„Pojawiłam się w kościele cała na czarno w glanach na nogach. Panna młoda aż kipiała ze złości przed ołtarzem”

dziewczyna w czarnej sukience fot. iStock by Getty Images, urbazon
„Ciotki spoglądały na mnie z wyraźną dezaprobatą, a młode dziewczęta ubrane w długie, szykowne sukienki szeptały coś za moimi plecami. Plotkowano ponoć, że jestem wyznawczynią szatana i w ogóle nie powinnam wchodzić do środka”.
/ 01.09.2024 08:00
dziewczyna w czarnej sukience fot. iStock by Getty Images, urbazon

Zanim doświadczyłam prawdziwej miłości, sądziłam, że ceremonia ślubna to zwykła formalność, a oprawa tego wydarzenia nie jest istotna. Dziś już rozumiem, że przysięga małżeńska to niezwykle ważna chwila dla pary młodej i należy ją celebrować niczym najwspanialszą uroczystość.

Sześć lat temu mój kuzyn Wojtek, jedyny facet z rodziny, który ma po kolei w głowie, brał ślub. Kilka tygodni przed całą tą szopką, moja matka klęczała przede mną na kolanach i prosiła, żebym chociaż ten jeden raz przebrała się za słodką, niewinną dziewczynkę i wcisnęła się w jakąś pastelową kieckę… 

Postawiłam sprawę jasno – albo idę tam na własnych zasadach, albo nici z mojego udziału w tej familijnej imprezie. Pojawiłam się w kościele cała na czarno, w kurtce nabijanej ćwiekami, glanach, bluzce z prześwitującej koronki i skórzanych spodniach... Cała rodzina była w szoku. Plotkowano ponoć, że jestem wyznawczynią szatana i w ogóle nie powinnam wchodzić do kościoła.

Całe to wesele wydawało się obciachowe

Ciotki spoglądały na mnie z wyraźną dezaprobatą, a młode dziewczęta ubrane w długie, szykowne sukienki szeptały coś za moimi plecami. Panna młoda, widząc mnie, aż kipiała ze złości. Natomiast pan młody, będący jednocześnie moim kuzynem, przywitał mnie z lekko kpiącym uśmiechem, ale mimo to przyjął ode mnie życzenia.

Ta cała ślubna zabawa i weselna biesiada to był dla mnie totalny kosmos. Młoda pani niczym puchata pianka, młody pan elegancki i cały jakiś taki lśniący… Wyglądali dla mnie jak kosmici z innej galaktyki, cała ta impreza wydawała się strasznie obciachowa. Na całe szczęście szybko stamtąd zniknęłam i resztę wieczoru spędziłam z Markiem i Dagą, moimi najlepszymi przyjaciółmi. Niedługo po tym dowiedziałam się, że przyjęli mnie na wymarzony kierunek, a razem ze mną na te same studia dostała się Daga.

Już od czasów szkoły podstawowej byłyśmy nierozłączne. Łączyło nas wiele – jednakowa filozofia życiowa, styl ubierania oraz wizja przyszłości. Obie byłyśmy zdecydowanymi singielkami i do towarzystwa płci przeciwnej podchodziłyśmy z dużym dystansem.

Jedynym przedstawicielem męskiego grona, któremu zdradzałyśmy nasze sekrety, był Marek – nieszkodliwy, zakręcony na punkcie motorów gość, z którym Daga chodziła do jednego przedszkola.

– Słuchaj Aga, wychodzę za mąż! Będziesz moją świadkową? – zapytała niespodziewanie Dagmara podczas naszej porannej wędrówki na uczelnię.

Dopiero co wróciła ze słowackich Tatr, gdzie nie mogłam jej towarzyszyć przez uraz kolana.

– O czym ty gadasz, Daga? Jaki ślub? – miałam pewność, że kumpela ściemnia i robi mnie w konia.

Co ona w nim widziała?

Gdy drużyna była zmuszona przeczekać wściekłą nawałnicę w schronie za granicą, Daga poznała pewnego nieziemskiego kolesia. Totalnie straciła dla niego głowę już przy pierwszym spojrzeniu w jego oczy.

Następnego dnia wzięłam pod lupę tego całego Jarka. Niby na pierwszy rzut oka spoko gość, ale nadal nie mogłam zrozumieć, co Daga w nim widziała.

– Nie dostrzegasz, że do siebie nie pasujecie? Te jego wypucowane półbuty, koszula biała jak śnieg… I po co on w ogóle lazł w te góry?

– To szanowany przedsiębiorca, a w Tatrach był już po raz trzeci. Poza tym to zwykły koleś. I spójrz tylko, jak on mnie kocha – Daga podetknęła mi pod nos błyskotkę, która zdobiła jej palec.

Przeraziłam się, bo to oznaczało, że wesele jest nieuniknione.

– Wpadłaś...? – zapytałam szeptem.

– Nie, co ty gadasz… – zdecydowanie zaprzeczyła. – Biorę tabletki antykoncepcyjne. Przynajmniej teraz… Bo później na bank zrobimy sobie bobo – parsknęła śmiechem, a ja w myślach ujrzałam Dagę w otoczeniu wianuszka pociech.

– Oj, Daga, jeszcze będziesz ronić łzy. Posłuchaj mnie lepiej i daj sobie z tym spokój – poprosiłam, a ona jedynie pokręciła głową i bezdźwięcznie zachichotała.

Poczułam się trochę oszukana

Dobrze wiedziałam, co oznacza ten jej śmiech. Był to znak, że i tak zrobi po swojemu, bez względu na wszystko.

– Daj spokój, poczekaj chociaż, aż skończysz studia. Jak od razu wskoczysz w pieluszki, to koniec, nie ma zmiłuj – próbowałam przemówić przyjaciółce do rozsądku, sięgając po logiczne argumenty.

Ona jednak tylko pokręciła przecząco głową, dając mi jasno do zrozumienia, że moje słowa do niej nie trafiają.

– No dobra, jak nie, to nie – w końcu machnęłam ręką, ale mimo wszystko poczułam się trochę oszukana.

Nasze codzienne spotkania po lekcjach stały się przeszłością. Daga była okropnie zabiegana, bo wraz ze swoim przyszłym mężem zajmowała się przygotowaniami do ceremonii ślubnej i wesela, a do tego jeszcze wkuwała do egzaminów. Uroczystość zaplanowali na wrzesień.

Poprosiła, żebym była jej świadkową

– Włożysz kieckę, no nie? Znalazłam ci już parę fajnych, to po szkole skoczymy, żebyś mogła je przymierzyć.

– Wybacz, Dagunia, ale to odpada. W życiu nie nałożę żadnej szmaty, daruj sobie! – zaprotestowałam ostro, gdy zaciągnęła mnie do sklepu z sukienkami. – Pójdę w tym, co mam na sobie, albo w ogóle się nie pojawię – rzuciłam stanowczo.

– Serio masz zamiar wywinąć mi taki numer? – zszokowała się Daga.

Ostatecznie jakoś przekonałam ją, że nie jest konieczne, bym pełniła rolę świadkowej. W końcu ustąpiła. Zauważyłam jednak, że poczuła się tym urażona, a ja sama miałam do siebie pretensje, bo w pewnym sensie ją zawiodłam. Mimo to nadal sądziłam, że niezależnie od sytuacji powinnam pozostać wierna sobie i nie ulegać presji zwyczajów czy tradycji.

Gdy skończyły się wakacje, Daga tryskała świetnym humorem. Pogodziła się z tym, że nie będę jej świadkową, że założę to, na co będę miała ochotę, a także zapewniła, iż nie zamierza się mścić, gdybym kiedyś ja stanęła przed ołtarzem. Niedoczekanie!

Nadeszła ponura pora roku – jesień. Moją kumpelę, która niedawno wyszła za mąż, spotykałam ostatnio wyłącznie na studiach. Wspólne pogaduszki po wykładach odeszły w zapomnienie. Plusem było to, że mogłam się bardziej skupić na wkuwaniu. Pewnego razu, idąc z powrotem z czytelni, przystanęłam obok bankomatuWsunęłam kartę do otworu, wstukałam kod i... nic. Zupełna cisza.

Moja własność utknęła w środku

Zdenerwowana, raz po raz wciskałam przyciski: zielony, czerwony. Zaczęłam uderzać w bankomat. Bez efektu. Moja własność utknęła w środku tego diabelskiego ustrojstwa. Ogarnięta totalną frustracją i przerażeniem, puściłam się pędem, by odnaleźć pobliską filię mojego banku. Dotarłam do wejścia o 18:03.

– Niestety, nie da rady wejść. Zamknięte – mruknął ochroniarz, ale ja niczym rasowy detektyw w ostatniej chwili wcisnęłam nogę w szparę pomiędzy drzwiami a framugą i wykrzyknęłam z całych sił:

– Bankomat połknął moją kartę!

– Najlepiej będzie zadzwonić na infolinię i ją zastrzec – dobiegł mnie czyjś głos.

– Czy mógłby mi pan jakoś pomóc? – pytałam błagalnie, prawie płacząc.

Mężczyzna wyjrzał znad lady. Przez moment przyglądał mi się z wahaniem.

– Niech pan wpuści panią do środka i zamknie wejście – polecił pracownikowi ochrony.

Mój problem rozwiązano w mgnieniu oka. Kartę unieważniono, a nową miałam otrzymać w przeciągu siedmiu dni. Pomimo późnych godzin, w kasie wypłacono mi trzysta złotych. Mój pomocnik dotrzymywał mi towarzystwa w zamkniętej placówce jeszcze przez parę minut po zakończeniu formalności. Gdy mieliśmy się żegnać, zapytał, czy mogłabym podać mu swój numer komórki...

Blisko niego szybko wydoroślałam

Na naszą pierwszą randkę z Maćkiem włożyłam... czarne szpilki. Nie było to zbyt komfortowe. Później sytuacja uległa poprawie. Po upływie miesiąca byłam totalnie zadurzona i całkowicie zrezygnowałam z mojego dotychczasowego stylu. Nadal jednak sądziłam, że zalegalizowanie związku to relikt przeszłości, więc gdy Maciej spytał mnie, kiedy chciałabym zostać jego żoną, po prostu mnie to zdenerwowało.

– Co ci przyszło do głowy? Dobrze wiesz, jaki mam stosunek do instytucji małżeństwa, więc o czym ty w ogóle mówisz? Nigdy nie stanę na ślubnym kobiercu...

Ostatnie zdania zabrzmiały jednak mało wiarygodnie. Zgodnie ze swoją naturą, Maciek objął mnie ramieniem, ucałował moją głowę i po cichu poprosił, abym odpuściła złość. Przez kolejne tygodnie udawaliśmy, że ta konwersacja nigdy nie miała miejsca.

W sylwestrowy wieczór wybraliśmy się na przyjęcie. Kiedy nad ranem wracaliśmy do domu, miałam pewność, że Maciek to jedyny mężczyzna, u boku którego pragnęłabym spędzić całe życie. Nie miało dla mnie znaczenia, że pochodzi jakby z innej rzeczywistości niż ta, w której do tej pory funkcjonowałam.

Będąc blisko niego, szybko wydoroślałam i dostrzegłam, jak niedojrzale się zachowywałam, kierując się jakimiś wyimaginowanymi regułami i wzorcami młodzieżowego stylu.

Minął już tydzień od naszych zaręczyn. Z tej okazji moi rodzice zorganizowali uroczysty obiad, na który zaprosili rodziców mojego narzeczonego Maćka Mój przyszły mąż przyszedł z bukietem dla mnie i mojej mamy, a dla taty przyniósł butelkę koniaku.

Zanim zasiedliśmy do posiłku, wygłosił przemówienie, w którym formalnie poprosił moich rodziców o moją rękę. Ceremonia ślubna będzie kameralna, przyjęcie weselne również, ale przed ołtarzem stanę w białej sukience…

 

Moja przyjaciółka Dagmara nie będzie moją świadkową, bo sama jest już mężatką, ale jestem pewna, że ubierze się adekwatnie do sytuacji i z klasą.

Agnieszka, 32 lata

Czytaj także:
„Nie chciałam być teściową-heterą, ale przy synowej wszystko mi opada. Ta pusta dziewczyna doprowadza mnie do szału”
„Sąsiadka nagle zaczęła szastać kasą na prawo i lewo. Wiedziałam, że ta zabawa w bogacza źle się dla niej skończy”
„W mojej sypialni można było mrozić porcje rosołowe, a nie oddawać się przyjemnościom. Na mojego męża nic nie działa”

Redakcja poleca

REKLAMA