„Nauczycielka syna ciągle się go czepia. Potrafi wysłać go do dyrektora nawet za krzywe literki w zeszycie”

zła nauczycielka fot. Adobe Stock, stockartstudio
„Moje dziecko nie jest święte, ale na pewno nie jest żadnym łobuzem. A na zebraniach właśnie tak go przedstawiała ta jędza. Nic tylko >>Adam to, Adam tamto<<. Do żadnego innego wychowanka nie miała pretensji, tylko do mojego syna. Miałam już tego powyżej uszu”.
/ 31.05.2024 08:30
zła nauczycielka fot. Adobe Stock, stockartstudio

Pedagog powinien świecić przykładem, tymczasem nauczycielka mojego synka potrafi jedynie pokazać, że ktoś, kto ma władzę, może wszystko. Adaś przynajmniej raz w tygodniu przynosi ze szkoły uwagę, a kilka razy w miesiącu melduje się u dyrektora. Pewnie wychowałam łobuziaka? A guzik! Mój syn to grzeczny chłopak, tylko ta zołza czepia się go bez powodu. Wreszcie postanowiłam zrobić z tym porządek. Już wiem, jaki to babsko ma problem z moim dzieckiem.

Adaś znów wyszedł ze szkoły zapłakany

To był poniedziałek. Pojechałam odebrać Adasia ze szkoły. Gdy mój syn wyszedł, od razu zauważyłam, że ma czerwone oczy.

– Synku, co się stało? – zapytałam.

– Nic – burknął poddenerwowanym głosem.

– Przecież widzę, że płakałeś. Wiesz przecież, że możesz mi powiedzieć o wszystkim.

Adaś opuścił głowę i nie odzywał się. Nie musiałam zadawać więcej pytań. Było dla mnie jasne, co się wydarzyło.

– Znowu byłeś u dyrektora – domyślałam się. – Za co tym razem?

– Jak zwykle za nic – powiedział i wybuchnął płaczem. – Powiedziałem tylko Marcinowi, że ma fajny długopis i żeby dał mi go obejrzeć, a pani Małgosia zaczęła na mnie krzyczeć,  że przeze mnie nie może prowadzić lekcji. Zaprowadziła mnie do pana dyrektora i powiedziała mu, że nie może dać sobie ze mną rady. A ja naprawdę nic nie zrobiłem, mamo.

– Wiem, synku. Wiem – pocieszyłam go. – Porozmawiam dzisiaj z tatusiem. Chyba będę musiała iść do dyrekcji, żeby raz na zawsze wyjaśnić tę sprawę.

– Mamo, nie! – zaprotestował. – Wtedy jeszcze bardziej będzie się mnie czepiać. No i wszyscy w klasie będą się śmiać, że skarżę się mamie.

Uwzięła się na moje dziecko

Rozumiałam jego argumentację. Niektórzy nauczyciele rzeczywiście czują się nietykalni, ale tacy nie są. Postanowiłam sobie, że jeżeli zajdzie taka konieczność, pójdę z tym choćby do kuratorium oświaty. A jeżeli to nie przyniesie rezultatu, zwrócę się nawet do ministerstwa. Przecież nie może tak być, że dziecko drży ze strachu, gdy musi iść do szkoły.

To zaczęło się w tym roku szkolnym, gdy Adaś poszedł do trzeciej klasy. Nagle zaczął przynosić ze szkoły uwagi, choć wcześniej nigdy się to nie zdarzało. Większość dotyczyła rozmów na lekcji i innych drobnych wybryków: rzucania papierkami w koleżanki i takich tam. Wcale nie bronię syna.

Jeżeli dziecko coś przeskrobie, nauczyciel ma obowiązek dać mu uwagę. Ale na Boga, mój syn był karany nagminnie! Konia z rzędem temu, kto pokaże mi dziewięciolatka, który przez wszystkie godziny lekcyjne nie odezwie się słowem do kolegi z ławki. Niby który chłopiec nigdy nie zaczepił koleżanki, rzucając w nią zmiętym papierkiem?

Moje dziecko nie jest święte, ale na pewno nie jest żadnym łobuzem. A na zebraniach właśnie tak go przedstawiała ta jędza. Nic tylko „Adam to, Adam tamto”. Do żadnego innego wychowanka nie miała pretensji, tylko do mojego syna. Miałam już tego powyżej uszu, tym bardziej że to wszystko bardzo odbijało się na Adasiu.

Do innych uczniów o nic nie miała pretensji

Po jednym ze szkolnych zebrań porozmawiałam z Iloną, matką chłopca, z którym Adaś siedzi w ławce.

– Powiedz mi, Ilona, kiedy Marcin ostatnio przyniósł uwagę ze szkoły?

– W tym roku jeszcze ani razu.

– Naprawdę?

– Wiem, do czego zmierzasz. Chodzi ci o to, że Małgorzata uczepiła się Adasia, tak?

Pokiwałam głową.

– Cóż, chyba masz rację. W zeszłym miesiącu z ciekawości zapytałam o to syna i wiesz, co mi powiedział? Że Adam jest jednym z najgrzeczniejszych uczniów w klasie. Marcin przyznał mi się, że na kartkówce został przyłapany na ściąganiu i dostał tylko upomnienie. Pewnie gdyby to był Adam, wyleciałby z sali. Powiedział mi też, że raz tak mocno rzucił w jednego chłopaka gumką do mazania, że tamten się rozpłakał. A co na to nauczycielka? Zupełnie nic. Kazała im się tylko uspokoić i to wszystko.

– Sama widzisz. Chyba jednak nie zwariowałam.

– No jasne, że nie. Ma jakiś problem z twoim synem i gdybym była na twoim miejscu, chyba wytargałabym ją za te jej kudły.

Na spotkanie wysłałam z męża

Opowiedziałam o wszystkim Łukaszowi, mojemu mężowi. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że rozmowa z wyższą instancją jest jedynym wyjściem. Zadzwoniłam do sekretariatu i umówiłam się na spotkanie z dyrektorem. Gdy nadszedł dzień spotkania, okazało się, że nie będę mogła pójść.

– Łukasz, zadzwoń do pracy i weź urlop na żądanie – poprosiłam zachrypniętym głosem.

Totalnie mnie rozłożyło. Bolą mnie wszystkie kości i chyba mam gorączkę.

– Widzę, że nie wyglądasz najlepiej. Do tego brzmisz, jakbyś płukała gardło tłuczonym szkłem.

– Ty będziesz musiał odwieść Adasia i pójść na spotkanie z dyrektorem.

Dla Łukasza to była nowość. Do tej pory zawsze to ja chodziłam na zebrania i rozmawiałam z nauczycielką. Nie martwiłam się jednak niczym. Łukasz był tak samo rozzłoszczony tą sytuacją, jak ja. Wiedziałam, że dobrze załatwi sprawę. Gdy wrócił, wszystko było już jasne.

Nagle wszystko stało się jasne

– I co? – zapytałam go w progu.

– Za godzinę muszę pojechać po Adasia, więc szybko zreferuję ci przebieg rozmowy. Po prostu nie uwierzysz, gdy ci powiem.

– Rany, co się tam stało? Nie trzymaj mnie w niepewności – niecierpliwiłam się.

– Pamiętasz Gośkę K., z którą chodziłem na pierwszym roku studiów?

– Nie. Jedyna Małgorzata K., którą znam, to wychowawczyni Adama.

– To właśnie ona.

– Żartujesz chyba?

– Nie! A pamiętasz ostatnie wakacje, gdy spotkaliśmy ją, jak byliśmy z młodym na lodach?

– Tak, to sobie przypominam.

Wtedy jej nie poznałem. Ale ona mnie najwyraźniej tak.

– Łukasz, naprawdę nie rozumiem, jak to wszystko ma się do naszego syna.

– Niedługo po tym, jak przestałem się z nią spotykać, związałem się z tobą.

– No i?

– Nigdy ci tego nie mówiłem, ale nasze rozstanie nie było zbyt przyjemnie. Zaczęła histeryzować, że zostawiam ją dla jakiejś lafiryndy. Przez jakiś czas nawet mnie stalkowała.

– I myślisz, że zrobiła to...

– Z nienawiści – dokończył moją myśl. – Mści się na naszym dziecku za to, że z nią zerwałem.

Mąż zrobił z nią porządek

– Myślisz, że byłaby do tego zdolna?

– Innego wytłumaczenia nie widzę. Ona już na studiach miała nierówno pod sufitem. Ubzdurała sobie, że ją zdradzam. Właśnie dlatego wziąłem nogi za pas. Nie dawała mi żyć.

– I co zrobiłeś?

– Gdy weszła do gabinetu dyrektora, z upiętymi włosami i w okularach, od razu poznałem w niej tamtą Gośkę, ale niczego nie dałem po sobie poznać. Kiedy dyrektor powiedział jej o moich pretensjach, zaczęła się bronić, oskarżając nasz dziecko. I wtedy wypaliłem i zapytałem ją, czy przypadkiem nie mści się w ten sposób na mnie.

– Żartujesz? A co ona na to?

– Poczerwieniała jak burak! Dosłownie! Powiedziałem dyrektorowi skróconą wersję naszej historii, a on zapytał ją, czy to prawda. Miała na tyle przyzwoitości, żeby nie zaprzeczać.

– Myślisz, że ją zwolnią?

– A kto to wie? Może tylko przeniosą. Albo nie zrobią jej nic. Wiesz, jak to jest. Ręka rękę myje. Tak czy inaczej, mam przeczucie, że problemy naszego dziecka dobiegły końca.

– A jak nie?

– A jak nie, to pozostaje nam wizyta w kuratorium.

Justyna, 36 lat

Czytaj także:
„Całe dnie spędzam w kościele, albo wisząc nad grobem żony. Odliczam dni i godziny, by dołączyć do ukochanej”
„Życie z moim mężem było nudne jak flaki z olejem. Odrobiną pikanterii doprawił je romans z licealną miłością”
„Gdy mąż mnie dotyka, cała sztywnieję i mam ochotę uciec. Kocham go, ale wara od mojego ciała”

Redakcja poleca

REKLAMA