Patrzyłem na moją żonę, która siedziała po drugiej stronie stołu. Wydawała mi się zupełnie bliska, a jednocześnie taka daleka. Jak najbliższa znajoma, ale i obca. Patrzyłem na osobę, której nie znałem, mimo że byliśmy razem przez dwadzieścia lat. Siedziałem i zastanawiałem się, co mam powiedzieć.
Wiedziałem, że to ona ułożyła sobie przemowę, zaplanowała przebieg całego spotkania, wszystko rozważyła, przewidywała słowa i zachowania nas obojga. Myślałem, że wiem, co siedzi jej w głowie, i że ja czułem dokładnie to samo.
Uważałem jednak, że to ona powinnaś rozpocząć. A wciąż czekała, może myślała, że coś jej ułatwię. „O nie, moja droga, ja z pewnością ci teraz nie pomogę. Będziesz musiała sama się z tym uporać!”, pomyślałem. Byłem gotów wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. O ile w ogóle miała coś logicznego do wyznania mi po tym, co się wydarzyło.
W końcu cisza zaczęła być zbyt dokuczliwa. Wydawało mi się, że blat rośnie i faluje niczym ocean między nami. „Jak tak dalej pójdzie, to chyba rozstaniemy się w milczeniu”, przeszło mi przez myśl. Czy tego chciała? Mnie było ogóle wszystko jedno. Przygotowałem się jednak na pewien spektakl i czekałem, aż zacznie się tłumaczyć drżącym głosem, spróbuje do mnie dotrzeć, wymusić zrozumienie.
– Wybacz mi – powiedziała w końcu.
A potem na powrót zapadła cisza. Miałem tego powyżej uszu.
– Chętnie bym się zgodził, ale wtedy bym skłamał – powiedziałem, chociaż miałem szczery zamiar nie być złośliwy. – Czy to tyle, co masz mi do powiedzenia?
– Masz rację, przeprosiny to za mało – odwróciła twarz, żebym nie widział, jak płacze.
Jej łzy już nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Kiedyś na każdy grymas reagowałem całym sobą, próbując ją pocieszyć.
– No słucham. Co jeszcze powiesz? – próbowałem jej pomóc.
Odzywała się z trudem, a ja wspominałem
W tej krępującej ciszy zastanawiałem się, kiedy wszystko się zmieniło. Nie sposób wyznaczyć konkretnej daty, bo to był raczej proces niż wydarzenie. Kiedyś zwyczajnie złapałem się na tym, że zachowuje się względem mnie inaczej niż wcześniej. Nawet próbowałem zacząć z żoną o tym rozmawiać, ale szybko mnie zbyła i stwierdziła, że wszystko jest w porządku, a ja się czepiam.
– Już nie chcesz, żebym cię dotykał? – zapytałem pewnego poranka, kiedy chciałem ją przytulić, a ona się odsunęła.
– Nie gadaj bzdur! – oburzyła się. – Ja tylko spieszę się do roboty, nie mogę stracić ani chwili.
Wtedy odpuściłem. Ale wiedziałem, że od pewnego czasu zachowuje się dokładnie w ten sam sposób niezależnie od godziny i dnia tygodnia. Kiedy leżeliśmy wieczorem w łóżku, a ja zaczynałem głaskać ją po ramieniu czy szyi, patrzyła obojętnie w telewizor. Widziałem, jak stara się nie reagować, a jednocześnie dało się wyczuć jej niechęć i zdenerwowanie. To oczywiste, że w małżeństwie z długim stażem pojawia się rutyna, można się nieco znudzić drugim człowiekiem, a sprawy w łóżku już nie są tak fascynujące, ale przecież nie można pozwolić, by namiętność zupełnie zniknęła.
Przyznaję, że jej zachowanie całkowicie mnie zniechęcało do podejmowania jakichkolwiek wysiłków. Absolutny brak reakcji był dla mnie gorszy niż gorący protest czy jakaś wymówka.
– Kochanie, co się dzieje? – zadawałem to pytanie wiele razy.
– Nic. A co ma się dziać? – rzucała, nawet na mnie nie patrząc. – Nie ma co drążyć. Jestem zmęczona po całym dniu i tyle.
To była prawda, że w ciągu dnia było wiele wyzwań i obowiązków. Jednak to nic nowego, a przecież kiedyś nie było to powodem, by kontakt pomiędzy nami ograniczać do szybkiego buziaka w policzek przed wyjściem do pracy. Żona nie chciała kontynuować tego tematu.
Zauważyłem, że coraz częściej zostaje w biurze po godzinach, bierze udział w szkoleniach i kursach, chociaż kiedyś mówiła, że tego nie cierpi. Z początku myślałem, że w ten sposób stara się mnie unikać, ale wreszcie skłoniło mnie to do różnych głębszych podejrzeń.
Pomysł na śledztwo podsunął mi kumpel
– Kiedy pytałem, czy kogoś poznałaś, to odpowiedziałaś, że nic podobnego – próbowałem rozwinąć naszą ciężką rozmowę.
– Bo nie chciałam ci robić przykrości – powiedziała cicho.
– Nie chciałaś mi robić przykrości? – powtórzyłem zaskoczony. – Chyba raczej nie chciałaś robić sobie problemów. Nowe życie pewnie było dla ciebie wygodne. Zapracowany mąż z kasą, a do tego kochanek dla rozrywki. I praktycznie, i miło.
Zmarszczyła brwi i zasznurowała usta. Dobrze znałem to połączenie. Niebawem miała nadejść odpowiedź.
– Jak możesz tak mówić? – powiedziała, patrząc na mnie spod byka. – Po prostu się zakochałam i tyle! Musisz to zrozumieć!
Poczułem, że nic nie muszę, a jej złość nie robi na mnie wrażenia. Taka ofensywa kiedyś sprowadzała mnie do pozycji podporządkowanego mężulka, ale teraz… Nie miałem ochoty nawet się kłócić o to, kto ma rację. Odpowiedziałem ze spokojem:
– Słyszysz siebie i to, co mówisz? Mnie każesz zrozumieć twoje zachowanie i zaakceptować mój los? Po tym jak mnie zdradzałaś i oszukiwałaś, okłamywałaś? No, ciekawe.
Zamilkła, ale widziałem, jak miota pioruny z oczu. Chyba liczyła na to, że zacznę wrzeszczeć i wymachiwać rękami. Może miałbym się miotać po pokoju z bezsilności? Ja już nie chciałem krzyczeć i się złościć. Ta faza była już za mną. Został tylko smutek, rozpacz, pustka na horyzoncie… Byłem wściekły wtedy, gdy ich przyłapałem, ale zaraz potem wszystko mi przeszło.
Miałem w planach reagować, rzucić się do przodu, ale… moje ciało odmówiło współpracy. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji.
– Przecież ona przyprawia ci rogi! – stwierdził mój przyjaciel, Jacek, gdy kiedyś mu się zwierzałem.
– No coś ty! – byłem oburzony. – Ona nie jest taka! Na pewno powód jest inny. Może przestała we mnie widzieć mężczyznę albo sama ma jakiś kryzys i nie chce mi powiedzieć.
– Według mnie to jasna sprawa… Ale lepiej sprawdzić – zaznaczył. – Wynajmij jakiegoś detektywa.
– Nie mam na co tracić kasy, tylko na detektywa! – stwierdziłem.
– Ja w twojej sytuacji bym spróbował. Wtedy byś przynajmniej wiedział, co się dzieje – skwitował.
Odrzuciłem jego pomysły, ale wracały do mnie jeszcze wielokrotnie jego słowa. A teraz żona ma do mnie pretensje.
– Może nie dałabym się uwieść, gdybyś się tak nie czepiał o wszystko – wypaliła nagle moja żona. – Nic, tylko słyszałam wyrzuty, pretensje i utyskiwania, że czegoś nie robię, albo nie mówię…
Skłoniłem na bok głowę i prychnąłem. Prawie się roześmiałem. Była bezczelna. Miała dość tego, że pragnąłem wzajemności i dlatego poszukała sobie kochanka?
– Proszę cię… Nie bądź dzieckiem, skończ te małostkowe przytyki. To ty chciałaś się spotkać. Zamierzasz mi coś powiedzieć, czy tylko się wygadać?
Zamknęła usta i zrobiła obrażoną minę. Przynajmniej próbowała na taką wyglądać, ale szło jej słabo. Marna z niej aktorka. Jak w chwili, gdy dowiedziałem się prawdy.
Pamiętam, że wtedy stanęła jak słup soli. Mężczyzna, który szedł obok niej, dopiero po chwili poczuł, że zabrała rękę z jego ramienia. Spojrzał na mnie obojętnie. Wtedy się nie znaliśmy. Po kilku minutach coś chyba zaczęło do niego docierać.
Miejsce, w którym miałem się zjawić i dokładną godzinę podał mi detektyw. Gdy tam jechałem, myślałem sobie, że kiedy ich zobaczę, to od razu ruszę, żeby przyłożyć temu gościowi. Gdy jednak zobaczyłem jego zaskoczoną minę, straciłem cały zapał. Złość mnie opuściła.
– Może mnie przedstawisz swojemu przyjacielowi? – powiedziałem do żony. – To ten pan od szkoleń, prawda? Niezmiernie mi miło.
Moja żona nie powiedziała ani słowa. Mężczyzna natomiast zupełnie nie wiedział, co się dzieje i nawet wyciągał do mnie rękę. Pewnie nawet nie wiedział, czy spotkał zazdrosnego męża, czy tylko starego znajomego.
– Zjeżdżaj! – syknąłem.
Zdziwił się i cofnął. Żona zebrała się w sobie i ruszyła z atakiem w odwecie.
– Jak śmiesz mnie śledzić?! – zapytała z mocą. – Co za bezczelność!
Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Nadciągał atak.
Chcę zamknąć ten rozdział życia raz na zawsze
Niesamowite! Ja przyłapałem ją na gorącym uczynku, a ona zaczęła się ciskać i awanturować! Po chwili mnie olśniło, że przecież zawsze się tak zachowywała. Reagowała odwetem na każdy atak. W ten sposób usiłowała uzyskać przewagę, by jakoś wybrnąć z sytuacji.
Zaraz wyczułem, że w udawanej pewności siebie brzmi nutka strachu. Mężczyzna patrzył raz na mnie, raz na nią i miał ochotę uciec, albo przynajmniej zniknąć. Nie wypadało jednak zostawiać partnerki samej na polu bitwy. I to z takim potwornym mężem.
Stwierdziłem, że dość mam tej żałosnej sytuacji. Obrzuciłem ich pogardliwym spojrzeniem i wsiadłem do swojego samochodu. Odjechałem, nawet się nie oglądając.
– No to idę – powiedziałem teraz do żony siedzącej przy stole. – Widzę, że wcale nie chciałaś mnie przeprosić, ani nic wytłumaczyć. Tylko mnie obrażasz.
Zrobiła smutną minę, usta na chwilę wygięły się w podkówkę, ale zaraz wróciła złość. Próbowała coś powiedzieć, ale znowu wybuchnęła płaczem.
– Naprawdę nie chciałam się skrzywdzić – wyznała przez łzy. – Wybaczysz mi? Nie planowałam tego, nie chciałam… Naprawdę się zakochałam. No i Zbigniew jest wspaniałym człowiekiem. Nie jest niczemu winien…
Nie miałem już ochoty tego słuchać. Kiedy tam przychodziłem, myślałem, że jest jeszcze co ratować. Stwierdziłem, że może się opamiętała i spróbuje naprawić nasze relacje. Ale okazuje się, że to Zbigniew na dobre zostanie w jej życiu.
– Wychodzę – powtórzyłem, odwracając się. – Więcej nie chcę cię oglądać.
W końcu do mnie dotarło, że to tyle. Miałem nadzieję, że ona też zrozumie, że przeprosiny nic nie zmienią, nie da się zrozumieć jej motywów. Nie jest możliwe, byśmy rozstali się w zgodzie. Wyszedłem do przedpokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Tak wyglądał koniec mojego małżeństwa z dwudziestoletnim stażem.
Mirosław, 52 lata
Czytaj także:
„Los zabrał mi męża, a teściowa chce odebrać mi mieszkanie. Według niej, gdy owdowiałam, przestałam być rodziną”
„Wziął mnie za żonę tylko dlatego, że zaszłam w ciążę. Gdy tylko nadarzyła się okazja, czmychnął do innej”
„Umówiłam się na randkę z dojrzałym gentlemanem. Oniemiałam, gdy zamiast słodkiego ciasteczka, zobaczyłam tatę”