Studiuję i dorabiam w knajpie niedaleko mojej uczelni. Regularnie wpadają tu studenci, a od czasu do czasu można spotkać wykładowców. Lokal cieszy się dużym powodzeniem, bo oprócz świetnego piwa serwują tu naprawdę dobre dania w przystępnych cenach. Z tego powodu często trudno znaleźć wolne krzesło.
Jest jednak wyjątek — mały stolik przy oknie. To miejsce należy do szczególnego gościa: starszego pana, który przychodzi ze swoją charakterystyczną zieloną torbą wypełnioną papierami. Kiedy tylko znajdzie kogoś chętnego do rozmowy, dzieli się opowieścią ze swojego życia. Wszyscy stali bywalcy pubu doskonale ją znają.
Jego kariera nabrała rozpędu
Wszystko się zmieniło po tym tragicznym dniu. Przed przejściem na emeryturę spędzał długie lata, prowadząc pociągi i znany był ze swojej skrupulatności. Niestety, los chciał inaczej — samochód z pasażerami wjechał na niestrzeżony przejazd. Nikt nie przeżył tego strasznego zderzenia.
Maszynista nie ponosił żadnej odpowiedzialności za wypadek, jednak widok ofiar w zmiażdżonym pojeździe całkowicie go załamał. Od tamtej pory nie był w stanie usiąść za sterami lokomotywy. Jego psychika mocno ucierpiała. W efekcie musiał pozostać na długotrwałym zwolnieniu.
Samotny tata, którego żona zmarła, poświęcał całe życie swojemu niezwykle zdolnemu dziecku. Jego syn odnosił sukcesy we wszystkich szkolnych konkursach. Tata pękał z dumy, patrząc na osiągnięcia swojej pociechy. Był gotów zrobić absolutnie wszystko dla swojego jedynaka. Pracował więc na kilku etatach, byle tylko syn miał jak najlepsze możliwości rozwoju. Młody rzeczywiście nie musiał się o nic martwić. W miarę jak rósł, utwierdzał się w przekonaniu o swojej wyjątkowości i że świat powinien się do niego dostosować. Nie doceniał starań swojego taty, który z całych sił próbował mu zapewnić najlepszy start w życie.
Z dnia na dzień wszystko się dla nich wywróciło do góry nogami. Ledwo wiązali koniec z końcem, bo kasa przestała się zgadzać. Rencista pan Józef nie odłożył wcześniej żadnych oszczędności, a jego świadczenie było minimalne. Nic dziwnego, że musieli mocno zaciskać pasa. Na ich szczęście jego potomek akurat studiował na renomowanym kierunku. Dzięki świetnym wynikom dostawał stypendium i często podróżował poza granice kraju. Jego kariera nabierała rozpędu — powoli stawał się uznanym specjalistą, którego ceniono na całym świecie.
Wydawałoby się logiczne, że syn przejmie opiekę nad tatą. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Młodzieniec ani nie znajdował w swoim grafiku miejsca na pomoc coraz mniej samodzielnemu rodzicowi, ani nie wykazywał ku temu chęci. W końcu, dlaczego ktoś u progu życiowej kariery miałby marnować swoje możliwości na doglądanie chorego, starszego człowieka?
Postanowił podzielić większe lokum na dwa mniejsze mieszkanka — jeden pokój w pierwszym i dwa w drugim. Kawalerka miała tylko najbardziej podstawowe wyposażenie. Do ogrzewania służył kaflowy piec, a ubikacja mieściła się w sporej odległości, na samym krańcu długiego korytarza. Z toalety korzystały wspólnie cztery różne rodziny. Pomyślał, że pan Józef świetnie się tam odnajdzie. Starszy mężczyzna przez trzy długie lata czekał z nadzieją, że jego potomek w końcu poczuje się winny. Czekał jednak na próżno.
Spędzał w kawiarni długie godziny
Podczas nieobecności syna zdrowie pana Józefa mocno podupadło. Dopadło go dwukrotnie zapalenie płuc, doszło też do złamania nogi, a na dodatek zatruł się, gdy próbował rozpalić w piecu. Choć pisał listy do przebywającego za granicą syna, informując go o swoich kłopotach ze zdrowiem, ten po powrocie do kraju nie znalazł czasu, żeby go odwiedzić.
Doprowadzony do ostateczności mężczyzna zdecydował się działać. Wymyślił, że jego potomek powinien przeprowadzić się do jednopokojowego lokum, podczas gdy on przejmie większe mieszkanie, które dotychczas dawało dochód z najmu. Niestety, jego syn odrzucił tę propozycję. W tej sytuacji pan Józef postanowił rozwiązać problem na drodze sądowej. Przesiadywał w rogu baru, szukając wsparcia u każdej osoby, która mogłaby mieć jakiekolwiek pojęcie o przepisach prawnych.
Dokumenty sądowe miał przygotowane już wcześniej, ale wciąż wprowadzał w nich jakieś zmiany. Dla wszystkich było jasne, że tak naprawdę nie chce ciągnąć własnego dziecka po sądach. To była bardziej demonstracja niezgody na sposób, w jaki traktuje go jego jedyny syn.
Do kawiarni docierał tuż po tym, jak otwieraliśmy. Od razu prosił o swoją ulubioną herbatę i wyciągał przygotowane w domu kanapki. Spędzał z nami długie godziny, będąc miłym i cichym gościem. Zadbany, z dobrymi manierami i pogodnym wyrazem twarzy — taki właśnie był pan Józef. Zyskał sympatię wszystkich dookoła. Szczególnie zimą i w chłodniejsze dni nasze miejsce stawało się jego drugim domem. Było mu tu znacznie przyjemniej niż w jego małym, niedogrzanym mieszkanku.
Gdy właściciel wprowadził do oferty ciepłe potrawy, postanowił zaproponować panu Józefowi darmowe jedzenie. Ten jednak stanowczo się nie zgodził, mówiąc, że nie potrzebuje jałmużny. Dlatego szef wymyślił specjalną, niewielką opłatę dla tego regularnego bywalca. Pan Józef z zadowoleniem przystał na taki układ. Doceniłam ten życzliwy gest ze strony mojego przełożonego.
Serce waliło mi jak oszalałe
– Co ty mi tu o sercu opowiadasz? – denerwował się właściciel, stojąc na zapleczu baru. – Nie potrafię patrzeć, jak ten staruszek coraz bardziej podupada, podczas gdy jego własne dziecko ma to w nosie. Nawet jako jego student nie wahałbym się powiedzieć mu prawdy prosto w oczy. Zaryzykowałbym oblanie przedmiotu... Hej, to ty powinnaś z nim pogadać! – zwrócił się do mnie.
– Że niby ja? – odpowiedziałam zdumiona.
– Przecież on jest twoim wykładowcą! Nie miałaś o tym pojęcia?
Nigdy bym nie przypuszczała, że ten szarmancki i dobrze wychowany pan, który zawsze był świetnie zorganizowany na wykładach i napisał tyle książek edukacyjnych, mógłby być kimś tak okrutnym. Ciężko mi przyjąć to do wiadomości. Niedawno pomagał mi w przygotowaniu referatu dotyczącego dość złożonego zagadnienia. To on pierwszy zaproponował wsparcie, gdy spytał, czy mam skąd czerpać materiały źródłowe. Od razu zrozumiałam, że chce się spotkać na osobności.
– Może mi pani podyktować swój telefon – zasugerował. – Chętnie pomogę. W moich zbiorach na pewno znajdzie się coś przydatnego...
Serce waliło mi jak oszalałe. Odniosłam wrażenie, że naprawdę mu się spodobałam. Kiedy na mnie patrzył, czułam, jakby jego wzrok delikatnie oceniał każdy centymetr mojego ciała. Strasznie chciałam go poznać i nie mogłam się doczekać jego telefonu.
W głowie układałam sobie scenariusz naszego pierwszego spotkania. Analizowałam każdą możliwą chwilę. W myślach widziałam, jak gadamy o wszystkim i o niczym, atmosfera robi się coraz bardziej swobodna, zaczynamy się ze sobą droczyć, a potem... Zastanawiałam się, czy to może przerodzić się w coś poważnego?
Nadeszła chwila, by sprawdzić informacje otrzymane od szefa lokalu. Kiedy zbierałam brudne szklanki, zerknęłam na papiery leżące przed panem Józefem. Zauważyłam, że jego nazwisko oraz pozwanego były jednakowe. Co więcej, dokładnie takie samo nosił profesor z moich studiów. Chociaż wszystko się zgadzało i byłam przekonana o swoich przypuszczeniach, pomyślałam, że najlepiej będzie to potwierdzić pytaniem.
– Jest prawdą, że pański syn wykłada na uniwersytecie?
– Zgadza się – potwierdził z wyraźną dumą. – To niezwykły młody człowiek. Ma naprawdę bystry umysł i cieszy się powszechnym szacunkiem. Co prawda ostatnio się pokłóciliśmy, ale on w końcu pojmie swój błąd.
Właśnie wtedy odezwała się moja komórka. Po odebraniu usłyszałam przyjemny głos mężczyzny.
– Witam uroczą panią. Chętnie zaoferuję swoje usługi... Może wpadnie pani do mnie? Przygotuję coś dobrego do jedzenia. Mam podać gdzie mieszkam?
Zerknęłam na siedzącego naprzeciwko pana Józefa, który ze zdenerwowaniem przeglądał swoje papiery. Rzuciło mi się w oczy jego wysłużone ubranie i sfatygowany kołnierz przy koszuli. Dostrzegłam też niedopitą, wystygłą herbatę w szklance. W tej chwili wiedziałam już, jak muszę się zachować. Stanowczym tonem odezwałam się do telefonu:
– To jakaś pomyłka. Proszę więcej nie telefonować.
Po czym zakończyłam rozmowę. Miałam pewność, że zrobiłam to, co powinnam. Wiedziałam, że mogę dostać gorszy stopień, ale czułam, że nie było innego wyjścia. Za nic nie mogłabym się spotykać z kimś, kto w tak okropny sposób odnosi się do swojego taty.
Anna, 22 lata
Czytaj także:
„Planowałam z mężem wyprawę marzeń, a nie rozwód. Przed wyjazdem znalazłam kopertę, która nie pozostawiała złudzeń”
„Córka ukrywała przed nami ciążę. Chyba chciała stanąć w naszym progu i oznajmić, że znalazła dziecko w kapuście”
„Mąż związał się ze mną, bo zwęszył kasę przyszłego teścia. Chciwy burak nawet dziecko traktował jak inwestycję ”