Nie mogłem narzekać na swoje dzieciństwo. Miałem wszystko, o czym dzieci mogą tylko pomarzyć. I nie mówię tutaj o materialnych sprawach, zabawkach itd.
Moi rodzice stworzyli mi dom pełen ciepła, miłości i życzliwości. Dbali o moje zdrowie i ciągły rozwój. Gdy patrzę na zdjęcia z tamtego okresu, widzę na nich uśmiechniętego od ucha do ucha dzieciaka. Małego czarnowłosego chłopaka obok rodziców z włosami jasnymi jak łan zboża. Nie pasowałem do nich ani trochę.
Wtedy jednak kompletnie nie zwracałem na to uwagi. Uwielbiałem patrzeć w błękitne oczy mamy i śmiałem się z niej, gdy latem jej skóra robiła się czerwona od słońca. Wyglądała jak rak.
Coś mi nie pasowało
Dopiero, gdy zacząłem dojrzewać, a moje ciało zaczęło wymykać się spod kontroli, zwróciłem uwagę, jak bardzo różnię się fizycznie od rodziców. To było bardzo widoczne. Nawet zapytałem o to mamę.
– Mamo, wyglądam przy was jak wielkolud. Czemu jestem taki wysoki, skoro wy jesteście dość niscy?
– Synku, dojrzewasz, więc to normalne, że wystrzeliłeś do góry. Może masz to po dziadku? – śmiała się, a ja jej wierzyłem.
Może i tak, że miałem więcej genów dziadka. Ojciec był bowiem dość przysadzisty i nie imponował wzrostem, a dziadek, który zmarł zanim się urodziłem, faktycznie miał niezłą posturę. Znam go tylko ze zdjęć u babci.
– Może będziesz koszykarzem? – mama przerwała moje rozmyślania.
Zaśmiałem się. Akurat! Do sportu mnie w ogóle nie ciągnęło, a mama była mistrzynią w zmianie tematu.
Mama panikowała
Na jakiś czas zapomniałem o moich wątpliwościach, aż przyszedł dzień, który na nowo je obudził. Leżałem sobie właśnie na leżaku z książką, gdy zaczęła mnie swędzieć stopa. Myślałem, że coś mnie ugryzło i zacząłem się drapać. Wtedy dojrzałem, że to nie bąbel po ugryzieniu, ale jakaś dziwna ciemna krostka. Mama dała mi maść i stwierdziła, że będziemy obserwować.
A było co, bo w ciągu kolejnych dwóch tygodni krostka stała się plamą i to niepokojącą. Wtedy mama podniosła alarm i zmusiła mnie do wizyty u lekarza.
Nic mnie nie bolało, ale mama była jakaś spanikowana.
– Musisz przejść badania! Załatwię to – denerwowała się.
Nie wiem, jak to wywalczyła, ale faktycznie przebadali mnie we wszystkie strony, łącznie z grupą krwi. I wtedy się dowiedziałem, że jestem adoptowany.
Czułem się skołowany
Nie było wątpliwości. To stąd mój inny wygląd. Poczułem jakiś nieopisany żal sam nie wiem do kogo. Do rodziców, którzy nic mi nie powiedzieli. Do biologicznej matki, która przecież gdzieś tam jest. Miałem mętlik w głowie.
– Kim jestem? – pytałem mamę, a ona zaraz zaczynała płakać.
To był dla mnie kiepski czas. Nie miałem problemu z tym, że byłem adoptowany, ale niewiedza, skąd pochodzę, aż mnie dusiła. Męczyłem mamę. Ciągle zadawałem pytania, marudziłem i w końcu żądałem, by powiedziała mi cokolwiek.
Mama chyba się bała, albo nie wiedziała, jak to zrobić, bo powierzyła tę rolę babci, z którą zawsze miałem dobre relacje. Nie zmienił tego też mój nastoletni wiek i okres umiarkowanego buntu.
– Już czas, żebyś wreszcie poznał prawdę o sobie.
Spędziłem wtedy z babcią całe popołudnie. Domyślałem się, że moje korzenie mogą być jakieś wadliwe, ale wolałam znać nawet najgorszą prawdę. Czułem, że ją udźwignę.
Poznałem prawdę
Była mroźna zima, a moja biologiczna matka siedziała na schodach przed jednym z kościołów. Była brudna i cuchnąca, a na rękach trzymała spory tobołek. W tym tobołku byłem ja. Głodny, płaczący i równie brudny jak ona. O dziwo, najgłośniej płakałem, gdy zaczynała się lub kończyła msza święta, a na schodach pojawiało się najwięcej ludzi. Wtedy rozmodlone serca chętnie rzucały kasę pod stopy mojej matki. Jedną z tych osób była moja adopcyjna mama.
– Nie spała po nocach, martwiąc się o los obcego dzieciaka, czyli ciebie – opowiadała babcia. – Patrzyła w okno i cały czas powtarzała, że taki mróz, a ten biedny chłopczyk pewnie marznie gdzieś głodny. – Ta jego matka nie ma serca! Jak można tak wykorzystywać bezbronne dziecko?
Słuchałem babci i było mi przykro. Z jej dalszej opowieści dowiedziałem się jeszcze więcej. Rodzice nie mogli mieć dzieci, ale bardzo chcieli. Wtedy moja adopcyjna mama wpadła na pomysł, że mnie odkupi. Biologiczna nawet nie protestowała. Zrzekła się praw rodzicielskich za kilkaset złotych. Tyle byłem dla niej warty. Czy tak było naprawdę? Tego nigdy się nie dowiem.
Doceniłem to, co mam
Miałem mętlik w głowie, ale też poczułem jakiś spokój i wdzięczność, że wychowałem się w takim domu i z takim rodzicami, że dali mi szansę na normalne, dobre życie.
– Jesteś najlepszą mamą na świecie, wiesz? – powiedziałem, gdy zajrzała do mnie wieczorem. I jedyną...
– Synku, tak się bałam, że mnie znienawidzisz, ale widzę, że wychowałam cię na mądrego chłopaka.
Uśmiechnąłem się i przytuliłem do mamy.
Miałem wątpliwości
Dziś jestem dorosłym facetem, ale wciąż czasem wracam myślami do tych wydarzeń. Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym próbował znaleźć biologiczną matkę? Czy ona w ogóle żyje? Przy takim trybie życia, jaki prowadziła, możliwe, że nie. Kiedyś nawet przez chwilę myślałem, czy jej nie odszukać, ale rodzice wybili mi ten pomysł z głowy.
– Po ci to synku?
– Chciałbym od niej usłyszeć, dlaczego mnie oddała... Czy naprawdę mnie nie kochała?
– Nie wiem, czy to brak miłości, czy sytuacja życiowa – powiedziała mama.
– Byłbym spokojniejszy, gdybym wiedział.
– Na pewno? Ja myślę, że dopiero wtedy miałbyś prawdziwy kocioł w głowie.
Nie da się ukryć, że miała rację. Nie zrobiłem jednak nic, by znaleźć kobietę, która mnie urodziła. I nie żałuję.
Maciej, 27 lat
Czytaj także: „Eks powtarzał mi, że jestem bezwartościowa. Teraz każdy komplement jest dla mnie jak siarczysty policzek”
„Wylałem ocean łez, czytając listy mojej byłej. Uświadomiłem sobie, że takie uczucie zdarza się w życiu tylko raz”
„Moja przyjaciółka patrzyła w męża jak w obrazek, a on ją zdradzał z kim popadnie. Musiałam wreszcie otworzyć jej oczy”