W tamtym momencie byłam przekonana, że mogę żegnać się ze swoją pracę. To, co zaprezentowała i jak się przy tym zachowywałam, wołało o pomstę do nieba. Na szczęście, wszystko zakończyło się zupełnie nieoczekiwanie.
Nie miałam nikogo bliskiego
Ponury, niewesoły widok zza szyby. To było moje dawne mieszkanie… Nikogo nie było, by mnie powitać. Świadomość tego sprawiła, że ogarnęło mnie przytłaczające, głębokie uczucie samotności i przygnębienia. Przekroczyłam już trzydziestkę, a mimo to nie zdołałam ani wyjść za mąż, ani znaleźć sobie partnera. Jednak nadchodzące godziny szykowały dla mnie coś nieoczekiwanego.
Przystanęłam na chwilę, rozmyślając nad tym zdaniem. Uznałam je za przesadnie sentymentalne i infantylne, gdyż podobne historie mają miejsce jedynie w produkcjach filmowych czy romansach, szczególnie Harlequinach. Po upływie paru miesięcy te słowa ponownie zagościły w mojej głowie, a ja nie potrafiłam uwierzyć, że coś takiego przytrafiło się właśnie mnie.
Tamtego dnia opuszczałam biuro o późnej porze. Praca nad nowym, istotnym zleceniem dla klienta nieco nam się przeciągnęła. Na dworze zrobiło się już ciemno. Zbliżając się do swojego bloku, zerknęłam na okno na parterze, z którego kuszącą strugą sączyło się ciepłe światło.
Życie w tym mieszkaniu tętniło energią. Piętro wyżej ziało ponurą i przygnębiającą ciemnością – tam znajdowały się moje cztery kąty. Nikogo nie było, by mnie powitać. Umawiałam się z paroma facetami, z jednym nawet mieszkałam przez rok. Niestety, to nie było to, czego szukałam. Żadna z moich relacji nie rozpoczęła się od legendarnych motyli w brzuchu, nieprzespanych nocy i absolutnego poczucia szczęścia. Zawsze sądziłam, że te uczucia przyjdą później. Jednak moi partnerzy, zamiast mnie zachwycać, przynosili mi tylko rozczarowania.
Po wyczerpującym dniu harówy przycupnęłam sama jak palec na sofie, gapiąc się w ekran TV, ściskając w dłoni lampkę winka. Nagle strach, że właśnie tak będzie wyglądać moje życie, zaczął zaciskać mi się na gardle niczym lodowata, dusząca pętla. Tej nocy długo nie mogłam zmrużyć oka. W głowie tłukły mi się myśli, że nic nie ma sensu, a ja jestem beznadziejna. Dopiero nad ranem udało mi się przysnąć. To musiał być mocny sen, bo nawet nie usłyszałam budzika. Kiedy na niego zerknęłam, wskazówki pokazywały pół godziny po czasie, w którym powinnam była wstać. Podskoczyłam z łóżka jak poparzona.
W tym dniu czekało nas spotkanie z nowym kontrahentem. To ja miałam poprowadzić prezentację. Szybko narzuciłam na siebie ciuchy. Na szczęście zawsze mam pod ręką jednorazowe kubeczki, więc bez problemu zrobiłam w jednym z nich kawę i wybiegłam z domu. Akurat przejeżdżała taksówka.
Zazwyczaj unikam takich ekstrawagancji, ale do rozpoczęcia spotkania zostało mi tylko piętnaście minut, więc bez zastanowienia dałam znak ręką. Kiedy dotarłam pod biuro, wyskoczyłam z auta, ściskając w dłoniach teczkę z papierami i kubek z moją kawą. Energicznie pomaszerowałam w stronę wejścia, gdy nagle z impetem wleciał na mnie jakiś facet. Wlepił oczy w wyświetlacz telefonu i kompletnie nie patrzył, gdzie idzie.
Ten gość wszystko zrujnował
– Zwariował pan czy co?! – wydarłam się z furią, gapiąc się na ogromną plamę z kawy, która pojawiła się na mojej koszuli. – Co to, ma pan czternaście lat i nie może się oderwać od telefonu?
– Strasznie mi przykro – facet był zaskoczony i zażenowany całą sytuacją. – Zadzwonił ktoś w ważnej…
– I dlatego trzeba się na innych rzucać?! Dobrze, że kawa już wystygła. Ale spójrz pan, jak ja wyglądam?!
– Jeszcze raz, naprawdę… – próbował tłumaczyć mężczyzna.
Nie dało się zaprzeczyć, że był przystojniakiem. Jego oczy miały kolor jasnego orzecha, a ciemne kosmyki opadały niesforne po lewej stronie na jego czoło. Ale w tej chwili uważałam go zwyczajnie za idiotę.
– Nie mogę teraz z tobą gadać, już i tak jestem spóźniona! – syknęłam zirytowana. – I weź się w garść, facet! – rzuciłam na pożegnanie.
Chyba trochę przesadziłam. Widziałam w jego oczach, że zabolały go moje słowa. Ale to moje ubranie wyglądało koszmarnie. Oprócz tego, że nie zdążyłam na czas, musiałam jeszcze coś zrobić z tą koszulą, żeby nie wypaść blado przed wszystkimi. Aż mną zatrzęsło z nerwów. Wpadłam jak burza do firmy. Karolina, moja współpracowniczka, aż się wystraszyła na mój widok.
– Wszyscy już na ciebie czekają, ale nie możesz iść tam w takim stanie – stwierdziła.
Ubłagałam ją, aby dała mi swoją koszulę i przez godzinę siedziała w samej marynarce zapiętej aż pod szyję. Zmieniłam ciuchy i cała roztrzęsiona popędziłam w kierunku pomieszczenia, gdzie miało się odbyć spotkanie. Tuż przed wejściem parę razy głęboko odetchnęłam i nacisnęłam klamkę. Kiedy tylko udało mi się jako tako uspokoić, widok, który zastałam po wejściu do środka, w mgnieniu oka obrócił wniwecz wszystkie moje wysiłki. Zza biurka podniósł się nie kto inny jak mój przełożony i facet, przez którego wylądowałam cała oblana kawą!
Zbliżył się do mnie i wyciągnął dłoń na powitanie.
– Witam uprzejmie! – powitał mnie.
Oniemiałam. Straciłam oddech. Poczułam, jak płonie mi twarz, a po kręgosłupie spływa kropelka potu, w ustach mi zupełnie wyschło. Moje ręce zrobiły się mokre. Dyskretnie wytarłam je o spódnicę i wyciągnęłam do niego dłoń. Nie potrafiłam wykrztusić ani słowa. Stałam jak skamieniała i pragnęłam tylko, żeby pochłonęła mnie ziemia. Milczenie w sali było wręcz namacalne. Mój szef odchrząknął znacząco.
– Przedstawiam panią Sylwię, która przygotowała dla pana propozycję – oznajmił wyraźnie poirytowany. – Może usiądziemy i damy pani czas, żeby mogła się przygotować do prezentacji – zasugerował.
Zrobiłam z siebie idiotkę
Niewiele pamiętam z kolejnych minut spotkania. Przygotowałam się do niego solidnie, dzięki czemu udało mi się zaprezentować naszą propozycję. Wszystko robiłam automatycznie, jak zaprogramowany robot. Czułam się fatalnie, miałam problemy z łapaniem oddechu, brakowało mi tlenu. Byłam jednocześnie zawstydzona i wkurzona tą niedorzeczną sytuacją.
Nie potrafiłam pojąć, że przytrafia się to akurat mnie. Osobie, która zawsze ma wszystko pod kontrolą i jest gotowa na każdą ewentualność. Pragnęłam tylko, aby to spotkanie dobiegło końca i abym mogła ukryć się gdzieś w najmroczniejszym zakamarku biura. W końcu dotarłam do ostatniego slajdu. Pożegnałam wszystkich i na chwiejnych nogach opuściłam pomieszczenie.
Poczułam nagły zawrót głowy, więc oparłam się o ścianę, żeby nie upaść. Ruszyłam w stronę wyjścia i po chwili byłam już na dworze. Trudno było tu mówić o świeżym powietrzu, bo stałam przy zatłoczonej ulicy, ale przynajmniej miałam trochę więcej miejsca, a tego właśnie w tej chwili potrzebowałam.
Przymknęłam powieki i zaczęłam się starać o spokojniejszy oddech, próbując pozbyć się narastającego lęku. Nie miałam wątpliwości, że szef mnie wyrzuci po tym, co odstawiłam. Nie dość, że zjawiłam się po czasie, w zdecydowanie za ciasnej koszulce, to jeszcze zrobiłam z siebie pośmiewisko, a przy okazji pogrążyłam całą firmę. Klient na bank nie będzie chciał z nami współpracować po tym wszystkim, a tego mój przełożony z pewnością mi nie wybaczy.
– Wybacz mi, Sylwio – dobiegł mnie zza pleców przyjemny głos.
Podniosłam powieki. Tuż obok mnie znajdował się ten, który spowodował moje dzisiejsze niepowodzenia. Nie przypominał jednak złego ducha. Na jego twarzy malował się niepewny uśmiech.
– Pragnę panią poinformować, że byłem pod ogromnym wrażeniem prezentacji. Przedstawiła pani wszystko konkretnie i w bardzo sugestywny sposób. Tuż po tym, jak pani wyszła, zapewniłem szefa, że nasza firma na pewno zdecyduje się na podpisanie umowy. Wspomniałem też, że to pani zasługa. I mówiłem szczerze.
– Doceniam to, dziękuję – odpowiedziałam, bo nie za bardzo wiedziałam, jak inaczej zareagować.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam
Cała złość, którą czułam do tego mężczyzny, w jednej chwili gdzieś się ulotniła. Bez wątpienia na mój nastrój wpłynęła informacja o tym, że klient był zadowolony z mojej prezentacji, a umowa zostanie zawarta. Dobrze wiedziałam, jaki jest mój przełożony. Udało nam się zdobyć spore zamówienie, więc puści w zapomnienie wszystkie potknięcia.
Osiągnął swój cel. Nic poza tym nie miało dla niego znaczenia. Poczułam ogromną ulgę. Ale to nie wszystko. Gdy emocje i napięcie już ze mnie opadły, ton głosu tego faceta wydał mi się niezwykle łagodny i aksamitny. Jego wzrok emanował spokojem i intrygował.
– Mimo wszystko to nie usprawiedliwia faktu, że przez roztargnienie na panią wpadłem i zniszczyłem koszulę – kontynuował Norbert. – Wśród dokumentów, które dostałem, był pani numer. Jeżeli pani pozwoli, to za parę dni zadzwonię. Chciałbym zaprosić panią do restauracji, aby w ten sposób zrekompensować nerwy…
Moje oczy mimowolnie skierowały się na jego prawą rękę, a konkretnie na palec serdeczny. Próbowałam doszukać się tam ślubnej obrączki, ale na próżno...
– Mogę panią gdzieś zaprosić? – rzucił pytanie, widząc, że wciąż nic nie mówię.
– Oczywiście, bardzo chętnie – odpowiedziałam i pożegnaliśmy się.
Idąc z powrotem do pracy, rozmyślałam, że to musi być to słynne uczucie, ten motyli taniec w żołądku. Nareszcie i mi było dane go poczuć!
Sylwia, 34 lata
Czytaj także:
„Kuba był moim przyjacielem >>z bonusem<<, dzwoniłam do niego, gdy miałam chętkę. Ten układ działał tylko do czasu”
„Żona zostawiła go w chorobie i to ja walczyłam o jego życie. Gdy wyzdrowiał, spakował torby i biegiem do niej poleciał”
„Byłam wściekła na męża, bo zapomniał o naszej 10. rocznicy. Strzelałam fochy i wyszłam na idiotkę”