„Przez sąsiadkę-panikarę omal nie straciłam szansy zobaczenia się z bliskimi. Wymyśliła sobie swoje wielkie teorie dziejów”

kobieta w średnim wieku fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Radość rozpierała serce, gdy patrzyło się na to, jak świetnie młodzi dają sobie radę w życiu. Syn miał już posadę, a synowa uczęszczała na kurs angielskiego, do tego wieczorami dorabiała sprzątając biurowce. Jola nie chciała wierzyć w te wszystkie rewelacje, które jej przekazywałam”.
/ 21.06.2024 13:15
kobieta w średnim wieku fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Przyznam ze wstydem, że z początku cieszyłam się jak dziecko z cukierka, że całe mieszkanie mam wyłącznie dla siebie. W końcu w nocy mogę spać ile dusza zapragnie, bo dziecko mnie nie wyrywa ze snu.

Posprzątam sobie raz a dobrze i tak już zostaje – nigdzie nie walają się porozrzucane klocki i maskotki, o które można się potknąć. Nie ma też stosów przepoconych ciuchów piętrzących się w łazience ani gór brudnych talerzy i garnków zalegających w zlewie. Nikt mi też nie chodzi za plecami po kuchni, nie grzebie w szafkach i podczas jedzenia obiadu nie wykłada na talerzu wianka z zielonej pietruszki, którą pracowicie wyławiał z zupy.

Obiad dla jednej osoby to prawie nic

Na początku, kiedy przyrządzałam jakieś danie, to zawsze mi sporo zostawało i potem jadłam resztki przez parę dni z rzędu.

Helka, pewnie ci smutno, co? – zagadywała mnie sąsiadka. – W podeszłym wieku być samotną to nic fajnego. Współczuję ci.

– Daj spokój, Jolu, przecież nie jestem aż tak stara – odpowiadałam wymijająco.

Świetna z niej babka, ale straszna plotkara! Jakbym jej powiedziała, że fajnie mi samej, to od razu by poleciała rozgadywać po okolicy, że jestem wyrodną matką. Na co mi takie gadanie? Poza tym popierałam plan syna i synowej, żeby szukali lepszego życia za granicą. Gorzej jak tutaj to już być nie będzie, a Anglia to przecież nie koniec świata i jak im nie wyjdzie, to zawsze mogą przyjechać z powrotem. W takim wypadku znów przeniosę swoje graty do najmniejszego pokoju i jakoś damy radę…

– Szczerze mówiąc, to też nie potrafię zrozumieć, jak mogłaś zgodzić się na to, aby dzieciaki pokonały taką trasę – ilekroć się spotykałyśmy, moja sąsiadka zawsze musiała dorzucić swoje trzy grosze. – W dodatku z twoim wnukiem jedynakiem! Ja chyba nie przeżyłabym czegoś takiego.

No więc po pierwsze, zupełnie tak, jakbym miała w tej sprawie coś istotnego do powiedzenia. Po drugie, nie wyruszyli w ciemno, ale do dobrych znajomych, praktycznie na gotowe. I po trzecie, jestem z nich ogromnie dumna, że postanowili wziąć sprawy we własne ręce, zamiast przesiadywać ze mną w jednym pomieszczeniu niczym dzieciaki Jolki i użalać się, że robota kiepsko płatna, bez perspektyw i w dodatku na umowach śmieciowych.

Moja sąsiadka coraz częściej do mnie zaglądała, raz niby po cukier, bo jej się skończył, innym razem spytać, czy czasem listonosz już nie przechodził...

Na początku brałam ją za szpiega

Starałam się unikać kontaktu, ale pewnego razu wpadła do mnie zwyczajnie zła i po prostu zażądała, żebym zaparzyła jej kawę, bo inaczej chyba oszaleje.

– Ale ty to masz fajnie, Helka – westchnęła, biorąc pierwszego łyka napoju. – Ależ u ciebie tu cisza i spokój.

Machnęłam ręką.

– A co niby? Nie będę wiecznie harowała w domu jako sprzątaczka. Ledwo tyłek na kanapie przysiądziesz, żeby odcinek ulubionego serialu obejrzeć, a tu pilot znika, bo się okazuje, że jest jakiś ważny pojedynek piłkarski.

– Sądziłam, że macie dwa telewizory – wymamrotała.

– Mięliśmy! – prychnęłam ze złością. – Aż Kamil postanowił potestować nowy zestaw klocków na ekranie plazmy i teraz mamy jeden.

Gdy tak siedziałyśmy, popijając tę kawę, czas przestał mieć znaczenie. Minęło pewnie z dwie godziny, a nam wciąż nie brakowało tematów. Bo wiadomo, dwie babki mniej więcej w tym samym wieku zawsze znajdą wspólny język... I od słowa do słowa, tak jakoś wyszło, że po pewnym czasie zaczęłyśmy się kumplować. Całkiem zapomniałam, co znaczy mieć dobrą znajomą niedaleko!

Nie chodzi tylko o pogawędki

Wcześniej nigdy nie miałam na to ochoty, jednak ostatnio coraz częściej wybierałyśmy się razem do kina lub na jakiś wernisaż. Okazało się, że wcale nie jestem aż tak wiekowa, jak zaczęło mi się wydawać – życie nadal może mnie czymś zaskoczyć.

Jola zachęciła mnie, żebym kupiła sobie komputer, a później podłączyła internet, bo przecież skąd mogłam wiedzieć o istnieniu czegoś takiego jak Skype, dzięki któremu mogę nie tylko usłyszeć głos bliskich przez telefon, ale także ich zobaczyć. No cóż, nowoczesne technologie to naprawdę niesamowita rzecz!

Radość rozpierała serce, gdy patrzyło się na to, jak świetnie młodzi dają sobie radę w życiu. Syn miał już posadę, a synowa uczęszczała na kurs angielskiego, do tego wieczorami dorabiała sprzątając biurowce.

Kamilowi udało się bez kłopotu dostać do przedszkola. To ciekawe, że u nas brakowało dla niego miejsca – zastanawiam się, jak tym Brytyjczykom udaje się zapewnić opiekę wszystkim dzieciom? Serio, fajnie mieć rodzinę blisko siebie, ale jeszcze fajniej wiedzieć, że mają przed sobą przyszłość.

Jola nie chciała wierzyć, kiedy jej mówiłam, że tam, na Wyspach, para z dzieckiem koniecznie musi mieć pokój dla malucha, osobną sypialnię dla siebie i salon. Takie są przepisy.

Chyba kpisz, Helenka – sąsiadka spoglądała na mnie, jakby zobaczyła kosmitę. – U moich dwoje dzieci gnieździ się w ciasnocie, a nikomu to nie przeszkadza! Niekiedy wydaje mi się, że największą przysługę swoim bliskim wyświadczę, kiedy w końcu kopnę w kalendarz...

– Myślisz, że bez twojej renty nagle zaczną opływać w luksusy? Daj spokój, Jolka.

Przez dobre pół godziny zaśmiewałyśmy się z tej sytuacji, no bo co nam pozostało? Cóż, taki los! Dzieciaki w tym roku stwierdziły, że już najwyższa pora, abym ich odwiedziła. Szczerze mówiąc, to mnie trochę przerasta… Jak tylko o tym pomyślę, to aż czuję ból brzucha, chyba lepiej by było, gdyby oni do mnie przyjechali na lato.

Sama panicznie boję się katastrof, a bliskim ciągle powtarzam, żeby latali samolotami?! No więc powolutku zaczynałam się przygotowywać do swojego debiutu w powietrzu, kiedy nagle bum! – Brexit jak grom z jasnego nieba.

No jasne, że coś mi dzwoniło o zbliżającym się głosowaniu, w końcu może i mam swoje lata, ale nie mieszkam na innej planecie i jakieś pojęcie o tym, co się dzieje na świecie, to mam. Tyle że ostatnimi czasy w polityce, i tej naszej, i europejskiej, a nawet globalnej, zrobiło się tak dziwacznie, że człowiek jednym uchem słucha, a drugim to puszcza mimo uszu, bo odnosi wrażenie, że pół z tego to jakieś dmuchanie w gwizdek i judzenie jednych przeciwko drugim.

Aż tu nagle pod koniec czerwca, ni stąd, ni zowąd, wpada do mnie Jola i drze się wniebogłosy, ledwo przekraczając próg, że Wielka Brytania postanowiła opuścić Unię Europejską. Odchodzą i to na bank odbije się na naszych rodakach, którzy żyją na Wyspach.

Jej córcia i zięciunio od samego rana trąbią o tym na prawo i lewo, ciesząc się w duchu, że nie poszli w ślady moich dzieciaków. Ja tam trochę poczytałam w tym całym internecie, posłuchałam, co gadają w radiu i doszłam do wniosku, że nie ma co robić paniki na zapas.

Ich parlament i tak musi najpierw zatwierdzić wyniki referendum, a wcale nie jest przesądzone, że to zrobi.

Po co mam sobie zawracać głowę

Wiadomo, że nieudacznicy znajdują sobie jakiś pretekst do radości, żeby poczuć się lepiej. Nic w tym zaskakującego. Po paru dniach Jola przyszła z gazetą w ręku i oznajmiła:

– Spójrz tylko! Zaczęły się ataki na naszych rodaków, jakieś ulotki, napisy na ścianach, żeby wracali do swojego kraju. Nie chcę nic sugerować, Helka, ale twoi bliscy nie mają tam lekko – stwierdziła. – Ja na twoim miejscu szykowałabym się na ich powrót do domu, zamiast planować jakieś dalekie wojaże!

„Ona chyba ma rację – przeszło mi przez myśl. – Może faktycznie lepiej odłożyć te fundusze, które miały iść na podróż? Jeżeli syn z rodziną zdecyduje się wrócić, to każda zaoszczędzona złotówka się przyda…".

Zdecydowałam się skontaktować z dziećmi przez Skype'a, żeby dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak wygląda sytuacja. Bo przecież kto będzie lepiej zorientowany niż Paulina i Bartek?

Kiedy opowiedziałam synowi o swoim genialnym planie, tylko popukał się w głowę i stwierdził, że chyba oszalałam. W tym samym momencie kupił już bilety i przesłał mi je na maila!

Mimo wszystko cały czas miałam wątpliwości. „A co jeśli to nie jest dobry pomysł?" – zastanawiałam się.

– Przywołam małego, okej? Wyjaśnisz mu, że babcia jednak do nas nie dotrze. Wiesz przecież, jak on na to czeka!

– No tak, ale ten Brexit... – podjęłam wątek. – W naszych gazetach trąbią, że ktoś wam podrzuca jakieś okropne broszury, na ścianach wypisują paskudne hasła... Kto wie, może będziecie zmuszeni wszystko rzucić i wrócić do kraju? Chyba lepiej dmuchać na zimne i zacząć odkładać?

Mój syn odpowiedział, że tam gdzie mieszkają akurat panuje cisza i spokój. Nikt im nie sprawia kłopotów, a jego żona Paulina w pracy miała nawet oświadczyny od dwóch kolesi. Stwierdził żartobliwym tonem, że w razie czego to się rozstanie z obecnym mężem i poślubi jakiegoś Szkota – jakoś to będzie.

Szczególnie, że Szkocja zapowiada, iż pragnie pozostać w Unii Europejskiej, nawet gdyby oznaczało to opuszczenie Zjednoczonego Królestwa! Ale sobie moment na dowcipy wybrał, ja tu naprawdę zamartwiać się przyszłością, a ten chichocze!

– Mamuś, daj spokój z tymi gdybaniami. Im wyjście zajmie góra dwa lata, o ile w ogóle do tego dojdzie. Spotkamy się w Glasgow pod koniec sierpnia, pasuje?

Oczywiście, że się zgodziłam

Co innego mogłam powiedzieć? Poza tym rozmowa z moim dzieckiem mnie trochę uspokoiła. On jest na miejscu i na pewno wie, o czym mówi. Doszłam do wniosku, że nie warto już czytać żadnych głupot. Przecież wiadomo, że dziennikarze potrafią z byle czego zrobić wielką aferę, w końcu za to dostają pieniądze.

Kiedy wpadła Jola, akurat przeglądałam w sieci informacje o Glasgow i sprawdzałam, jakie są tam atrakcje turystyczne. Może udałoby się wybrać w te przepiękne góry? Bartek wspominał, że spróbuje pożyczyć auto od znajomego.

– Jedź, jedź, bo drugiej szansy możesz już nie dostać, jak Polaków pogonią stamtąd! – poradziła mi przyjaciółka. – Kto wie, czy nie wrócicie razem? Mój zięć dzisiaj opowiadał…

Nie mam pojęcia, co mi strzeliło do głowy, żeby jej zaufać. Od dziecka uwielbiała rozsiewać plotki i snuć intrygi. Postanowiłam zakończyć tę rozmowę, więc podeszłam do drzwi i dałam jej do zrozumienia, że pora się zbierać. Próbowała coś na swoją obronę powiedzieć, ale nie miałam ochoty jej słuchać. Dam radę! Wierzę, że wszystko ułoży się po mojej myśli!

Helena, 57 lat

Czytaj także:
„Mąż jest bogatym biznesmenem, a ja poluję na promocje w dyskoncie. Choć śpi na kasie, każe mi oddawać resztę z zakupów”
„Rozstałam się z mężem i związałam z moją pierwszą miłością. Oczekiwałam jazdy bez trzymanki, a utonęłam w oceanie nudy”
„Po śmierci mamy ojciec całkiem się załamał. Nic, co nie wypuszczało liści, nie miało dla niego znaczenia”
 

Redakcja poleca

REKLAMA