„Bałem się wpuścić syna za kółko po tym, co się stało. I słusznie, bo chłopak okazał się nieodpowiedzialnym smarkaczem”

smutny mężczyzna w aucie fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Mój syn prosił mnie tak bardzo, że nie byłem w stanie powiedzieć mu nie. Dałem mu kluczyki do samochodu. Kiedy odjechał, prawie odchodziłem od zmysłów z nerwów. Kompletnie nie umiałem się uspokoić, dopóki nie przyjechał z powrotem. I tak wyglądało to za każdym razem, gdy Oskar prowadził auto”.
/ 09.07.2024 07:15
smutny mężczyzna w aucie fot. Adobe Stock, Photographee.eu

– Mam coś dla ciebie – Ola z tajemniczym spojrzeniem chowała coś za plecami.

Poczułem niepokój. Co mi tym razem umknęło? Rocznica ślubu, jej urodziny czy może imieniny?

– Wybacz, skarbie – wybąkałem, a ona parsknęła śmiechem.

– No dalej, sprawdź – zachęcała, wręczając mi niewielkie pudełko.

– Znowu nie mam dla ciebie nic w zamian, ale to naprawię, daję słowo – mówiłem, podnosząc pokrywkę. – Medalik? Nie wystarczy ten, który noszę? – zaskoczył mnie widok prezentu.

Święty Krzysztof to twój nowy patron, który zadba o twoje bezpieczeństwo za kółkiem – oznajmiła z powagą Ola. – Niech ci służy za towarzysza podczas jazdy. Ochroni cię przed niebezpieczeństwami i da mi większy spokój ducha, wiedząc, że masz w nim obrońcę.

– Ale ja potrafię dobrze prowadzić. Naprawdę, nie było potrzeby…

– Ostatnio ciągle bujasz w obłokach, a po tym, jak ostatnio nie wyhamowałeś na skrzyżowaniu, jestem pewna, że przyda ci się wsparcie od Świętego Krzysztofa.

– Skoro tak uważasz… W porządku, w takim razie we dwójkę będziemy uważać na jezdni – odpowiedziałem z uśmiechem. – Powieszę go na lusterku w aucie, dzięki temu zawsze będzie na miejscu. Bo jakbym zaczął wszędzie nosić ten medalik przy sobie, to wcale nie mogę obiecać, że gdzieś mi się nie zapodzieje.

– Rozumiem, w twojej sytuacji lustro będzie najlepszym rozwiązaniem – powiedziała Ola na koniec.

Poczekaj chwilę – przytrzymałem ją.

Ale ona odwróciła się i odeszła, a ja gwałtownie się obudziłem. Z niewiadomych przyczyn poczułem przyjemne ciepło na sercu.

– Dziękuję, że o mnie pamiętasz. Ten wisiorek wiele dla mnie znaczy. - powiedziałem, trochę do siebie, trochę do Oli.

Moja żona była cudowną

Zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie na każdy problem. Kochałem szybkie wypady za miasto i weekendowe wycieczki do Pragi. Jeszcze kiedy Oskar był mały, obiecaliśmy sobie, że co roku będziemy podróżować gdzieś daleko samochodem, żeby młody mógł poznać jak najwięcej świata.

Niestety, Ola nie zobaczy już wielu pięknych miejsc. Pamiętam ten wieczór. Był początek lipca, więc nie było jeszcze ciemno. Ola wracała z miasta - często robiła sobie takie wycieczki. Szła wtedy do galerii handlowych, odwiedzała ulubione kawiarnie i korzystała z wolnego czasu. W tym czasie Oskar i ja zajmowaliśmy się męskimi rzeczami, czyli najczęściej siedzieliśmy przed telewizorem i graliśmy na konsoli.

Ola wracała do domu tą samą drogą, co zwykle. Do naszego domu prowadzi boczna droga, która w jednym miejscu przecina się z drogą główną. I to właśnie na tym skrzyżowaniu jakiś pijany szogun pędził tak szybko, że pewnie nawet nie zdążył się zorientować, że w coś wjechał. Oboje zginęli na miejscu. Ten śmieć i moja kochana Ola...

Często przychodziła w snach

Ten łańcuszek ze Świętym Krzysztofem rzeczywiście kiedyś mi podarowała. Twierdziła, że to ochroni nas przed wypadkami drogowymi. Szkoda, że tamten chłop takiego nie miał...

Zawiesiłem łańcuszek na lusterku wstecznym, dopasowując jego długość tak, aby móc bez trudu dostrzec wygrawerowaną podobiznę świętego. Od tej pory patron kierowców dotrzymywał mi towarzystwa podczas każdej podróży, a przyznam, że codziennie pokonywałem spory dystans, podążając do pracy.

Przemierzając dobrze znane mi ulice, często odpływałem myślami daleko, co wcale nie wpływało negatywnie na moje umiejętności prowadzenia pojazdu, jednak przywieszona figurka Świętego Krzysztofa w krótkim czasie pomogła mi wyeliminować to szkodliwe przyzwyczajenie.

Niewielka, metalowa blaszka z wizerunkiem patrona kierowców kiwała się rytmicznie podczas podróży. Zupełnym przypadkiem, gdy tylko mój umysł zaczynał błądzić, odbijała zabłąkane światło słoneczne wprost na moją buzię. Nieco poirytowany tą sytuacją, powracałem do rzeczywistości i skupiałem się na szosie.

W pewnym momencie zrozumiałem jednak, że orędownik wędrowców oczekuje ode mnie pełnego zaangażowania w kierowaniu pojazdem.

Oskar postanowił zapisać się na kurs

Nie protestowałem, choć bałem się, że będzie jeździł jak wariat i w końcu stracę też jego. Nie mogłem mu jednak tego zabronić, więc kiedy tylko skończył 18 lat, zapisałem go na kurs do najlepszej szkoły w mieście. O dziwo za pierwszym razem pozytywnie zdał egzamin na prawo jazdy, zarówno teoretyczny, jak i praktyczny. Podobno egzaminator był bardzo zadowolony z jego umiejętności.

Oski chodził z dumnie uniesioną głową, i słusznie, przy okazji wpadł jednak na pomysł, że od teraz powinienem pożyczać mu auto. Zrobiłbym dla niego wszystko, w końcu to moja krew, ale powierzyć dziecku prowadzenie pojazdu?

Szacunek dla rodzica, który nie odczuwa podobnych obaw. Wydaje się, że ledwie wczoraj odprowadzałem małego do podstawówki, a tu nagle dzieciak dorósł i ma ochotę wskoczyć za kółko. Ciężko mi było się z tą myślą oswoić.

– Martwię się o ciebie, jazda po mieście to nie zabawa – oznajmiłem z troską w głosie.

– Daj spokój, tato. Mam prawko, zdałem wszystkie testy. W końcu muszę kiedyś zacząć prowadzić. Pożyczysz mi jutro auto? Chciałbym wpaść do ziomka.

Mój syn prosił mnie tak bardzo, że nie byłem w stanie powiedzieć mu nie. Dałem mu kluczyki do samochodu.

Prawie odchodziłem od zmysłów

Kompletnie nie umiałem się uspokoić, dopóki nie przyjechał z powrotem. I tak wyglądało to za każdym razem, gdy Oskar prowadził auto. Musiało upłynąć sporo czasu, zanim oswoiłem się nieco z faktem, że w naszej rodzinie jest już drugi kierowca, ale prawdę mówiąc, obdarzyłem go pełnym zaufaniem dopiero po nabraniu pewności co do jego umiejętności za kółkiem. Zaaranżowałem to całkiem zmyślnie - poprosiłem Oskara, aby podwiózł mnie do lekarza.

Nigdy w życiu tak się nie zmęczyłem, prowadząc w myślach razem z nim. Wszystkie mięśnie bolały od napięcia, a koncentracja sięgnęła zenitu. Przez cały czas wgniatałem stopę w wykładzinę auta, wciskając wyimaginowany pedał hamulca. Oskar jechał całkiem nieźle, ale instynkt szofera był silniejszy od zdrowego rozsądku i nie mogłem się przed tym powstrzymać.

– Oj tato, daj spokój. Jeszcze chwila i przedziurawisz podłogę - zażartował mój syn, widząc, co robię.

– Łatwo ci gadać. Zobaczysz jak sam zostaniesz ojcem, to zrozumiesz co czuję - mruknąłem pod nosem.

Ogarnęła mnie bezradność, chciałem za wszelką cenę chronić Oskara przed zagrożeniami, które czyhają na niedoświadczonego szofera, ale nie miałem pojęcia jak to zrobić. Nagle mój wzrok przykuł bujający się przy lusterku święty medalik. Zacząłem z głębi duszy prosić Świętego Krzysztofa: błagam, miej w opiece mojego syna, czuwaj nad nim. To jeszcze dzieciak, boję się o niego.

Choć pacierz nieco ukoił moje nerwy, a widok ewidentnego talentu Oskara wzbudził we mnie powściągliwą nadzieję, nie potrafiłem w pełni się odprężyć. Zdawałem sobie sprawę, że powinienem mu zaufać, jednak nieśmiałe ślady ojcowskiego instynktu, by mieć pieczę nad sytuacją, wciąż się we mnie tliły. Z tego względu trochę się zaniepokoiłem, gdy Oskar po raz kolejny wziął w sobotę moje auto.

Przez chwilę chodziłem po domu w tę i wewtę, a potem opadłem na kanapę, włączyłem pierwszy lepszy program w telewizji i ani się obejrzałem, a zacząłem drzemać. Znów przyszła do mnie Ola.

– Co tak krążysz? – zagadnęła. – Siadaj wreszcie, bo mnie wkurzasz. – Oskar pojechał po dziewczynę?

– No tak, umówił się z nią, mówił, że wróci dość późno. Dlatego wziął auto, żeby potem odstawić Julę do domu.

– Mądre posunięcie, nie sądzisz? – spytała z uśmiechem?

Młodzież rzadko kieruje się rozsądkiem. Aż za dobrze pamiętam, co ja wyczyniałem, gdy miałem tyle lat, co on. Oby tylko nie wypił czegoś mocniejszego od kawy – stwierdziłem.

– Skąd ci przyszedł taki pomysł? Oczywiście, że nie! Jest kierowcą i doskonale wie, że nie może.

– A co powiesz na temat mojego szwagra? Chłop po prostu nie potrafi się opanować. Wypija piwo, twierdząc, że przestaje ono działać już po dwóch godzinach, a następnie wsiada za kierownicę. Mam nadzieję, że Oskar nie wpadnie na podobne pomysły. Chociaż kto tam wie... Naoglądał się wujka, który nie przepuszcza żadnej okazji, żeby wychylić kolejną szklaneczkę.

– Nie zamartwiaj się Oskarem, on jest znacznie bardziej rozważny niż mój brat.

Gdyby to było takie proste!

Obudziłem się zestresowany, niemal poderwałem się na równe nogi. Moja wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach, podsuwając mi przerażające obrazy z udziałem mojego dziecka, których wolałbym nie widzieć. Przeżywałem typowe męki ojca, który pozwolił swojemu synowi wejść w ten pełen niebezpieczeństw świat.

Oskar pojawił się w domu nad ranem, ale twardo na niego czekałem. W tym stanie, w jakim byłem, nie potrafiłbym znowu pójść spać.

– Jeszcze nie w łóżku? – zaskoczył go mój widok i lekko się zawahał. – Auto zostawiłem na parkingu strzeżonym, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Jutro je przyprowadzę.

– Dlaczego tak zrobiłeś? – zapytałem z najgorszymi obawami.

– Nie było szans, żeby odjechać. Głupio wyszło, po prostu pech. Myślałem, że zgubiłem kluczyki, ba! nawet byłem o tym święcie przekonany. W każdym razie nie mogłem wejść do auta. Dziwna sprawa, nie?

Zgubiłeś kluczyki? – podbiegłem do niego.

– No właśnie nie, dlatego mówię, że głupio wyszło. Okazuje się, że cały czas miałem je w kieszeni, wpadły za podartą podszewkę. Dopiero je odnalazłem, jak już dotarłem do domu. A mógłbym dać sobie rękę uciąć, że dokładnie wszystko przeszukałem, dokładniej to już tylko celnicy na kontroli osobistej potrafią. Nigdzie ich nie było, jakby się pod ziemię zapadły. Byłem przekonany, że przepadły i okropnie się przejmowałem.

Słuchałem opowieści Oskara, a mój nos wychwycił ledwo wyczuwalną nutę chmielowego trunku.

Wypiłeś i planowałeś prowadzić? Co za brak odpowiedzialności! – niemal zerwałem się z miejsca.

– Luz, tato. Miałem to ogarnięte. Strzeliłem jednego małego browca na starcie imprezy, żeby zdążył się ulotnić. Kolega ma alkomat, sprawdziłem, było git. Przecież nie ruszyłbym w trasę nawalony.

– Wygląda na to, że masz to w genach po swoim wujku Kaziku. Musimy o tym pogadać. Prowadzenie po pijaku to bardzo poważna sprawa. Chyba już zdążyłeś się przekonać, jak to się kończy!

Chyba trochę za bardzo podniosłem głos, więc od razu skuliłem się w sobie i westchnąłem. Do Oskiego chyba jednak coś dotarło.

– Masz rację, tato. Głupio wyszło. Nie chciałem, żebyś się martwił. Więcej tego nie zrobię.

– Dobrze, że mimo wszystko nie mogłeś wejść do auta, ktoś nad tobą czuwał – odparłem z wdzięcznością w głosie. – Sam go o to poprosiłem.

– Co?

– Nic, nic...

Po tych emocjach sen nie chciał przyjść, dlatego wziąłem taksówkę i odebrałem auto. Jechałem bez pośpiechu, a wisiorek przedstawiający świętego kiwał się rytmicznie podczas podróży. To miłe mieć świadomość, że ktoś nad nami czuwa.

Marcin, 48 lat

Czytaj także:
„Córka miała życie zaplanowane w tabelkach i wyliczone co do minuty. Nie miała w sobie ani krzty luzu i spontaniczności”
„Poprosiłam znajomego, żeby zatrudnił mojego zięcia, a ten oszust nie chciał mu płacić. Już ja go ustawię do pionu”
„Mój facet nie chciał ślubu, a ja przestałam nalegać. Po 15 latach dowiedziałam się, że ta jego niechęć miała imię”
 

Redakcja poleca

REKLAMA