„Rodzina ciągle spędzała u nas darmowe wakacje. Gdy wystawiłam im paragon na symboliczne 1000 zł, obrazili się”

zamyślona para fot. iStock by Getty Images, Manuela
„– Musimy ustalić granice. Nie możemy pozwolić, by nasi krewni traktowali agroturystykę jak bezpłatny hotel – powiedziałam. – Zgadza się. Musimy to zrobić z szacunku dla siebie i dla naszej pracy – Jarek położył rękę na mojej. – Może wystawimy im rachunek?”.
/ 02.07.2024 19:00
zamyślona para fot. iStock by Getty Images, Manuela

Kiedy wraz z Jarkiem zdecydowaliśmy się otworzyć to miejsce, wiedzieliśmy, że praca z ludźmi nigdy nie jest łatwa. Agroturystyka to nie tylko piękne widoki i świeże powietrze, ale przede wszystkim ciężka praca od świtu do nocy.

–Każdego dnia dbamy o to, aby nasze gospodarstwo było dla gości małym rajem na ziemi – mówiłam, zerkając na Jarka, który skinął głową z uznaniem.

Rzeczywiście, nasza agroturystyka wymagała poświęcenia, ale satysfakcja z zadowolonych gości zazwyczaj rekompensowała wszelki trud.

Rodzina była wygodna i cwana

Problem zaczął się, gdy nasza rodzina uznała, że może korzystać z gościnności bez żadnych granic. Michał, mój kuzyn, wraz z żoną Kasią, stali się regularnymi „gośćmi”, choć nigdy nie pomyśleli, by za pobyt zapłacić. Dla nich byliśmy rodzinnym kurortem, gdzie wszystko mieli za darmo.

Trudno było mi wyznaczyć granice, w końcu to rodzina, ale z każdym ich przyjazdem moje rozczarowanie rosło. W końcu postanowiłam działać – na koniec wakacji, kiedy jak zwykle zamierzali nas odwiedzić, przygotowałam rachunek. Rachunek z rabatem, ale zawsze to rachunek. Nie wiedziałam, jak przyjmą tę zmianę.

Miałam mieszana uczucia

Kiedy tylko dowiedziałam się o planowanym przyjeździe Michała z Kasią, zaczęłam przygotowania. Jak zawsze chciałam, by mieli wszystko co najlepsze. Przygotowałam ich ulubiony pokój z widokiem na ogród, zapewniłam świeże ręczniki i pościel o zapachu lawendy, którego Kasia tak bardzo lubiła. Wszystko musiało być perfekcyjne, bo w końcu to rodzina. Mimo że w głębi serca czułam pewien niesmak, starałam się, aby nie wpłynęło to na jakość mojej pracy.

Ich przyjazd był zawsze pełen radości i śmiechu, ale za tymi chwilami radości krył się też mój wzrastający niepokój. Ileż można udawać, że jest się szczęśliwym, oferując ciągłe bezpłatne usługi? W końcu moja cierpliwość zaczęła się kończyć, a w głowie kiełkowała decyzja o konieczności postawienia sprawy jasno.

Czułam się wykorzystywana

Dni upływały, a moje zmęczenie rosło. Sprzątanie, gotowanie, dbanie o szczegóły – rutyna, która zawsze sprawiała mi radość, teraz była przesiąknięta poczuciem bycia wykorzystywaną. Michał z Kasią zdawali się nie dostrzegać mojego zmęczenia.

Pewnego wieczoru, gdy odpoczywali po całodziennych wycieczkach, a wszystko już było gotowe na następny dzień, usiadłam z Jarkiem na werandzie, by w spokoju porozmawiać.

– Jarek – zaczęłam, zerkając na ciemniejące niebo, – czy nie sądzisz, że powinniśmy coś zmienić w naszym podejściu do rodziny?

Moje słowa wisiały w powietrzu, czekając na odpowiedź.

– Masz na myśli Michała z Kasią? – Jarek spojrzał na mnie ze zrozumieniem w oczach. – To prawda, przyjeżdżają tutaj jak do własnego domu, nie pytając o koszty czy trud, który w to wkładamy.

– Dokładnie – kiwnęłam głową. – Kiedy ostatnio oferowali pomoc czy choćby podziękowali za gościnę?

– Hmm... Pamiętasz, jak kiedyś przynieśli tę butelkę wina? – zaśmiał się krótko. – Ale to było dobre dwa lata temu...

Musieliśmy postawić granice

– To prawda. – Uśmiechnęłam się smutno. – Musimy ustalić granice. Nie możemy pozwolić, by nasi krewni traktowali agroturystykę jak bezpłatny hotel.

– Zgadza się. Musimy to zrobić z szacunku dla siebie i dla naszej pracy.

– Jarek położył rękę na mojej. – Może wystawimy im rachunek? Taki symboliczny, ale żeby zrozumieli, że nasza praca ma wartość.

– Rachunek, hmm... – westchnęłam. – Z jednej strony nie chcę ranić rodziny, ale z drugiej, to chyba jedyny sposób, by pokazać, że nasze zaangażowanie nie jest bezwartościowe.

Zdecydowaliśmy, że przy następnej okazji przedstawimy Michałowi z Kasią rachunek. Nie chodziło o pieniądze, ale o zasadę. Chcieliśmy być traktowani poważnie, jako profesjonaliści i jako rodzina, która zasługuje na wzajemny szacunek.

Dałam bardzo dużą zniżkę

Nadeszła chwila, która stała się dla mnie punktem zwrotnym. Dni pełne uśmiechów i cichego niezadowolenia minęły, a w mojej głowie wciąż krążyła decyzja o rachunku. Jarek, widząc moje wahanie, położył rękę na moim ramieniu.

– Basiu, zrobisz to dobrze. To ważne, abyśmy szanowali siebie i naszą pracę.

Jego słowa dodawały mi odwagi. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam działać. Na biurku leżał już przygotowany rachunek, wyszczególniający koszty pobytu, ale z dobrodusznym, rodzinnym rabatem. To było zaledwie 1000 zł, choć za tydzień pobytu z pełnym wyżywieniem powinno być dużo więcej. Wydawał się być kompromisem między sercem a rozumem.

Byli zaskoczeni i zirytowani

Kiedy Michał z Kasią skończyli śniadanie, podeszłam do nich z uśmiechem, ale i z lekkim drżeniem rąk.

– Michał, Kasia, mam dla was coś, o czym musimy porozmawiać – zaczęłam, wyciągając z koperty dokument.

– O, jakieś nowości w agroturystyce? – zainteresował się Michał, ale spostrzegłszy mój poważny wyraz twarzy, zamilkł.

To rachunek za wasz pobyt – powiedziałam delikatnie. – Oczywiście, jako rodzina, macie specjalny rabat, ale uznaliśmy z Jarkiem, że musimy zacząć w ten sposób rozliczać nasze usługi.

Zapanowała cisza. Michał i Kasia patrzyli na rachunek, a ja próbowałam odczytać ich myśli. Nie wiedziałam, jak zareagują, ale wiedziałam, że to był krok, którego musieliśmy się podjąć.

Myśleli, że to żart

Napięcie wisiało w powietrzu. Michał z Kasią, zaskoczeni, przeglądali rachunek, który im przedstawiłam. Byłam przygotowana na różne reakcje, ale liczyłam, że zrozumieją.

– Basia, to jakiś żart? – Michał podniósł wzrok, a w jego oczach dostrzegłam mieszankę zdumienia i irytacji.

Nie, to nie jest żart – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.– Jarek i ja włożyliśmy wiele pracy w to miejsce i choć zawsze cieszymy się z waszych odwiedzin, musimy zacząć to jakoś uwzględniać w kosztach.

Kasia, która do tej pory milczała, wtrąciła swoje zdanie. – Ale my jesteśmy rodziną, Basia. Jak możesz nam wypisywać rachunek za pobyt?

– Wiem, że jesteśmy rodziną – powiedziałam, czując jak serce bije mi szybciej. – Ale agroturystyka to nie tylko nasz dom, to także nasza praca i źródło utrzymania. Rabat jest bardzo duży, to tylko symboliczna kwota, która pokazuje, że doceniamy wasze odwiedziny, ale także mamy nadzieję na zrozumienie, że nasze zaangażowanie ma swoją wartość.

– Nie mogę w to uwierzyć – Michał potrząsnął głową. – Mówisz o zaangażowaniu i wartości, ale co z rodzinnymi więziami? Myślałem, że można na was liczyć.

– Liczenie na siebie nie wyklucza wzajemnego szacunku i zrozumienia – mój głos był pełen determinacji. – Rozmawialiśmy z Jarkiem i uważamy, że to uczciwe rozwiązanie. Nie chcemy, byście czuli się źle, ale też nie chcemy, by nasza ciężka praca była bagatelizowana.

Mieli pretensje

Rozmowa była trudna, ale niezbędna. Po napiętej wymianie zdań, Michał z Kasią w końcu zapłacili rachunek, jednak nie obyło się bez pretensji.

– Płacimy, ale wiedz, że to ostatni raz, kiedy tu przyjeżdżamy – rzucił Michał, gdy wręczał mi pieniądze. W jego głosie czuć było rozczarowanie i złość.

– Bardzo nas to smuci, ale szanujemy waszą decyzję – odpowiedziałam, przyjmując zapłatę.

Nie mam wyrzutów sumienia

Po wyjeździe Michała i Kasi atmosfera w naszym domu stała się inna. Była pełna refleksji i nowych pytania o przyszłość. Chociaż ich reakcja była bolesna, czułam też pewien ciężar zrzucany z serca

Sądzisz, że przesadziliśmy? – spytałam Jarka.

– Nie, nie sądzę – jego głos był łagodny, ale stanowczy. – Nasza praca i wysiłek zasługują na uznanie, również od rodziny. Jeśli nie postawimy granic, zawsze będą one przekraczane.

– Tak, masz rację – kiwnęłam głową. – Chociaż to było trudne, czuję się jakoś... lżej. Nie wiem, czy Michał z Kasią to zrozumieją, ale musimy pomyśleć o sobie.

Oby to była dla nich lekcja. – Jarek ujął moją dłoń w swoją. – Możemy ich kochać jako rodzinę, ale nie możemy pozwolić, by to kochać oznaczało ciągłe ustępowanie.

Kilka dni spędzonych na przemyśleniach pomogło mi zrozumieć, że czasami trzeba podjąć trudne decyzje, aby chronić to, na czym nam zależy. Nasza agroturystyka była częścią nas, naszym domem i źródłem życia. I chociaż konflikt z Michałem i Kasią był ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to wierzyłam, że czas pokaże, iż nasza decyzja była słuszna.

Barbara, 39 lat

Czytaj także: „Mój 40-letni facet to maminsynek. Jego matka ciągle knuła, jak się mnie pozbyć i w końcu jej się udało”
„Dałam wnuczce 100 zł na urodziny, a ona mnie wyśmiała. Nie wie, że oddałam jej resztę emerytury”
„Miał być spontaniczny numerek, a wyszła ciąża. Nie chcę chować dziecka wśród kóz z pastuchem bez kasy”

 

Redakcja poleca

REKLAMA