„Byłem robotnikiem, a czułem się jakbym pracował w cyrku. Szefowa rozstawiała mnie po kątach, a szef dawał kasę pod stołem”

przejęty mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Goodboy Picture Company
„Przyszło mi spędzić z panią Ireną, okrągłe trzy tygodnie, a ten biedak musiał znosić ją przez całe swoje życie. Facet się nie skarży, ale mimo to naprawdę mu współczuję, bo to musi być prawdziwa męczarnia!”
/ 20.08.2024 20:00
przejęty mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Goodboy Picture Company

Kiedy pierwszy raz spotkałem się z właścicielami tego domu, już czułem, że ta fucha będzie problematyczna. To była para po pięćdziesiątce. Mąż był niskiego wzrostu, przy kości, prawie całkiem łysy, ale wydawał się w porządku i skory do kompromisów. Pomyślałem sobie, że z nim jakoś uda mi się porozumieć. Ale żona?

Irena – tak miała na imię. Jedno spojrzenie na nią i już wiedziałem, że czekają mnie trudności. Pracuję w branży budowlanej od dłuższego czasu i mam już nosa do wyczuwania klientów, którzy będą sprawiać problemy. Ta babka miała wymalowane na twarzy, że jest uparta i strasznie zawzięta.

Błyszczała złotem na palcach

Są tacy, którzy myślą, że są we wszystkim najlepsi. Nigdy się nie mylą, a dookoła to tylko sami nieudacznicy, których muszą znosić. Ona była dokładnie taka. Targowała się o moje wynagrodzenie, błyszcząc złotem na palcach i ciężko wzdychając, jak dużo ją to kosztuje.

– Serio aż tyle kasy? Nam zależy jedynie na odświeżeniu łazienki. Ile będzie pan nad tym ślęczał, jeśli mogę spytać?

– Sądzę, że jakieś dwa do trzech tygodni – odparłem.

– To w końcu dwa czy trzy? Proszę się określić.

– Pewne roboty pójdą sprawniej, a inne się przeciągną. Zawsze może też wyskoczyć jakaś niespodzianka.

– Gada pan, jakbyśmy planowali lot w kosmos, a nie zwykłe kładzenie płytek. Co takiego może pójść nie tak?

– Różne rzeczy. Choćby nie mamy pojęcia, jak wyglądają rury i czy rurociąg nie będzie do wymiany.

– Za to też nam pan skasuje? – skrzywiła się.

– Owszem.

– Panie majster, zależy nam na tym, aby wykonać wyłącznie niezbędne prace w ekspresowym tempie. Nie mamy zamiaru znosić uciążliwości przez całe tygodnie. Skontaktowaliśmy się z panem, ponieważ wiele osób wyraża się o panu pochlebnie. Sumienny i niepijący fachowiec. Czy spożywa pan alkohol? – spytała bez owijania w bawełnę.

– Wyłącznie w domowym zaciszu, po zakończeniu pracy – odparłem z przekąsem, którego nie wychwyciła.

– To dobra wiadomość, jednak mimo wszystko uważam, że powinien pan obniżyć swoją stawkę. Do tego zadania nie jest konieczne posiadanie dyplomu uniwersyteckiego.

Powinienem dać sobie spokój

Już w tamtym momencie powinienem dać sobie z tym spokój, ale coś mnie skusiło, żeby przyjąć to zlecenie. Miałem mało roboty i nie było za bardzo w czym przebierać. Podjąłem decyzję o zaangażowaniu się w ten projekt także ze względu na współmałżonka tej pani. Miał na imię Michał i podczas całej naszej rozmowy starał się rozluźnić sytuację.

Odzywał się, głęboko wzdychając: „Irenko…”, przedstawiał jej moje racje. Chłopina naprawdę się napocił, żeby projekt wypalił, a jednocześnie jego wrażliwa żona nie poczuła się dotknięta. Zrobiło mi się go szkoda, bo zdaję sobie sprawę, że w moim fachu niewielu jest speców, którzy są na tyle wyrozumiali, żeby poradzić sobie z taką madame.

Zgodziliśmy się na sumę trochę niższą od tej, którą przedstawiłem na wstępie, a kolejnego ranka ruszyłem z pracami. Po przybyciu na miejsce okazało się, że pan Michał gdzieś wyjechał, a drzwi otworzyła jego małżonka.

Poganiała mnie, żebym szybko zaniósł sprzęt do środka, bo umówiła się z przyjaciółkami. Kiedy tylko wniosłem wszystko na piętro, od razu wyszła. Nawet się nie pożegnała ani nie zaproponowała mi napoju. Spodziewałem się tego, dlatego wziąłem własną herbatę. Napiłem się i zabrałem do pracy.

Przed rozpoczęciem rozbiórki postanowiłem osłonić wnętrze lokalu. W przejściach do każdej sypialni powiesiłem specjalne folie ochronne, ponieważ zdaję sobie sprawę, jak ciężko gospodyniom znosić chaos w trakcie remontu. Staram się zawsze maksymalnie zmniejszać zasięg bałaganu.

Mimo to przy takich robotach nie sposób całkowicie wyeliminować problemu kurzu. Większa część zleceniodawców jest tego świadoma. Niestety, pani Irena okazała się wyjątkiem. Ledwo weszła do środka i już zaczęła utyskiwać na wszechobecny pył. A gdy szykowałem się do opuszczenia mieszkania, spytała, co zamierzam zrobić z tymi foliami, którymi pozasłaniałem futryny.

– Teraz? – spytałem.

– Może jednak pan ściągnie te okropne folie?

– Szczerze mówiąc, to byłoby problematyczne, bo czekają mnie jeszcze dwa dni skuwania starej glazury. Jutro musiałbym tracić całą godzinę na zakładanie nowych. Nie będzie to dla państwa zbyt uciążliwe?

– Będzie – skrzywiła się gospodyni. – Proszę je zdjąć, bo na sam ich widok robi mi się niedobrze.

Byłem o krok od rzucenia roboty

Postanowiłem się wycofać. Wolałem uniknąć konfliktu. Następnego poranka, kiedy pojawiłem się w pracy, cała chata lśniła czystością. Na widok sponiewieranych właściciela mieszkania i jego małżonki uświadomiłem sobie, jak wiele wysiłku włożyli w doprowadzenie domu do takiego stanu. Tamtego dnia dokładałem wszelkich starań, żeby robić wszystko najschludniej jak potrafiłem, aby oszczędzić temu nieszczęśnikowi kolejnego tyrania. Po usunięciu wszystkich płytek zabrałem się za urządzenia sanitarne.

Podczas zdejmowania wanny pani Irena popatrzyła na mnie z zaintrygowaniem i spytała, gdzie będzie mogła się wykąpać. Była przeświadczona, że przed wieczorem z powrotem ją zamocuję, aby mogła się umyć. Wyjaśniłem jej, że będzie zmuszona użyć miski lub pójść do kogoś z bliskich się umyć. Kiedy pani Irena usłyszała moją sugestię mycia się w misce, zrobiła mi karczemną awanturę. Sytuacja skończyła się tak, że codziennie ja i jej mąż targaliśmy wannę do łazienki, a ja podpinałem ją do rur.

Było wiele podobnych przypadków, ale opowiem jedynie o tych, które wyjątkowo utkwiły mi w głowie. Po dziś dzień z goryczą wspominam, jak pani Irena wymagała, żebym za każdym razem wynosił z łazienki cały swój sprzęt. Łącznie z wielkim, profesjonalnym odkurzaczem, który specjalnie tam wstawiłem. Dobrze, że jej małżonek ją utemperował, bo widział, że byłem o krok od rzucenia roboty gdybym musiał codziennie ładować cały majdan do auta.

Do drzwi zapukała sąsiadka

Kolejną awanturę rozpętała przez naprawę hydrauliki. Wyszło na jaw, że trzeba będzie wymienić instalację. Kiedy szefowa dowiedziała się, jakie będą koszty, oskarżyła mnie o próbę wyłudzenia pieniędzy. Nakreśliłem jej zatem obraz mieszkania znajdującego się pod wodą i wtedy zmiękła.

Gdy przystąpiłem do układania płytek, okazało się, że pani Irena nie jest zadowolona z wybranych przez siebie kafelków. Rzecz jasna, to nie była jej wina – nierozgarnięci ekspedienci ze sklepu zapakowali jej nie ten wzór. Mąż przez dłuższy czas usiłował ją przekonać, żeby nie zwracała tych kilkunastu opakowań. Wynegocjował kompromis – płytki zostały, ale dokupili wspólnie nowe, droższe dekory.

Pani Irena stosowała takie same zasady w stosunku do sąsiadów, jak w moim przypadku. Kiedyś w godzinach popołudniowych, kiedy praca mi się przedłużyła i musiałem walić młotem po szesnastej, do drzwi zapukała sąsiadka. Wyjrzałem z toalety i dostrzegłem, że rozmawia z nią pan Michał.

Obydwoje zachowywali się spokojnie, chociaż na obliczu kobiety widać było niezadowolenie. Rozmowa przebiegała jednak bez zakłóceń. Tak było oczywiście do momentu, aż pojawiła się pani Irena. Gdy tylko wkroczyła do przedpokoju, rozpętała się wielka kłótnia.

– Proszę tak nie krzyczeć, bo jakby pani wiedziała, co pani syn wyczynia, gdy nikogo nie ma w mieszkaniu! Czy pani zdaje sobie sprawę, jakich utworów on słucha? To aż się prosi, żeby zgłosić na komisariat.

– O czym pani mówi? – oburzyła się sąsiadka.

– Lepiej niech pani dopilnuje, jak pani wychowuje swojego syna, a nie czepia się naszego fachowca! On za każdym razem dokłada starań, żeby nie hałasować i solidnie wykonywać swoją robotę! – ku mojemu zaskoczeniu zasypała mnie pochwałami. Jedyny raz usłyszałem od niej pozytywną opinię odnośnie do tego, jak pracuję.

Zażądałem dodatkowej zapłaty

Po tamtym sporze szefowa znowu zaczęła się mnie czepiać. Raz, że płytka odstaje, dwa – niewystarczająco zeszlifowane, a trzy – deseń źle dobrany. Pewnego razu posądziła mnie o uszkodzenie przycisku od spłuczki, który ledwie dwa dni wcześniej osobiście zainstalowałem.

Kiedy wyszło na jaw, że to nie zarysowania, tylko brud, który da się usunąć szmatką, nawet nie raczyła mnie przeprosić. Nierzadko próbowała też nastawić swojego męża przeciwko mnie. Wmawiała mu, że moja praca jest poniżej standardów i że nie zasługuję na taką stawkę, jakiej zażądałem. A kiedyś – zupełnie przypadkiem – usłyszałem jej rozmowę z panem Michałem, podczas której twierdziła, że podjadam im żarcie z lodówki. Ledwo powstrzymałem wybuch śmiechu.

Kiedy remont dobiegał już końca, pani Irena stwierdziła nagle, że nie pasuje jej odcień fug. Niestety, akurat zdążyłem już wypełnić nimi znaczną część obszaru między płytkami. Upierała się przy zmianie koloru, twierdząc, że obecny „nie świadczy najlepiej o jej poczuciu estetyki”.

Zażądałem więc dodatkowej zapłaty za tę robotę. Przystała na to, ale nie chciała dorzucić zbyt wiele. W zamian oddelegowała do pomocy swojego męża. W ten sposób zostałem z nim na osobności na tyle długo, że zdążył się mi zwierzyć. Ona wyjechała odwiedzić matkę, a on został sam w mieszkaniu.

Kiedy znów się spotkaliśmy po tym jak odwiózł żonę na stację kolejową, zaproponował mi piwo.

– Niestety muszę odmówić, panie Michale, w godzinach pracy nie sięgam po alkohol – powiedziałem grzecznie.

Przez jakiś czas w milczeniu zajmowaliśmy się czyszczeniem fug. Jednak po godzinie odezwał się:

– Praca u nas to nie bułka z masłem, zgadza się?

– Eee, nie powiedziałbym, że lepsza, ale też nie jest gorsza niż gdzie indziej – odparłem wymijająco.

– Jest pan naprawdę w porządku, ale znam swoją żonę. Na pewno pan sądzi, że mam przegwizdane w życiu?

– Wie pan, takie tematy to nie dla mnie. Niech każdy robi, co uważa za słuszne.

– Masz stuprocentową rację, kolego. Aczkolwiek zależało mi, byś choć trochę ją zrozumiał. Ona po prostu taka jest. Koniec końców, to dobra babka. Słyszałeś kiedyś, że mieliśmy własny dom? Proszę sobie wyobrazić, że moja żona zdecydowała się go sprzedać, a znaczną część kasy przeznaczyć na zabieg dla siostry chorej na nowotwór.

– Szacunek, to naprawdę szlachetne.

– Moja żona to bardzo empatyczna osoba, tylko za bardzo bierze sobie wszystko do serca. Strasznie skupia się na szczegółach. No i spodziewa się, że inni też będą tacy dokładni. Dawniej uczyła na studiach. Tak mocno angażowała się w każdą sprawę, że popadła w konflikt z resztą kadry. Zaczęli ją gnębić, bo podnosiła poprzeczkę dla studentów. Stawiała im wysokie wymagania. Aż w końcu przez ten cały stres i awantury trafiła na pogotowie. Dlatego tak się o nią martwię.

– Tak, rozumiem.

– Kiedy jesteśmy tylko we dwoje, to zupełnie się zmienia – powiedział z uśmiechem.

– Zupełnie jak moja żona – przytaknąłem, bo doskonale wiedziałem, o czym mówi.

Remont zajął prawie trzy tygodnie

W sumie nie można mu się dziwić, że przywykł do jej zmiennych nastrojów – w końcu kiedyś był w niej zakochany po uszy. Zresztą, nie moja sprawa, żeby go oceniać. Facet był w porządku, więc starałem się być dla niego miły i pełen zrozumienia do samego końca. Remont łazienki zajął mi prawie trzy tygodnie. Wszystko przez ciągłe poprawki i dodatkowe zachcianki pani Ireny. Ale w końcu jakoś się udało i mogłem pokazać szefowej końcowy rezultat.

Stanąłem w progu i gestem zaprosiłem ją do środka. Przez moment widziałem, jak się uśmiecha, ale zaraz odwróciła się w stronę drzwi i z tej odnowionej łazienki spojrzała na przedpokój.

– O Boże! – zawołała.

– Co takiego? – spytał przestraszony małżonek.

– Spójrz tylko, jak ten przedpokój prezentuje się w zestawieniu z odnowioną łazienką. Koszmar! Nie sądziłam, że kontrast między tymi wnętrzami będzie aż tak rażący. To po prostu straszne.

– Irenko, błagam, skoncentrujmy się na tym, co udało nam się osiągnąć w łazience… – westchnął mężczyzna.

– Ale w jaki sposób, no powiedz, jak mam to zrobić? Kiedy przedpokój dosłownie woła o pomstę do nieba…

Oni zostali z tym kłopotem, a ja ruszyłem dalej. Po pewnym czasie odezwał się do mnie pan Michał z pytaniem, czy nie podjąłbym się odnowienia ich korytarza. Grzecznie odmówiłem, tłumacząc się innymi zleceniami, które już wcześniej przyjąłem. Mam przez to lekkie wyrzuty sumienia, bo w końcu to miły gość. Ale jego żona była po prostu nie do wytrzymania.

Nawet jeśli faktycznie miała dobre serce, jak twierdził jej mąż. Kiedy teraz, po jakimś czasie, wracam myślami do tamtej sytuacji, to nawet trochę współczuję tej kobiecie. Bo przecież życie kogoś takiego musi być strasznie trudne. Ciągle zestresowana, wiecznie niezadowolona, goniąca za jakąś nieosiągalną perfekcją. Tak czy inaczej – dałem sobie spokój. Mam nadzieję, że udało im się znaleźć kogoś, kto wyremontował ich przedpokój dokładnie tak, jak sobie tego życzyła pani Irena.

Mariusz, 36 lat

Czytaj także:
„Zyskałem dziecko, ale straciłem żonę. Odtrąciła mnie, na rzecz bobasa, a w łóżku mogę podziwiać tylko jej plecy ”
„Narzeczony zwodził mnie przez 10 lat. Gdy mieliśmy stanąć na ślubnym kobiercu, zrobił coś nieoczekiwanego”
„Wakacyjny wyjazd z mężem stał się koszmarem mojego życia. Ten dwulicowy łajdak zdradził mnie w perfidny sposób”

Redakcja poleca

REKLAMA