Podczas zajęć z kitesurfingu, instruktor nie odrywał ode mnie wzroku. Jego cudowne oczy o barwie głębokiego oceanu, ciągle mnie obserwowały. Nie czułam się skrępowana faktem, że oprócz przelotnego kontaktu wzrokowego, jego spojrzenie wędrowało także po moich kształtach – biodrach, które powoli traciły dawną jędrność, udach, talii i biuście.
Wiadomo, jako prowadzący grupę musiał na mnie patrzeć, ale od samego początku kursu, który miał trwać cały tydzień, dostrzegłam, że poświęca mi dużo więcej czasu niż pozostałym czterem uczestnikom. Przyznam, że niezmiernie mi to odpowiadało i czułam się doceniona.
Niewiele nas łączyło
Macieja, mojego ekspartnera, poznałam na uczelni medycznej i zakochałam się bez pamięci. Tuż po tym, jak zdobyłam dyplom lekarza (Maciej nie dostał się na medycynę, więc poszedł na farmację), pobraliśmy się. Co mnie w nim tak pociągało? Z czasem okazało się, że to człowiek powierzchowny i niezdolny do głębszych uczuć.
Gdy po paru latach nasz związek już nie płonął takim żarem jak na początku, do czego w dużej mierze przyczyniło się urodzenie naszej córki Zosi, Maciej zaczął tracić mną zainteresowanie. Zupełnie jakby pokochał wtedy jedynie moje ciało, a cała reszta zupełnie go nie obchodziła.
Wyobraźcie sobie, że przez całe siedem lat naszego związku małżeńskiego mój mąż nawet nie zapamiętał, że zawsze piję herbatę gorzką, bez ani jednej łyżeczki cukru! I nagle okazało się, że bardziej od swojej żony woli... Ech, szkoda gadać.
Żeby on miał jeszcze jakieś interesujące hobby czy zainteresowania. No nie wiem, gdyby chociaż zanurzał się w głębinach, eksplorując zatopione statki, wspinał po górskich szczytach albo od czasu do czasu pograł z kumplami w tenisa. Ale gdzie tam! Maciek najchętniej rozwalał się wygodnie na kanapie przed telewizorem, ściskając w łapie puszkę z piwskiem i z rozdziawioną japą gapił się na ekran, oglądając „Milionerów” albo ten śmieszny teleturniej „Jaka to melodia?!”.
Poczuł ulgę na wieść o rozstaniu
Problemy pojawiły się dopiero podczas dzielenia naszego wspólnego życia na pół. Maciek bez sprzeciwu zgodził się, abym zajmowała się naszą córeczką, ale z mieszkania, które kupiliśmy razem na kredyt, to ja zostałam zmuszona się wyprowadzić. Nie zamierzał też odejść z pracy w prywatnej przychodni, gdzie ja byłam radiologiem, a on pracował w aptece za kontuarem. Musiałam poszukać nowego gniazdka i innego zatrudnienia.
Ze wszystkim sobie poradziłam. Kurczę! Gdy się rozstaliśmy, poczułam się tak, jakby spadły mi z rąk łańcuchy! Nie było takiej rzeczy, której nie mogłabym ogarnąć. Wynajęłam całkiem fajne mieszkanko za dobrą cenę, a blisko niego było naprawdę przyjemne przedszkole. Wyszukałam robotę w prywatnej przychodni, oddalonej tylko o dwa przystanki metra. I to jeszcze lepiej płatną!
Zaraz po tym, jak miałam wrócić z okolic Zatoki Puckiej, gdzie szlifowałam swoje umiejętności w kitesurfingu, czekało mnie pierwsze spotkanie z nowym przełożonym. Słyszałam, że to świetny chirurg ortopeda. Nareszcie mogłam zacząć nową pracę. Kto powiedział, że kobiety nie potrafią sobie radzić?!
Kurs był nowym etapem życia
Gdy błękitne oczy Jacka spoczęły na moich walorach, od razu pomyślałam, że los szykuje dla mnie kolejną fajną niespodziankę na nowej ścieżce życiowej. Postanowiłam, że nie będę sobie odmawiać przyjemności. Jacek był przystojny, umięśniony i dzielny. Ojej, on dosłownie szybował na tym swoim wielobarwnym latawcu!
Nasza ekipa była zróżnicowana pod względem wieku i statusu społecznego, ale jedno nas łączyło. Nie chwaląc się, poza mną, wszyscy byli totalnie pozbawieni smykałki do kitesurfingu. Oczywiście dopiero stawialiśmy pierwsze kroki w tym sporcie.
Podczas naszych pierwszych zajęć instruktor Jacek polecił nam, abyśmy próbowali złapać wiatr w niewielki spadochron, który wyglądem przypominał latawiec. Celem ćwiczenia było to, żeby już na lądzie przyswoić sobie umiejętność wyczuwania wiatru i nieodpadania od niego. Załapałam to w mgnieniu oka. Mój mały spadochron szybował wysoko nad ziemią. Jeśli chodzi o innych... Lepiej nie mówić.
W naszej ekipie, poza mną, były jeszcze dwie dziewczyny. Obie o jakieś dziesięć lat młodsze ode mnie. Ślicznotki o rumianych policzkach, których jeszcze grawitacja ani fakt, że nie rodziły dzieci, nie zdążyły ściągnąć różnych części ciała ku dołowi. Mimo to Jacek zwrócił uwagę akurat na mnie!
Olga przyjechała na szkolenie ze swoim narzeczonym Maksem. Bardziej niż na kitesurfingu skupiali się na sobie nawzajem. Ciągle trzymali się za ręce! Paulina, wysoka blondyna o figurze niczym posąg, była na kursie sama. Irytowało mnie, gdy Jacek raz po raz musiał jej tłumaczyć, jak powinna stać i trzymać linki. Ale pomimo jego wskazówek, kiepsko jej szło. Jej spadochron potrafił utrzymać się w powietrzu co najwyżej kilka minut.
Najgorzej radził sobie Romek. Koleś starszy ode mnie o parę lat, rosły i przy kości. Jemu to żagiel w ogóle nie chciał stanąć! Ups, sorry. Chciałam powiedzieć: polecieć. Przejęzyczenie. Wiecie co? Ten Romek też na mnie spoglądał. I jeszcze próbował ze mną flirtować, ale robił to tak nieporadnie, że mnie to tylko irytowało. Nie dorastał Jackowi do pięt!
Przystojny, ale skupiony na sobie
Czas płynął nieubłaganie, a my każdego dnia robiliśmy postępy. Aż w końcu nadszedł moment, gdy mocno trzymając deski, przymocowani do nich pasami, zaczęliśmy ślizgać się po tafli wody Zatoki Puckiej, pchani siłą wiatru.
Jacek nie krył uznania dla moich umiejętności, a mimo że radziłam sobie najlepiej z całej ekipy, wciąż dawał mi wskazówki, poprawiał moją postawę, pomagał utrzymać równowagę, przy okazji często mnie dotykając... Aż wreszcie, podczas ostatniego wspólnego wieczoru, który jak zawsze spędzaliśmy przy dźwiękach muzyki, popijając wino na polu namiotowym, mój instruktor w końcu zebrał się na odwagę.
– Co powiesz na to, żebyśmy się stąd zmyli i wybrali do miasta? Znam pewną fajną knajpę, o której wiedzą tylko nieliczni.
Poczułam dreszcz ekscytacji przebiegający po moim ciele. Bez wahania przystałam na propozycję. Szybko udałam się do przyczepy, aby odświeżyć makijaż, przebrać się i umyć zęby. Romek odprowadził mnie tęsknym wzrokiem, gdy opuszczałam przyczepę u boku Jacka, gotowa zdobywać świat.
Jednak po kilkudziesięciu minutach miałam serdecznie dość. Ten przystojniak, który był instruktorem, okazał się strasznie nudnym, pustym narcyzem skupionym wyłącznie na sobie. Trajkotał tylko o swoich sprawach.
I to były same głupoty! Chwalił się, że niedawno gliny dały mu w kość mandatem, ale nie zorientowały się, że był nawalony za kółkiem. Opowiadał, iż gubi się w imionach lasek, które do niego piszą po każdym sezonie. A najgorsze jest to, że w jednym sklepie udało mu się gwizdnąć portki!
– O, te! – ryknął śmiechem, celując paluchem w swoje wypchane krocze.
Magia uleciała. Straciłam zapał. W porównaniu z nim mój Maciek jawił się jako źródło wybornego dowcipu i olbrzym umysłowości! Chłodnym głosem zasugerowałam powrót na pole namiotowe. Gość jednak zdawał się być odporny na komunikaty: „Trzymaj łapy przy sobie”. Kiedy wracaliśmy, wciąż usiłował mnie przytulić, a gdy po raz kolejny mu się wywinęłam, warknął wyraźnie poirytowany:
– Czemu nie dasz się dotknąć?
Ale z niego głupek! Jakby brakowało problemów, to jeszcze ktoś do niego zadzwonił. Poszedł kawałek dalej, żebym nie mogła podsłuchać i zwrócił się do swojego kumpla, szepcząc jak aktor na scenie.
– Sorry, nie mam czasu na pogaduchy, właśnie zarywam do nowej laski! Nie, to nie ta Paulina. Do tamtej nawet nie startowałem, to dla mnie zbyt wysokie progi. Ale teraz prowadzę do kampera pewną mamuśkę. Wygląda na pustą.
Cham, jakich mało
Normalnie miałam ochotę mu przywalić! Jastarnia to małe miasteczko, więc po krótkiej chwili byliśmy z powrotem na polu namiotowym. Reszta ekipy siedziała przy płonącym ognisku.
– U ciebie czy u mnie? – wyszeptał Jacek, jego oddech owiał moją twarz.
– Idę do łóżka. W pojedynkę – oświadczyłam i bez oglądania się, skierowałam kroki w stronę mojej przyczepy. Dopadł mnie, gdy sięgałam już klamki.
– Co ty sobie wyobrażasz? – warknął, wpychając mnie do wnętrza przyczepy. – Że możesz tak ze mną igrać?
– Pomocy! – wrzasnęłam, ale kumple siedzący nieopodal tylko się zaśmiali.
W tym czasie agresor wepchnął mnie do środka i rzucił na łóżko. Byłam tak sparaliżowana strachem, że nie potrafiłam wykrztusić ani słowa! On próbował mnie zmusić do zbliżenia! I żadna osoba nie planowała mnie uratować! Zanim zdążyłam to przemyśleć, w wejściu do kampera stanęła potężna sylwetka. Rozległ się odgłos uderzenia, a zaraz po nim kolejny. Z ust Jacka wydobył się bolesny jęk.
– Zabieraj od niej swoje łapska, bo ci je pourywam – dotarł do mnie głos Romka. – A potrafię to zrobić w taki sposób, że poczujesz niezły ból!
Po chwili Jacuś, ponaglony porządnym kopem od mojego bohatera, wyleciał na zewnątrz przyczepy. Zapaliłam światło.
– Dziękuję ci – powiedziałam cicho.
– Nie ma sprawy, na szczęście dotarło to do moich uszu. Położyłem się dzisiaj trochę wcześniej, ponieważ o świcie muszę być z powrotem w stolicy. Zatrudniam nową osobę i nie mogę wyglądać jak żywy trup – stwierdził, szykując się do opuszczenia pokoju.
Był już jedną nogą na korytarzu, gdy nagle mnie oświeciło:
– Czyżbyś był przypadkiem dyrektorem prywatnego ośrodka zdrowia w dzielnicy Mokotów?
Przytaknął ruchem głowy, potwierdzając moje przypuszczenia.
– To ten świeżak jest specem od promieni rentgena?
Wtedy i on załapał. Trzeba przyznać, facet ma łeb na karku.
– Chyba od teraz będziemy się non stop spotykać! – parsknął śmiechem, a ja dałabym sobie głowę uciąć, że w jego spojrzeniu kryła się szczera wesołość.
Barbara, 32 lata
Czytaj także:
„Na 20. rocznicę ślubu dostałem papiery rozwodowe. Złapałem żonę na zdradzie, a ona mnie winiła”
„Romans męża wyszedł na jaw u fryzjerki. Jakaś lala wychwalała jego zdolności w łóżku, a ja kipiałam z wściekłości”
„Dla biologicznej matki byłem rekwizytem do żebrania pod kościołem. Bez żalu oddała mnie za parę stów”