„Pracodawczyni traktowała mnie gorzej niż śmiecia. Myślała chyba, że skoro mi płaci, może poniżać mnie bez końca”

Smutna kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, supersizer
„– Tylko więcej pieniędzy by chciała – narzekała. – Tylko na tym jej zależy. Za darmo najlepiej! Ale ja się przyglądam tej robocie i darmo nic nie dam. Tu trzeba się napracować na wypłatę w euro! – powtarzała, a ja starałam się nie rozpłakać”.
/ 28.09.2024 07:15
Smutna kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, supersizer

Gdy wyjechałam za granicę, zaskoczył mnie widok toalety w Niemczech. Skończyłam pięćdziesiąt lat, ale nie widziałam wcześniej takich cudów. Wiadomo, że była wykafelkowana i czysta, bo u nas są takie same. Ale tam, na małej stacji paliw, w toalecie było mnóstwo automatycznych funkcji.

Patrzyłam zaskoczona, jak nagle szczotka wysunęła się sama, muszla się obracała i wszystko samo się myło. Automatycznie prysnął kwiatowy odświeżacz i już, dookoła czyściutko! Światło zgasło, zabierając ze sobą widok odkażonej i idealnie czystej toalety.

„Super” – pomyślałam. – „Jeśli u tej pani, gdzie będę pracować, też jest taka toaleta, to nawet się nie napracuję!”.

Kiedyś byłam bibliotekarką

Z czasem jednak ruch w naszej placówce malał i w końcu zamknięto bibliotekę. Przy tym ja zostałam bez etatu. Szukałam zatrudnienia, ale nie było łatwo. To znajoma sąsiadka opowiedziała mi o tym wyjeździe i namówiła, by spróbować swoich sił jako opiekunka starszej pani w Niemczech.

Tam w miesiąc zarobisz tyle, ile tu w trzy przy tych półkach z książkami – kwitowała. Nie ma co się zastanawiać, tylko trzeba jechać.

No i pojechałam. Nie znałam nawet zbyt dobrze języka, ale miałam nadzieję, że przy moim ograniczonym zakresie obowiązków, jakoś sobie poradzę.

Tak minęło mi pięć lat… Moja pierwsza pracodawczyni była z Monachium. Mieszkała w leciwej kamienicy, gdzie miała pięć pokoi, dwie łazienki, kuchnię i spory korytarz. Miło zaskoczyło mnie to, że jedna łazienka faktycznie miała te automatyczne cuda i dodatki. Nie była szczególnie trudna do sprzątania i miło wyglądała. To była toaleta dla gości, natomiast ta druga… To był obraz nędzy i rozpaczy. Pamiętała zapewne czasy cesarza. Ściany zdobiły mosiężne kurki, skomplikowane pokrętła, cegły na podłodze i farba olejna na bokach. Każda plamka była widoczna z daleka.

To pomieszczenie służyło wszystkim innym. Doprowadzanie jej do porządku wymagało huku roboty. Poza tym musiałam opiekować się leciwą panią, która chodziła tylko przy pomocy balkonika, a czasem przez atak choroby w ogóle nie mogła podnieść się z łóżka. Było jej ciężko, bo była raczej sporą kobietą. Podnosiłam ją, wykazując sporo zręczności i siły. Miałam przy sobie specjalny pasek, który chronił mój kręgosłup. Bez niego sama musiałabym wkrótce rozpocząć jakieś zabiegi.

Początkowo cieszyłam się, że moja pracodawczyni była Polką. Miałam dzieję, że dobrze się dogadamy i będzie nam razem raźniej. Ale kobieta zazwyczaj sporo krzyczała, zarzucała mi niechlujstwo, niedokładność w sprzątaniu i zużywanie zbyt dużej ilości środków czyszczących. Liczyła mi nawet zużycie proszku do prania.

Tylko więcej pieniędzy by chciała – narzekała. – Tylko na tym jej zależy. Za darmo najlepiej! Ale ja się przyglądam tej robocie i darmo nic nie dam. Tu trzeba się napracować na wypłatę!

Puszczałam te uwagi mimo uszu

Najzwyczajniej na świecie było mi przykro. Nie byłam naiwna i wiedziałam, że może nie być lekko, ale że aż tak źle się działo… Nie tak to miało wyglądać. Starałam się wyjaśniać, że nie umawiałam się na sprzątanie tak dużego lokum i że w takiej sytuacji mogę pomagać, a nie robić wszystko sama.

A co to za sprzątanie? Wystarczy to machnąć ściereczką i już – usłyszałam nie raz. – Ledwo co zrobi i już narzeka. I za to by chciała euro do kieszeni schować?

Staruszka była niesamowicie złośliwa. Specjalnie dodawała mi roboty. Gdy dostawała zupę, często specjalnie wylewała jej część na pościel i kazała od razu przebierać i prać całe łóżko. Co chwilę nakazywała, by ją przebrać, bo się spociła albo jej niewygodnie. Piżamy trzeba było dokładnie prasować i układać, bo inaczej czuła, że materiał ją gryzie.

Nie wierzyła mi, gdy podawałam jej leki według zaleceń lekarza. Sprawdzała je sama, choć niewiele z tego rozumiała.

A może chce mnie otruć? – mamrotała pod nosem. – Rozejrzy się tu za tym, co cenne i ucieknie. Kto potem odnajdzie. A ze mną co będzie?

Moja umowa miała być na cztery miesiące, ale miałam dość po jednym. Na pewno bym uciekła, gdyby nie to, że nie było mnie na to stać. Sama nie wiem, jakim cudem dotrwałam do końca. Desperacja sytuacja finansowa mnie do tego zmusiła.

Nagle przyszła zmiana

Staruszka przyjmowała lekarza mniej więcej raz w tygodniu. Robił niezbędne badania, dawał zalecenia i przekazywał recepty na leki. Mnie również się przyglądał. Pewnego razu zagadał już na korytarzu:

A pani nie chciałaby czasem zmienić pracy? Mam pewną ofertę…

– Najchętniej to wróciłabym do domu, ale nie mogę, więc raczej nie…

– No cóż, niech się pani zastanowi, bo myślę, że byłaby pani zadowolona.

Opowiedział mi o starszym panu, który akurat szuka nowej opiekunki. Mężczyzna był podobno emerytowanym adwokatem, spokojny, samotny i kulturalny. Chciał sam sobie radzić, ale powoli robiło się to niemożliwe z racji wieku.

Proszę przynajmniej spróbować, co pani szkodzi? – namawiał lekarz. – Dam pani jego adres. Mogę też zadzwonić, jeśli pani się zdecyduje albo zawieźć na miejsce.

Przyznam, że „moja” staruszka jednak uczciwie się ze mną rozliczyła na koniec pracy. Nie żałowała, że odchodzę i nie namawiała mnie na dłuższą umowę.

– A może tak będzie nawet lepiej – skwitowała. – Ja wiem, że ze mną nie było łatwo. Trudny mam charakter. A ty… zbyt łagodna dla mnie jesteś! – dodała.

To miejsce było całkiem inne

Mieszkanie starszego pana Jacka było mniejsze, ale za to jasne, nowoczesne i przytulne. Nowy pracodawca też stanowił sporą odmianę – wprost powiedział, co miałoby należeć do moich obowiązków – gotowanie, zakupy, podawanie leków i dbanie o jego bezpieczeństwo.

Do sprzątania przychodzi ktoś inny – wskazywał. – Od pani wymagam, by mnie pilnowała i ogólnie zarządzała domem, by wszystko było w porządku. I ja też!

Ugadaliśmy się tak, że zanim zacznę, pojadę na krótki odpoczynek do Polski na dwa tygodnie i wrócę. Choć miałam swoje obawy, okazało się, że praca u starszego pana to komfortowe zajęcie w porównaniu z wcześniejszą „szefową”. Niestety nie jest tak różowo, ponieważ mój nowy pracodawca podupadł na zdrowiu. Robi się coraz bardziej zależny od innych, a opieka nad nim – intensywniejsza. Wymaga stałej kontroli, dlatego teraz mam zmienniczkę co dwa miesiące.

Starszy pan zaprzyjaźnił się ze mną i od pewnego czasu mówi mi już po imieniu. My z koleżanką z pracy dalej nazywamy go „panem Jackiem”, ale uważamy go obie za „naszego dziadka”. Dobiega do dziewięćdziesiątki, ale wciąż ma jasny umysł i pogodę ducha. Bardzo się staramy, by żyło mu się dobrze, spokojnie i wygodnie. Niedawno zaczęłam rozważać, jak zmieniło się moje życie, gdy rozpoczęłam pracę za granicą.

Czy dobrze wybrałam? Po latach nauczyłam się dobrze mówić po niemiecku, zdobyłam doświadczenie w zawodzie i status profesjonalistki. Mogę szukać pracy niemal w całej Europie. Poprawiła się moja samoocena i pewność siebie. Wiem już, że nikt nie zrobi za mnie tego, by wziąć się w garść i poprawić swoje życie. Pieniądze, które zarobiłam przydały się nie tylko mnie. Moja córka może spokojnie iść na studia i kupować potrzebne do nauki książki. Nie muszę się też obawiać, że nie starczy mi na rachunki.

Coś jednak straciłam…

Co to było? Na pewno czas, który spędziłam z dala od mojego dziecka. To dla mnie najtrudniejsze. Ominęło mnie sporo momentów, w których córka robiła coś po raz pierwszy. Obym tego nie żałowała za bardzo.

Za to pierwszą rzecz, jaka na mnie zrobiła wrażenie w Niemczech – czyli automatyczną łazienkę – mam już u siebie w mieszkaniu. Nawet nie musiałam zamawiać jej z Niemiec. Teraz i u nas znajdzie się taka w każdym markecie budowlanym.

Iwona, 53 lata

Czytaj także:
„Moja kuzynka miała wielkie serce dla wszystkich. We dnie pocieszała mnie, a nocami gorąco wspierała mojego męża”
„Matka ciągle mnie kontroluje. Zagląda mi nawet do lodówki i szuflady z bielizną, więc musiałam dać jej nauczkę”
„Teściowie dali nam 50 tysięcy na mieszkanie i czuli się współwłaścicielami. Ciągle wpadali na obiadki i noclegi”

Redakcja poleca

REKLAMA