„Mąż związał się ze mną, bo zwęszył kasę przyszłego teścia. Chciwy burak nawet dziecko traktował jak inwestycję ”

para rozmawia fot. Adobe Stock, JustLife
„Nagle zrozumiałam jego intencje. Za kilka dni tata planował przepisać na nas nieruchomość, którą sam wybudował i wykończył. W tej chwili rozwód nie dałby Mateuszowi nic, ale w przyszłości mógłby na tym zyskać”.
/ 19.11.2024 08:30
para rozmawia fot. Adobe Stock, JustLife

Czułam w głębi duszy, że Mateusz jest mi pisany. Każda cząstka mnie to wiedziała – nie miałam żadnych wątpliwości. Idealnie do siebie pasowaliśmy... Znacie ten kawałek o tym, jak ktoś jest niekompletny, jak fragment czy połówka? No właśnie.

Dopiero przy Mateuszu odkryłam swoją prawdziwą naturę. Kiedy mój ukochany znajdował się obok, ogarniało mnie uczucie tak wyjątkowe, że trudno znaleźć na jego określenie odpowiednie słowa.

To było coś zupełnie nowego

Rodzice natychmiast polubili Mateusza, gdy tylko go poznali. Możliwe, że właśnie dlatego pewnego dnia mój ojciec wyszedł z propozycją, żeby razem pojechali zarobić do Wielkiej Brytanii.

– Weźmiecie ślub sześć miesięcy później – powiedział tata – dzięki temu będzie was stać na porządny miodowy miesiąc. Przy okazji zobaczysz, jak tam jest, jak się żyje i pracuje. Kto wie, może potem Ula też zechce zamieszkać w Birmingham.

Wspólnie doszliśmy do wniosku, że warto spróbować. Niedługo potem pojechałyśmy z mamą odprowadzić naszych chłopaków na lotnisko. Mateusz często dawał znać, co u niego. Wszystko układało się pomyślnie – radził sobie dobrze z językiem angielskim, a że był zdolnym fachowcem, przejął stanowisko po tacie, którego firma oddelegowała do innego zespołu. Co najlepsze, otrzymał lepszą stawkę i teraz co tydzień dostawał 500 funtów.

– Spokojnie dam sobie radę, mając tysiąc funtów miesięcznie – tłumaczył Mateusz. – Drugie tyle odłożę. Za dwanaście miesięcy uzbieramy 60 tysięcy. Jak ci się to podoba? Mogłabyś się do mnie przeprowadzić i zostać tu na stałe, urządzilibyśmy sobie wspólne życie.

– Nie ma mowy, skarbie. Nie planuję na zawsze opuszczać Polski! Wrócimy po paru latach – odpowiedziałam z przekonaniem.

Rozmawialiśmy o tym już wcześniej i z każdą taką rozmową byłam coraz bardziej skłonna dołączyć do Mateusza. Wiedziałam jedno – po ślubie nie wyobrażałam sobie długiej rozłąki z mężem.

Ten dzień wciąż mam przed oczami, jakby był dopiero wczoraj. Dokładnie trzy miesiące i dwanaście dni po tym, jak Mateusz wyjechał. Już od rana byłam strasznie zdenerwowana. Nie mogłam znieść dosłownie niczego, a każde słowo skierowane do mnie odbierałam jako atak i wybuchałam gniewem.

W końcu doprowadziło to do awantury z mamą. To było coś zupełnie nowego – nigdy wcześniej nie zdarzyło nam się tak ostro się pokłócić czy krzyczeć na siebie. Do tej pory żadna z nas nie kończyła rozmowy głośnym trzaśnięciem drzwi. Ale tego dnia nasze mieszkanie zamieniło się w prawdziwe pobojowisko.

Fryzurę miał trochę zmienioną

Byłam w swoim pokoju, pełna obaw i niepokoju, gdy nagle rozdzwoniła się komórka. Zobaczyłam, że to numer Mateusza. Odetchnęłam z ulgą, spodziewając się, że jego słowa pomogą mi się uspokoić. Zamiast tego odezwał się ktoś zupełnie obcy. Od pierwszej chwili czułam, że stało się coś złego.

Obcy człowiek najpierw spytał, czy mówię po angielsku. Po mojej twierdzącej odpowiedzi przekazał straszną wiadomość – Mateusz spadł z rusztowania, bo pękły deski. Dzwonili ze szpitala. Mimo szybkiej pomocy lekarzy, nie udało się go uratować. Wewnętrzny krwotok okazał się śmiertelny.

Ledwo docierały do mnie słowa tego człowieka. Miałam wrażenie, że ktoś brutalnie wyrwał mi serce. Zaczęłam histerycznie wrzeszczeć, nie mogąc się opanować. Ból był tak potworny, że nie da się go opisać. W głowie kołatała mi tylko jedna myśl – chciałam umrzeć razem z nim. Do pomieszczenia wbiegła mama. Nie minęło dużo czasu, gdy dołączyła do mojego płaczu.

Minęły już dwa lata, ale wciąż nie umiałam pogodzić się z tą tragiczną sytuacją. Rodzina i przyjaciele próbowali swatać mnie z różnymi facetami, ale ja ciągle myślałam tylko o Mateuszu. Każdej nocy pojawiał się w moich snach, mówiąc, że pewnego dnia się spotkamy i odzyskamy nasze dawne szczęście. Wierzyłam w każde jego słowo. Aż w końcu przyszedł moment, gdy marzenia senne zamieniły się w prawdę. Przechodziłam właśnie przez miasto, gdy dobiegł mnie znajomy głos:

– Cześć, dziewczyno, dokąd tak śpieszysz?

Już miałam ostro zwyzywać osobę, która mnie zaczepiła, ale wtedy dotarło do mnie, że znam ten głos – to był Mateusz. Odwróciłam się i rzeczywiście tam stał. Fryzurę miał trochę zmienioną, inaczej się też ubierał, ale ten sam ton głosu, identyczny kolor oczu i ta sama urocza dziurka w policzku podczas uśmiechu – nie mogłam się pomylić.

– Mateusz? – wydusiłam z siebie cicho, patrząc na niego jak zahipnotyzowana.

On tylko uśmiechał się coraz mocniej.

– Powiesz mi, jak masz na imię? – spytał.

– Serio nie pamiętasz? – odparłam.

Uniósł brew po lewej stronie – zawsze tak reagował, kiedy coś go dziwiło.

Podrywał moje przyjaciółki

– Czy my się skądś znamy? Bo jakoś sobie nie przypominam. Taką ładną panienkę na pewno bym zapamiętał. No to może się przedstawisz?

– Urszula... – odparłam rozkojarzonym głosem, próbując zachować zimną krew.

Może to tęsknota tak mi miesza w głowie, że zaczynam mieć przywidzenia?

– A ty? Jak się nazywasz? – spytałam.

– Mateusz.

Nagle zrobiło mi się gorąco i wszystko zgasło. Zemdlałam. Gdy powoli wracałam do siebie, uniosłam powieki. To, co zobaczyłam nad sobą, to oblicze, za którym tak długo tęskniłam.

Strasznie mi ciebie brakowało – wyszeptałam, wtulając się w objęcia faceta, który mnie podtrzymywał.

W tym momencie dotarło do mnie, że to nie on. To nie był mój ukochany Mateusz. Czułam inną woń. Jego uścisk różnił się od tego, który znałam.

Pomimo tego zaczęliśmy się widywać, a gdy zaczął używać podarowanych przeze mnie perfum, niemal uwierzyłam w powrót mojego Mateusza zza grobu. Nie, nie zwariowałam ani nie miałam przywidzeń. Podobno każdy ma na świecie swojego sobowtóra. Ten drugi Mateusz pojawił się w naszej miejscowości parę tygodni wcześniej i... przypadkiem na mnie trafił.

Miałam pewność, że los nas połączył. Wszyscy wokół przekonywali mnie, że się mylę. Powtarzali, że to nie jest ta sama osoba, że tylko z wyglądu mi kogoś przypomina, a jego charakter znacznie odbiega od tego, który miał mój dawny ukochany. Ale ja to wszystko ignorowałam. Byłam przekonana, że to Mateusz odnalazł drogę powrotną do mojego życia. Sześć miesięcy później wzięliśmy ślub.

Mimo czułych słów i obietnic ze strony partnera, nasze wspólne życie nie ułożyło się szczęśliwie. Pierwsze sygnały pojawiły się już w dniu ślubu, kiedy to mój świeżo poślubiony małżonek próbował podrywać moje przyjaciółki z orszaku. Prawda została ukryta przede mną przez dłuższy czas – bo któż odważyłby się powiedzieć pannie młodej, że jej nowy mąż zaleca się do innych kobiet podczas własnego przyjęcia weselnego!

Wykorzystałam moment jego nieobecności

Szybko wyszło na jaw, że mój mąż bardziej kocha kieliszek niż kobiety. Wciąż łudziłam się, że uda mi się do niego przemówić i nakłonić go do zmiany zachowania... Aż któregoś dnia, zaledwie 6 miesięcy po zawarciu małżeństwa, wrócił nad ranem, cuchnąc wódką i podrzędnymi perfumami.

Gdy tylko wyraziłam swoje oburzenie, on rozpoczął tyradę o tym, jak ożenił się ze mną wyłącznie ze względu na pieniądze mojej rodziny. Tłumaczył mi, że nawet specjalnie, do diabła, zmienił swoje imię na Mateusz, żebym nie miała żadnych wątpliwości. Powiedział też, że czuje się oszukany, bo wie, że kiedy wypowiadam to imię, myślę o innym facecie i to z nim prowadzę rozmowę w myślach.

Według niego powinnam po prostu siedzieć cicho... Na moment straciłam mowę. Ale niedługo później coś się we mnie przełamało. Dotarło do mnie, że ten człowiek to kompletnie ktoś inny niż mój Mateusz. Nigdy nim zresztą nie był. Bo to po prostu niemożliwe.

– Wynoś się stąd! – krzyknęłam. – Nie zbliżaj się do mnie więcej! Wracaj do tych wszystkich kobiet, z którymi się zadajesz!

Nagle zrozumiałam jego intencje. Za kilka dni tata planował przepisać na nas nieruchomość, którą sam wybudował i wykończył. W tej chwili rozwód nie dałby Mateuszowi nic, ale w przyszłości mógłby na tym zyskać. Miałam wrażenie, że potrafi odgadnąć każdą moją myśl.

Podszedł blisko i wysyczał ostrzeżenie, żebym wyrzuciła z głowy pomysł o rozwodzie, bo przecież nie dałam mu jeszcze potomka. Poczułam tak paraliżujący lęk, że prawie się pochorowałam.

– Dotarło do ciebie? – szarpnął mnie za włosy.

Pokiwałam delikatnie głową, a gdy tylko Mateusz dał mi spokój, poderwałam się z ziemi i wybiegłam do sąsiedniego pokoju. Na moje szczęście nie ruszył za mną. Wiedział doskonale, że jestem zbyt przerażona, by zawołać któreś z rodziców. Tamtej nocy znowu śnił mi się Mateusz. Czułam jego wściekłość bardzo wyraźnie. We śnie mocno mnie do siebie przyciskał, przez co zalałam się łzami. 

Rankiem otworzyłam oczy i zauważyłam, że nikogo nie ma obok. Wszędzie dookoła było kompletnie cicho. Normalnie po zakrapianej imprezie słyszałam, jak mój małżonek kręci się w kuchni i szuka czegoś na złagodzenie skutków poprzedniego wieczoru. Tym razem jednak dom wydawał się opustoszały. Ostrożnie zwlekłam się z łóżka i uchyliłam drzwi, żeby zerknąć na hol. Zajrzałam też do sąsiedniego pokoju, ale i tam było pusto.

Znalazłam uchylone wejście na poddasze. To miejsce przywoływało bolesne wspomnienia – niedługo po naszym weselu przyłapałam tam swojego męża z nieznajomą, gdy wrócili pijani do domu. Czy teraz znowu chodziło o to samo? Zastygłam na moment, próbując wychwycić jakiekolwiek dźwięki z góry, ale panowała tam absolutna cisza.

Zaczęłam wspinać się po schodach, stawiając kroki delikatnie, żeby drewniane stopnie nie zaskrzypiały. Pomyślałam, że może po prostu gdzieś wyszedł i nie pojawi się przez najbliższe dni.

Wykorzystałam moment jego nieobecności, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i schroniłam się w domu rodzinnym. Szczerze powiedziałam rodzicom o tym, że interesował go wyłącznie majątek taty. Moi bliscy, gdy ochłonęli z pierwszego wrażenia, od razu kazali mi działać. 

Skorzystałam z okazji i wyniosłam wszystkie jego rzeczy, a do tego zmieniłam zamki w drzwiach. Tata pomógł mi znaleźć świetnego adwokata – podobno najskuteczniejszego w okolicy. Jego rolą było nie tylko przeprowadzenie rozwodu bez komplikacji, ale też zadbanie o to, żeby Mateusz trzymał się ode mnie z daleka.

Dokładnie tak to się potoczyło – zaledwie parę miesięcy później byłam już po rozwodzie, a mój eks został z pustymi rękami. Dostał też sądowy zakaz kontaktowania się ze mną i całe szczęście trzymał się ode mnie z daleka. Zrozumiał, że nie ma po co zostawać w naszej miejscowości, więc spakował się i wyjechał gdzieś na drugi koniec kraju. Mnie to w zupełności odpowiada – przynajmniej nie muszę się na niego natykać.

Powoli wracam do normalności. Wiem już na pewno, że nie zobaczę więcej mojego Mateusza. Darzyłam go ogromnym uczuciem, ale rozumiem, że trzeba patrzeć w przyszłość i nauczyć się żyć dalej bez jego obecności. Chyba dam sobie radę.

Urszula, 37 lat

Czytaj także:
„Haruję za dwóch, a mąż zapuszcza korzenie w fotelu. Myśli, że zbieranie jego brudnych skarpet z podłogi to moje hobby”
„Los zesłał mi prezent w czasie próby i byłem wniebowzięty. Szybko się okazało, że wzbogaciłem się cudzym kosztem”
„Szef się na mnie mścił, bo mu nie uległam. Puścił w obieg taką plotkę, że umierałam ze wstydu”

Redakcja poleca

REKLAMA