„Byliśmy zgodną parą, dopóki nie pojechaliśmy na urlop we dwoje. W połowie wakacji brałam nogi za pas”

pokłócona para fot. iStock by Getty Images, Lumi Images/Dario Secen
„Uświadomiłam sobie, że praktycznie nic o nim nie wiem. W intymnych sytuacjach nie potrzebowaliśmy słów. Ale samym pożądaniem nie zbuduje się relacji. Obecność Arka nie dawała mi poczucia komfortu i spokoju, wręcz przeciwnie – stale byłam zdenerwowana”.
/ 02.07.2024 22:00
pokłócona para fot. iStock by Getty Images, Lumi Images/Dario Secen

Wśród tłumu imprezowiczów od razu rzucił mi się w oczy pewien mężczyzna. Był to wysoki szatyn o atletycznej budowie ciała i figlarnym uśmiechu. Zaintrygowana zaczęłam wypytywać innych uczestników zabawy, co o nim wiedzą. Niestety, niewiele udało mi się dowiedzieć. Ponoć trafił na naszą domówkę przez przypadek i przyszedł z jednym z  kumpli mojego brata.

Musiałam go poznać

Nie co dzień zdarza mi się spotkać w swoim towarzystwie tak atrakcyjnych mężczyzn, dlatego też nie zamierzałam zmarnować tej okazji. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i jakoś nawiązać z nim kontakt, choć bardziej odpowiada mi być adorowaną.

Mimo to, tamtego wieczora miałam poczucie, że liczy się każda chwila. Lada moment któraś z młodych drapieżnic mogła go usidlić, dlatego odważnie przystąpiłam do ataku. Niespiesznie przemierzyłam przestrzeń dzielącą mnie od obiektu westchnień i przypadkiem go szturchnęłam. Akurat wtedy ktoś na mnie wleciał, przez co oblałam się tym, co miałam w swoim kieliszku.

– A niech to… – westchnęłam pod nosem.

Przystojny nieznajomy spojrzał na mnie uważnie.

– Strasznie cię przepraszam… – odezwał się.

– Daj spokój, to nie przez ciebie – machnęłam ręką. – Nic takiego. Będę musiała tylko przebrać się w coś innego.

Nawet z plamami wyglądasz uroczo. Mam na imię Arek – oznajmił, a kiedy wyciągnęłam rękę… złożył na niej pocałunek.

Ojej... Wyglądał na to, że spotkałam prawdziwego dżentelmena!

Wydawał się miły

Arek zyskał u mnie jeszcze więcej punktów, gdy zaproponował:

– Potrzebujesz czegoś na przebranie? Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć swoją koszulę...

Chętnie pooglądałabym go bez koszulki, i to zapewne nie tylko ja.

Dam radę, nie martw się. To chata mojego brata, zgarnę coś z garderoby jego małżonki.

Pozostawiłam go przy schodach na dole i udałam się do pokoju na piętrze, który należał do Moniki i Damiana. Dobrze się składa, że Monia ma podobną figurę co ja. Ściągnęłam z siebie zabrudzoną sukienkę, zostając jedynie w bieliźnie. Przyjrzałam się sobie dokładnie w zwierciadle.

– Całkiem nieźle – stwierdziłam półgłosem. – można nie wyłączać światła.

– Również tak uważam – usłyszałam za sobą głos należący do Arka.

To był poryw namiętności

Spojrzałam za siebie i zobaczyłam go stojącego w progu sypialni. Wpatrywał się we mnie z takim pożądaniem w oczach, że poczułam, jak miękną mi kolana. W jednej chwili zapomniałam o wszystkim – o moich postanowieniach, o tym, że był dla mnie kompletnie obcą osobą, a także o fakcie, że znajdowaliśmy się w pokoju, w którym sypiał mój brat ze swoją żoną. W głowie kołatała mi się tylko jedna myśl.

Powodowani identycznym pragnieniem, rzuciliśmy się na siebie, a następnie wylądowaliśmy na podłodze... Zażenowanie pojawiło się dopiero później, ale i tak nie było w stanie przyćmić tego, co się wydarzyło.

Posiadałam pewne doświadczenie w tych sprawach i mogłam z całą pewnością stwierdzić, że żaden z moich poprzednich partnerów nawet nie zbliżył się do poziomu Arka. Jemu chyba także przypadło to do gustu, gdyż aż do samego końca przyjęcia trzymał się blisko mnie.

Znałam jego ciało, ale nic więcej

Nasza znajomość zaczęła nabierać tempa. Każde spotkanie przebiegało podobnie – niewiele gadania, za to mnóstwo igraszek. Ciało Arka nie miało przede mną tajemnic, ale o jego osobowości wiedziałam niewiele. Po jakimś czasie zaczęło mnie to nużyć. Marzyłam, by nasza więź stała się głębsza, bardziej dojrzała.

Arek też to zrozumiał.

Pojedźmy razem na urlop – rzucił pomysł. – Będziemy mieli okazję lepiej się poznać.

No to chyba znaczy, że on również podchodził do mnie poważnie! Miałam obawy, że nie będzie darzyć mnie szacunkiem, bo tak błyskawicznie wylądowaliśmy w łóżku. Wyjazd we dwoje to świetna sposobność, żeby lepiej się poznać. W końcu będziemy spędzać ze sobą każdą chwilę. Liczyłam tylko na to, że gdy Arek dowie się o mnie czegoś więcej, to nie da nogi. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to ja będę mieć więcej przyczyn, by brać nogi za pas.

Od razu mnie zirytował

Po przylocie na Kretę zaczęły się schody. Gdy tylko zgarnęliśmy walizki, poszliśmy prosto na postój taksówkowy. Myślałam, że Arek jeszcze w kraju ogarnął dla nas jakiś transport do hotelu. Przecież mógł zarezerwować samochód online, ale nie wpadł na to, więc skończyło się tak, że musieliśmy sterczeć bite dwie godziny, aż w końcu zwolniła się jakaś wolna taryfa.

Rany, przecież to oczywiste, że podczas wakacji trzeba odpowiednio wcześniej zaplanować takie sprawy. No cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, życie toczy się dalej. Problem w tym, że gdy wreszcie udało nam się złapać wolną taryfę, mój chłopak kompletnie nie umiał się porozumieć z taksówkarzem.

Jego angielski był kiepski, a na domiar złego wyleciała mu z głowy nazwa naszego hotelu. Nie przyszło mu nawet do głowy, żeby użyć translatora w telefonie. Cholera. Wzięłam sprawy w swoje ręce i wytłumaczyłam kierowcy, dokąd powinien nas podrzucić. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, byłam tak wykończona, że tylko opłukałam się pod prysznicem i rzuciłam się na łóżko.

Nie dał mi spać

Arek chciał zacząć jakieś amory, ale totalnie brakowało mi energii i, prawdę powiedziawszy, w ogóle nie miałam na to ochoty. Padłam w mgnieniu oka. Wyrwał mnie ze snu jakiś rumor. Zupełnie jak rzężenie ciągnika czy może raczej… chrapanie. To Arek! Wydawał dźwięki jak drewno cięte w tartaku.

Przycisnęłam poduszkę do uszu, ale niewiele to pomogło. Szturchałam Arka, żeby się obudził, ale spał jak suseł. Przez większość nocy nie udało mi się zasnąć choćby na chwilę. Rankiem Arek wstał rześki i w doskonałym humorze, a ja byłam totalnym zombie.

Okazał się bałaganiarzem

Mój nastrój znacznie się poprawił, kiedy napiłam się kawy i zjadłam poranny posiłek. Panorama rozciągająca się z okien restauracji hotelowej była oszałamiająca. Poddałam się marzeniom, a po powrocie do pokoju dałam się ponieść chwili w ramionach Arka. Pozostała część dnia minęła nam w dość przyjemnej aurze. Można powiedzieć, że dość, ponieważ zaczęłam niestety zauważać u Arka cechy, które mnie drażniły. Oprócz jego nocnego chrapania i braku zorganizowania.

Przyjechaliśmy dopiero wczoraj, a Arek zdążył już zrobić w pokoju istne pobojowisko. Gdy poprosiłam, aby trochę posprzątał, lekceważąco odpowiedział, że po co.

No i taki z niego dżentelmen made in Poland. Na dodatek dusigrosz, bo nawet jednego eurocenta na napiwek nie dał. Kolejnego dnia wzięliśmy auto z wypożyczalni. Przespałam się trochę, bo w aptece dorwałam stopery do uszu. I całe szczęście, bo i tym razem sama musiałam ogarniać wszystkie sprawy.

Zgubiła go pewność siebie

Planowaliśmy wybrać się na tę znaną plażę Vai. Gdy odjeżdżaliśmy sprzed naszego miejsca noclegowego, mówiłam Arkowi, aby zatrzymał się na pobliskiej stacji benzynowej i uzupełnił paliwo, ale on uznał, że zrobi to w późniejszym czasie.

– Jadąc trasą, miniemy jeszcze masę stacji, na których można zatankować – powiedział z przekonaniem, udając wszechwiedzącego.

Jak na nieszczęście, wybrał fatalny moment, by to powiedzieć. Jechaliśmy i jechaliśmy, ale nigdzie na horyzoncie nie pojawiła się żadna stacja paliw. Przejechaliśmy dobre kilkadziesiąt kilometrów i nic. Zamiast napawać się przyjemnością z naszej wyprawy, co chwilę zerkałam nerwowo na wskaźnik paliwa. Obawiałam się, że utkniemy gdzieś z dala od cywilizacji.

Arek starał się rozluźnić sytuację, serwując mi całą masę niezbyt śmiesznych kawałów, ale niespecjalnie mu to wychodziło.

Zachowywał się jak cham

Dzięki niesamowitemu zrządzeniu losu, resztkom paliwa i moim gorącym modłom do sił wyższych, udało się nam dotrzeć do całkiem sporego miasteczka. Miałam nadzieję, że od tego momentu nasza podróż będzie przebiegać bez niespodzianek, ale... Na piaszczystym wybrzeżu wpadliśmy na grupę naszych rodaków. Arek postanowił wypić z nimi parę kolorowych napojów z procentami, mimo że go prosiłam, aby sobie darował.

Przecież ty też potrafisz kierować – powiedział beztrosko.

– Nie radzę sobie zbyt dobrze za kółkiem. Właśnie o tym ci wspominałam – warknęłam ze złością.

No cóż, skoro już pociągnął z gwinta, to nie było innego wyjścia. Z ciężkim sercem wgramoliłam się do wynajętego samochodu. Na dodatek nie miałam doświadczenia w jeździe po górzystych szlakach i silnik raz po raz mi zamierał. A Arek wcale mi nie pomagał, wręcz przeciwnie. Obudził się w nim drogowy gbur.

– Kurde, nie puszczaj tego sprzęgła, bo zjedziemy na zbity pysk – ryknął na mnie w pewnej chwili. – Rusz głową, jak prowadzisz, a nie gapisz się przed siebie jak sroka w gnat. O rany, kobieta za kierownicą...

Nagle wcisnęłam pedał hamulca do oporu.

– Jak ci nie pasuje, to wypad z auta i możesz iść pieszo – wycedziłam z wściekłością. – Trzeba było tyle nie chlać. Wielki kierowca się odezwał…

Przejrzałam na oczy

Mój głos się załamał, a oczy zaszły mi łzami. Arek chyba zrozumiał, że przegiął, bo zaczął mnie przepraszać. Ale miałam w nosie jego przeprosiny. Okazało się, że ten facet to zupełnie inna osoba, niż ta, którą sobie wyobrażałam, gdy umawialiśmy się od czasu do czasu na godzinkę czy dwie, na nieziemski seks.

Uświadomiłam sobie, że praktycznie nic o nim nie wiem. W intymnych sytuacjach nie potrzebowaliśmy słów. Ale samym pożądaniem nie zbuduje się relacji. Obecność Arka nie dawała mi poczucia komfortu i spokoju, wręcz przeciwnie – stale byłam zdenerwowana.

Nie o takim chłopaku marzyłam

Późnym wieczorem, kiedy byliśmy sami w pokoju hotelowym, zdecydowałam się przeprowadzić z nim poważną rozmowę. Wyznałam mu wprost, że ten wyjazd we dwoje mnie wykończył. Miałam głupią nadzieję, że może to nim wstrząśnie, że się zmieni. Nic z tych rzeczy.

Gadasz jak jakaś sfrustrowana małżonka po latach – podsumował. – Spinasz się i dlatego się sprzeczamy. No chodź, wiem jak to rozwiązać… – objął mnie i przycisnął do siebie.

– Daj spokój! – zdecydowanie go odepchnęłam.

– O co ci chodzi? Jeszcze przed chwilą ci to pasowało. – Na jego twarzy pojawił się gniewny grymas. – Co ci strzeliło do głowy? To ja zafundowałem nam tę wycieczkę. Chyba należy mi się za to jakaś rekompensata.

Ponownie poczułam, jak owija ramiona wokół mnie. Zdecydowanie. Obawiałam się, że jeśli sprawy będą zmierzać w tym kierunku, przemocą wyegzekwuje sobie „odszkodowanie".

Puść mnie, bo będę krzyczeć.

Ostrzeżenie podziałało, Arkadiusz poluzował chwyt.

Uciekłam od niego

Nie zważając na późną godzinę, udałam się do lobby i zwróciłam się do recepcjonisty z prośbą o wsparcie. Udało mu się wyszukać dla mnie oddzielny pokój. Rzecz jasna wiązało się to z dodatkowymi kosztami, ale miałam to gdzieś. Uwolnienie się od Arka było bezcenne.

Nie planowałam dzielić z tym bucem absolutnie niczego – pokoju, posłania, wczasów czy egzystencji. Na moje szczęście, w portmonetce spoczywał bilet na lot powrotny.

Następne cztery dni chciałam spędzić sama. I mogłoby być całkiem przyjemnie, gdyby nie to, że Arkadiusz nieustannie mnie odwiedzał. Starał się mnie udobruchać na wszelkie sposoby, przepraszał, ale ja byłam nieugięta.

Nie czułam już potrzeby, by dalej się z nim spotykać. Kiedy wróciłam do kraju, nigdy więcej się do niego nie odezwałam. Nie zdał tego egzaminu na partnera.

Marta, 30 lat

Czytaj także: „Mój 40-letni facet to maminsynek. Jego matka ciągle knuła, jak się mnie pozbyć i w końcu jej się udało”
„Dałam wnuczce 100 zł na urodziny, a ona mnie wyśmiała. Nie wie, że oddałam jej resztę emerytury”
„Miał być spontaniczny numerek, a wyszła ciąża. Nie chcę chować dziecka wśród kóz z pastuchem bez kasy”

Redakcja poleca

REKLAMA