Krystyna dała Patrycji życie. Ta odwdzięczała się jej miłością do czasu, gdy sama weszła wydoroślała. Bunt, swary, kłótnie sprawiły, że zerwały ze sobą relacje. Przez 6 lat unikały siebie jak ognia. W końcu jednak potrafiły się pogodzić.
Jak dorosłam,
Patrycja ma bardzo mało wspomnień z dzieciństwa. Jedno z nich zostanie w niej jednak na zawsze.
– Mroźny zimowy ranek, ja mam 4 lata… – wspomina 27-letnia Patrycja, poznanianka. – Skończyłam z mamą lepić bałwana i podskakuję z radości na ośnieżonej łące. Nagle czuję, że mam przemarznięte dłonie. Szczypią. Są zaczerwienione. Śmiech przechodzi w łzy. Mama biegnie do mnie. Rozciera je. Chucha. Otula zdjętym szalikiem. Potem bierze mnie na ręce, tuli, a ja zasypiam w jej ramionach. Jest ciepło, błogo. Jak w raju… Patrycja uśmiecha się i teraz to ona ujmuje spracowane dłonie matki.
– Nigdy mi o tym nie opowiadałaś – 53-letniej Krystynie drży głos. – Że też to pamiętasz!
– Potem było gorzej… – rzuca gorzko Patrycja. – Jak dorosłam, wcale nie żyłyśmy tak słodko.
W jednej chwili poczuła do matki nienawiść. Sporo razem przeszły. Krystyna po rozstaniu z mężem sama wychowywała dwóch synów i córkę.
– Ciężko było, nie za bogato – przyznaje. – Stres. Kłopoty. Nerwy czasem mi puściły. Jak to w rodzinie. Ale Pati była grzeczna.
Patrycja urodziła się niepełnosprawna – źle słyszy, musi chodzić z aparatem słuchowym.
– Wymagała dużej troski – opowiada Krystyna. – Może dlatego chciałam czuwać nad nią nawet wtedy, gdy już dorosła.
– Miałam 18 lat, jak wyprowadziłam się z domu – mówi Patrycja. – Zakochałam się. Rok później urodziłam dziecko. Mama czasem coś mi doradziła, za coś zbeształa. Nie podobało się to mojej teściowej, a ja coraz częściej brałam stronę mamy męża, z którą mieszkałam.
Patrycja mimowolnie zaczęła się odsuwać od własnej matki.
– Interesowała się moim małżeństwem, tym, jak wychowuję dziecko, wszystkim – wspomina. – Teraz wiem, że chciała mojego dobra, ale wtedy czułam się osaczona. Jedno nieporozumienie, drugie, i zaczęłyśmy się od siebie oddalać. Nie zbliżyło nas nawet to, że mama, mniej więcej w tym samym czasie co ja Sandrę, urodziła czwarte dziecko – Adriana. Spotykałyśmy się coraz rzadziej i coraz częściej te spotkania kończyły się kłótnią.
Ponad 7 lat temu po jednej z nich Patrycja wściekła się na dobre.
– Wykrzyczałam w szale, że jestem dorosła i mama nie ma prawa się mnie czepiać – wspomina. – Padły mocne słowa, wyzwiska. Czułam nienawiść do kogoś, kogo przedtem kochałam nad życie. Gniew chyba zupełnie mnie zaślepił.
– Słowa mogą ranić – mówi Krystyna. – Nie byłam święta, ale miałam żal do dziecka, że tak mnie potraktowało. Matkę? Uniosłam się dumą i już nie szukałam z nią kontaktu.
Patrycja też uparcie milczała. Wolała żyć bez matki, niż ją przeprosić.
– Urodziłam drugie dziecko, układałam sobie życie z mężem – opowiada. – Mijały miesiące, lata, a ja uważałam, że to mama powinna zrobić pierwszy krok do pojednania. Mijałyśmy się na ulicy, ale udawałyśmy, że jedna nie widzi drugiej.
Gdy osobno siadały do wigilijnego stołu, myślały o sobie nawzajem. W pierwszym roku źle, w drugim też, potem już tylko chłodno, obojętnie, aż w końcu pięć lat temu znów cieplej.
– Złość mijała – mówi Patrycja. – Czas ją łagodził. Łapałam się na tym, że są rzeczy, o których chciałabym mamie opowiedzieć – wspomina Patrycja.
– Jak rosną jej wnuki. Jak ja się czuję. Chyba ze sto razy chwytałam za telefon i chciałam wystukać jej numer…
– Czułam to samo – wspomina Krystyna. – Szłam już pod dom córki, ale w połowie drogi wracałam.
Półtora roku temu Patrycja zaszła w trzecią ciążę. Bardzo chciała się podzielić z mamą tą wiadomością.
– Mama pracowała w spółdzielni socjalnej, ja na pobliskim parkingu – wspomina. – Któregoś dnia dosłownie wpadłyśmy na siebie. Zaskoczone, spojrzałyśmy sobie w oczy i jak na komendę, zapłakałyśmy. Bez słów przytuliłyśmy się.
– Nie trzeba było nic mówić – wspomina Krystyna. – Stałyśmy tam, wtulone w siebie, milczące, zaryczane.
– A ja poczułam się znów, jak wtedy, przed laty na ośnieżonej łące – opowiada Patrycja. – Zaczęłam mamę przepraszać. Położyła palec na moich ustach i wyszeptała:
„Ciiii.... nie trzeba. Ja ciebie też…”.
Poszły na herbatę, usiadły przy stole i nie mogły się nagadać.
– Wyznałyśmy sobie, co nas gryzło przez lata milczenia – mówi Patrycja. – Opowiadałam, że moje kolejne dziecko jest w drodze. Mama powiedziała, że zawsze mogę na nią liczyć, ale sama muszę o pomoc poprosić, bo nie chce już nic robić wbrew mojej woli. Coś zrozumiała. Ja też.
Gdy w wigilię dzieliły się opłatkiem, życzyły sobie tylko jednego – miłości.– W następną wigilię też będzie i wspólny opłatek, i życzenia – mówi Krystyna. – Pozostał tylko żal, że przez sześć lat ich zabrakło…
Czytaj także:
„Na ważnym zebraniu zrobiłam z siebie idiotkę, ale dostałam za to nagrodę. Poczułam miłe łaskotanie w brzuchu”
„Mąż nagle zostawił mnie z dziećmi, pustym kontem i długami. A w sądzie łajdak wyglądał, jakby spał na kasie”
„Dla mojej matki jestem kulą u nogi, liczy się dla niej tylko babcia. Nie zauważyłaby, gdybym wyszła i nie wróciła”