Całe moje dzieciństwo było naznaczone traumą związaną z odejściem matki. I chociaż ojciec dwoił się i troił, aby zastąpić mi oboje rodziców, to nie zawsze mu się to udawało. A ja wciąż miałam do niego pretensje, że moja matka wybrała życie w małej komunie zamiast mnie. I nawet teraz, po upływie wielu lat wciąż mam żal do całego świata o to, że tak się potoczyło moje życie.
Chyba mnie nie kochała
Niezbyt dobrze pamiętam pierwsze lata swojego życia. Ale już wtedy czułam, że w mojej rodzinie nie jest tak jak w rodzinach moich koleżanek z przedszkola. Moja matka nie była kobietą okazującą mi miłość, a ja na każdym kroku odczuwałam, że nie kocha mnie tak, jak matka powinna kochać swoje dziecko.
– Mamusiu, kochasz mnie? – pamiętam jak któregoś popołudnia zadałam jej to pytanie. Właśnie odebrała mnie z przedszkola i zamiast pobawić się ze mną, to posadziła mnie na kanapie i kazała czymś się zająć.
– Pewnie, że tak – padła odpowiedź. Ale zajęło jej to kilka sekund, a ton głosu wskazywał, że nie jest do do końca prawda. I chociaż miałam zaledwie kilka lat i niewiele rozumiałam, to nawet dla mnie było jasne, że słowa mojej matki nie są do końca szczere.
– Na pewno? – zapytałam z dziecinną naiwnością. A kiedy uzyskałam potwierdzenie, to od razu w to uwierzyłam. I zamiast to roztrząsać, to zajęłam się bawieniem w dom. Tak, zabawa w dom była jedną z moich ulubionych. W mojej wyimaginowanej rodzinie była mama, tata i córeczka, którzy kochali się najbardziej na świecie i nie mogli bez siebie żyć. Tak właśnie wyobrażałam sobie szczęście, którego tak bardzo mi brakowało.
Ojciec starał się jak mógł, abym nie odczuwała braku rodzicielskiej miłości. To on malował ze mną książeczki, prowadzał na zajęcia dodatkowe, piekł ciasteczka i czytał bajki na dobranoc. A ja czułam, że bardzo mnie kocha. Ale mimo wszystko czegoś mi brakowało. Teraz już wiem, że jak każda kilkulatka tęskniłam za miłością matki, która przecież powinna być najważniejsza osobą w życiu każdego dziecka.
Matka wybrała życie w komunie
Gdy skończyłam pięć lat, to nasza mała rodzina rozpadła się całkowicie.
– Ty już zupełnie zwariowałaś! – usłyszałam któregoś wieczoru podniesiony głos ojca. Od kilkunastu minut leżałam już w swoim łóżku, ale jakoś nie mogłam zasnąć. A krzyki rodziców wcale mi tego nie ułatwiały.
– To ty tak uważasz – odpowiedziała matka. Miała podniesiony głos, co nie zdarzało się jej zbyt często. – Ja po prostu spełniam swoje marzenia – dodała.
– A Martusia? Co z nią? – zapytał ojciec. A ja od razu nadstawiłam uszy, bo wiedziałam, że rozmowa dotyczy mnie.
– Poradzisz sobie – powiedziała matka. Zaraz potem usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. I chociaż nie umiałam nazwać swoich uczuć, to w głębi duszy czułam, że właśnie coś się skończyło.
– Gdzie mamusia? – zapytałam następnego dnia. Krzesło matki, na którym siedziała co rano pijąc kawę było puste i zimne.
Ojciec spojrzał na mnie, a ja w jego oczach zobaczyłam niepewność.
– Mamy już nie będzie – powiedział po chwili. – Mama zostawiła nas i już nie wróci – dodał. A ja zaczęłam płakać. I chociaż nie rozumiałam do końca co to oznacza, to wiedziałam tylko jedno – chciałam, aby mama znowu była w domu. Ale gdy spojrzałam na ojca, to zobaczyłam człowieka zrozpaczonego i przegranego. I pomimo tego, że miałam zaledwie pięć lat, to wiedziałam, że nasze życie nigdy już nie będzie takie samo.
Ojciec próbował być matką i ojcem
Przez kilka kolejnych dni byłam przekonana, że matka zaraz stanie w drzwiach i powie, że już wróciła. Dlatego przez ten czas wciąż pytałam ojca, kiedy to nastąpi.
– Córeczko – wzdychał, gdy kolejny raz męczyłam go pytaniami o to, gdzie jest moja mama. – Przecież ci mówiłem, że mamy już nie będzie. Mama wybrała inne życie i zostawiła nas – tłumaczył. Ale ja nie chciałam mu wierzyć. Za każdym razem zaczynałam krzyczeć, że on kłamie.
– Nie kłamię – zawsze słyszałam to samo. – Zostaliśmy sami – dodawał, a w jego oczach pojawiały się łzy. Jednak od razu brał się w garść i zapewniał mnie, że sobie poradzimy.
I faktycznie ojciec bardzo się starał. Przez kolejne lata próbował pełnić rolę zarówno ojca jak i matki. Codziennie rano robił mi śniadanie, odprowadzał do przedszkola, a potem do szkoły, odbierał, odrabiał ze mną lekcje i kładł spać. A gdy podrosłam, to oglądał ze mną seriale, zabierał na wycieczki i tłumaczył zawiłości świata. Zawsze miał dla mnie czas, nigdy nie zostawiał mnie w potrzebie i za każdym razem przychodził mi z pomocą, gdy tylko tego potrzebowałam. Jednym słowem – ojciec idealny. Tylko co z tego?
Ja potrzebowałam matki, z którą mogłabym porozmawiać o dojrzewaniu, chłopakach, pierwszych miłościach i pierwszych zawodach. Matki, która razem ze mną cieszyłaby się z tego, że stałam się kobietą i która razem ze mną płakałaby z pierwszego złamanego serca. Jednak moja matka wolała coś innego. Wybrała życie w komunie zamiast rodziny. A ja z czasem zaczęłam mieć o to pretensje do własnego ojca.
Niechęć do ojca była coraz większa
Mój ojciec bardzo się starał, abym jak najmniej odczuwała to, że w moim życiu nie ma matki. Tak naprawdę, to był wspaniałym ojcem, dla którego zawsze byłam na pierwszym miejscu. Nigdy nie ułożył sobie życia na nowo, bo nie chciał, abym poczuła się odrzucona. Nigdy też nie powiedział złego słowa o kobiecie, która wybrała przyjemności w małej komunie, a nie zwyczajne życie ze swoją rodziną.
– Twoja mama na pewno bardzo cię kocha – powtarzał za to za każdym razem, gdy pytałam go dlaczego coś takiego spotkało właśnie mnie. – Ona po prostu ma inny pomysł na życie – tłumaczył. A ja tylko kiwałam głową. I naprawdę próbowałam zrozumieć kobietę, która zrobiła coś takiego. Jednak nie potrafiłam.
A z czasem zaczęłam o wszystko winić ojca.
– To twoja wina, że mama nas zostawiła! – wykrzyczałam mu kiedyś w złości. Kilka minut wcześniej poinformowałam go, że chcę iść na imprezę, ale on się nie zgodził twierdząc, że jestem na to za młoda. – Pewnie chciałeś ją ograniczać tak samo jak mnie, a ona tego po prostu nie wytrzymała – wyrzucałam słowa z szybkością karabinu maszynowego. I chociaż tak naprawdę sama nie wierzyłam w to co mówię, to fajnie było znaleźć winowajcę tego, co stało się wiele lat wcześniej.
– Przecież wiesz, że to nieprawda – usłyszałam cichy głos ojca. Po jego twarzy widziałam, że swoimi słowami wyrządziłam mu ogromną przykrość. Ale mnie to nie obchodziło. W tamtym momencie znalazłam sobie kozła ofiarnego.
To nie na nim powinnam się odgrywać
A potem doszłam do wniosku, że to właśnie ojciec miał duży wpływ na decyzję mojej matki. I od tamtej pory zaczęłam mieć do niego pretensję o wszystko – o odejście matki, o swoje niepowodzenia, o zawód miłosny czy o brak dostania się na studia. W pewnym momencie mój ojciec stał się odzwierciedleniem całego zła tego świata.
– Chyba przesadziłaś – powiedział któregoś razu ze złością, gdy kolejny raz oskarżyłam go o to, że coś mi się w życiu nie udało. – Nie możesz mnie winić o wszystko – dodał.
– A właśnie, że mogę! – krzyknęłam. A potem wybiegłam z mieszkania, aby pobyć sama ze sobą i ze swoją złością. Bo złość towarzyszyła mi każdego dnia. I to nie tylko na ojca, ale na cały świat. Miałam pretensję do wszystkich i wszystkiego o to, jak potoczyło się moje życie. Nie chciałam poszukać winy w sobie. Uważałam, że to przez okoliczności i innych ludzi moje życie nie ułożyło się tak jakbym chciała.
Teraz mam dwadzieścia pięć lat. I wciąż odczuwam złość, że moja matka opuściła mnie gdy byłam małym dzieckiem, a mój ojciec nie potrafił jej zatrzymać. I chociaż w głębi duszy czuję, że nie jestem sprawiedliwa w stosunku do ojca, innych ludzi i całego świata, to nie potrafię się powstrzymać przed takim myśleniem. Mam żal i pretensje do wszystkich i do wszystkiego. Cały czas tkwi we mnie przekonanie, że moje życie ułożyłoby się inaczej, gdyby nie to, co spotkało mnie w przeszłości.
– A może jest w tym też trochę twojej winy? – zapytała mnie któregoś razu koleżanka z pracy, której opowiedziałam o swoich życiowych porażkach. – Czasami warto zostawić za sobą przeszłość i skupić się na przeszłości.
Wtedy tylko się na nią zdenerwowałam. Ale z czasem coraz częściej zaczęłam myśleć o tym, że być może ona ma rację. I chociaż nadal czuję żal do ojca i świata, to chyba dorosłam do decyzji, aby w końcu cos z tym zrobić.
Marta, 25 lat
Czytaj także:
„Razem z Jurkiem znalazłam sposób na przeżywanie żałoby po moim mężu. Oprócz łez i bólu, łączyła nas też miłość”
„Niezobowiązujący romansik zmienił się w obowiązek na resztę życia. Miałam robić karierę, ale skończyłam z ciążą”
„Zamieniłem kierownicę ciężarówki na patelnie i naleśniki z dżemem. Bycie kurą domową daje mi wiele satysfakcji”