„Mąż trzymał łapę na kasie i wyliczał mi pieniądze na zakupy. Na emeryturze się zbuntowałam i założyłam osobne konto”

kobieta z kartą kredytową fot. Adbe Stock, ArtSys
„Jak mogłaś zrobić to bez mojej zgody? – niewiele brakowało, a Janek by się zagotował. Nie mógł podnieść się z łóżka, bo wciąż był zbyt osłabiony. Miałam już serdecznie dość jego głupiego podejścia do pieniędzy i kiedy trafił do szpitala, postanowiłam w końcu wziąć sprawy w swoje ręce”.
/ 19.04.2024 07:15
kobieta z kartą kredytową fot. Adbe Stock, ArtSys

Janek to dobry facet, chociaż jak każdy człowiek ma swoje wady i dziwactwa. Niemniej przez przeszło cztery dekady, bo tyle już trwało nasze małżeństwo, zdążyłam się do pewnych rzeczy przyzwyczaić – ale nie do wszystkich.

Miał fioła na punkcie pieniędzy

Całe życie oboje pracowaliśmy zawodowo, aczkolwiek ja miałam trochę przerw związanych z urodzeniem i wychowywaniem dzieci. Doczekaliśmy się córki i dwóch synów – dawno wyfrunęli z rodzinnego gniazdka i rozjechali się w różne strony kraju. Mamy świetny kontakt, ale nie ukrywam, że na co dzień bardzo mi ich brakuje. Cóż, taka jest kolej rzeczy.

Janek sprawdził się jako ojciec – jako mąż również. Miewamy lepsze i gorsze chwile, niemniej najczęstszą przyczyną kłótni są pieniądze. Otóż mąż z nieznanych mi przyczyn nie znosi trzymać ich w banku. Kiedy na konto przychodzi emerytura – czy to jego, czy moja – od razu biegnie do bankomatu i wszystko wypłaca. Tak samo było z naszymi wypłatami. Ma swoje kryjówki w mieszkaniu, gdzie upycha banknoty, a na bieżące wydatki wydziela określone kwoty. Doprowadza mnie to szału, bo w żaden sposób nie da się mu przemówić do rozsądku.

Dzieci także próbowały rozmawiać z nim na ten temat, ale bezskutecznie. Janek jest uparty niczym osioł.

– To jedna wielka szajka złodziejska – odkąd pamiętam, tak właśnie wypowiadał się o bankach.

Przekonanie go do tego, że pieniądze przechowywane w przysłowiowej skarpecie tracą na wartości, jest po prostu niemożliwe – nie wspominając już o kwestiach dotyczących bezpieczeństwa.

– A gdyby było włamanie i wszystko by nam ukradli? – kiedyś go zapytałam, czy brał w ogóle pod uwagę taką ewentualność.

Wzruszył jedynie ramionami i odparł, że jak zwykle z igły robię widły.

Nieustannie bagatelizował problem

Janek miał problemy z sercem i ciśnieniem. W przeddzień swoich 50. urodzin dostał zawału. Od tamtej pory bardziej na siebie uważał, a przede wszystkim zmienił nawyki żywieniowe i zaczął prowadzić bardziej aktywny tryb życia.

Od dawna mu tłumaczyłam, że zdrowe jedzenie jest naprawdę smaczne, ale było to niczym walenie grochem w ścianę. Dopiero kłopoty z sercem zmusiły go do zamiany schabowego i ziemniaków polewanych tłuszczem na warzywa i delikatne mięso pieczone lub gotowane na parze. Zaczął też się więcej ruszać. Spacery na stałe wpisały się w naszą codzienną rutynę. Miewał jednak skoki ciśnienia, które potrafiły nieźle dać mu w kość. Któregoś dnia wróciłam z zakupów i zastałam go leżącego na kanapie. Z trudem łapał oddech i był blady jak ściana.

– O mój Boże, co się dzieje? – od razu strasznie się zdenerwowałam.

Zmierzyłam mu ciśnienie, miał bardzo wysokie.

– Halinka, źle się czuję – stęknął niemrawo.

– Dzwonię po karetkę.

– Daj spokój, nie trzeba… – spróbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie i upadł.

Natychmiast wezwałam pogotowie. Przyjechali szybko i zabrali go do szpitala. Uznałam, że powiadomię dzieci, jak sama już dotrę na miejsce i dowiem się, co mu dolega. Wieści nie były niestety dobre – drugi zawał. Lekarz mnie poinformował, że trafił do szpitala dosłownie na ostatni gwizdek. Jego stan był poważny, ale nie zagrażał życiu.

Musiałam nieco ochłonąć, żeby na spokojnie przekazać córce i synom wiadomość o tym, co przytrafiło się ich ojcu. Obiecali, że przyjadą najszybciej, jak tylko będą mogli. Wiem, że dla Janka takie wsparcie jest niezmiernie ważne – tak samo zresztą, jak i dla mnie. Perspektywa spotkania się z dziećmi podnosiła na duchu – szkoda jedynie, że w takich przykrych okolicznościach.

Wzięłam sprawę w swoje ręce

Po kilku dniach Janek czuł się już znacznie lepiej. Wstawili mu dwa stenty. Miał w szpitalu spędzić jeszcze kilkanaście dni. Obawiałam się przyszłości – jak by nie patrzeć, zawał to poważna sprawa, a my młodzieniaszkami nie byliśmy. Pomimo tego starałam się nie pogrążać w czarnych myślach. Ania, moja córka, doradziła, żebym się czym zajęła.

– Mamo, to trudne, ale nie możesz się tak biczować – oczywiście miała rację.

Zabrałam się zatem za porządki. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale sprzątanie zawsze działało na mnie uspokajająco. Przy tej okazji wpadłam na pewien pomysł. Wreszcie jest okazja, aby ogarnąć temat pieniędzy skrupulatnie chomikowanych przez Janka. Jest w szpitalu, więc tym razem on nie miał nic do gadania, a to przecież nasze wspólne środki. Nie mieliśmy rozdzielności majątkowej, w związku z czym miałam do nich identyczne prawo, co on.

Rzecz jasna wszystkie skrytki były mi doskonale znane. Po ich opróżnieniu nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Uzbierała się pokaźna sumka – najwyższa pora, żeby zaczęła na siebie pracować. W tym celu założyłam konto oszczędnościowe. Znaczna większość pieniędzy wylądowała właśnie tam, resztę natomiast wpłaciłam natomiast na bieżący rachunek, aby było na codzienne wydatki.

Jankowi się to nie spodobało

Wolałam przygotować męża, na to, co go czeka. Podczas odwiedzin w szpitalu spokojnie oznajmiłam, iż założyłam konto oszczędnościowe.

– Postanowiłam też, że od tej pory będziemy je zasilać regularnie wpłatami z naszych emerytur – tak oto zakończyłam swoją wypowiedź.

Mina Janka mówiła sama za siebie.

– Jak mogłaś zrobić to bez mojej zgody? – był wściekły, ale zarazem zbyt osłabiony, aby dać upust złości.

– Mój drogi, ty nigdy nie konsultowałeś ze mną tego, co wyczyniasz z pieniędzmi, więc po tylu latach nadeszła moja kolej – utrzymanie emocji na wodzy wcale nie było proste.

Być może wybrałam nie najlepszy moment na poinformowanie Janka o moich działaniach, ale przynajmniej będzie miał czas na przetrawienie tego. Naturalnie był wielce niezadowolony, ale oświadczyłam, że ani mi się śni ustąpić – nawet gdyby miał się do mnie nie odzywać.

– Poza tym pragnę ci przypomnieć, że to ja od ponad czterdziestu lat robię zakupy i opłacam rachunki – dodałam.

Burknął coś pod nosem, po czym stwierdził, że jest śpiący i chce odpocząć.
Po wyjściu męża ze szpitala przez kilka dni panowała pomiędzy nami dość napięta atmosfera. Janek nie był chętny do konstruktywnych rozmów. Wypominał mi tylko, że na stare lata oszalałam.

– Nie pozwolę się obrażać – rzuciłam krótko.

Zajęłam się własnymi sprawami i odzywałam do niego wtedy, gdy nie było innego wyjścia. Potrzebował jednak mojej pomocy, więc długo się nie boczył.

– Wiesz, Halinka – powiedział pewnego dnia przy obiedzie – ja to bym przepadł bez ciebie.

– No co ty? – uśmiechnęłam się i uderzyłam w żartobliwy ton.

– Może i durny byłem z tymi pieniędzmi – słyszałam, że mówi to szczerze. – Trochę poczytałem i chyba z tym kontem to nie najgorsze rozwiązanie.

– Też tak uważam – przytaknęłam.

– No i przepraszam – przyznam, iż czekałam, aż to słowo padnie z jego ust.

Janek przekonał się, że płacenie kartą i uiszczanie opłat przez internet jest wygodniejsze i pozwala zaoszczędzić sporo czasu – nawet na starość da się opanować pewne umiejętności.

Czytaj także:
„Narzeczony naciskał na ślub, a potem zostawił mnie przed ołtarzem. Wszystkim wmówił, że zaręczyny to tylko mój wymysł”
„Rodzina traktowała nasz domek na Mazurach jak darmowy hotel. Miałam dość tej bandy darmozjadów”
„Po ślubie z oczu spadły mi różowe okulary. Zamiast troskliwego męża, zobaczyłam śmierdzącego lenia”

Redakcja poleca

REKLAMA