach, to od razu wzięłam się za planowanie tej dziecięcej imprezy. W ciągu kilku tygodni udało się wszystko zaplanować i zapiąć na ostatni guzik. Nie pozostawało nic innego, jak tylko czekać na imprezę. Wszystko zaczęło się zgodnie z planem — goście dopisali, jedzenie było dobre, animatorka doskonale radziła sobie z kilkulatkami, a dzieciaki wydawały się być bardzo zadowolone.
— Mamo, mamo, to najlepsza impreza urodzinowa, jaką do tej pory miałem — ekscytował się Marcin.
Poczułam się najszczęśliwszą matką na świecie. I wszystko toczyło się zaplanowanym torem do momentu pojawienie się rodziców Tomka.
— Babcia, dziadek! — usłyszałam wesołe wołanie jednego z bliźniaków.
Odwróciłam się i zobaczyłam wchodzących teściów. W rękach trzymali kilka toreb z prezentami. Dodatkowo teść wyjął z kieszeni dwie koperty. A ja od razu zrozumiałam, jak to się skończy. I wcale się nie pomyliłam. Największe prezenty dostali bliźniacy. W każdej z toreb było duże opakowanie klocków lego i samochód na baterie. Marcinowi zaświeciły się oczy, bo był przekonany, że podobny podarek także trafi w jego ręce. Jednak mocno się rozczarował.
Najtańsze zabawki z dyskontu
— A to dla ciebie — powiedziała teściowa, wręczając mojemu synowi niewielką torebkę. Od razu było wiadomo, że niewiele mogło się w niej zmieścić.
Marcin otworzył torbę i wyjął zawartość.
— Dziękuje — wydukał. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał się rozpłakać. W torebce była maskotka i mazaki.
— Nie ma za co — odpowiedziała teściowa i od razu odwróciła się w stronę bliźniaków.
W tym samym momencie do tej trójki podszedł teść i wręczył dzieciom szwagra dosyć grube koperty. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby domyślić się ich zawartości. Zerknęłam na swoje dziecko. Marcin stał na tyle blisko, żeby wszystko widzieć. Na jego twarzy malował się taki smutek, że myślałam, że pęknie mi serce. Poszukałam wzrokiem Tomka. On też to wszystko widział. I także wydawał się rozczarowany postawą swoich rodziców. Szybko podszedł do Marcina i mocno go objął.
— Wszystkiego najlepszego — powiedział czule. A potem pożegnał się i powiedział, że musi na chwilę wyjść.
Wrócił po kilkudziesięciu minutach. W rękach dzierżył wielkie pudło, z którego wystawały klocki lego.
— A to twój prezent — powiedział do syna.
Marcin aż zapiszczał z radości. W kartonie były nie tylko jego wymarzone klocki, ale też koparka na baterie i koperta z pieniędzmi. „Kocham cię” — wyszeptałam do Tomka. A on tylko się uśmiechnął i czule mnie objął.
Urodziny naszego syna okazały się bardzo udaną imprezą. I to pomimo tego, że dziadkowie kolejny raz nie stanęli na wysokości zadania. Tak naprawdę to mój mąż uratował radość dziecka, które przecież nie zasłużyło sobie na to, że było traktowane jak wnuk gorszej kategorii. Bardzo dobrze zachował się też szwagier, który wręczył Marcinowi elektroniczny zegarek.
A rodzice Tomka? Przez całą imprezę nadskakiwali bliźniakom i zupełnie nie zauważali Marcina. Jednak starałam się o tym nie myśleć. Dla mnie najważniejsze było to, że mój syn miał wspaniałą imprezę urodzinową, która sprawiła mu mnóstwo frajdy. I jeżeli jeszcze kiedyś myślałam, że rodzice Tomka zmienią swoje nastawienie do mnie i do moich dzieci, to ostatnie wydarzenia dobitnie pokazały mi, że raczej nie mogę na to liczyć.
Czytaj także:
„Ukochany wciskał mi kit o babci, o którą się troszczy. Odkryłam, że ta staruszka ma smukłe ciało i zabawia go w łóżku”
„Wnuczka podlizuje się, bo liczy na moje mieszkanie w spadku. Nic nie dam tej dwulicowej smarkuli”
„Miał być ślub i piękne życie, a jest dziecko mojego narzeczonego z kochanką. Wydało się miesiąc przed weselem”