Z Baśką spotkałam się pierwszy raz siedem lat temu, w dniu przeprowadzki do naszego nowego bloku. Była naszą sąsiadką i akurat tamtego dnia wyszła ze swojego mieszkania dokładnie w momencie, gdy Marcin stracił nad sobą kontrolę i z całej siły popchnął mnie na ścianę przy schodach.
– Nic się pani nie stało? – zapytała od razu z troską. Nie zrobiła sobie pani krzywdy?
– Nie – skłamałam, mimo że łokieć, którym walnęłam w wystającą krawędź drzwi, piekł mnie okropnie. „Po prostu się potknęłam” – wymyśliłam na poczekaniu, ale po jej minie widziałam, że ani trochę mi nie wierzy.
Widziała, że coś jest nie tak
Powoli budowałyśmy coraz bliższą relację. Przez cienkie ściany w naszym bloku słyszała sporo tego, co się u mnie działo. Mój mąż bardzo jej nie cierpiał, co ją tylko bawiło.
– Tacy słabeusze zawsze boją się mocnych babek. Nie gniewaj się, Maja, ale muszę ci szczerze powiedzieć – twój facet to zwykły tchórz i pajac. Jak tylko pokażesz, że jesteś twarda, przestanie cię gnębić i zwieje, gdzie pieprz rośnie.
Spoglądałam na nią z zachwytem, podczas gdy moje własne odbicie w lustrze budziło we mnie wstręt. Niestety, brakowało mi tej siły charakteru, przez co pozwalałam mężowi się tak podle traktować.
Wróciłam z zakupów gdzieś w okolicach dwunastej. Chciałam przygotować zapiekankę i ogarnąć bałagan w szafach. Rano, zanim Marcin poszedł do biura, pozwolił sobie na małą rewolucję w naszych ubraniach, bo stwierdził, że nie są zbyt dobrze poukładane. Nie zdążyłam nawet schować wszystkich zakupionych produktów do lodówki, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Baśkę, która aż tryskała entuzjazmem.
– Słuchaj Majka, potrzebuję twojej pomocy. Kojarzysz tego gościa, który robi ustawienia hellingerowskie? No to właśnie siedzi u mnie teraz, razem z Maćkiem, Irką i Frankiem, ale wyszło, że jest nas za mało, brakuje jednej osoby. Proszę cię, wpadnij do mnie. Chcę koniecznie pomóc Maćkowi.
Jej starszy brat Maciek nie potrafił się odnaleźć w życiu. Ciągle tracił pracę, rozpadały mu się związki, a do tego często zaglądał do kieliszka. Baśka robiła wszystko, żeby mu pomóc, sięgała nawet po takie nietypowe metody jak terapia systemowa. Byli tylko we dwoje, ponieważ stracili rodziców, gdy byli mali, a później, w pożarze zginęła też ich babcia, która się nimi zajmowała. Choć wcale nie miałam na to ochoty, zgodziłam się pójść – w końcu Baśka tyle razy wyciągnęła do mnie pomocną dłoń, że nie potrafiłam jej tego odmówić...
Uznałam, że warto spróbować
Podczas sesji prowadzący poprosił, żebyśmy zajęli miejsca, tworząc krąg z krzeseł. Następnie Maciek miał przydzielić każdemu z nas role członków swojej rodziny i rozmieścić nas tam, gdzie jego zdaniem powinniśmy stać. Przypadła mi rola jego babci Marianny. Maciek zaprowadził mnie w róg pokoju, gdzie rósł duży fikus, i postawił tak, że patrzyłam na ścianę. Rolę mamy dostała Irka, koleżanka Baśki, a jej były chłopak Franek miał udawać ojca.
Początkowo podchodziłam bardzo sceptycznie do tej metody terapii. Nie rozumiałam, jak to możliwe, że kompletnie nieznajomi – wybrani przez Maćka do wcielenia się w jego bliskich – potrafią wczuć się w ich emocje i sposób myślenia. Wydawało mi się niemożliwe, by poprzez takie odgrywanie ról można było dotrzeć do przyczyn trudności, z którymi zmaga się pacjent. Stając w odległości 50 centymetrów od ściany, wciąż myślałam, że to jakieś sztuczki. Skupiłam się na wychwytywaniu dźwięków dobiegających zza moich pleców.
Specjalista rozmawiał z „rodzicami”, podczas gdy Maciek przysłuchiwał się ich wypowiedziom. Miałam wrażenie, że osoby grające role naprawdę się w nie wczuły – „mama” narzekała na nieposłuszeństwo Maćka, zaś „tata” przedstawił go jako kogoś przebiegłego i ciągle czegoś żądającego. W którymś momencie prowadzący sesję stanął za moimi plecami i odezwał się:
– Marianna, sześćdziesiąt osiem lat. Czy masz w pamięci dzień, gdy Maciek skończył osiemnaście lat? Jakie myśli towarzyszyły ci, gdy gasił świeczki na urodzinowym torcie?
Właściwie powinnam przyznać, że nic nie wiem, bo nie uczestniczyłam w tym wydarzeniu. Ale nagle wszystko mi się przypomniało – pomieszczenie rozświetlone płomieniami świeczek, malutkie ciasto i wielkie ostrze spoczywające na blacie. A obok stał Maciek z posępną miną.
– Gdy patrzyłam, jak wpatruje się w ten nóż, domyślałam się jego myśli – szepnęłam. – Jednak same zamiary to nie przestępstwo. Zaproponowałam mu, żeby pomarzył o czymś miłym, wtedy się wyszczerzył. Ale ten grymas nie wróżył nic dobrego... Wręcz przeciwnie.
W pomieszczeniu zrobiło się nagle cicho. Pośród tej głuchej ciszy dobiegł mnie odgłos przesuwanego krzesła.
– Ja wychodzę – oznajmił Maciek.
– Stój! – krzyknęła Baśka do brata, ale głośny huk drzwi świadczył o tym, że już go nie było.
Dokładnie to samo wydarzyło się wtedy...
Nie pojmowałam tego
Obraz przed moimi oczami stał się niewyraźny. Z moich ust zaczęły się wylewać słowa, których nie potrafiłam powstrzymać, jakby ktoś inny przejął kontrolę nad moim głosem.
– Siedziałam i wyczekiwałam mojego wnuka. Skończył już dwadzieścia lat. Myślał, że wszystko mu się należy po prostu dlatego, że łączy nas więź rodzinna. Był przekonany, że jako babcia nie mogę stawiać mu żadnych wymagań. „Przecież nie jesteś moim ojcem!”, wrzeszczał za każdym razem, gdy próbowałam go wychowywać, zmuszać do nauki albo gdy wyciągałam schowane pod materacem papierosy. Z tego właśnie powodu postanowiłam przepisać cały majątek Basi. Byłam pewna, że zaopiekuje się bratem, ale jednocześnie jest wystarczająco zdecydowana, by nie dać mu sobą pomiatać.
Historia nie przestawała się rozwijać.
– Maćka ogarnęła wściekłość. Jego złość w stosunku do mnie potęgowała się przez lata, odkąd stracił rodziców w tragicznym wypadku. Ponieważ wracali wtedy z odwiedzin u mnie w szpitalu, gdzie przechodziłam zabieg usunięcia wyrostka, obwinił mnie za ich odejście. „Gdyby tamtego dnia zostali w domu, nadal by żyli”. Możliwe, że tak, ale kto wie... czasami sama zadręczałam się tymi wątpliwościami. Miał się dzisiaj pojawić, bo planowałam zaproponować mu przejęcie warsztatu pod pewnymi warunkami. Zjawił się przed czasem, zanim wróciła Basia. Gdy zobaczyłam go w wejściu, zauważyłam nienaturalnie powiększone źrenice jego oczu.
– Dziś nie będziemy o niczym dyskutować – oznajmiłam, wstając z fotela. – Wróć, gdy już wytrzeźwiejesz.
Mój głos stawał się coraz bardziej przerażający z każdym kolejnym słowem.
– Rzucił przekleństwem. Obraził mnie okropnie. Później postąpił krok do przodu i popchnął. Zachwiałam się i runęłam na podłogę. Zdążyłam wesprzeć się na łokciu, inaczej uderzyłabym tyłem głowy o kominek z kamienia. Wtedy zbliżył się do mnie, pochylił i chwycił moją głowę obiema rękami. Jego oczy były puste, obłąkane. Poczułam szarpnięcie, gdy uniósł moją głowę. Eksplozja bólu rozbłysła mi przed oczami – złota i krwawa.
– Maja – poczułam mocny uścisk na ramieniu. – Maja, obudź się.
Odkryłam tajemnicę Maćka
Nogi się pode mną ugięły i tylko dzięki temu, że terapeuta mnie złapał, nie wylądowałam na podłodze. Pomógł mi dojść do krzesła. Wszystko wirowało mi przed oczami, czułam się kompletnie zdezorientowana. W pamięci wciąż miałam obraz płomieni i przeszywające uczucie smutku.
– Najbardziej martwiła się tym, że będziesz cierpieć przez czyny swojego brata – wyrwało mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać; wciąż czułam w sobie ducha tej kobiety.
Basia przykucnęła przy mnie. Twarz miała pobladłą, a rozmazany makijaż znaczyły ślady spływających łez.
– Gdy miałam zaledwie dziesięć lat, straciłam rodziców. Mój brat Maciek był wtedy w wieku dwunastu lat. Przez kolejne osiem lat wychowywała nas ona. Była kobietą pracy, wszystko zawdzięczała własnej harówce. To właśnie od niej nauczyłam się, jak być niezależną i pewną siebie. Szkoda tylko, że Maciek nie rozumiał jej intencji – tego, że jej surowe metody miały go ukształtować na prawdziwego mężczyznę. Zamiast tego, poszedł tą samą drogą co nasz tata. Kiedy babcia zmarła w dziwnym pożarze – tak przynajmniej stwierdzono oficjalnie – i okazało się, że dostaniemy tylko małą część majątku, mój brat całkowicie się załamał. Zerwał ze mną wszelkie relacje. Do tej pory nie wiedziałam dlaczego... A teraz, gdy już wiem prawdę... Jak mam sobie z tym poradzić? W końcu to mój rodzony brat... – powiedziała cicho.
Opadła na ziemię, krzyżując ręce na piersi. Obok niej przykucnął Franek i zamknął ją w swoich ramionach. Nie wytrzymałam tego widoku. Ruszyłam w stronę mieszkania. Wyciągnęłam się na sofie, ale sen nie chciał przyjść. W mojej głowie ciągle przewijały się obrazy z tego zdarzenia, płomienie. A serce wciąż ściskało poczucie krzywdy.
Równo o siódmej wieczorem zjawił się Marcin. Gdy zobaczył mnie w pokoju, wykrzyknął:
– Chyba sobie kpisz! Ty się tu wylegujesz, podczas gdy nic nie zostało zrobione? Wstawaj!
– Źle się dzisiaj czuję – szepnęłam, choć w środku aż się gotowałam, by odpowiedzieć mu inaczej.
– Za kogo ty mnie masz? Za jakiegoś mięczaka? – syknął ze złością, po czym podszedł, złapał mnie i brutalnie zrzucił z kanapy prosto na ziemię.
Zamachnął się nogą, próbując wymierzyć we mnie kopniaka.
Wróciła do mnie ta dziwna siła
Zareagowałam instynktownie, w sposób zupełnie mi nieznany – złapałam jego wolną nogę jakimś dziwnym ruchem i pociągnęłam w górę. Zachwiał się, wydał z siebie okrzyk i runął do tyłu. Część jego ciała wylądowała na fotelu, który niestety zamortyzował uderzenie, zanim ostatecznie wylądował na ziemi. Wstałam z miejsca. Przepełniał mnie nieznany mi dotąd rodzaj lodowatej złości – to nie były moje emocje. Należały do Marianny. I to ona sprawiła, że nachyliłam się nad Marcinem. Cokolwiek dostrzegł wtedy na mojej twarzy, w tym spojrzeniu, sprawił, że kolor odpłynął z jego policzków.
– Zabieraj się stąd – wysyczałam lodowatym tonem. – Wynoś się z mieszkania i zniknij z mojego życia, albo sprawię, że będziesz żałował każdego dnia. Rozumiesz, co mówię? Odpowiedz – wymierzyłam Marcinowi siarczysty policzek, zostawiając czerwony odcisk dłoni.
Dostrzegłam, jak jego oczy wypełniają się łzami.
– Rozumiem – wyszeptał cicho.
– No to spadaj. Natychmiast.
Po wyjściu męża padłam bez sił na sofę. To dziwne uczucie energii, które mnie przed chwilą napędzało, nagle gdzieś zniknęło. No cóż. Przynajmniej wróciłam do siebie. Chociaż... Muszę przyznać, że Baśka dobrze go rozgryzła. Ten strach malujący się na twarzy Marcina pokazał, jaki z niego strachliwy człowiek. Wystarczyło się tylko mocniej postawić. Teraz to ja miałam w rękach los naszego związku. Nie wiedziałam jeszcze dokładnie co zrobię, ale jedno nie ulegało wątpliwości, kolejne porządki w szafach będą należeć do mnie.
Maja, 40 lat
Czytaj także:
„Mąż wygrał 200 tysięcy i zgłupiał. Zafarbował włosy, baluje całymi nocami i migdali się z młodymi dziewczynami”
„Mąż dawał mi 500 zł na miesiąc, a potem krzyczał, że jemy najtańsze parówki. Znalazłam lekarstwo na jego skąpstwo”
„Mąż kiedyś był biedakiem i teraz pilnuje każdej złotówki. Żałuje córce kasy nawet na jesienne buty”