Z Maćkiem i Olą utrzymujemy kontakt od czasów studiów. Byliśmy nierozłączną paczką i tak to zostało do dzisiaj. Wspólnie imprezowaliśmy, wspólnie zakuwaliśmy do egzaminów. Spotykamy się mniej więcej regularnie raz na dwa tygodnie, a nasze dzieci też się przyjaźnią. Ostatnio, kiedy zaprosiliśmy ich na obiad, wpadli z nową rewelacją.
Byłam dość sceptyczna
– Wypożyczyliśmy na dwa tygodnie campera. Jedziemy na objazdowe wczasy – ekscytował się Maciek.
– Camper to taki samochód w którym się mieszka? – zapytałam żeby się upewnić, bo motoryzacja nigdy nie była moją mocną stroną.
– Tak. W środku są łóżka do spania, kuchenka, a w niektórych modelach nawet toaleta i prysznic.
– Jakim cudem całe mieszkanie mieści się w takim małym samochodzie? – dumałam.
– Oj Monika, przecież to wszystko jest mniejsze, a poza tym specjalnie zaprojektowane. To na pewno będą wspaniałe wakacje.
Jakoś nie byłam wtedy przekonana co do tego pomysłu. Ale kiedy Ola i Maciek wrócili i pokazali zdjęcia z wyjazdu, zmieniłam zdanie. Ten camper wyglądał naprawdę super. Miał nawet szafeczki kuchenne, a w oknach małe firaneczki. Całość wyglądała całkiem przytulnie. W ten sposób zwiedzili w dwa tygodnie południe Francji, nocując codziennie w innym miejscu. A wiadomo, nocleg na campingu dla samochodów jest dużo tańszy niż pokój w hotelu.
Mojemu mężowi Bartkowi też się spodobało, do tego stopnia, że również zaczął rozważać opcję takich wakacji.
– Pojechalibyśmy wreszcie tylko we dwoje na upragniony urlop – przekonywał. – Spędzalibyśmy wieczory przy ognisku, moglibyśmy w ten sposób zwiedzić całą Chorwację albo Włochy.
Przekonał mnie
Postanowiliśmy wypożyczyć campera. Zaplanowaliśmy podróż do Chorwacji, chcieliśmy zwiedzić całe wybrzeże. Po drodze mieliśmy się zatrzymać w Słowacji, pozwiedzać tamte miasteczka.
W dzień wyjazdu byłam bardzo podekscytowana. Wyobrażałam sobie romantyczne wieczory z moim mężem przy ognisku, szum fal i piękne zachody słońca nad morzem. Odstawiliśmy dzieciaki do babci, wsiedliśmy i ruszyliśmy.
Podróż przez Słowację była cudowna. Nigdy wcześniej nie miałam okazji zwiedzać tych cudownych miasteczek. Po kilku dniach jednak zaczęły mnie irytować… problemy z toaletą. Camper, którego wypożyczyliśmy, nie miał bowiem wbudowanej toalety. Trzeba było latać po krzakach za każdą potrzebą.
Dodatkowo prysznic ulokowany w tylnej części pojazdu był tak malutki, że ledwo się tam mieściłam. Mój mąż był jednak przepełniony radością.
– Kochanie, te drobne niedogodności to jest właśnie urok życia na kempingu. W ten sposób możesz obcować z przyrodą.
– Chyba wolę z nią obcować jak jest za szybą – odburknęłam, otrzepując liście, które poprzyczepiały się do mnie podczas kolejnej wyprawy w krzaki za potrzebą. – Czy ty wiesz ile kleszczy czai się w takich zaroślach?
– Nie narzekaj. Kiedyś ludzie załatwiali to tylko w taki sposób i było dobrze.
– Ale z jakiegoś powodu wynaleziono łazienkę.
Hałas był nie do zniesienia
Kiedy dotarliśmy do Chorwacji, mój zły nastrój na chwilę minął. Morze miało przepiękny lazurowy kolor, woda była bardzo ciepła, a plaże czyściutkie. Zaparkowaliśmy na kempingu nieopodal zejścia do morza i poszliśmy się kąpać.
Pierwszego dnia na kempingu było cicho i spokojnie, byliśmy prawie sami, nie licząc pary niemieckich emerytów. Następnego dnia jednak zjechała się ekipa młodzieży z Włoch. Przez cały wieczór urządzali dyskotekę, a potem do późnej nocy głośno rozmawiali. Zwracanie im uwagi nic nie dało, udawali, że kompletnie nie rozumieją po angielsku.
Postanowiliśmy zmienić miejsce noclegu kolejnego dnia. Znaleźliśmy uroczy placyk w cieniu drzew. Jednak i tam nie dane nam było cieszyć się ciszą i spokojem. Po południu przyjechała rodzinka z dwójką niesamowicie krzyczących dzieci, które do późnych godzin hasały i przekrzykiwały się.
– Ja już nie mam siły, jedźmy stąd, proszę – poprosiłam męża po kolejnej nieprzespanej nocy.
Postanowiliśmy nieco zmienić plany i odwiedzić austriackie Alpy. To i tak było po drodze. Miasteczka, które mijaliśmy były przepiękne. Nigdy wcześniej nie miałam okazji widzieć na żywo tych alpejskich domków z tymi charakterystycznymi drewnianymi ozdobami na ścianach. Zjedliśmy też przepyszny obiad w restauracji. W tamtym momencie czułam, że wraca mi chęć do życia.
Na miejscu okazało się jednak, że temperatura w górach jest drastycznie niższa niż nad chorwackim morzem, a my nie wzięliśmy ze sobą ciepłych ubrań. W nocy przemarzłam na kość, bo w samochodzie było przeraźliwie zimno.
Miałam dość
Chciałam wracać wcześniej, ale Bartek się uparł, że skoro wypożyczyliśmy auto na całe dwa tygodnie to musimy wykorzystać ten czas jak najlepiej. Przeciągnął mnie więc przez kolejne kempingi, gdzie w mniejszym lub większym stopniu byliśmy skazani na współegzystowanie z hałaśliwymi wczasowiczami.
Poziom dyskomfortu zwiększało też bardzo wąskie łóżko. Musiałam przybierać naprawdę wymyślne pozy, żeby się w nim wygodnie ułożyć. Mojemu mężowi jednak zupełnie to nie przeszkadzało. Przez cały wyjazd był w doskonałym nastroju. Nie zniechęcało go nawet moje marudzenie.
Kiedy wreszcie wróciliśmy do domu, miałam ochotę ucałować każdy domowy sprzęt. Ogromnie mi brakowało komfortu jaki daje duże wygodne łóżko, a przede wszystkim własna łazienka.
Gdy spotkaliśmy się z Olą i Maćkiem, wypytywali o nasze wrażenia z camperowego wypadu. Mojemu mężowi nie zamykała się buzia. Relacjonował wszystko ze szczegółami, tryskając energią jak nigdy. Nie przeraziła go nawet mroźna noc w Austrii ani hałaśliwe wieczory z włoską młodzieżą. Zupełnie nie rozumiem jak można być tak bezkrytycznym.
– A ty, Monika? Podobało ci się życie na kempingu?
– No cóż… nie było tak źle… Ale chyba to nie jest jednak sposób na wakacje dla mnie. Zdecydowanie wolę pokój hotelowy – odparłam ze szczerym przekonaniem w sercu, że już nigdy nie dam się namówić na żadne wakacje w plenerze.
Monika, 34 lata
Czytaj także:
„Partner mojej przyjaciółki to kompletny burak. Traktował ją jak gosposię, a później przychodził z bukietem”
„Kumpela umówiła mnie na randkę życia. Miałam hasać po lesie jak nimfa, delektować się korzonkami i przytulać do drzew”
„Zacząłem podejrzewać, że żona znalazła sobie kochasia. Okazało się, że ukrywa przede mną coś znacznie gorszego”