„Mama wykluczyła mnie z życia i z testamentu, bo ożeniłem się z rozwódką. Nigdy nie poznała swoich wnuczek”

zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, goodluz
„– Zabierz swoje rzeczy z domu – zażądała oschłym głosem. – Dorotka spakowała ci już manatki. A, i poszukaj sobie roboty. Warsztat należy do ojca. On nie będzie tyrał na tę lalę i jej bękarta. Miesiąc dobiega końca, dostaniesz wypłatę i więcej nie chcę cię tu widzieć na oczy”.
/ 19.06.2024 08:30
zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, goodluz

W ostatnią niedzielę odwiedziła nas cała rodzina – córki z mężami oraz Mateusz, nasz wieczny singiel. Łącznie zebrało się siedem dorosłych osób, a do tego moje kochane wnuczęta: Martynka, która ma już trzy latka oraz bliźniaki Julek i Lucek, liczące sobie niecałe dwa lata.

Marysia, Zuzia i Patrycja od razu zabrały się do pomagania mojej żonie w kuchni, szykując wszystko do obiadu. W tym czasie panowie w jadalni starali się zapanować nad rozbrykaniem maluchów, co wcale nie było łatwe. W całym domu panował taki rozgardiasz, że ledwo udało mi się dosłyszeć dzwoniący telefon.

Byłem zaskoczony

– Paweł, to ty? – ledwo dosłyszałem głos taty przez telefon. – Wiesz, synku, mama odeszła. Bożenki już nie ma z nami… – urwał, chyba licząc na jakąś moją reakcję, ale zupełnie nie miałem pojęcia, co powiedzieć. – Nieważne, nie musisz nic mówić. Dorotka zajęła się organizacją pochówku, będzie też poczęstunek. Podobno mają się zjawić koleżanki Bożeny. W środę msza o dziesiątej, u nas w kościele. Dasz radę być?

– Jasne, tato, na pewno się pojawię – zapewniłem go, a następnie dopytałem się jeszcze o jego samopoczucie.

Nie drążyliśmy już tematu pogrzebu, nawet nie spytałem, kiedy dokładnie odeszła mama ani co było powodem jej śmierci. Kiedy skończyłem rozmawiać z ojcem, miałem jakieś dziwne uczucie. Wiele razy zastanawiałem się nad tą chwilą: co się stanie, gdy ona odejdzie, jak zareaguję, jakie emocje mną zawładną. A teraz nie czułem nic. W głowie miałem totalną pustkę. A w sercu?

– Tato, wszystko gra? – Pati, moja najmłodsza pociecha, szturchnęła mnie lekko w bark. – Tato, obudź się, dobrze się czujesz?

– Wasza babcia odeszła – oznajmiłem sucho, bez cienia wzruszenia.

– Babcia? – Zuzanna uniosła brwi ze zdziwieniem, zupełnie jakby nie miała pojęcia, o jakiej babci mówimy.

Córki nie znały babci

Córki, Patrycja i Zuza, nie miały szansy poznać babci Bożeny. Jedyną babcią, którą znały, choć też dość mgliście, była mama mojej małżonki, Zosia. Marysia, nasza pierworodna, raz miała okazję zobaczyć babcię Bożenę z pewnej odległości... Kiedyś, bodajże gdy chodziła do drugiej klasy, zapytała mnie o nią.

– Tato, w szkole szykujemy laurki dla babć i dziadków, będzie też występ. Jak myślisz, babcia do nas przyjdzie? – usłyszałem od niej wtedy.

Byłem przekonany, że szansa na to jest zerowa. Starałem się wyjaśnić córce, że babcia nie czuje się najlepiej.

– A co z dziadkiem? – dopytywała się Marysia.

Przypominam sobie, jak wtedy poczułem gulę w gardle. Dziadek, a więc mój tata, z pewnością chciałby zobaczyć wnuczki, ale jego wizyta u nas była wykluczona. Naraziłby się na złość mamy, a przy swoim łagodnym usposobieniu omijał to szerokim łukiem.

Matka była niemiła dla Marty

Miłość od pierwszego wejrzenia – tak można opisać moje uczucie do Marty. Intuicja podpowiadała mi, że ona także jest mną zauroczona, choć początkowo zachowywała dystans. Szczerze wyjawiła mi swoją przeszłość – za sobą miała już nieudane małżeństwo i dziecko. Perspektywa kolejnego związku napawała ją lękiem, a o ślubie nawet nie chciała myśleć. Jednak po długich miesiącach, gdy nasze uczucie dojrzewało, jej obawy rozwiały się i zdecydowaliśmy, że staniemy na ślubnym kobiercu.

Razem odwiedziliśmy moich rodziców. Już od samego początku mama nie pałała sympatią do mojej lubej. Przez cały wieczór siedziała naburmuszona, cedząc słowa w jakiś dziwaczny sposób, zupełnie jakby czuła się lepsza od wszystkich wokół. Sam zrobiłem herbatę dla gości. Chciałem pokroić ciasto, które leżało w kuchni, ale wtedy moja siostra mnie zgasiła, stwierdzając, że to ciasto nie jest dla byle kogo. Zbaraniałem kompletnie, puknąłem się kompletnie w czoło i zaniosłem tacę z ciastem do salonu.

Gdy przekroczyłem próg, moja mama zasypywała Martę gradem pytań... Ukochana szczerze odpowiadała na każde z nich, jednak przemilczała kwestię swojego poprzedniego małżeństwa i Mateusza. Ostrzegłem ją wcześniej, że muszę pomału oswoić rodziców z tą informacją. Moja rodzicielka nigdy nie darzyła sympatią osób po rozwodzie.

Próbowała mnie zniechęcić

Kolejnego dnia oznajmiłem bliskim, że zamierzam poślubić Martę. W odpowiedzi usłyszałem:

– Ona jest dla ciebie zbyt inteligentna. Znajdź sobie zwyczajną pannę, a nie jakąś belferkę – moja wybranka pracowała wtedy jako polonistka w jednej ze szkół średnich.

Kompletnie nie pojmowałem, jakim cudem ktoś może mieć tak negatywne nastawienie wobec osoby, której w ogóle nie poznała. Gadając z mamą, nie wyciągnąłem jednak od niej żadnych konkretów. Gdy pytałem o cokolwiek, kluczyła i unikała prostej odpowiedzi. W pewnym momencie oskarżyłem ją, że nawet źle nastawiła moją siostrę do mojej drugiej połówki. Wtedy oświadczyła z jakąś dziwaczną, niespotykaną u niej dotąd nutą złośliwego zadowolenia, że najwyraźniej Dorota przejrzała tę pannę równie dobrze jak ona sama.

– Kompletnie mi to nie pasuje i tyle! A ty się przez nią jeszcze nacierpisz, zobaczysz!

Myślałem, że jest zazdrosna

Nie potrafiłem pojąć, co takiego Marta mogłaby mi uczynić, że byłoby to aż tak straszne. Przez ostatnie parę miesięcy zdążyliśmy się naprawdę dobrze poznać, zżyć się ze sobą i polubiłem jej małego synka, a także poznałem całą jej rodzinę. Wszyscy traktowali mnie bardzo serdecznie i z ogromną sympatią. Czego miałbym się zatem obawiać?

Ostatecznie stwierdziłem, że moja mamusia jest po prostu zazdrosna o swojego synka. Nic innego nie przychodziło mi do głowy, co mogłoby wyjaśnić tę jej dziwną niechęć do Marty. Podobnie pewnie było z moją siostrą. Od zawsze miała mnie tylko dla siebie, zawsze byłem w zasięgu ręki, a obecnie to uległo zmianie.

Matka się wściekła

Gdy mama usłyszała, że Marta jest po rozwodzie i wychowuje pięcioletniego chłopca, kompletnie oszalała.

– Nie pozwolę ci sprowadzać tej ladacznicy do naszego domu. Jesteśmy szanowaną rodziną i nie dam zgody, żeby jakaś latawica zawróciła ci w głowie!

Usiłowałem jej wytłumaczyć, porozmawiać, uświadomić, że kobieta po rozwodzie to nie żadna latawica, wręcz przeciwnie: to eks małżonek zdradzał Martę, i to zaraz po ślubie, gdy zaszła w ciążę. Zdecydowała się na rozwód, ponieważ nie potrafiła znieść świadomości, że w ich małżeństwie pojawił się ktoś inny.

Żadne moje słowa nie przemówiły do mamy. Wręcz odwrotnie. Zaczęła się do mnie odnosić jak do kogoś zupełnie obcego. Co więcej, podburzyła przeciwko mnie moją siostrę, która – jako stara panna bez perspektyw – również stwierdziła, że dopuszczam się straszliwej zdrady wobec świętych reguł, którymi nasza rodzina kierowała się od zawsze. Nie mogłem tego zrozumieć! Gdyby chociaż mama i Dorota były nad wyraz religijne, ale przecież żadna z nich nawet nie chodziła na msze.

Tylko ojciec mnie wspierał

Tata był jedyną osobą, której mogłem zaufać i zwierzyć się ze wszystkiego. Pewnego razu powiedział do mnie:

– Zignoruj to, co mówi mama. Skoro darzycie się uczuciem, to śmiało bierzcie ślub.

Skończyłem trzydzieści lat, więc uznałem, że nie ma, na co czekać. Poprosiłem moją mamę, aby pogodziła się z faktem, że nadszedł moment, by pozwoliła mi się wyprowadzić, a także by dała szansę Marcie, która zawsze była dla niej miła. Niestety, nic z tego nie wyszło. Na ceremonii zaślubin zabrakło zarówno mojej mamy, jak i siostry. Zjawił się tata, ale bardzo mu się spieszyło, żeby wrócić do domu.

– Znasz sytuację, synu. Wolę uniknąć kłótni – błagał, bym zwolnił go z uczestnictwa w uroczystym obiedzie, który przygotowała mama Marty.

Jednak próbowałem go przekonać, a w efekcie udało mi się zatrzymać go na dłużej. Później czułem się winny, ponieważ nie obyło się bez karczemnej awantury w domu.

To był cios

W przeciągu tygodnia od ślubu do zakładu który prowadziliśmy wspólnie z tatą, zawitała moja mama.

Zabierz swoje rzeczy z domu – zażądała oschłym głosem. – Dorotka spakowała ci już manatki. A, i poszukaj sobie roboty. Warsztat należy do ojca. On nie będzie tyrał na tę flądrę i jej bękarta. Miesiąc dobiega końca, dostaniesz wypłatę i więcej nie chcę cię tu widzieć na oczy.

Kiedy w końcu dotarłem do domu, do mojej ukochanej, po prostu się rozpłakałem. Czułem ogromny ciężar na sercu, ale wcale nie chodziło o to, że musiałem zacząć rozglądać się za nowym zajęciem... Już jakiś czas temu wyszedłem z propozycją do taty, żebyśmy powiększyli warsztat i założyli oficjalną firmę, abym nie był dla nich obciążeniem. Jednak zupełnie nie przewidziałem, że moja własna mama może się tak zachować.

Wydziedziczyła mnie

Jakiś czas później dotarła do mnie wiadomość, że mama udała się do prawnika, by sporządzić ostatnią wolę. Okazało się, że nieruchomość, w której mieszkaliśmy od pokoleń, a którą odziedziczyła po swoich rodzicach, a moich dziadkach, postanowiła przepisać wyłącznie na moją siostrę. Całkowicie pominęła mnie w testamencie. Po paru latach namówiła również tatę, żeby przekazał Dorocie warsztat samochodowy. Szczerze mówiąc, po tym, jak dowiedziałem się o treści testamentu, nawet nie spodziewałem się jakiegokolwiek spadku.

Prawdę mówiąc, w tamtym okresie prowadziłem już własny niewielki zakład – mieścił się on poza granicami miasta, tuż obok naszego domu, który razem z małżonką nabyliśmy za fundusze uzyskane ze sprzedaży mieszkania odziedziczonego po jej mamie.

Cóż, moje życie nie ułożyło się tak, jak planowałem, ale nie mogłem narzekać. Każde, nawet najmniejsze osiągnięcie – moje, mojej ukochanej czy naszych pociech, napawało mnie dumą i szczęściem. Jednak za każdym razem, gdy przeżywałem radosne chwile, doskwierała mi świadomość, że nie mogę dzielić ich z moją mamą.

Myślałem, że się ucieszy

– Mamo, zostałem tatą! – doskonale pamiętam, jak bardzo byłem przejęty, kiedy zadzwoniłem do mamy, żeby podzielić się tą wiadomością.

Kiedy usłyszałem w telefonie jej głos, poczułem radość. Miałem nadzieję, że przyjście na świat mojej córeczki, a jej wnusi, będzie tym przełomowym momentem. Że moja mama, tak jak dawniej, wybuchnie śmiechem, powie, że jest bardzo szczęśliwa, złoży gratulacje i będzie chciała zobaczyć maleństwo.

– Słucham, kto dzwoni? No tak. Mogłam się domyślić, że całkowicie zawróciła ci w głowie – wymamrotała w słuchawkę.

– Mamuś, mam córkę! Nazwaliśmy ją Marysia! – wrzeszczałem do telefonu. – Cieszę się jak dziecko... A ty nie? – dopiero po chwili zorientowałem się, że w słuchawce słychać tylko jednostajny dźwięk.

Rozmowa została przerwana.

Nie wpuściła nas do domu

Próbowałem zaprosić matkę na następne urodziny Marysi, ale nie skorzystała z zaproszenia. Później, kiedy urodziła się Zuzia, wybrałem się do domu rodzinnego, żeby pokazać córeczki. Mama nawet nie wpuściła nas do środka. Stała w progu i rzuciła jedynie pytanie:

– A ta starsza to ile już skończyła?

Wspomniałem mamie, że moja córeczka Marysia właśnie skończyła dwa lata. Mama tylko przytaknęła, mruknęła coś cicho i wróciła do środka. Kiedy już miałem iść, dostrzegłem moją siostrę w oddali, na końcu sadu. Zbierała śliwki, wkładając je do wiklinowego koszyka. Nawet nie podeszła się ze mną przywitać.

To było podłe

Moja trzecia córka Patrycja przyszła na świat z wadą serca. Nie poinformowałem mamy o jej narodzinach. Na pewno i tak miała świadomość, że po raz kolejny została babcią. Byłem przecież w kontakcie z tatą i za każdym razem, gdy z nim gadałem, prosiłem go, żeby przekazywał mamie różne wieści o tym, co słychać u mnie i mojej rodziny. Teraz chyba powiedział jej, że Patrycja jest poważnie chora.

– O co chodzi z tą operacją? – któregoś dnia zadzwoniła do mnie siostra. Wyczułem w jej głosie zarówno zaciekawienie, jak i pretensje.

Dwumiesięczne maleństwo zabrano właśnie na blok operacyjny. Tak bardzo bałem się o moją córkę, że z trudem mówiłem.

– Jej serduszko nie jest zdrowe, czeka ją operacja – powiedziałem trzęsącym się głosem.

– Weź się w garść i daj spokój z opowiadaniem tacie o wszystkim, bo tylko nas zamartwia tymi opowieściami o twoich dzieciach. Mama ma podwyższone ciśnienie, nie wolno jej stresować

Odłożyłem słuchawkę. Nie byłem w stanie dłużej wysłuchiwać tego, co mówiła Dorota. Chyba właśnie wtedy dotarło do mnie, że nigdy nie nastąpi taki moment, kiedy moja mama zatęskni za mną i za swoimi wnuczkami. Zrozumiałem, że choć moja matka wciąż jest wśród żywych, to tak naprawdę jej nie mam.

Po wielu latach, gdy moje dzieci były już duże, a ja sam zostałem dziadkiem, postanowiłem nie informować o tym fakcie ani mamy, ani siostry. Tacie natomiast poleciłem, by również trzymał język za zębami. Kiedy bliźniaki skończyły parę miesięcy, po kryjomu wyciągnąłem go z domu i podwiozłem do córki, żeby zobaczył Julka i Lucka. Był przeszczęśliwy.

Wszyscy poszliśmy na pogrzeb

– Wybierzemy się wszyscy na ostatnie pożegnanie – przerwała moje rozmyślania małżonka. – Odeszła wasza babcia, mama waszego taty. Dla bliźniaków zorganizujemy opiekunkę na parę godzin. Pójdziemy tam razem – dodała.

Nikt nie wyraził sprzeciwu. Na ceremonii stawili się wszyscy, łącznie z zięciami. Zastanawiam się tylko, czy naprawdę na to zasłużyła. Według mnie, mocno poplątała swoje ścieżki życiowe. Ja natomiast chyba ani razu nie podjąłem niewłaściwej decyzji.

Paweł, 60 lat

Czytaj także: „Tyrałam za granicą, a mój mąż rozbijał się po knajpach. Gdy wróciłam z portfelem pełnym gotówki, kajał się jak małolat”
„Mąż i szwagierka mieli ważniejsze sprawy niż opieka nad niedołężną matką. Podmywałam teściową, bo było mi jej żal” „Zgodziłam się, by kuzynka zamieszkała ze mną. Ta mała jędza wyjadała wszystko z lodówki i traktowała mnie jak służbę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA