„Pół osiedla wzdychało do sąsiadki z bloku. Gdy zepsuł się jej kran, czułem, że to moja szansa, by zajrzeć pod spódniczkę”

facet fot. iStock by Getty Images, shapecharge
„Naprawialiśmy baterię przy zlewozmywaku. Przygotowała kolację i nalała do kieliszków wino… Nasza konwersacja nie układała się najlepiej, Marzena nadal wydawała się być bardzo przygnębiona. Pragnąc ją trochę rozweselić, wziąłem ją w ramiona”.
/ 03.08.2024 21:15
facet fot. iStock by Getty Images, shapecharge

Odkąd Marzena zamieszkała w naszym bloku, dało się wyczuć poruszenie wśród sąsiadów. Piękna, niezamężna kobieta tuż przed czterdziestką… Każdy facet w wieku mojego taty, a także i on sam, wpatrywał się w nią rozmarzonym wzrokiem i wręcz nachalnie proponował wszelką pomoc. Nic dziwnego, że panie z bloku nie pałały do niej raczej sympatią.

Dzieliło nas sporo lat

Z tego względu, w sytuacjach, kiedy potrzebowała wsparcia sąsiedzkiej braci, zwracała się właśnie do mnie. Mamę to cieszyło, że to ja jej pomagam, a nie tata. On z kolei trochę narzekał i zaczął nawet podpytywać, kiedy w końcu opuszczę rodzinne gniazdo, bo mam już przecież dwadzieścia trzy lata. W zeszłym roku rzeczywiście zarzekałem się, że lada chwila opuszczę domowe progi. I faktycznie miałem taki plan, ale… wtedy pojawiła się Marzena.

Jej małżeństwo skończyło się całkiem niedawno, a do tego dzieliła nas spora różnica wieku – ponad piętnaście lat. Jednak w jej spojrzeniu dostrzegłem nie tylko melancholię, ale i jakiś rodzaj życiowego doświadczenia. To właśnie mnie w niej zauroczyło.

Moje rówieśniczki były skupione głównie na tym, jak ułożyć sobie przyszłość. Rozmyślały, czy lepiej postawić na rozwój zawodowy i żyć w pojedynkę, czy może poszukać majętnego faceta i „przywiązać” go do siebie dzieckiem. Taki sposób myślenia zupełnie mnie od nich odrzucał.

Jej małżeństwo nie było udane

Bardzo różniła się od innych dziewczyn, które znałem. Wyglądała świetnie, ale bez przesady – po prostu miała to „coś” w sobie. Dziwiło mnie, że ktoś tak wybitnie atrakcyjny wciąż jest singlem. W końcu spytałem ją o powód takiego stanu rzeczy. Uśmiechnęła się tylko porozumiewawczo, potargała mi włosy, jakby pouczała urwisa i oznajmiła:

– Wiesz, jeszcze nie doszłam do siebie po tych wszystkich przejściach. Dopóki się nie pozbieram, nie chcę się z nikim spotykać.

Po jakimś czasie podzieliła się ze mną swoją życiową historią. Jej małżeństwo trwało dziesięć lat. Przez osiem długich lat oboje robili wszystko, co w ich mocy, aby mieć razem dziecko, jednak bez powodzenia. Ich związek nie zdołał przetrwać tej próby. Małżonek obarczał ją winą za to, że nie potrafi urodzić mu potomka, mimo iż z medycznego punktu widzenia nie było ku temu żadnych powodów. On jednak upierał się przy swoim zdaniu i zdecydował, że znajdzie sobie inną kobietę, która da mu upragnione dziecko.

Traktowałem ją na serio

W czasie, kiedy o tym mówiła, leżała wtulona we mnie, całkiem naga. Dzień wcześniej wspólnie naprawialiśmy baterię przy zlewozmywaku. Tamtego poranka w jej oczach jawił się wyjątkowo głęboki smutek. W związku z tym zasugerowałem, że jeśli tylko ma ochotę, możemy porozmawiać.

Przystała na propozycję, przygotowała kolację i nalała do kieliszków wino… Nasza konwersacja nie układała się najlepiej, Marzena nadal wydawała się być bardzo przygnębiona. Pragnąc ją trochę rozweselić, wziąłem ją w ramiona, a następnie… Później już ona chłonęła mnie wszystkimi zmysłami. Po krótkim odpoczynku znów oddaliśmy się miłosnym igraszkom. Dopiero potem zaczęliśmy rozmawiać i wtedy zwierzyła mi się ze swojego życia.

Sądziłem, iż tamten wieczór okaże się startem do czegoś poważnego. Kiedy jednak zaproponowałem jej następną randkę…

– Odpuść sobie, Piotrek. Popełniliśmy błąd.

– Sądziłem, że…

– To nie ma żadnych perspektyw na przyszłość, twoi rodzice mieszkają tuż obok.

– Znajdę sobie nowe lokum. Od dawna to planowałem…

– I tak to nie ma sensu. Jestem dużo starsza od ciebie, lepiej poszukaj jakiejś młodszej, która da ci potomka – na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech.

Po prostu uciekła

– Myślisz, że koniecznie pragnę zostać ojcem?

– Wiem, w tym momencie raczej nie. Ale poczekaj parę lat i przekonasz się. Pragnienie posiadania dziecka pojawia się u każdego faceta. No i społeczeństwo inaczej patrzy na pary, w których to partnerka jest sporo starsza od swojego wybranka.

– Mam gdzieś, co myślą inni! Ja cię… – delikatnie położyła mi palec na ustach.

– Nie kończ tego zdania. Błagam cię. I nie spotykajmy się więcej. Jeżeli żywisz do mnie jakieś uczucia i pragniesz mojego dobra, spełnij tę prośbę.

Próbowałem nakłonić Marzenę, aby nie odtrącała mnie i moich uczuć, lecz ona pozostała nieugięta. Upierała się przy tym, że musimy całkowicie zerwać kontakt. Nie było to proste, ponieważ mieszkaliśmy po sąsiedzku, więc nie dało się uniknąć przypadkowych widzeń.

Któregoś moja mama wpadła do domu jak torpeda. W jej tonie dało się wyczuć osobliwą radość pomieszaną z ulgą:

– Wiecie co? Widziałam nowego lokatora z naprzeciwka!

– Serio? A ktoś się stamtąd wyniósł?

– No ta blondyneczka, no wiecie, która – mama tak nazywała Marzenę.

Ledwo się powstrzymałem, żeby nie wyskoczyć z mieszkania jak oparzony. Ale w sumie jaki miałoby to sens? Przecież już jej nie złapię, skoro się wyniosła.

Znalazłem ją

Po roku doszedłem do wniosku, że pora wreszcie wyprowadzić się od rodziców. Zacząłem szukać własnego lokum. W końcu wpadła mi w oko niezła okazja. Mieszkanko było dostępne od zaraz, bo poprzednia lokatorka dostała pracę w innej miejscowości i musiała się przeprowadzić.

Dogadałem się z wynajmującą, która była właścicielką, poszedłem zobaczyć lokum i wtedy zobaczyłem stojącą na blacie stołu… fotkę Marzeny trzymającej na rękach małe dziecko! Kiedy właścicielka zauważyła moją minę, wytłumaczyła:

– Była lokatorka wyprowadziła się w pośpiechu. Muszę to jakoś do niej dostarczyć.

Zaproponowałem, że osobiście się tym zajmę i aby jeszcze bardziej nakłonić kobietę do oddania mi fotografii, z miejsca uregulowałem czynsz za cały kwartał z góry.

Kolejnego ranka udałem się pod jej nowy adres. Zobaczyłem Marzenę spacerującą z dziecięcym wózkiem.

– Co cię tu sprowadza? – zapytała zdziwiona moim widokiem.

– To musi być los.

– Przestań, Piotrek. Przecież ci tłumaczyłam…

– Wiesz, wcale nie chodziło mi o to, żeby cię odszukać – streściłem pokrótce okoliczności tego spotkania. – Chyba sama rozumiesz, że to już musi być przeznaczenie. Ten maluch jest mój? – wskazałem na dziecko.

– Nie… to znaczy tak. Z początku myślałam, że lepiej będzie, jeżeli o niczym się nie dowiesz, bo obawiałam się jakichś komplikacji fizycznych. Ale najwyraźniej problem nie leżał po mojej stronie, tylko byłego męża.

Miałem syna...

– Mogłaś dać mi znać, jak maluch przyszedł na świat.

– Nie byłam pewna, czy jesteś na to gotowy…

– To przecież mój syn i zamierzam go wychowywać, bez względu na to, czy będziesz tego chciała, czy nie – moja mina mówiła sama za siebie.

Marzena próbowała jeszcze przez chwilę oponować, ale robiła to zupełnie bez przekonania. Wyglądało więc, że w głębi duszy cieszyła się z takiego obrotu spraw.

Wkrótce potem zamieszkałem u niej. Na początku sąsiedzi, co prawda nie w cztery oczy, a za plecami, rzucali mało przychylne uwagi. Dlatego, żeby mieć święty spokój, wmówiliśmy im, że ona jest starsza ode mnie zaledwie o pięć lat. Chyba nie do końca dali temu wiarę, ale jakoś w ich oczach tych kilka lat różnicy zmniejszyło się i stało możliwe do zaakceptowania. Z moimi rodzicami też poszło nad wyraz gładko – mały ich kompletnie oczarował, a cała reszta zeszła na drugi plan.

Piotr, 24 lata

Czytaj także:
„Bałem się wpuścić syna za kółko po tym, co się stało. I słusznie, bo chłopak okazał się nieodpowiedzialnym smarkaczem”
„Pojechałem za granicę na ogórki. Pracodawca mnie oszukał, więc w ramach zapłaty wziąłem sobie jego córkę”
„Pragnąłem ognia w związku, a ugrzęzłem w rutynie. Dopiero choroba żony uświadomiła mi, ile mógłbym stracić”

Redakcja poleca

REKLAMA