Po pierwszym takim zdarzeniu pojawia się następne i jeszcze następne. Błyskawicznie nabierasz wprawy w wyłapywaniu znaków ostrzegawczych. W takiej sytuacji zasłaniasz okna zasłonami – po co komukolwiek wiedzieć, co się u was wyczynia?
Uciszasz szlochające maluchy i ujadającego czworonoga – mogłyby jeszcze bardziej rozwścieczyć to szalejące monstrum, więc upychasz je za szafą, pod łóżkiem albo gdziekolwiek indziej, a ty sama przyjmujesz cięgi. W końcu zmęczony padnie i zaśnie. I wtedy od zera będziesz na nowo budować swoją pogruchotaną egzystencję. Aż do następnej takiej sytuacji...
Musiałam tak żyć
Ewentualnie chwyć, co akurat masz i przywal, najlepiej prosto w przyrodzenie albo schlany łepetyn... Drzyj się ile sił w płucach, stłucz okno. Może masz w zasięgu ręki trochę soli, pieprzu albo ostrej papryki? Sypnij prosto w zapite gały! Masz w sobie moc, bo aż kipisz ze złości. Nikt cię teraz nie pokona!
Nigdy wcześniej nie widziałam, by mój facet tak odchodził od zmysłów po alkoholu. Było to jeszcze na etapie narzeczeństwa. Przeraziło mnie to, bo wyglądał jak wariat. Oczywiście mnie nie uderzył, nic z tych rzeczy! Po prostu darł się wniebogłosy, że udusi każdego śmiałka, który spróbuje do mnie startować. No i czemu nie jestem taka mikroskopijnych rozmiarów, by móc się zmieścić do jego kieszeni od spodni?
Nie zdołałam uciec... Trudno mi wyjaśnić, czemu tak się stało? Mam w głowie taki obraz, gdzie gram główną rolę: młoda kobieta w śnieżnobiałej sukni z koronkami zmierza przed ołtarz, mając nadzieję, że jakoś to będzie i nikt nie zauważy, że spodziewa się dziecka. Błagałam go, aby powstrzymał się od alkoholu podczas naszego wesela. W żartach odpowiedział:
– Daj mi buziaka w każdy palec, a przez najbliższe dwanaście miesięcy nawet nie spojrzę w kierunku wódki – podsuwał mi swoje dłonie, a ja... składałam pocałunki na wszystkich knykciach, paznokciach oraz wewnętrznej i zewnętrznej stronie rąk. Po pewnym czasie znów całowałam te same dłonie, ale w zupełnie innych okolicznościach. Wtedy musiałam już uklęknąć przed moim nietrzeźwym małżonkiem, desperacko próbując go uspokoić.
W spacerówce drzemała maleńka kruszynka, podczas gdy chwiejący się na nogach tata był zachwycony tą grą: podrzucał bobasa w pampersach niemal pod sam sufit, nucąc: „luli, luli, hopsasa, hopsasa... wysooooko”. Strzepuję z siebie te reminiscencje, lecz od czasu do czasu, nawet teraz, gdy mój potomek jest już dorosły, powraca taki obraz: porywam malucha, umieszczam go w łóżku i usiłuję własnym ciałem zastawić wejście.
W tej scenie niezmiennie odgrywałam postać bez kwestii mówionych. Nawet podczas najbardziej zażartych przepychanek nie wydobywałam z siebie słowa. Kiedy okładał mnie zaciśniętymi dłońmi, nie krzyczałam „na pomoc”, nie uchylałam drzwi prowadzących na korytarz, nie błagałam nikogo o wsparcie. Robiłam, co w mojej mocy, by powstrzymać go przed zbliżeniem się do dziecięcego łóżeczka.
Bywał dobrym człowiekiem
Niedawno miałam okazję obejrzeć dokument przyrodniczy, który zrobił na mnie spore wrażenie. Opowiadał o niewielkim ptaszku, który dzielnie bronił swojego gniazda przed o wiele silniejszym przeciwnikiem. Mimo że dostawał raz po raz potężne ciosy dziobem i szponami, nie poddawał się. Zaczął nawet udawać, że już nie ma sił do walki, wlokąc skrzydła po ziemi. A wszystko to, żeby tylko uchronić swoje maleństwa. Ten dzielny ptaszek rzucał się desperacko na wroga, choć był coraz bardziej poraniony i nie miał żadnych szans w starciu.
Ten film totalnie mnie poruszył. Przedstawiona historia była przecież także moim udziałem!
– Dlaczego wciąż trwasz u jego boku? Najwyraźniej ci to odpowiada, bo inaczej dawno byś go zostawiła. To chore! – próbowali mi wytłumaczyć zarówno moi bliscy, jak i najbliżsi mojego partnera. Choć tak naprawdę nie wiedzieli nawet części tego, co się działo naprawdę.
Moje życie przypominało jazdę na karuzeli – gdy jedna strona wznosi się ku górze, to druga opada w dół. Tak właśnie wyglądała nasza codzienność. Kiedy nie sięgał po alkohol, czułam się lekko, radośnie i niemal bujałam w obłokach. Wiem, że już nigdy nie usłyszę tylu cudownych słów o miłości, nie będę chichotać w ten sposób, nie nabiorę się na to, że liczy się tylko dana chwila. Że powinnam ufać tym całusom i zapewnieniom: „To się więcej nie powtórzy, daję słowo, już ostatni raz. Kocham cię. Daj mi jeszcze jedną szansę”.
Miałam wrażenie, że sięgam gwiazd, ale on zaraz potem znikał w swoim pijanym świecie, a ja jak głupia i smutna leciałam na łeb na szyję, wkurzona, że po raz kolejny dałam się zrobić w konia, umierając ze wstydu, że mną tak manipuluje, jak mu się podoba!
Jako osoba religijna, regularnie uczestniczę w nabożeństwach i przyjmuję Eucharystię. Każdego dnia powtarzam słowa modlitwy: „...i odpuść nam nasze grzechy, jak i my odpuszczamy...”. Dopiero ostatnio zrozumiałam, że kochający Stwórca nie przebaczy mi moich win, ponieważ sama nie potrafię wybaczyć. W głębi duszy noszę gorzki żal, wstyd, poniżenie, złość i niechęć. Z takim ciężarem na sercu niełatwo stawiać czoła kolejnym dniom.
Ostatnio, podczas rozmowy, moja kumpela stwierdziła: „Na pozór sprawiasz wrażenie młodej, ale twoje oczy zdradzają smutek i zmęczenie życiem... widać, że w środku coś cię trapi. Dlaczego nic z tym nie zrobisz?”. Innym zawsze łatwiej doradzać, ale moja pamięć jest jak ciemna, burzowa chmura, która przysłania każdą odrobinę słońca. Noszę głównie czarne i szare ciuchy nie tylko dlatego, że optycznie wyszczuplają sylwetkę, ale także z tego powodu, że inne barwy mnie po prostu irytują i nie dodają energii.
Wszystko pod linijkę
U mnie w domu panuje nieziemski porządek, ponieważ przyzwyczajenie do szorowania zlewu, kąpieli i podłóg pozostało mi z okresu, gdy mąż nie przychodził na czas na obiad. W takich chwilach sprzątałam, odkurzałam i myłam, żeby czymś zająć ręce i nie wpatrywać się bez przerwy w zegar, obserwując upływ czwartej, piątej, szóstej godziny, kiedy w oknach sąsiedniego bloku zapalały się światła, a winda coraz rzadziej przystawała na naszym piętrze.
Wciąż zasypiam w ciuchach. Chodzi o to, że w razie potrzeby mogę od razu wyskoczyć na dwór. Zero koszul do spania czy piżam... Do tego koniecznie muszę mieć komórkę pod ręką, inaczej nie zmrużę oka... Tak w ogóle to nie potrzebuję dużo spać. Pięć godzinek w zupełności mi starcza. I tak budzę się co chwilę. Lekarze mówią, że to „nadwrażliwy pęcherz i ostra nerwica”.
Zachowałam to jako wspomnienie tamtych czasów. Czy mam jeszcze jakieś inne pamiątki? Zdjęcia, na które nawet nie patrzę, fatalne stosunki z moimi pociechami, które mają do mnie żal, że nie wyciągnęłam ich z tego koszmaru. Zdaję sobie sprawę, ile czasu poszło na marne. I ciężko mi uwierzyć, że dam radę się pozbierać i ruszyć dalej, teraz gdy lata świetności już za mną.
Przedwczoraj, jakiś facet wydarł się na mnie w busie:
– Gdzie się wpychasz głupia kobieto! Idzie krowa, jak nietoperz.
Skurczyłam się. Zrobiłam się mniejsza. Marzyłam tylko o tym, żeby wcisnąć się pod obskurne siedzenie. Przestać być! Skonać! Opuściłam autobus na kolejnym przystanku i przez pół blokowiska targałam ciężkie siatki, karząc się w ten sposób za małoduszność. Wszystko po staremu. Wciąż tkwię, niczym owad w sieci pająka!
Czuję się winna
Przez blisko dwie dekady pozwalałam, by znęcano się nade mną. Starałam się jedynie minimalizować ból podczas razów. Nie podjęłam żadnych kroków, by się przed tym uchronić. To jest coś, czego nie potrafię sobie darować! Moja koleżanka doradza mi:
– Pogódź się z faktem, że jesteś uległa, bez siły i pełna obaw. Przeszłości nie da się już zmienić ani cofnąć! Nie próbuj uciekać od tych wspomnień. Powiedz sobie po prostu: „Cóż, tak to wyglądało”.
– Czyli powinnam zaakceptować, że doświadczałam przemocy fizycznej i psychicznej ze strony faceta, z którym dzieliłam łóżko, dla którego wydałam na świat dzieci, przygotowywałam posiłki i robiłam pranie? – dopytywałam.
– Masz jakąś alternatywę?! Bo jak nie, to dalej będziesz cierpieć na zaniki pamięci. I przemyśl jeszcze raz, czy faktycznie chcesz podjąć terapię?
Czuję narastającą irytację, może nawet lekką urazę. Ona jednak twardo obstawia przy swoim:
– A może tak naprawdę wcale nie masz ochoty na bycie zdrową? Być może lepiej Ci się użalać nad sobą i szukać wymówek dla każdej życiowej porażki. Nie udało ci się ukończyć studiów? Jak mogłabym to zrobić przy takim facecie? – zapytasz. Olałaś edukację swojego dziecka – w końcu głowa mi pękała, żyłam jak na bombie zegarowej! Przytyłaś, olałaś dentystę, przestałaś o siebie dbać – ale dla kogo i z jakiej racji miałabyś to robić?
Użalasz się nad sobą i nosisz swoje smutki niczym blizny, które trochę Cię szpecą, ale jednocześnie w jakiś sposób czynią wyjątkową! Dopóki nie przebaczysz sobie i nie przestawisz sobie wszystkiego w głowie, będziesz sypiać w dresie, zawsze gotowa do ucieczki.
Oglądam fotografię z czasów mojego dzieciństwa. Widnieje na niej mała dziewczynka z bujną czupryną i rączkami ułożonymi posłusznie na puszystej spódniczce. Na pierwszy rzut oka można zauważyć, że opiekunowie nie mają z nią problemów. Spokojna, nie wybrzydzająca przy posiłkach, osiągająca dobre wyniki w nauce. Serce mi pęka, gdy myślę o tej małej istocie.
Przyszła mi do głowy myśl, żeby wziąć ją w ramiona i powiedzieć jej wprost, że nie musi zabiegać o cudzą miłość. Że może głośno krzyknąć: „ja chcę!” albo nawet dać upust złości, gdy nie otrzymuje tego, na co zapracowała. Najchętniej wychowałabym ją od podstaw, aby mogła się wyprostować jak źdźbło trawy, które ktoś przydeptał ciężkim buciorem. Zima jest jeszcze odległa, więc jest szansa, że skoro but zniknął, to trawka zdoła odzyskać zieleń, a być może nawet olśni kogoś swoim dojrzałym, jesiennym pięknem.
Dorota, 46 lat
Czytaj także:
„Szef zrobił ze mnie ofiarę losu i upokorzył przed całą firmą. Nie spodziewał się tego, co stało się później”
„Mąż mnie zostawił, bo nie mogłam zajść w ciążę, a partner, bo wreszcie mi się udało. Facetom nie dogodzisz”
„Gdy trafiłem 6 w totka, z rodziny wyszły najgorsze instynkty. Zobaczą moją kasę jak świnia niebo”