„Co miesiąc połowę wypłaty wydaję na ciuchy. Mąż grozi, że odejdzie, bo żyjemy jak w wielkim lumpeksie”

kobieta na zakupach fot. Getty Images, Tom Werner
„– Albo przystopujesz z tymi bezsensownymi zakupami i pozbędziesz się większości tych szmat, albo pewnego dnia po prostu wyjdę i już nie wrócę. Mam dosyć, rozumiesz? – krzyknął. Muszę przyznać, że takiej reakcji się nie spodziewałam”.
/ 03.06.2024 18:30
kobieta na zakupach fot. Getty Images, Tom Werner

Większość ludzi ma jakieś hobby. Moim są zakupy. Uwielbiam wycieczki po galeriach handlowych, a gdy wpadnie mi w oko coś ładnego, od razu muszę to przymierzyć. Jeżeli ta rzecz leży na mnie jak ulał, jest już moja. Po prostu nie mogę się powstrzymać. 

Mąż nie rozumie mojej pasji

Szafa już dawno przestała mieścić wszystkie moje ubrania, a że nie mam gdzie wstawić większej lub kolejnej, upycham je wszędzie, gdzie się da. Jestem rozrzutna? Nieprawda! Każdy hobbysta wydaje niemałe pieniądze na swoją pasję, a że moją są zakupy, to połowę wypłaty zostawiam w sklepach. 

Szkoda tylko, że Mariusz, mój mąż, nie potrafi tego zrozumieć. Ostatnio zaczął mnie nawet straszyć, że jeżeli nie przystopuję, to odejdzie, żeby zwolnić miejsce dla moich ciuchów.

– Skarbie, nie uwierzysz! – powiedziałam z entuzjazmem, gdy wróciłam z zakupów.

– Niech zgadnę. Przyniosłaś do domu kolejne szmaty – odpowiedział złośliwie.

– Nie szmaty, tylko fantastyczną tunikę i boskie legginsy. Uwierzysz, że to cudo było przecenione o trzydzieści procent? – zapytałam, pokazując mu top, który kupiłam.

– Iwonko, kocham cię, ale nie potrafię zrozumieć twojej motywacji. Te wszystkie ciuchy już nie mieszczą się w szafach. Po co ci to wszystko? Średnio raz w tygodniu wybierasz się na zakupy i wracasz obładowana torbami.

– Jak to po co? Wiesz chyba, do czego służą ubrania.

Ciągle się sprzeczaliśmy

– Spójrz na mnie. Mam może pięć T-shirtów i cztery pary spodni i jakoś mi to wystarcza. A twoje rzeczy można liczyć w dziesiątkach. W jakich dziesiątkach, co ja mówię. W setkach!

– Oj, mężczyzna tego nie zrozumie. Kobieta po prostu musi mieć co na siebie założyć.

– Skarbie, ale większość z tych rzeczy miałaś na sobie najwyżej raz. I co? Już nie nadają się do noszenia?

– Nadają się. Ale stylizacje szybko mi się nudzą, a jak mam na sobie coś, co mi się nie podoba, to mój humor zaczyna gwałtownie pikować.

– A mój humor gwałtownie pikuje, gdy robisz z domu lumpeks. Jak tak dalej pójdzie, to te twoje kreacje będą wysypywać się nawet z lodówki.

– Nie przesadzaj. A skoro o tym mowa, mógłbyś przełożyć swoje skarpetki do szuflady z bokserkami? Przyda mi się trochę dodatkowego miejsca, a ty spokojnie zmieścisz się do jednej.

– Słowo daję, mam już tego powyżej uszu! – zdenerwował się. – Może jeszcze każesz mi wynieść swoje rzeczy na balkon?

– Nie dramatyzuj. Przecież możesz zdobyć się na taki mały gest.

Nie mam, co na siebie założyć

Oto cały Mariusz – wieczny zrzęda! Nie potrafi zrozumieć, że zakupy sprawiają mi przyjemność. Zachowuje się, jakbym brała kredyty na ubrania, a przecież tak nie jest. Nie chodzę do butików, bo nie stać mnie na rzeczy, które tam sprzedają.

A że czasami poszaleję w sieciówkach? Przecież pracuję, więc niby czemu miałabym nie zafundować sobie odrobiny przyjemności. Ciekawe jak by się poczuł, gdybym zaczęła się czepiać jego kolekcji książek. Przecież on też każdą przeczyta raz, a później odkłada ją na półkę.

Poza tym moje zakupy mają wymiar czysto praktyczny. W książki nie da się ubrać, a ja przynajmniej zawsze znajdę w szafie coś odpowiedniego na każdą okazję. A że szybko nudzę się ubraniami... cóż, taka już jestem i nie będę biczować się z tego powodu. On nie rozumie, że jako prawdziwa kobieta, chcę czuć się dobrze z samą sobą, a odpowiedni obiór jest przecież niezwykle ważnym składnikiem wyśmienitego samopoczucia.

Miałam dość jego tyrad

Po ostatniej wypłacie znowu wybrałam się na zakupy. Odwiedziłam chyba osiem sklepów i w każdym znalazłam coś odpowiedniego dla siebie. Wracałam do domu uśmiechnięta od ucha do ucha, ale mój dobry humor miał niebawem ulotnić się jak kamfora. Gdy tylko przestąpiłam próg, Mariusz zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem i rozpoczął swoją tyradę.

– Żartujesz chyba, prawda? Powiedz, że to żart.

– Ale co? – zapytałam, choć doskonale wiedziałam, z czym ma problem.

– A to, że znowu przyniosłaś do domu jakieś szmaty. Powiedz proszę, że w tych torbach nie znajdują się ciuchy.

– Ostatni raz ci powtarzam, to nie są żadne szmaty.

– A więc jednak. Kobieto, ja z tobą oszaleję! – wściekał się. – Proszę, błagam, a ty nic sobie z tego nie robisz. Nie wiem już, jak mam do ciebie dotrzeć.

– Jak zwykle robisz z igły widły. Mówisz do mnie, jakbym była kobietą z problemami, która kolejny raz złamała abstynencję.

– Iwona, ty masz problem, zrozum to wreszcie. To nie jest już hobby. To zakupoholizm, a to trzeba leczyć.

– Z czego ty chcesz mnie niby leczyć? Ja tylko kupuję ubrania.

– Nie, ty nie kupujesz ubrań, tylko robisz z domu lumpeks. Albo nawet magazyn, w którym zaopatrują się lumpeksy. To już ludzkie pojęcie przechodzi!

Za każdym razem to samo. Wystarczy, że wejdę do domu choćby z jedną torbą, a on zaczyna się zachowywać, jakbym popełniła ciężkie przestępstwo. Ile można wysłuchiwać? Święty straciłby cierpliwość. Nic dziwnego, że w końcu wybuchłam.

Zagroził, że ode mnie odejdzie

– Skoro jest ci tak źle, to droga wolna – powiedziałam w gniewie.

– Nie kuś, diable. Nie kuś, bo rzeczywiście tak zrobię.

– Akurat. A gdzie niby będzie ci lepiej.

– Wszędzie. Gdziekolwiek. Póki co żyję w sklepie odzieżowym, z kobietą, która ma obsesję na punkcie ubrań. Nie tak powinno wyglądać normalne życie. Nie chciałem tego robić, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Albo przystopujesz z tymi bezsensownymi zakupami i pozbędziesz się większości tych szmat, albo pewnego dnia po prostu wyjdę i już nie wrócę. Mam dosyć, rozumiesz? Mam już tego dosyć!

Muszę przyznać, że takiej reakcji się nie spodziewałam. Słowa „jak ci się nie podoba, to droga wolna”, zawsze działały niezawodnie. Niczym kropka kończyły wszelkie dyskusje, ale tym razem Mariusz wściekł się nie na żarty.

Wiem jednak, że tego nie zrobi. Kocha mnie i małe niedogodności, które wynikają z mojego hobby, nie są w stanie tego zmienić. Może sobie mówić. I tak nie zdoła mnie nastraszyć i zmusić do zaprzestania zakupów. Zresztą, niby dlaczego miałabym to zrobić? Zdrowe małżeństwo powinno opierać się o równe prawa, a przecież ja niczego mu nie zabraniam.

Iwona, 35 lat

Czytaj także:
„Chciałam być kimś w życiu, więc robiłam karierę. Teraz mam 50 lat, puste łóżko i kota zamiast rodziny”
„Nauczycielka syna ciągle się go czepia. Potrafi wysłać go do dyrektora nawet za krzywe literki w zeszycie”
„Mama okłamała mnie, że mój ojciec nie żyje. Wszyscy znajomi znali prawdę i śmiali mi się prosto w twarz”

Redakcja poleca

REKLAMA