Bunt narastał we mnie powoli. W końcu musiałam wybuchnąć. To zasługa mojej koleżanki, która mnie do tego namówiła. Koniec z byciem koniem pociągowym! Dwadzieścia lat harówki u boku mojego męża w zupełności mi wystarcza.
Zawsze go broniłam
– Daj sobie z nim spokój, powinnaś go rzucić – powtarzała mi wielokrotnie przyjaciółka.
– Niełatwo podjąć taką decyzję – usiłowałam wyjaśnić. – Dzieci muszą mieć ojca.
– Pewnie tylko po to, aby oglądać, jak cię traktuje – nie odpuszczała.
– Niezupełnie masz rację – bezskutecznie go usprawiedliwiałam. – Kiedy nie pije, zachowuje się super.
– Przypomnij sobie, od jak dawna nie miał przerwy w imprezowaniu? – dociekała. – On nawet nie pamięta o twoich imieninach, dniu urodzin albo rocznicy waszego ślubu.
– Rok temu dostałam od niego bukiet – przemilczałam fakt, że przyniósł go dzień po moich imieninach.
I tak mijały kolejne lata.
Ciągle się łudziłam
Liczyłam na to, że tegoroczne święto będzie odmienne od pozostałych. W końcu mieliśmy za sobą dwie dekady wspólnego pożycia. Ugotowałam przepyszny posiłek, włożyłam w to sporo wysiłku. Mój mąż, jak to miał w zwyczaju, pojawił się w domu o późnej porze, będąc pod wpływem alkoholu.
– Ale tu bałagan – zaczął swoją tyradę, wodząc wzrokiem po pokoju – a ty wystrojona, siedzisz i co? Na co liczysz?
Kompletnie wyleciało mu z głowy, że mamy dziś rocznicę. Niemal rzucił się na sofę przed TV i momentalnie zasnął. Ze łzami w oczach pozbierałam naczynia i wyszłam z domu. Czułam się poniżona i wściekła, miałam ochotę udusić go własnymi rękami. Na szczęście zimny prysznic nieco ostudził moje emocje.
Wychowano mnie na przykładną żonę
Spędziłam sporo czasu na analizowaniu swoich dotychczasowych doświadczeń życiowych. Moi rodzice od najmłodszych lat wpajali mi pewien schemat postępowania. Miałam być idealną panią domu, która dba o porządek, pierze i z radością serwuje posiłki swojemu mężczyźnie. Chociaż obydwoje zarabialiśmy na utrzymanie rodziny, to jednak tylko ja dbałam o to, żeby tuż po przekroczeniu progu, domownicy mogli zasiąść do stołu i delektować się ciepłym posiłkiem.
Kostek błyskawicznie połykał jedzenie, po czym rozsiadał się wygodnie w fotelu, zagłębiając się w lekturze gazety. Moim zadaniem było ogarnięcie bałaganu po posiłku. Poza tym należało wrzucić ciuchy do pralki i jako tako posprzątać mieszkanie. W pierwszych latach po ślubie w ogóle tego nie dostrzegałam, ale podział obowiązków w naszym domu zupełnie nie istniał.
Było mi coraz trudniej
Kiedy na świat przyszły nasze dzieci, roboty znacznie przybyło, ale styl funkcjonowania mojego męża pozostał bez zmian. Ja miałam za zadanie zaprowadzić maluchy do żłobka i przedszkola, zdążyć do pracy, a po powrocie do domu zajmować się dzieciakami i ogarnąć wszystko, co trzeba.
Podczas gdy ja jechałam w tłumie z dwójką dzieci tramwajem, mój mąż przemierzał miasto autem, zmierzając do roboty. Nigdy nie mógł nas podrzucić, twierdząc, że to nie po drodze. Po powrocie z pracy czekała mnie druga zmiana, czyli obowiązki domowe. On w tym czasie odpoczywał, bo przecież był taki zmęczony.
Wylądowałam w pubie
Rozmyślając o niezbyt udanym związku, nawet nie spostrzegłam, że stoję tuż przed drzwiami do pubu. Lokal należał do Beaty, z którą razem studiowałam. Niejednokrotnie namawiała mnie, żebym do niej wpadła, jednak za każdym razem tłumaczyłam się, że jestem zabiegana. Chyba tylko raz miałam okazję odwiedzić to miejsce, podczas uroczystego otwarcia. Ostrożnym krokiem pokonałam wąziutkie stopnie schodów, które zaprowadziły mnie wprost do zupełnie odmiennej rzeczywistości.
– Ej, spójrzcie, przyszła nasza matka Polka! – dobiegły mnie radosne okrzyki z kąta pomieszczenia. – No chodź do nas! – przyjaźnie gestykulowali rozbawieni biesiadnicy.
Była to ekipa moich znajomych, z którymi w ostatnim czasie nasze relacje trochę się poluzowały. W przeszłości razem kształciliśmy się w szkole pielęgniarskiej. W tamtym okresie tworzyliśmy zgraną ekipę. Później nasze ścieżki się rozjechały.
Beatka opowiadała, że nadal się ze sobą widują. Gdy zrezygnowała z pracy w zawodzie i została właścicielką knajpy, to lokal stał się ich ulubionym miejscem na spotkania. Każdy z nich był singlem, przeważnie po nieudanym związku. Mieli wolny czas, w przeciwieństwie do mnie.
Nie wiedziałam, o co chodzi
– Tamara, dobrze, że jesteś – Artur aż się rozpromienił, przesuwając się na ławce, żeby zrobić dla mnie miejsce obok – wymyśliliśmy coś, co wywróci twoje ponure, zdominowane przez małżeństwo życie do góry nogami.
– Artur dobrze gada – ożywiła się Danka.
– Masz paszport? Na ile dni możesz wziąć wolne? – zasypali mnie lawiną pytań.
– Chwileczkę, momencik – zrobiłam gest dłońmi w górę. – Czy ktoś byłby tak miły i wyjaśnił mi, co się tu wyprawia?
– No tak, faktycznie – pacnął się w głowę Waldek. – Przecież ty nie masz o niczym pojęcia.
Mówili jeden przez drugiego, próbując wszystko mi wytłumaczyć. W miarę upływu czasu czułam się coraz bardziej pogubiona.
– A może ktoś z was spróbuje podsumować to, co przed momentem próbowaliście mi przekazać? – zapytałam, bo naprawdę nie wiedziałam, o co im chodzi.
To była szansa, żeby się wyrwać
Oczy wszystkich zwróciły się w kierunku Bożeny. Najwyraźniej to ona pełniła funkcję głównego koordynatora w tym projekcie.
– Przygotowania do tej wyprawy trwały pół roku. Czekała nas miesięczna misja w Afryce. Konieczne było skompletowanie sześcioosobowego zespołu pielęgniarek– mówiła, sącząc przez rurkę spory łyk barwnego napoju. – W krótkim czasie udało nam się zgrać i stworzyć grupę chętną do wyjazdu.
– Serio planujecie ten wyjazd? – byłam totalnie zaskoczona tą informacją. – A kogo brakuje do kompletu? – rzuciłam okiem na pięcioro pielęgniarzy siedzących przy stole.
– No i tu się pojawia kłopot – odezwał się Witek, który do tej pory siedział cicho. – Z nami miała jechać jeszcze Elka, no ta, o której ci mówiłem – dodał, zauważając moje zdezorientowane spojrzenie. – Ale złapała ospę wietrzną – podsumował Waldek. – Więc wycieczka raczej nie wypali.
– Mogłabyś ją zastąpić? – spytał Artur.
–Ja? W jaki sposób, w jakim terminie? – byłam totalnie zaskoczona.
– Za dwa tygodnie – odparła Bożena – ale odpowiedź musisz nam dać maksymalnie pojutrze.
– Przy okazji, wyglądasz naprawdę świetnie – skomentował sytuację Waldek, stawiając przede mną szklankę złocistego napoju. – A myśleliśmy z Bożeną, że opieka nad dzieciakami i domowe obowiązki całkiem cię wykończyły.
Impreza nabrała rumieńców. Na scenę wkroczył popularny wśród wilków morskich bluesowy band. Większość gości wtórowała im śpiewem, bo kapela odgrywała same szlagiery. Świetnie się bawiłam. Dotarłam do domu grubo po północy. Kostek wciąż chrapał w najlepsze na sofie. Kto wie, czy w ogóle wiedział, jak długo mnie nie było.
Potrzebowałam urlopu
Zmorzył mnie sen, nim zdołałam przeanalizować wczorajszy wieczór i ofertę znajomych. Kolejnego dnia wykręciłam numer do Danuśki, aby mieć pewność, że to nie było tylko nocne marzenie.
– Nie udawaj śpiącej królewny – poganiała Danka. – Lepiej pędź do działu kadr i dowiedz się, jak to jest z twoim urlopem.
Telefon ponownie się odezwał po krótkiej przerwie.
– Słyszałam, że wciąż nie dopełniłaś formalności związanych z urlopem – w słuchawce rozpoznałam głos Bożeny. – Aha, i sprawdź czy twój paszport jest aktualny – dodała po chwili.
Dopiero od godziny jestem w pracy, a one już myślą, że wszystko pozałatwiałam i zabieram się za kompletowanie bagażu – przemknęło mi przez głowę. – Najwidoczniej wczoraj musiałam dać im jakąś niejasną obietnicę, skoro są absolutnie przeświadczone, że jadę razem z nimi.
Mąż nie był zadowolony
Wszystko potoczyło się po mojej myśli, bo bez problem dostałam urlop. Pani z kadr wręcz odetchnęła z ulgą, bo zaległe dni wolne ciągnęły się za mną jeszcze od poprzedniego roku. Kolejne doby minęły jak w amoku. Papierkowa robota, wizyty u lekarza po wymagane szczepienia, ekspresowy trening dotyczący nadchodzącej wyprawy i spoczywających na nas obowiązków.
– Oszalałaś do reszty – skomentował mój małżonek, kiedy poinformowałam go o swoich zamiarach. – Porzucasz wszystko i wyruszasz w podróż gdzieś na Czarny Ląd?
– No co? – oburzyłam się.
– Zostawiasz męża, mieszkanie – zdenerwował się. – Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz?
– Jeśli mam być szczera – odparłam opanowanym tonem – to już od dłuższego czasu powinnam była od ciebie odejść. I to nie tylko na jakiś miesiąc, ale na dobre – rzuciłam na odchodne i opuściłam pomieszczenie.
Nie bałam się jego gróźb
Wielokrotnie straszyłam go, że się z nim rozwiodę, jeśli nie rzuci alkoholu, ale za każdym razem jakoś udawało mu się mnie udobruchać. Ale teraz chyba mówiłam z taką determinacją, że Konstanty zamiast wybuchnąć śmiechem jak zazwyczaj, tylko zacisnął usta z irytacją.
– Niewykluczone, że nie będziesz miała, dokąd wrócić – rzucił, chcąc mnie nastraszyć. – Ja z pewnością nie zatęsknię za tobą ani trochę.
Wynagrodzenie nie było wysokie, ale ta podróż całkowicie zmieniła moje postrzeganie świata. Doświadczając takiej ilości ubóstwa, chorób i cierpienia, przestałam skupiać się na własnych problemach. Niosłam pomoc tym, którzy rzeczywiście jej potrzebowali. Kiedy nadszedł czas wyjazdu, byłam pewna, że jeśli zajdzie taka konieczność, wrócę tu ponownie.
Byłam spokojna
Podczas lotu rozmyślałam nad tym, co czeka mnie po powrocie do mieszkania. Dzieci zarzekały się, że będą wpadać do ojca, ale szczerze wątpiłam w te deklaracje. Natalka jest studentką w Olsztynie i raczej mało realne, żeby więcej niż jeden raz odwiedziła stolicę pod moją nieobecność. Maciek z kolei przeniósł się do dziadków na ten okres.
– Lepiej się nim zajmiemy niż Konstanty – zapewniała mnie mama – on wiecznie jest w pracy, a o przyrządzaniu posiłków nie ma zielonego pojęcia.
Siedemnastoletni Maciek był już dużym chłopcem i poradziłby sobie bez problemu, ale jego babcia miała inne zdanie. Według niej, najważniejsze to porządnie nakarmić wnuka, więc postanowiła się tym zająć.
– No to cześć! – Artur kiwnął ręką na pożegnanie. – Mój transport już podjeżdża.
Bożena wraz z Danką pojechały autem Waldka. Ja i Witek jesteśmy z tej samej okolicy, więc zdecydowaliśmy, że zamówimy wspólnie taksówkę
Nie wiedziałam, co robić
– I jak teraz postąpisz? – spytał Witek, z którym podczas tego 30-dniowego turnusu mocno się zżyłam i zwierzyłam mu się ze swojego nieudanego związku małżeńskiego i życia bez perspektyw.
– Pomyślę nad tym – odparłam. – W ciągu tego miesiąca zdążyłam się już przyzwyczaić do wizji nowej rzeczywistości.
– Właśnie tak powinnaś zrobić – przytaknął. – Jesteś świetną kobietą i ten cap nie zasługuje na ciebie.
Coś we mnie pękło
Gdy przekroczyłam próg mieszkania, uderzyła mnie nieprzyjazna atmosfera. Choć być może to tylko moje wrażenie, bo nasze gniazdko sprawiało wrażenie jakby należało do kogoś innego. Mąż zjawił się z opóźnieniem.
– Ach, w końcu łaskawie wróciłaś z tej swojej Afryki – warknął.
Obrzuciłam wzrokiem całe mieszkanie. Widać było, że przez ostatnie tygodnie Kostek traktował je jak pokój w pensjonacie. Z tą różnicą, że zabrakło tu ekipy sprzątającej. Sama myśl, że znów miałabym stać się jego służką, wywołała we mnie falę oburzenia. W końcu poczułam, że nadszedł czas, by zacząć żyć na własnych zasadach. Choć ciężko było mi wyrzucić w błoto te dwie dekady spędzone u boku Kostka, w końcu dotarło do mnie, że nie dam rady dłużej tak funkcjonować. On zawsze pozostanie taki sam. Poinformowałam go, że wnoszę o rozwód.
– Jeszcze przyjdziesz do mnie z płaczem – darł się, patrząc jak zbieram swoje rzeczy. – I będziesz mnie prosiła, żebym zgodził się na twój powrót.
Bałam się reakcji dzieci
Dzieci pozytywnie mnie zaskoczyły.
– W końcu, mamo! – entuzjastycznie wykrzykiwali jedno przez drugie. – Dawno temu należało zdecydować się na ten krok.
– Tyle że sama nie wiem, jak sobie poradzę – odczuwałam lekki lęk. – Po dwóch dekadach znaleźć się nagle w pojedynkę, to troszkę niecodzienna sytuacja.
– Nie musisz się martwić, jesteśmy tu dla ciebie – pocieszała mnie córka
– Zawsze możesz na nas liczyć – dorzucił Maciek.
– Poza tym, ta wycieczka wyraźnie ci pomogła – syn dokładnie mi się przyjrzał.
Trudno było zaprzeczyć. Zupełnie inaczej patrzę teraz na świat. Zrozumiałam, że dam radę zrealizować powierzone zadania, nawet te najtrudniejsze, ale nigdy więcej nie pozwolę się traktować jak służącą.
Tamara, 51 lat
Czytaj także: „Synowa traktuje syna jak bankomat. Żal mi go, bo zrezygnował z marzeń, by spełniać jej zachcianki”
„Rodzice nie akceptują tego, że mój mąż jest prawie w ich wieku. Boli ich, że rozbiłam cudze małżeństwo”
„Teściowie mieli mnie za nieudacznika. Woleliby, żeby ich córka urodziła dziecko lekarzowi, a nie magazynierowi”