Kiedy dotarłam do Birmingham (moja znajoma z uczelni pozwoliła mi zamieszkać u siebie, pierwsze co zrobiłam, to znalazłam pracę w fast foodzie. Tomasz dołączył do mnie po tygodniu. Wcześniej mieszkał w Dover i pracował w porcie jako doker.
Za kilka tygodni obiecano mu nową, dobrą pracę w zakładzie produkcyjnym. Wystarczyło jedynie dotrwać do tego momentu. Grupa liczyła sześć osób: obywatel Pakistanu, kobieta z Bułgarii, dwójka Polaków i małżeństwo – on z Hiszpanii, ona z Irlandii, odbywający podróż poślubną na motocyklach. Pracując, zbierali fundusze na kolejny odcinek swojej wyprawy.
Każdy miał swój cel
Razem z mężem, który został w Polsce, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby mieć dziecko. Niestety, natura nie chciała z nami współpracować i potrzebowaliśmy pomocy in vitro. Z naszymi zarobkami ledwo wiązaliśmy koniec z końcem – wystarczało na opłaty i skromne życie. Ja, z zawodu opiekunka przedszkolna, od lat śniłam o założeniu własnej placówki z niepowtarzalnym programem edukacyjnym. Mój mąż z kolei pracował jako przedstawiciel handlowy. Oferował klientom rozmaite produkty – od kremów i polis ubezpieczeniowych, po naczynia kuchenne i sprzęt do sprzątania.
Tomek zaś ciężko pracował, by spełnić pragnienie swojej żony– kupić domek z kawałkiem ziemi. Ten zmywak był naszym wspólnym miejscem pracy przez bite cztery tygodnie. Zdążyłam go polubić. W końcu Tomek dostał posadę w zakładzie produkcyjnym. Ja również rozglądałam się za lepszą pracą. Marzyłam, żeby podszkolić swój angielski, ale po 12 godzinach spędzonych w dusznej kuchni, jedyne, na co miałam siłę, to wziąć szybki prysznic i rzucić się na łóżko.
Miałam wsparcie Tomka
Dwa miesiące po naszej ostatniej rozmowie Tomasz niespodziewanie do mnie zadzwonił. Powiedział mi, że zamierza pojechać do Oxfordu. Miał tam dostać posadę w branży budowlanej. Wspomniał też, że poszukują tam osoby, która zaopiekowałaby się dziećmi robotników, głównie tych pochodzących z innych krajów. Perspektywa lepszych zarobków oraz możliwość robienia czegoś, co sprawia mi radość, niesamowicie mnie ucieszyła.
Tomek i ja zostaliśmy przyjaciółmi, często rozmawialiśmy, śmialiśmy się i powierzaliśmy sobie sekrety. Ale oboje trzymaliśmy się naszej cichej zasady – jesteśmy tylko znajomymi i kropka. Wiedzieliśmy, co tu wyrabiają osoby, które zostawiły w ojczyźnie ukochanych lub dzieciaki. Niektórzy zapominali, że są w związkach, że ślubowali miłość i wierność. Brali się za romanse i ostatecznie przestawali myśleć o powrocie do domu.
Oboje, zarówno Tomek, jak i ja, nie chcieliśmy, aby to wszystko nam się przydarzyło. Dlatego robiliśmy co w naszej mocy, żeby pozostać wyłącznie w przyjacielskich relacjach. Nawet w momentach, gdy nasze organizmy wręcz krzyczały z powodu przedłużającej się przerwy w aktywności seksualnej, a ciała pożądały czułości i zwijały się z tęsknoty za bliskością drugiej osoby. W takich chwilach siadałam i pisałam do swojego męża, podczas gdy Tomek znikał na całe noce, grając w bilard.
Pojechaliśmy na wycieczkę
Któregoś dnia udaliśmy się na wycieczkę do Stonehenge. Kiedy dotarliśmy busem do najbliższej miejscowości, ruszyliśmy pieszo w kierunku kamiennych kręgów. Usiłowałam ignorować stragany handlarzy rozstawione w pobliżu i tłumy zwiedzających kłębiące się między ogromnymi głazami. Starałam się nie zwracać uwagi na typową atmosferę turystycznej atrakcji. Na nasze szczęście słońce chyliło się ku zachodowi, co sprawiło, że podróżni zaczęli się powoli rozchodzić, opuszczając krąg.
Wkroczyłam w sam środek okręgu, a mój wzrok zaczął wędrować po otoczeniu. Czułam, jakbym znalazła się w jakiejś fantastycznej bajce. Gdybym tylko trochę mocniej wytężyła słuch, być może dotarłyby do mnie przytłumione szepty druidów – starożytnych celtyckich kapłanów, którzy w tym miejscu studiowali położenie słońca oraz wyznaczali pory siewów i zbiorów. Składali dary swoim bóstwom, a według niektórych wierzeń potrafili nawet otwierać przejścia do innych wymiarów. Podobno właśnie tutaj legendarny Merlin odkrył swoje nadprzyrodzone zdolności...
W powietrzu wisiało coś niezwykłego, zwłaszcza o tej porze, gdy dzień chylił się ku końcowi. Moja dłoń spoczęła na chłodnej, szorstkiej powierzchni głazu, który znajdował się w samym centrum kręgu. Podniosłam głowę i dostrzegłam spojrzenie Tomka, stojącego dokładnie po drugiej stronie. Intensywność jego wzroku sprawiła, że zadrżałam od stóp do głów.
Puściły nam hamulce
To był moment, w którym ewidentnie przekroczyliśmy cienką linię, która do tej pory istniała między nami. Sekundę później, zupełnie nie wiem jak, znalazłam się w objęciach Tomka, a nasze usta złączyły się w pocałunku. Byłam totalnie zaskoczona.
Od roku nikt mnie nie przytulił ani nie pocałował. A teraz robiła to osoba, która niejednokrotnie pojawiała się w moich fantazjach. Ostatnio myślałam o niej nawet częściej niż o swoim mężu. Trudno się zresztą temu dziwić. Małżonka nie widziałam od roku, bo nie mogłam sobie pozwolić na podróż do kraju. Musiałam odłożyć jeszcze trochę kasy, żeby starczyło na in vitro. No i tak staliśmy w tym zaczarowanym kręgu, całując się namiętnie. Kiedy zorientowałam się, że za chwilę stracę panowanie nad sobą i jeśli on zechce mnie posiąść tu i teraz, na tym rytualnym głazie, to jeszcze sama mu w tym pomogę – odsunęłam się od niego.
– Nie – oświadczyłam. – To tylko buzujące hormony. Głód bliskości. Nie dajmy się ponieść chwili. I nigdy więcej do tego nie wracajmy.
No i faktycznie, później już nie poruszaliśmy tematu tego, co wydarzyło się tam, przy tych głazach. Ale mimo to, dało się wyczuć, że nasze relacje uległy zmianie. Koniec z beztroskimi chichotami i pustymi rozmowami. Teraz jedno zerknięcie mi wystarczyło. Od razu wszystko jasne. Dziesięć miesięcy przeleciało i doszłam do wniosku, że czas wracać do domu. Nie chodziło tylko o to, że zarobiłam już wystarczająco dużo – mogłam przecież zostać trochę dłużej i dalej zarabiać pieniądze.
Mimo że mąż za bardzo nie naciskał na mój powrót, a mama sugerowała, żebym przedłużyła, to wiedziałam, że muszę wracać. Miałam przeczucie, że zbierają się nade mną jakieś ciemne chmury i powinnam uciekać, zanim stanie się coś złego. W dzień przed wyjazdem spotkałam się z Tomkiem w barze na ostatniego drinka. Minął chyba miesiąc, odkąd się ostatnio widzieliśmy. Nie wyobrażałam sobie wyjazdu bez pożegnania się z nim.
Nie planowałam tego
Po wypiciu dwóch drinków przypomniał mi, że powinien zwrócić mi książkę, którą ode mnie pożyczył. Trzymał ją u siebie w mieszkaniu. Zaproponowałam, że mu potowarzyszę. Przemierzaliśmy ulice w ciszy. Przekroczyłam próg jego domu. Nie mam pojęcia, które z nas pierwsze wykonało ten gest. W pamięci utkwił mi tylko moment, gdy wylądowaliśmy w łóżku.
Kiedy zegar wybił północ, podjęłam decyzję o wymknięciu się z mieszkania. Tomasz wtedy smacznie chrapał. Obiecałam sobie wyrzucić z pamięci całe to zdarzenie. Jakieś cztery tygodnie po tym, jak znów znalazłam się w Polsce, razem z ukochanym podjęliśmy wspólnie decyzję o wizycie w przychodni in–vitro. Przeszliśmy serię specjalistycznych testów… i właśnie wtedy okazało się, że noszę w sobie nowe życie. Od ponad miesiąca. Mój mąż, Dariusz, bardzo szybko wyliczył, że nie ma szansy na to, żeby to on był ojcem.
Mąż podjął męską decyzję
Na początku zrobił mi straszną awanturę. Nie mam pojęcia, czy dał wiarę moim tłumaczeniom. Ostatecznie powiedział, że mi wierzy i że mi wybacza. Po jakimś czasie, jak już to sobie wszystko przemyślał, powiedział:
– Przynajmniej zaoszczędzimy na in vitro, skoro już mamy dzieciaka w drodze. Nie będziemy do tego wracać. Jakoś to będzie, zobaczysz.
Na świat przyszła córeczka. Nazwaliśmy ją Maja. Odziedziczyła po tacie błękitne oczy, a po mnie kruczoczarne włosy. Podejrzewam, że te lazurowe oczy ciągle przypominały mojemu mężowi, że to nie jego dziecko. Mimo że Darek bardzo się starał, widziałam, że ma trudności z okazywaniem uczuć Mai. Odniosłam wrażenie, że malutka Majka też to czuła. Jestem przekonana, że naszemu związkowi zaszkodziła długa rozłąka. Dalibyśmy radę to naprawić, gdyby nie to, co zrobiłam. Gdyby nie jego błękitnooka konsekwencja.
Ciągle porównywałam nasze rozmowy z mężem, z dyskusjami, które toczyłam z Tomaszem. Przepaść nie z tej ziemi. Miałam wrażenie, że jestem zamknięta w jakimś więzieniu, do którego zagubiłam klucz. A może po prostu zostawiłam go gdzieś w Anglii?
Mirka, 35 lat
Czytaj także: „Synowe mnie nie lubią, bo ponoć traktuję je jak śmieci. Powinny mnie słuchać, bo lebiody nie znają nawet przepisu na rosół”
„Siostra lubiła wszystkimi rządzić. Gdy zaczęła krzyczeć na babcię, ta szybko jednym zdaniem postawiła ją do pionu”
„Mąż na emeryturze został pajacem w internecie. Wszyscy widzą, jak jem szlam z jarmużu, a on liczy złotówki”