Uważałam, że jestem silną osobą. Jednak dziś moja kobieca niezależność nie jest już taka pewna. Miałam błędne wyobrażenie o sobie. Pozwoliłam facetowi wyjść sobie na głowę, do tego stopnia, że decydował o każdym moim kroku. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło, ale we własnym domu, z własnym mężem, czuję się jak w więzieniu.
– Tomek, daj mi, proszę 30 zł.
– 30 zł? A po co ci tyle pieniędzy? – odrzekł mój mąż.
– Muszę kupić nowy krem do twarzy, stary już się skończył. No daj spokój, to tylko 30 zł.
– Ja jakoś nie wymyślam, smaruję twarz najtańszym mazidłem i jakoś żyję. Jesteś rozrzutna. Ale proszę, masz – wręczył mi banknoty.
Wzięłam do ręki pieniądze i mnie zamurowało. To nie było 30 zł, tylko jakieś marne 15.
– Ale Tomek, to jest tylko 15 zł. Prosiłam o 30.
– W tym miesiącu i tak już przegięłaś strasznie dużo pieniędzy. Nie dam ci ani grosza więcej – powiedział mąż.
– O czym ty mówisz? Przecież nie wydawałam pieniędzy na żadne głupoty.
– Tak? To ja ci chętnie udowodnię, że przehulałaś strasznie dużo kasy – wyciągnął swój telefon, odpalił notatnik i zaczął dyktować – Zobacz, 20 zł wydałaś na odżywkę do włosów, 20 zł wydałaś na tampony i podpaski, 50 zł poszło na jakieś leki przeciwbólowe, a 73 zł na nowe spodnie. Twoim zdaniem to mało? Nic dziwnego, że zawsze brakuje nam pieniędzy.
Grosz do grosza i będzie kokosza
– Czyś ty oszalał do reszty? To co miałam zrobić, podkładać sobie watę? Muszę mieć podpaski, to nie jest mój wymysł, że jestem kobietą. A spodnie? Przetarły mi się w kroku, bo chodzę w nich już od dwóch lat. Miałam chodzić z wielką dziurą na tyłku?
– A o co ty się tak wściekasz? Przecież ktoś musi trzymać pieczę na naszych pieniądzach, musimy mieć poduszkę w razie sytuacji awaryjnej. Ty nie potrafisz oszczędzać, dlatego ja się tym zajmuję.
– Poduszka finansowa to jedno, ale oszczędzanie na każdym kroku, to drugie. Przecież to są rzeczy pierwszej potrzeby. Żadnej z nich sobie nie ubzdurałam i nie wymyśliłam. Na takich rzeczach nie da się oszczędzać.
– No właśnie i tu jesteś w błędzie. Wystarczy wybrać tańsze zamienniki, opcji je trochę bardziej budżetowe. Z każdej sytuacji jest wyjście. Grosz do grosza i będzie kokosza. Znasz to powiedzenie? Najwyraźniej średnio.
Tak wyglądała każda nasza rozmowa, która odnosiła się do pieniędzy. Nieważne czy chciałam pieniądze na zakupy, czy potrzebowałam na bilet miesięczny, a może na nowy tusz do rzęs. Zawsze kończyło się tak samo. Z mężem czułam się jak z bardzo rygorystycznym księgowym, który pilnuje każdego mojego grosza jak cerber. Wyliczał mi dosłownie każdą złotówkę, sprawdzał każdy mój paragon i kazał recytować listę zakupów jak pacierz. Czułam, że jak dalej tak będzie, to każdą prośbę będę musiała składać na piśmie.
Byłam głupia
Mogę się skarżyć i ubolewać nad swoim losem, ale wiem, że sama nawarzyłam sobie tego piwa. Powinnam skrócić jego zapędy do kontrolowania finansów rodziny, gdy pokazywał pierwszą znaki kropka Byłam głupia, że zgodziłam się na to, abyśmy mieli wspólne konto.
Bo to nie jest tak, że tylko Tomek pracuje. Ja normalnie zarabiam, chodzę do pracy 5 dni w tygodniu, po 8 godzin. Moja wypłata wcale nie jest mała. Ale niestety trafia na nasze wspólne konto. I tyle ją widziałam.
Początkowo nie mieliśmy żadnych problemów z zarządzaniem wspólnym kontem. Każdy miał swoją kartę, każdy korzystał z niego tak, jak powinien. Oczywiście Tomek wyliczał mi, że za dużo wydaję na głupoty. Dla niego zbędnym było kupienie nowego kremu, odżywki do włosów, czy nawet majtek lub rajstop. Dla mnie to było chore, dlatego przy okazji jednej z kłótni, w której znów wyliczał mi, że za dużo wydałam na głupoty, wściekłam się i powiedziałam, że może się wypchać tym naszym wspólnym kontem.
Z dumą powędrowałam do banku i otworzyłam własny rachunek, a wypłatę skierowałam do własnej kieszeni.
Jednak niedługo mi się było tym cieszyć
To było w święta, Przyznaję, trochę poszalałam z prezentami, ale skoro miałam pieniądze, to dlaczego miałam się szczypać i nie dać moim najbliższym tego, na co zasługują. Kupiłam wszystkim piękne prezenty, ale niestety moje konto skurczyło się jak góralski sweterek. Skończyłam z niemalże okrągłym zerem.
To nie był jednak jeszcze moment kryzysowy. Miałam dostać wypłatę za dosłownie kilka dni, ale pech chciał, że zwichnęłam nogę, wychodząc z bloku z psem. To właśnie wtedy przyszedł kryzys. Lekarz przepisał mi jakieś mazidła, żebym jak najszybciej doszła do zdrowia i mogła wrócić do pracy. Poprosiłam właśnie wtedy męża o to, żeby wykupił mi receptę. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi z jego strony:
– No jasne, to czekam aż Zrobisz mi blika i wtedy skoczę do apteki – powiedział mój mąż.
– A nie możesz mi ich wykupić, a ja oddam ci dosłownie za tydzień?
– A dlaczego tak? Co, nie masz już kasy?
– Przecież wszystko na święta kupiłam sama. Powiedziałeś, że nie będziesz się do niczego wtrącał, ale też nie dasz ani grosza. Co miałam zrobić? Zostawić nas na święta bez wędliny, ryb, prezentów dla bliskich?
– No, może gdybyś dała mi się wypowiedzieć w tym temacie, to moglibyśmy na tych wszystkich rzeczach trochę zaoszczędzić i teraz nie byłoby problemu. Widzisz, mówiłem ci od samego początku, że nie nadajesz się do władania pieniędzy. Kupię ci te leki, bo przecież nie jestem jakąś bestią bez serca. Ale może weź to potraktuj jako lekcje. Przecież ja nie chcę robić ci na złość. Chcę zadbać o dobro naszej rodziny i finansową stabilność
W ten właśnie sposób mój mąż stał się moim panem, władcą i księgowym. Przez chwilę byłam całkiem zadowolona z takiego układu. Zauważyłam, że nasze konto rośnie, mimo że nasze życie nie zmieniło się jakoś znacznie.
Jednak pstryczki i ciągłe namawianie mnie na oszczędzanie na podstawowych rzeczach zaczęło doprowadzać mnie do szału. Stopniowo, ale przekraczało to kolejną granicę. Mąż przegiął, gdy podczas moich kobiecych dni powiedział, że mam sobie zaparzyć ziółka od teściowej, a nie wydawać pieniądze na zbędne leki przeciwbólowe, bo przecież „nie może być tak źle i mam przestać wymyślać".
Straciłam wszelkie nadzieje, że ta sytuacja może się poprawić, więc sięgnęłam po pomoc. Byłam głupia, bo zwróciłam się to niewłaściwej osoby.
Poszłam do teściowej
– Mamo, przecież to nie jest normalne, że Tomek wylicza mi każdy grosz nawet na podpaski. Nie mogę wyjść z domu bez rozliczania się z nim z każdego grosza. Tak się nie da żyć.
– A co w tym złego, że twój mąż się o ciebie martwi? Chce zabezpieczyć rodzinę, więc nie pozwala ci wydawać pieniędzy na głupoty. Co za różnica, czy kupisz sobie tańsze podpaski, czy droższe? To Ci żadnej różnicy nie zrobi, a może podreperować wasz rodzinny budżet. My kobiety, nie mamy głowy do pieniędzy. To domena facetów. Powinnaś być dumna z męża, że tak dba o dom, a nie lata za babami.
Przerwałam tę durną rozmowę. Wiedziałam, że do niczego nie dojdę. Teściowa miała dokładnie takie samo zdanie jak jej synek, a do teścia nawet nie próbowałam uderzać. To właśnie wtedy zrozumiałam, że Tomek swoje władcze zapędy wyniósł po prostu z domu.
Ta historia niestety nie ma szczęśliwego zakończenia. Nadal żyje z moim władczym mężem, który wylicza mi każdy grosz, nawet, gdy kupię o jednego pomidora za dużo.
Mówię o tym wszystkim po to, żeby każda z kobiet zrozumiała, że jest panią własnego losu. Nikt nie powinien sterować waszymi pieniędzmi, w waszym czasem, ani waszymi myślami. Dla mnie najwyraźniej jest już za późno. A przynajmniej to nie jest odpowiedni czas Na podejmowanie jakichś decyzji. Sama się wkopałam w taki układ, nie pozostało mi nic innego tylko pogodzić się z tym.
Krystyna, 36 lat
Czytaj także:
„Żona czepiała się o każdą wydaną złotówkę. Myślałem, że ożeniłem się ze sknerą, ale prawda była inna”
„Facet mydlił mi oczy, a ja mu wierzyłam. Gdy straciłam czujność, wyniósł mi z mieszkania nawet komplet garnków”
„Córka chce urządzić w domu imprezę halloweenową. Aż mnie skręca na myśl o tych pogańskich zwyczajach”