„Przez leniwego męża czuję się jak służąca. Prędzej zagoniłabym diabła do kościoła, niż jego do garów”

leniwy mężczyzna fot. Adobe Stock, F8 \ Suport Ukraine
„– Co z tego, że zarabia pieniądze? Gdyby jego nagle zabrakło, to ja bym sobie poradziła sama w pracy! A co on by zrobił? Wrócił do mamusi, bo sam nie potrafi sobie gaci uprać i nie wie, gdzie trzymamy płyn do mycia naczyń! – żaliłam się”.
/ 06.08.2024 11:15
leniwy mężczyzna fot. Adobe Stock, F8 \ Suport Ukraine

Kiedyś nie dobierało się mężów pod kątem tego, czy są zaradni w domu i czy chętnie odkurzą pod nieobecność żony, tak jak to robią dzisiejsze młode kobiety. Upewniają się, czy kandydat na pewno nie jest maminsynkiem i nie ma dwóch lewych rąk do wszystkiego.

Kiedyś to się cieszyło, że w ogóle jakiś jest i że się oświadczył. No i mamy teraz kłopot.. Ja i wszystkie kobiety, które trafiły na tych, co to byli całe życie obsługiwani przez mamusię i teraz niczego nie umieją.

Tata zachęcał mnie do tego ślubu

Gdy poznałam Romana, spodobały mi się jego pewność siebie i męskość. Był zaradny, przejął po ojcu warsztat samochodowy i zarabiał od pierwszych lat, kiedy tylko skończył szkołę zawodową. Miał fach w ręku, nie bał się ciężkiej pracy i stwarzał wokół siebie aurę mężczyzny, który będzie potrafił zadbać o rodzinę i nie przytłoczy go rola "żywiciela" i "głowy domu".

– Mówię ci, Andzia, to jest porządny facet, pracowity i stanowczy. To najważniejsze! – zachęcał mnie tata.

W sumie nie byłam pewna czy faktycznie jestem w Romanie zakochana. Nie zastanawiałam się nad tym za bardzo. Istotniejsze było dla mnie, że ewidentnie był mną zainteresowany, co świadczyło o tym, że jestem pożądaną, atrakcyjną, wartościową dziewczyną, i to, że moi rodzice byli jak najbardziej za tym związkiem, dlatego praktycznie pchali mnie w ramiona Romana, gdy tylko wyczuli okazję, że uda im się wydać mnie sprawnie za mąż. No i tak się ten związek rozwijał: Roman o mnie zabiegał, a ja dałam się zdobyć, aż w końcu zostałam jego żoną.

Dogadzałam mężowi

Na początku byłam szczęśliwa. Otumaniona niedojrzałą wizją miłości czułam się w obowiązku, żeby latać wokół Romka, podawać mu pod nos wszystkie posiłki, masować stopy po pracy, a potem jeszcze sprzątać mieszkanie na błysk – i to wszystko w ładnej sukience, a nie jakichś znoszonych dresach.

Starałam się być żoną idealną, bo chciałam być kochana. Chciałam czuć się jak ta jedyna, najlepsza, taka, której nie da się zastąpić. I z początku mąż faktycznie stale dostarczał mi romantycznych uniesień i pokazów czułości. A potem... Wyszło tak, jak zwykle. Dopadła nas rutyna, a ja spowszedniałam Romkowi.

Chociaż starałam się jeszcze bardziej, wymyślałam coraz to bardziej wykwintne dania, zajmowałam się domem z precyzją szwajcarskiego zegarmistrza... Nic się nie zmieniało. Mąż po prostu stracił  zainteresowanie. A wkrótce to samo dopadło też mnie.

Dostrzegłam jego wady

Po raz pierwszy pozwoliłam sobie na skupienie się na wszystkich wadach Romana. Wcześniej tego nie robiłam. Nie wiem, chyba w ten sposób chciałam trochę oszukać samą siebie i przedłużyć tę sielankę, o której naiwnie marzyłam, że będzie trwała jak najdłużej – najlepiej wiecznie. Ignorowałam i wypierałam jego niegrzeczne zachowania, nie myślałam o tym, że nie zawsze potrafi szanować moją ciężką pracę, nie zastanawiałam się dlaczego jest tak kompletnie niezaradny w sprawach domowych.

– Czy mógłbyś nie chodzić po świeżo umytej podłodze? Zaczekaj kilka minut, zaraz wyschnie – poprosiłam.

– To zaraz przelecisz znowu mopem! Spieszy mi się – warknął tylko.

Jeszcze rok wcześniej skwitowałabym tę sytuację rozbawionym westchnieniem i pomyślałabym: "Ech, ci mężczyźni". Im częściej musiałam jednak mieć do czynienia z podobnymi zachowaniami, tym bardziej mnie frustrowały.

Liczył na pełną obsługę

– Jutro wrócę bardzo późno, bo muszę pomóc mamie. Czy mógłbyś dziś zrobić sobie sam kolację? – zapytałam któregoś dnia.

– Ale jak to? – zdziwił się Roman, jakbym poprosiła go o coś niemożliwego. – Nie mogłaś tego wcześniej zaplanować? A zresztą, weźmiesz mi coś na wynos od mamy – zakończył tonem, który wykluczał jakiekolwiek dalsze dyskusje.

– Nie mogłam, to nagła sytuacja, a mama nie ma dziś czasu gotować. Roman, czy mógłbyś raz zająć się sobą sam? – zdenerwowałam się.

– Nie wiem, gdzie co jest. Zawsze ty to robisz – marudził, jakby gotowanie kolacji było misją na Marsa.

Wyszłam kompletnie sfrustrowana i nie kontynuowałam tej rozmowy. Gdy wróciłam parę godzin później, zauważyłam pudełko z okolicznej knajpy i mojego męża leżącego na kanapie, śmiertelnie obrażonego. Oczywiście posprzątać po sobie nie potrafił. Wtedy postanowiłam, że mam już tego dosyć. Nie chciałam być do końca życia jego służącą!

Musiałam się zbuntować

Zaczęłam wprowadzać twarde granice, co wybitnie zdziwiło Romana. Na miesiąc przestałam sprzątać, prać, prasować, a dom zamienił się w istne pobojowisko.

– Czy ty mogłabyś się w końcu wziąć do pracy? Widzisz, jak ten dom wygląda? – napadł na mnie Roman.

– A ty widzisz? To chyba nasz wspólny dom, prawda? – odparłam bojowo.

– I co, wydaje ci się, że nie masz żadnych obowiązków? Przecież to ja na nas zarabiam! – odburknął.

– I czy to oznacza, że masz nie wiedzieć, jak się włącza pralkę? Zresztą, pal licho pralkę! Żebyś chociaż potrafił zmyć po sobie talerz czy kawałek podłogi, jak coś rozlejesz, a nie zostawiasz wszystko mnie!

Nie doszliśmy do porozumienia tamtego wieczoru. A ja zaczęłam się martwić, że... mogłam wpakować się w małżeństwo, w którym do końca życia będę darmową gosposią.

Pożaliłam się mamie

Oczywiście, gdy podzieliłam się swoimi rozterkami z matką, zupełnie nie rozumiała problemu.

– Daj spokój! Dobry chłop, dba o ciebie, nie pije, nie bije, pieniądze przynosi – zbagatelizowała mama.

– No w jaki sposób dba? Co z tego, że zarabia pieniądze? Gdyby jego nagle zabrakło, to ja bym sobie poradziła sama w pracy! A co on by zrobił? Wrócił do mamusi, bo sam nie potrafi sobie gaci uprać i nie wie, gdzie trzymamy płyn do mycia naczyń! – żaliłam się.

Taka rola kobiety, trudno – wzruszyła ramionami. – Jesteś gospodynią. A że trafił ci się nieco bardziej niesamodzielny? No cóż. Twój ojciec też nigdy naczyń nie zmył, a proszę jaki świetny z niego ojciec i mąż.

Jestem sfrustrowana

"Nie wiem, czy taki świetny", pomyślałam gorzko. Kiedyś faktycznie myślałam o swoim ojcu w tych samych kategoriach, ale teraz wiedziałam, że to, że uwikłałam się w tak patriarchalny związek, to również kwestia mojego wychowania. "W końcu to ojcu tak zależało na tym, żebym wyszła za Romka. A że będę w tym małżeństwie nieszczęśliwa, przemęczona i wykorzystywana? O tym na pewno nie pomyślał", zastanawiałam się gorzko.

Nie wiedziałam, co zrobić z tym fantem. Mogłam albo spędzić kolejne miesiące, lata, a może i resztę życia na walce z własnym mężem i jeszcze wcale nie mieć gwarancji sukcesu. Albo mogłam też pokornie robić swoje i pogodzić się z faktem, że na zawsze pozostanę na bezpłatnym etacie pokojówki, kucharki i praczki i asystentki... I co tu zrobić?

Anna, 32 lata

Czytaj także: „Byliśmy zgodną parą, dopóki nie pojechaliśmy na urlop we dwoje. W połowie wakacji brałam nogi za pas”
„Mąż okłamał mnie, że pojechał w delegację. Przez pomyłkę wysłał mi romantyczne selfie, bynajmniej nie z prezesem”
„Rodzina ciągle spędzała u nas darmowe wakacje. Gdy wystawiłam im paragon na symboliczne 1000 zł, obrazili się”

Redakcja poleca

REKLAMA