„Matka ciągle mnie kontroluje. Zagląda mi nawet do lodówki i szuflady z bielizną, więc musiałam dać jej nauczkę”

zdeterminowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61
„– Mamo, masz mnie za dziecko, którym nie jestem! Nie rozumiesz, że to, co robisz, nie jest pomocą? Czuję się jak w pułapce! Zostawiasz jedzenie w mojej lodówce, przeszukujesz moje rzeczy, a nawet bez pytania wchodzisz do mojego mieszkania”.
/ 23.09.2024 13:43
zdeterminowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61

Niby jestem już dorosłą osobą, a cały czas mam wrażenie, że w oczach mojej rodzicielki jestem małym dzieckiem. Coraz gorzej znoszę to jej kontrolowanie i wieczne stanie nad głową. Mogłaby wreszcie zająć się swoim życiem!

To było męczące

Ale po kolei. Pewnego wieczora byłam już bardzo zmęczona, bo miałam za sobą ciężki dzień w pracy. W głowie huczało mi od setek myśli, a jedyne, o czym marzyłam, to gorąca kąpiel i spokojny wieczór przed telewizorem. Kiedy tylko przekroczyłam próg, poczułam ten dobrze znany, duszący zapach – przypalony sos pomidorowy. Czyli mama tu była. Przewróciłam oczami, bo wiedziałam, co mnie czeka. Znowu...

– To ty, Ania? – usłyszałam z kuchni.

– Tak, mamo, to ja – odpowiedziałam, zdejmując buty.

Wiedziałam, że nawet ten dźwięk butów był dla niej sygnałem, że znowu mam na sobie te, których ona nie lubi.

– Jesteś głodna? Zrobiłam twoje ulubione spaghetti.

Westchnęłam. To spaghetti było moim ulubionym jakieś dziesięć lat temu, kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami. Teraz kojarzyło mi się tylko z tym, jak bardzo matka nie potrafi zaakceptować, że dorosłam. Weszłam do kuchni, gdzie czekała na mnie, jak zawsze, przy kuchennym blacie, mieszając coś w garnku. Bo miała klucze do mojego mieszkania. Nie sądziłam, że będzie nadużywać mojej gościnności. Jak bardzo się myliłam.

Ciągle mnie pouczała

– Dzięki, mamo, ale jadłam już w pracy – skłamałam.

W rzeczywistości nie miałam ochoty na kolację, tylko na chwilę spokoju.

Znowu jesz na mieście? – jej głos wyraźnie drżał, a brwi uniosły się w wyrazie niezadowolenia.

– Czasami nie mam wyjścia – próbowałam brzmieć spokojnie, ale czułam, jak narasta we mnie irytacja.

– A ten sos, co zostawiłam ostatnio? Nie smakował ci?

– Był w porządku, mamo, po prostu nie zawsze mam czas gotować –ucięłam, próbując zakończyć rozmowę.

Kontrolowała zawartość lodówki

Chciałam tylko przejść obok niej i udać się do swojego pokoju, ale wtedy zauważyłam, że lodówka jest otwarta.

– Co robisz? – spytałam, choć odpowiedź była oczywista.

Sprawdzam, co masz w lodówce. Ania, przecież to jest puste! – Ton jej głosu przeszedł z niezadowolenia do wyraźnego rozczarowania.

– Nie możesz tak żyć. Powinnaś mieć coś porządnego do jedzenia.

– Mamo, mam trzydzieści lat! – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Naprawdę nie musisz mi zaglądać do lodówki.

Jej spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów. Zawsze tak na mnie patrzyła, kiedy próbowałam postawić granice, odciąć pępowinę. Dla mojej matki wciąż byłam ukochaną bezbronną córeczką. Bez własnego zdania i sprawczości.

– Próbuję ci tylko pomóc, Aniu – odparła cicho, zamykając lodówkę.

Nie odpowiedziałam. Po prostu minęłam ją, kierując się do swojej sypialni. Zanim zamknęłam drzwi, usłyszałam jeszcze, jak wzdycha ciężko, a potem zaczyna szperać w szafkach kuchennych. Wiedziałam, że zaraz sprawdzi, czy mam w nich wystarczająco dużo makaronu, konserw, czy jakichkolwiek innych rzeczy, które jej zdaniem powinny tam być. Oparłam się o drzwi i zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Przecież to tylko troska, powtarzałam sobie. Ale dlaczego ta troska sprawia, że czuję się jak w klatce?

To już był szczyt wszystkiego

Kilka tygodni później, zaraz po pracy, wróciłam do domu nieco wcześniej niż zazwyczaj, licząc na kilka spokojnych godzin dla siebie. Kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, poczułam, że coś jest nie tak. W przedpokoju panował idealny porządek – taki, jakiego sama nigdy nie osiągałam. Każda para butów stała równiutko ustawiona, a płaszcze były symetrycznie zawieszone na wieszakach. Serce zaczęło mi szybciej bić.

– Mamo?! – krzyknęłam, choć wiedziałam, że nie powinna tu być. Dziś miała wizytę u dentysty.

Żadnej odpowiedzi. Podeszłam do sypialni. Drzwi były uchylone. W środku, jak przewidziałam, zobaczyłam mamę przeglądającą moją szufladę z bielizną. Poczułam, jak narasta we mnie złość, wręcz kipiałam ze zdenerwowania.

– Co ty tu robisz? – warknęłam, próbując opanować drżenie głosu.

Mama odwróciła się, trzymając w ręku parę skarpetek. Jej twarz wyrażała coś na kształt winy, ale widziałam, że stara się to ukryć za uśmiechem.

– Twoje skarpetki są dziurawe, Aniu. Nie chciałam, żebyś chodziła w czymś takim. Pomyślałam, że kupię ci nowe.

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. To już był szczyt wszystkiego! Przeglądanie mojej lodówki, kontrolowanie, co jem, a teraz jeszcze to.

Nakrzyczałam na nią

– Mamo, przestań! – krzyknęłam, wyrywając jej skarpetki z rąk. – Nie potrzebuję, żebyś mi kupowała nowe. I nie potrzebuję, żebyś przeszukiwała moje rzeczy!

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a potem smutkiem. Kiedyś, gdy byłam dzieckiem, czułam się winna, widząc ten wyraz twarzy. Ale teraz? Teraz było mi wszystko jedno.

– Aniu, ja naprawdę tylko próbuję ci pomóc...

– Pomóc? – przerwałam jej, robiąc krok do przodu. – Mamo, masz mnie za dziecko, którym nie jestem! Nie rozumiesz, że to, co robisz, nie jest pomocą? Czuję się jak w pułapce! Zostawiasz jedzenie w mojej lodówce, przeszukujesz moje rzeczy, a nawet bez pytania wchodzisz do mojego mieszkania! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co ja czuję?

Patrzyła na mnie, jakbym była obcą osobą. Przez chwilę w jej oczach widziałam coś, co przypominało strach. Może zaczęła sobie uświadamiać, jak daleko się posunęła.

Wymiana zamków niewiele pomogła

Wreszcie podjęłam decyzję o zmianie. Zmiana zamków w drzwiach od mojego mieszkania było pierwszym krokiem. Zanim jednak zdążyłam nacieszyć się tą minimalną przestrzenią, którą na nowo zyskałam, mama znalazła inne sposoby, żeby znowu mnie kontrolować.

Teraz nie mogłam się uwolnić od telefonów od niej. Dzwoniła codziennie – najpierw rano, żeby upewnić się, że wstałam na czas do pracy, potem w południe, pytając, co jadłam na obiad, a na koniec wieczorem, przypominając mi o odpowiedniej porze snu. Czułam się, jakby moje życie było nieustannie nadzorowane, a każdy mój krok podlegał ocenie.

– Aniu, jesteś już w domu? – pytała, gdy tylko zbliżał się wieczór.

– Tak, mamo, jestem w domu – odpowiadałam automatycznie, choć zdarzało mi się wtedy być jeszcze w biurze albo na spotkaniu z przyjaciółmi. Kłamstwa przychodziły mi z coraz większą łatwością, ale nawet to nie wystarczało, by ją zadowolić. Jeśli z jakiegoś powodu nie odebrałam telefonu, natychmiast pojawiały się kolejne połączenia, a potem niekończące się wiadomości z pytaniami, czy wszystko u mnie w porządku.

„Dlaczego nie odbierasz? Martwię się”, „Na pewno wszystko dobrze? Może coś się stało?”

Nic do niej nie docierało

Czułam się tak, jakby każdy dźwięk telefonu przypominał mi, że nie jestem panią własnego życia. Nawet w nocy budziłam się przerażona, że znów zadzwoni, sprawdzając, czy jestem w łóżku, czy nie śpię zbyt długo, czy przypadkiem nie jestem chora...

Nie minęło wiele czasu, a zaczęła się pojawiać pod moim blokiem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ją stojącą przy wejściu do klatki schodowej, nerwowo przygryzającą wargi i rozglądającą się na boki.

To był radykalny krok

Podjęłam decyzję z dnia na dzień. Nie chciałam dłużej żyć pod taką presją. Postanowiłam o tymczasowym wyniesieniu się z mieszkania i o zmianie na stałe numeru telefonu. Wiedziałam, że to radykalny krok, ale czy było inne wyjście?

Wszystko przygotowałam w tajemnicy. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, wynajęłam małe mieszkanie na drugim końcu miasta, a numer telefonu zmieniłam na tyle dyskretnie, by nie było możliwości, że mama dowie się o tej zmianie od kogoś z rodziny czy znajomych.

Nie było mi łatwo. Przez pierwsze dni żyłam w strachu, że mama w jakiś sposób mnie znajdzie. Każdy dzwonek telefonu sprawiał, że serce podchodziło mi do gardła, a każdy nieznajomy numer wywoływał panikę. Ale po kilku tygodniach zaczęłam się uspokajać. Powoli uczyłam się cieszyć nową rzeczywistością. Było cicho, nikt mnie nie sprawdzał, nikt nie stał pod moim oknem. Miałam przestrzeń, na którą tak długo czekałam.

Czasami zastanawiałam się, co mama teraz robi, jak znosi tę ciszę. Wiedziałam, że prędzej czy później będzie musiała pogodzić się z faktem, że jej kontrola się skończyła. Może w końcu zajmie się sobą, swoim życiem, odnajdzie coś, co wypełni pustkę, którą po sobie zostawiłam. Niedługo może wrócę, ale na własnych warunkach. A dla niej może będzie to nauczka na całe życie.

Ania, 30 lat

Czytaj także: „Po śmierci ojca dostałem wszystkie pieniądze z jego polisy. Rodzeństwo ma mnie za złodzieja i krętacza”
„Zakochałam się w koledze z pracy. Byłam szczęśliwa, dopóki nie odkryłam, co wyprawia z szefową”
„Mąż traktował mnie i dzieci jak swoją własność. Nie przypuszczał, że wywinę mu taki numer”

 

 


 

Redakcja poleca

REKLAMA