„Przez naiwność męża w Święta będziemy gryźć sianko spod obrusu. A ja w prezencie zabiorę mu dostęp do konta”

zdenerwowana kobieta fot. Adobe Stock, Alik Mulikov
„Na ekranie pojawił się komunikat sygnalizujący niewystarczające środki na rachunku. Pomyślałam, że pewnie Irek przelał część pieniędzy na lokatę. Wprowadziłam mniejszą kwotę i spróbowałam jeszcze raz. To samo. Sprawdziłam saldo i moim oczom ukazało się okrągłe zero!”.
/ 22.12.2024 22:00
zdenerwowana kobieta fot. Adobe Stock, Alik Mulikov

Oszczędzanie nie jest łatwą sztuką. Latami ciułaliśmy grosz do grosza, by mieć coś odłożone na czarną godzinę i móc sfinansować w przyszłości edukację córki. Kosztowało nas to wiele wyrzeczeń. Tymczasem ten gamoń, mój mąż, ot tak oddał oszustom wszystkie nasze pieniądze. I co my teraz zrobimy? Święta za pasem, a w domu bieda aż piszczy.

Trafił się nam nagły wydatek

W kontekście finansowym, grudzień zawsze jest trudnym miesiącem. Świąteczno-noworoczne wydatki dają mi nieźle popalić, a gdy jeszcze trafi się coś nieprzewidzianego, sytuacja staje się trudna. Tak było w tym roku.

– A niech to wszyscy diabli wezmą! – zdenerwowałam się.

– Co się stało? – zapytał Irek, nie wstając sprzed telewizora.

– Chodź tutaj i sam zobacz.

Podłoga w łazience była cała zalana. Woda sięgała niemal do linii progu i gdybym w porę nie zareagowała, pewnie zalałoby też przedpokój.

– Pękła rura? – zdziwił się.

– Nie to nie rura. Cieknie z pralki.

– No masz! Akurat przed świętami.

– Mi to mówisz? Pranie piętrzy się prawie po sufit, a święta za pasem. I co ja mam teraz zrobić?

– Nie denerwuj się, Marzenko. Zadzwonię do Jurka. Na pewno uda mi się go ściągnąć.

Całe szczęście, że mąż zna serwisanta AGD. Bez znajomości, w piątek wieczorem, na pewno nie udałoby się nam znaleźć fachowca.

Licho nie śpi

– Niestety, nie mam dla was dobrych wiadomości – powiedział zrezygnowanym głosem Jurek. – Na miejscu nie uda się tego naprawić.

– Jest aż tak źle? – zapytałam.

– Cieknie z uszkodzonego zbiornika i pompy odpływowej. Muszę zamówić części, inaczej nie ruszę z robotą.

– I naprawdę nie da się niczego zrobić? Choćby prowizorycznie, żeby pralka wytrzymała jeszcze dwa prania.

– Nie ma szans, ale po znajomości udzielę wam dobrej rady. Wyrzućcie to draństwo na śmietnik i jutro kupcie nową pralkę. Naprawa nie będzie się wam opłacać.

– Co ty mówisz? Przecież ta pralka ma dopiero cztery lata – zdziwiłam się.

– Teraz właśnie takie sprzęty robią. Nienaprawialne jednorazówki. Kto inny pewnie by was naciągnął, ale nie ja. Mówię poważnie. Różnica między kosztem naprawy a nową pralką to dwie, góra trzy stówki. Gra niewarta świeczki.

– A niech to! – zdenerwowałam się. – Że też musiało się to nam przytrafić akurat przed Bożym Narodzeniem.

– Licho nie śpi, zwłaszcza przed świętami. Zdziwilibyście się, gdybym wam powiedział, ile mam w grudniu zleceń.

Nie było innego wyjścia. Musiałam dokończyć pranie ręcznie, a następnego dnia pojechaliśmy do marketu ze sprzętem AGD i wybraliśmy nową pralkę. Tym razem nie oszczędzaliśmy. Sprzedawca zapewnił nas, że lepszy model wytrzyma dłużej. Mam nadzieję, że nie próbował nas tylko naciągnąć. 

Musiałam sięgnąć po oszczędności

Niespodziewany wydatek mocno nadwyrężył nasz budżet, a mnie czekały jeszcze świąteczne zakupy. Na całe szczęście, nie musiałam ratować się chwilówkami. Mieliśmy odłożone trochę grosza, część na lokacie i w obligacjach, a część na koncie oszczędnościowym, właśnie na taką okoliczność, jak ta. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko skorzystać z naszej poduszki finansowej, ale gdy próbowałam wypłacić gotówkę w bankomacie, stało się coś dziwnego.

Na ekranie pojawił się komunikat sygnalizujący niewystarczające środki na rachunku. Pomyślałam, że pewnie Irek przelał część pieniędzy na lokatę. Wprowadziłam mniejszą kwotę i spróbowałam jeszcze raz. To samo. Sprawdziłam saldo i moim oczom ukazało się okrągłe zero! Weszłam do banku, by dowiedzieć się, o co chodzi, ale kolejka ciągnęła się pod same drzwi. Nie zamierzałam spędzić tam połowy dnia. Sięgnęłam po telefon i zalogowałam się do aplikacji bankowej. Na koncie oszczędnościowym nie mieliśmy żadnych pieniędzy. Lokata też świeciła pustkami.

Myślałam, że ktoś nas okradł

„Rany boskie! Ktoś nas okradł!” – pomyślałam i pospiesznie zadzwoniłam do męża.

– Irek, możesz zwolnić się z pracy? – zapytałam spanikowanym głosem.

– A co się stało?

– Nieszczęście! Wielkie nieszczęście! Oto, co się stało. Musimy pędzić na policję.

– Kobieto, mów do rzeczy! Coś z Marlenką?

– Marlenie nic nie jest. Chodzi o to, że ktoś nas okradł.

– Będę za 20 minut, czekaj na mnie.

Zdziwiła mnie reakcja męża

Irek wbiegł do domu zdyszany, jakby uciekał przed samym diabłem. Zaczął się rozglądać po pokojach.

– Co zabrali?

– Nikt nie włamał się do mieszkania. Ktoś ogołocił nam konta!

– Jakie konta?

– Oszczędnościowe i lokatę. Przed chwilą próbowałam wypłacić trochę pieniędzy i zorientowałam się, że nie mamy ani grosza.

– Więc to o to chodzi? – uspokoił się i wybuchnął śmiechem.

– Co cię tak bawi? – rozzłościłam się. – To były prawie wszystkie nasze oszczędności. Dobrze, że coś zostało nam jeszcze w obligacjach.

– Obligacji też już nie ma.

– Jak to?

Zainwestował nasze oszczędności

Irek wyjaśnił mi wszystko. Powiedział, że przeglądając internet, natrafił na reklamę biura brokerskiego, obiecującą kolosalne zyski z inwestycji giełdowych.

– Wypełniłem formularz i chwilę później oddzwonił do mnie konsultant. Powiedział mi, o co w tym wszystkim chodzi i zdecydowałem się zainwestować.

– Jak to zdecydowałeś się zainwestować? Po rozmowie telefonicznej z kimś obcym?

– Marzenko, to prawdziwa okazja. To inwestycje giełdowe, prowadzone przez algorytm sztucznej inteligencji. Na tym nie da się stracić. Ludzie zarabiają średnio po 15, a nawet 20 procent. Pomyśl, ile kasy będziemy mieć za rok.

– I tak po prostu przelałeś temu facetowi nasze wszystkie pieniądze?

– Masz mnie za durnia? Nie od razu. Na początek zainwestowałem 250 euro. Po tygodniu na koncie inwestycyjnym miałem już o 100 euro więcej! Więc pomyślałem sobie, że byłbym głupcem, gdybym zmarnował taką szansę.

Dał się nabrać jak małe dziecko

– Powiedz mi tylko jedno, skarbie. Czy ten cały konsultant miał obcy akcent?

– A co to ma do rzeczy?

– A to, że ta twoja „wielka szansa”, to nic innego, jak zwykły kant!

Od jakiegoś czasu głośno jest o oszustwach inwestycyjnych, prowadzonych przez wyspecjalizowane w takich działaniach grupy przestępcze. Dzwonią do ludzi i obiecują im kokosy. Ci, którzy potrzebują pieniędzy najbardziej, najłatwiej ulegają manipulacji. Nasza sytuacja nie była opłakana, ale najwyraźniej mój mąż był zaślepiony perspektywą wielkich zysków.

– Jaki kant? O czym ty mówisz, Marzenko? – oburzył się. – Przecież powiedz powiedziałem ci, że w tydzień zarobiłem 100 euro!

– A widziałeś te pieniądze?

– Oczywiście. Przecież umiem dodawać i odejmować. Wpłaciłem 250, a po tygodniu miałem 350. Więc gdzie tu ten kant?

– Chodzi mi o to, czy wypłaciłeś tę kasę na konto bankowe?

– Niby po co? Niech pieniądze pracują na siebie.

– A widzisz, gdybyś spróbował, przekonałbyś się, co mam na myśli. Nie dostałbyś żadnego przelewu, bo to tylko wirtualna forsa. Cyferki na ekranie. Sztuczka, która miała zachęcić cię do przelania tym oszustom reszty naszych pieniędzy.

– Ty zawsze piszesz czarne scenariusze. Ale zobaczysz, za rok przeprowadzimy się do willi. Może nawet rzucimy nasze etaty.

W końcu uwierzył

Zamiast próbować dalej mu tłumaczyć, w jak wielkie bagno nas wpędził, włączyłam mu reportaż z prawdziwymi historiami ludzi oszukanych przez takich „brokerów”. Z każdą minutą mina rzedła mu coraz bardziej.

– Brzmi znajomo? – zapytałam.

– Ale jak to? Przecież to nie może być oszustwo. Te reklamy są wszędzie.

Irek, na jakim świecie ty żyjesz?

– Oddałeś tym draniom wszystkie nasze pieniądze! Nie mamy już nic, rozumiesz? Nic!

– Spokojnie, Marzenko. Pójdziemy na policję. Na pewno ich złapią.

Święta nie będą wesołe

Zgłosiliśmy sprawę, ale poszłam z mężem tylko dla formalności. Doskonale wiem, że naszych pieniędzy nie uda się już odzyskać. Ci przestępcy nie działają w Polsce. Nie działają nawet na terenie Unii. Nikomu nie uda się ich złapać, a nawet gdyby była taka możliwość, takich spraw, jak nasza, są tysiące. Codziennie ktoś daje się nabrać, skuszony wizją odmiany życia.

W portfelu zostały mi tylko pieniądze na bieżące wydatki. Nie mam za co urządzić świąt. Dobrze, że z zeszłego roku zostało mi chociaż symboliczne sianko, które kładziemy pod obrus. Przynajmniej ten osioł, mój mąż, będzie miał co przerzuć.

Marzena, 41 lat

Czytaj także: „Dostałam od babci suszone grzyby na Święta. Pomiędzy borowikami znalazłam bardzo cenną niespodziankę”
„Wróciłem na Święta z zagranicy. Chciałem zrobić żonie niespodziankę, ale zamiast niej pocałowałem klamkę”
„W Wigilię podzieliłem się kromką chleba z bezdomnym. Pierwszy raz nie czułem się samotny w Święta”

 

Redakcja poleca

REKLAMA