„Szefa zawodzę w pracy, a żonę w sypialni. W żadnym z tych miejsc nie potrafię stanąć na wysokości zadania”

smutny mężczyzna w sypialni fot. Adobe Stock, VK Studio
„Napięcie sięgnęło zenitu i odbiło się na mojej męskości. Gdy kolejny raz nic z tego nie wyszło, moja żona zaciągnęła mnie do stołu, żeby przedyskutować sprawę”.
/ 19.10.2024 19:30
smutny mężczyzna w sypialni fot. Adobe Stock, VK Studio

Gdy moja ukochana po raz kolejny spodziewała się dziecka, doszliśmy do wniosku, że przydałoby się nam większe mieszkanie. A to wiązało się z zaciągnięciem pożyczki.

Rozpocząłem poszukiwania lepiej płatnego zajęcia. Skontaktowałem się z łowcami głów, utworzyłem profil na portalu LinkedIn i zasięgnąłem porady wśród kumpli. Kiedy brzuszek mojej żony przypominał już piłkę do ćwiczeń, otrzymałem ciekawą ofertę pracy.

Wynagrodzenie było wysokie

Dostałem propozycję objęcia stanowiska szefa projektu w sporej korporacji. Wynagrodzenie było na tyle wysokie, że starczyłoby nam nie tylko na regulowanie comiesięcznych rat hipoteki, ale również na całkiem przyzwoite życie. Poza tym firma gwarantowała szereg dodatkowych świadczeń prywatne ubezpieczenie medyczne, karnety na siłownię i inne benefity.

Razem z małżonką odczuliśmy nagłą ulgę, jakby ktoś zdjął nam z piersi ogromny ciężar. Zupełnie jak wtedy, gdy z ciasnego, pozbawionego światła pomieszczenia wchodzi się do jasnego, dużego pokoju.

Po upływie miesiąca złożyłem podpis na dokumentach związanych z kredytem na mieszkanie i niemal w piątkę, licząc jeszcze naszego psiaka i kociaka, przenieśliśmy się do dużego mieszkania składającego się z czterech pokoi, z przestronnym tarasem, z którego roztaczał się widok na skwer porośnięty drzewami iglastymi oraz urokliwą rzeczkę.

– No i gitara… – oznajmiła moja żona Ania, szeroko rozsuwając drzwi prowadzące na balkon.

Na jej twarzy zagościł promienny uśmiech, emanujący wewnętrzną harmonią i radością, a ja przyrzekłem sobie w duchu, że dołożę wszelkich starań, aby już nigdy nie musiała zarywać nocy, ślęcząc nad wyliczeniami i próbując związać koniec z końcem.

Od tej pory nie będzie musiała sięgać po leki nasenne, aby poradzić sobie z napięciem, które nie daje jej zmrużyć oka. Postanowiłem, że już nigdy nie zobaczę w jej spojrzeniu lęku, gdy myśli o tym, co przyniesie jutro. Kolejne dwa lata upłynęły nam cudownie. Dzieci rosły zdrowo jak na drożdżach, Aneczka mogła wreszcie zająć się tym, o czym od dawna marzyła, a mnie doceniono w pracy, przyznając mi nagrodę.

Patrzyliśmy w przyszłość z nadzieją

Sytuacja uległa zmianie, gdy mój dotychczasowy szef przeszedł na zasłużoną emeryturę. W trakcie przyjęcia pożegnalnego poznaliśmy jego następcę – niewysokiego mężczyznę o pospolitym wyglądzie i enigmatycznym uśmiechu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że spoglądam prosto w ślepia szatana.

Nowy przełożony był całkiem niezłym specem w naszym fachu. Miał spore doświadczenie. Odnosił wcześniej niemałe sukcesy. No i korzystał z potężnych pleców, więc wszelkie skargi spełzały na niczym.

Facet potrafił sprawić, że podlegające mu jednostki generowały niezłe zyski. A nikogo z góry nie interesowało, jakim kosztem odbywało się to wszystko.

Sprawował pieczę nad sześcioma szefami przedsięwzięć. I właśnie my stanowiliśmy obiekt jego głównych działań. Współcześnie określa się to nękaniem psychicznym: obelgi, dręczenie, stawianie nieosiągalnych wymagań, ciągłe niezadowolenie i oczekiwanie korekt.

Telefony o każdej porze dnia i nocy, lekceważenie prawa do odpoczynku w dni wolne. Wstrzymane podwyżki i nagrody. Charakteryzował się złośliwością i bezczelnością. A przy tym był diabelnie bystry, więc z łatwością potrafił wywracać kota do góry nogami. Dowodzić, że to my jesteśmy leniwi i bezwartościowi, a on trzyma tę hołotę krótko, żeby solidnie wykonywała swoje obowiązki.

Po dwunastu miesiącach byłem ruiną – zdenerwowanym, spiętym, prawie rzygającym każdego poranka przed pójściem do roboty. Nie chciałem stresować małżonki, więc lekceważyłem sprawę. Stres był jednak tak duży, że odbił się na sprawności seksualnej. I gdy trzeci raz pod rząd nie stanąłem na wysokości zadania w sypialni, Ania zaciągnęła mnie na poważną rozmowę.

Czułem nieprzyjemny ucisk strachu

– Zmień pracę – rzuciła, kiedy streściłem jej, co teraz dzieje się w korporacji.

Dochodziła północ, była to sobotnia noc. Moja ukochana leżała obok mnie w łóżku, piękna i kusząca, a ja miałem w głowie jedynie cyfry i diagramy, które musiały być skończone do niedzielnego popołudnia.

W żołądku czułem nieprzyjemny ucisk strachu, bo zdawałem sobie sprawę, że Robal będzie się do wszystkiego przyczepiał, nawet jeśli wykonam robotę perfekcyjnie.

– No jasne, że rozglądam się za czymś innym, a co ty sobie wyobrażasz… – odpowiedziałem ponurym tonem. – Ale muszę to robić dyskretnie, bo gdy tylko ten drań dowiedział się, że dziewczyna z księgowości rozgląda się za inną robotą, od razu ją wyrzucił. Dyscyplinarnie. Pretekst był kompletnie bez sensu i Irka zamierza iść do sądu pracy, ale obecnie jest bezrobotna – spojrzałem na moją kobietę z poczuciem beznadziei. – Wybacz, że cię zawiodłem, obiecywałem sobie, że to się już nigdy nie powtórzy… – nie pozwoliła mi skończyć.

Ania delikatnie zakryła mi usta swoją ręką

– Cichutko. Jesteśmy w tym we dwoje. Minione dwa lata były wspaniałe i kolejne też takie będą. Wspólnymi siłami damy radę. Darek zamiast do prywatnej, pójdzie do publicznej szkoły podstawowej, Bożenka zrezygnuje z zajęć tanecznych, a ja poszukam jakiejś roboty. Najwyżej najmłodszego Oskara oddamy do żłobka, jak nie będzie innego wyjścia z sytuacji. Jakoś to będzie, nie ma co panikować.

Leżąc w łóżku bez ubrań, wszystko dokładnie przekalkulowaliśmy. Jeżeli Ania znajdzie robotę na cztery koła netto, a ja minimum pięć, to być może uda nam się utrzymać mieszkanie. Proste w teorii, trudniejsze w praktyce. Ania dostała propozycję za prawie cztery tysiaki, a mnie udało się wyhaczyć ofertę za sześć.

Nasza radość trwała krótko

Nawet nie zdążyłem złożyć papierów o zwolnienie, a tu nagle dzwoni szef firmy, do której miałem przejść.

– Wie pan co, panie Radosławie – rzucił prosto z mostu – jest mi bardzo przykro, ale jestem zmuszony anulować propozycję, którą panu złożyłem.

Poczułem, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi

– Ale dlaczego? Czy chodzi o to, że moje oczekiwania są wygórowane? – Rany, jak bardzo marzyłem o tym, żeby wyrwać się z obecnej roboty! – Przecież możemy o tym porozmawiać?

Odchrząknął, jakby zbierał myśli.

– Powiem panu szczerze, bo pana szanuję. Pańskie przedsiębiorstwo to kluczowy partner biznesowy dla nas. Dano mi jasno do zrozumienia, że pana transfer tutaj nie będzie mile widziany. Nie wiem, co tam się u was wyprawia, ale muszę kierować się dobrem spółki i zatrudnionych w niej ludzi. Na pewno pan to rozumie. Niestety, w zaistniałych okolicznościach nie mogę podejmować ryzyka – oznajmił i natychmiast zakończył połączenie.

Dotarło do mnie, że wpadłem w zastawione sidła. Gdy kolejnego ranka stawiłem się w robocie, widząc zadowoloną, krzywo wyszczerzoną twarz szefa, poczułem jak zalewa mnie fala niechęci. Chyba to dostrzegł, bo uśmiech na jego facjacie stał się jeszcze szerszy.

Palenie trochę nas uspokajało

Rzucił okiem na resztę piątki kierowników projektów, zasiadających dookoła stołu w sali konferencyjnej i rzucił:

– Sporo się namęczyłem, żeby was wyszkolić i nie zamierzam stracić ani jednego z was – spojrzał na mnie surowo. – Knucie za plecami nie będzie akceptowane.

Słuchajcie, jakie mnie wtedy nerwy złapały. Aż mi żołądek ściskało i zbierało na wymioty. Jakbym siedział przed szefem jakiejś mafii, co mógłby skrzywdzić moją rodzinę, byleby mieć nade mną kontrolę.

Po dwóch godzinach wyszliśmy z tej sali, totalnie wykończeni psychicznie. Jacek wyglądał jak trup, a Kaśkę całą telepało. Staliśmy w tym kącie dla palących, jeden za drugim odpalaliśmy szlugi. Palenie trochę nas uspokajało.

– Zastanawiam się czasami czy tego wszystkiego nie skończyć – niespodziewanie rzucił Jacek.

– Nie zgodzi się na twoje odejście – burknąłem posępnie. – Sam próbowałem.

– Nie, w ogóle. Nie daję rady. Straciłem apetyt, mam problemy ze snem, dopadła mnie choroba wrzodowa. Szkoda, że takim draniom wszystko uchodzi na sucho. Do emerytury brakuje mi pięciu lat, w tym wieku nikt nie da mi etatu. Kolejnych pięciu lat w tym piekielnym miejscu nie przetrwam – wyszeptał.

– A ja marzę o tym, żeby jego… – Kaśka pokazała gest strzelania z pistoletu. – Gdy wracam do mieszkania, wyobrażam sobie, jak go załatwiam. To trochę łagodzi sytuację.

Wściekłość we mnie kipiała

Moja rodzina smacznie spała, a ja stałem na tarasie, trzymając szklaneczkę czystej i rozmyślałem, jak mógłbym go skrzywdzić. Całkowicie oddałem się tym wizjom. Nienawiść, wstręt i lęk mieszały się we mnie, napędzając moje wyobrażenia, które zdawały się niemalże namacalne.

W końcu, nasycony tymi obrazami, powróciłem do rzeczywistości. Poczułem przenikające zimno marcowego wieczoru i usłyszałem głos mojej żony, Ani, stojącej w progu balkonu:

– Jeszcze się przeziębisz.

Podążyłem za nią do sypialni i po raz pierwszy od długiego czasu mogłem się z nią kochać jak dawniej. Zasypiając, uświadomiłem sobie, że Kaśka miała rację. To rzeczywiście działa.

Kolejnego ranka stawiłem się w biurze. Zaraz po przekroczeniu progu, usłyszałem informację, że szefa nie ma dziś w robocie. Podobno rozchorował się. Pojawił się z powrotem po trzech dniach. Zupełnie inny człowiek. Bez śladu dawnej arogancji, za to małomówny, zrównoważony i uprzejmy.

Nie patrzył już z wyższością na swoich pracowników. Niedługo potem otrzymałem podwyżkę, której wcześniej tak uparcie mi odmawiał. W ciągu roku zmienił firmę, wyprowadził się z miasta, a ja awansowałem na jego miejsce. Ta nagła przemiana jego osobowości stała się oczywiście głównym tematem biurowych plotek na długie miesiące. Ale poza gadaniem nic więcej z tego nie wynikło.

Był jednym z prelegentów

Mniej więcej trzy lata temu brałem udział w szkoleniu, które odbywało się w centrum konferencyjnym niedaleko Poznania. Podczas tego wydarzenia natrafiłem na niego, był jednym z prelegentów. W tym czasie pełniłem już funkcję szefa działu w mojej firmie. Tak się złożyło, że usiedliśmy razem w barze, napiliśmy się i powspominaliśmy stare czasy.

Miał zawsze kiepską głowę do alkoholu. Gdy po kilku kieliszkach zapytałem go, co się wydarzyło, gdy tak diametralnie zmienił swoje zachowanie, przez moment nic nie mówił, a następnie wyjawił pijackim tonem:

– Śniło mi się coś naprawdę dziwnego. To była raczej jakaś wizja. Na początku byłem w kuchni i piłem mleko, a nagle przeniosłem się do jakiejś piwnicy. Ktoś mnie przywiązał do krzesła i zaczął torturować na różne sposoby. Bili mnie, przypalali, a jakiś głos tłumaczył mi za co to wszystko.

Ból i strach były tak realne, jakby to działo się naprawdę. Byłem pewien, że to mój koniec, błagałem ich, żeby przestali. I nagle to wszystko się urwało. Znowu stałem w kuchni, cały roztrzęsiony, skomląc jak małe dziecko… Ten sen kompletnie mnie odmienił, zabił we mnie dawnego siebie.

– To chyba pozytywna wiadomość… – odparłem zdziwiony. – Zachowywałeś się jak skończony kretyn.

On zaś – kompletnie zalany w trupa i bez krzty samokontroli – zerknął na mnie z jawną odrazą.

Zniszczyłeś we mnie faceta, a zostawiłeś mięczaka, ofermę, ciapę. Nigdy ci tego nie daruję. Jednak tak cholernie boję się odwetu… To wszystko Twoja wina – wypalił i wybuchnął płaczem.

Poczułem jednocześnie litość, ale i pewnego rodzaju zadowolenie.

Radosław, 44 lata

Czytaj także:
„Wychowałam się bez matki, bo wybrała przyjemność w małej komunie. Ojciec się starał, ale ciągle mam żal do świata”
„Mój były mąż był strasznym łajdakiem. Jednak to on uratował mi życie w momencie, kiedy myślałam, że to już koniec”
„Z wywiadówki syna wróciłam z pamiątką. Za 9 miesięcy okaże się, czy ma oczy męża, czy może przystojnego wychowawcy”

Redakcja poleca

REKLAMA