„Po śmierci teściów sąsiadka przywłaszczyła ich majątek. Cała wieś dała jej tak popalić, że szybko zwróciła, co nie jej”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Arndt_Vladimir
„Objęła w posiadanie gospodarstwo teściów, ale ponieważ bardzo jej przypadło do gustu, to nie zamierzała niczego zwracać. Na naszej działce zdążyła już nawet rozpocząć jakieś prace budowlane. Pokrętnie wyjaśniała, że takie są wymagania”.
/ 08.09.2024 20:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, Arndt_Vladimir

Mój małżonek urodził się w niewielkiej wiosce, ale już jako nastolatek, uczęszczając do szkoły średniej, zamieszkiwał w bursie w pobliskim miasteczku. Następnie rozpoczął edukację na uczelni wyższej i do swojego rodzinnego domu już na stałe nie powrócił. Spotkał mnie, wzięliśmy ślub i doczekaliśmy się dwóch wspaniałych córeczek, które pojawiły się na świecie jedna po drugiej.

Przyjaźnili się

Niedługo po naszym weselu rodzice mojego męża odeszli z tego świata. Najpierw tata męża, a następnie mama. Niestety, teściowie nie zostawili testamentu, a sytuacja działa się przed rokiem 2001, kiedy aby przejąć w spadku gospodarstwo rolne, należało sprostać wielu wymogom prawnym. Mój mąż, mimo że wychował się na wsi, już ich nie spełniał, mieszkaliśmy bowiem w mieście. Zdawaliśmy sobie sprawę, że albo uda nam się z kimś z wioski dojść do porozumienia, albo majątek przejmie skarb państwa.

Teściowie mieszkali obok pewnej kobiety, z którą łączyły ich dość przyjacielskie relacje. Wiadomo było, że ma chrapkę na należącą do nich ziemię. Już za życia rodziców Tadeusza zagadywała ich w tej sprawie. Mój teść, który był typowym upartym gospodarzem, nie wyobrażał sobie oddania rodzinnego majątku. Mimo że brakowało mu sił do pracy, rok w rok objeżdżał każdą swoją działkę i obsiewał, co tylko mógł.

Wpadliśmy na pomysł, żeby pogadać z sąsiadką. Niech przejmie gospodarstwo – to był realny plan – a potem odsprzeda nam same zabudowania po cenie odpowiadającej kosztom.

Zależało nam na domu

Grunt jako taki nie był nam potrzebny, w końcu uprawiać pola czy trzymać bydła nie planowaliśmy. Natomiast mały domek z ogrodem – czemu nie? Co prawda, sama miejscowość nie należy do najbardziej urokliwych, jak to na Mazowszu, ale spędzanie urlopów i wolnych dni na prywatnej posesji, wydaje się przyjemniejsze, niż siedzenie w zatłoczonym mieście.

Po wielu próbach w końcu udało nam się porozumieć z sąsiadką. Zadeklarowaliśmy, że będziemy czekać, aż zakończą się wszystkie formalności odnośnie do przejęcia przez nią działki. Sąsiadka powiedziała, że da nam znać, ale potem przez wiele tygodni nie mieliśmy od niej żadnych wieści.

Nie zaprzątaliśmy sobie tym za bardzo głowy, ponieważ dawniej dopełnianie wszelkich formalności w urzędach ciągnęło się w nieskończoność. Poza tym sąsiadka nie miała telefonu w domu – aby skontaktować się z kimś, zmuszona była udać się do pobliskiej miejscowości. Mimo to pewnego wiosennego weekendu stwierdziliśmy, że warto wybrać się do rodzinnych stron Tadeusza, żeby zorientować się w sytuacji.

Czekało nas nieprzyjemne zaskoczenie. Sąsiadka faktycznie objęła w posiadanie gospodarstwo teściów, ale ponieważ bardzo jej przypadło do gustu, to nie zamierzała niczego zwracać. Na naszej działce zdążyła już nawet rozpocząć jakieś prace budowlane. Pokrętnie wyjaśniała, że takie są wymagania, że w związku z przejęciem gruntów będzie zmuszona zwiększyć hodowlę krów, rozbudować obejście i tak dalej…

Oszukała nas

– Mieliśmy przecież umowę – mąż był kompletnie skołowany. – Mogła pani tę inwestycję zacząć gdziekolwiek indziej. Ustaliliśmy, że działkę zostawiamy, a dom i podwórko…

Ten teren bardziej mi pasuje – rzuciła, mierząc go hardym spojrzeniem. – Sąd przyznał mi rację i koniec kropka. Nie muszę niczego sprzedawać.

Byliśmy załamani. I nawet nie chodziło o to, że tak naprawdę sąsiadka nas okłamała i okradła. Cały ten majątek był w posiadaniu rodziny Tadeusza, przechodził z ojca na syna od pokoleń!

Tadek był bardziej związany z miastem niż ze wsią, ale i tak odczuwał smutek z tego powodu. Mogliśmy sobie kupić jakąś działkę gdziekolwiek indziej, ale on pragnął mieć swój kawałek ziemi, który należał do jego przodków!

Próbowałam jeszcze z nią dyskutować, bo Tadek tak się zdenerwował, że w ogóle nie chciał na nią patrzeć, ale ona twardo obstawała przy swoim. Nie było żadnej opcji negocjacji. I nic nie mogliśmy na to poradzić.

Podczas pogawędki z sąsiadką niechcący wywołaliśmy małe zamieszanie w okolicy. Co i rusz ktoś z wioski przechodził obok jej podwórka, więc ludzie słyszeli, o czym rozmawiamy i co zrobiła sąsiadka. Nawet do chałupy nas nie wpuściła! Wreszcie zagadała do nas jakaś babka. Tadek poznał w niej swoją koleżankę z podstawówki.

Poskarżył się jej

– Cześć Krysiu, wyglądasz niezmiennie świetnie! – powiedział z uśmiechem. – Co tam u ciebie?

– Ależ dzięki, mam męża i dzieci, które rosną jak na drożdżach, nie narzekam. Podobno z Janką macie jakieś problemy?

– Lepiej nie wspominać – mój mąż zrobił lekceważący gest dłonią. – Sądziłem, że znam ją na wylot, a tu proszę… Kawał czasu jej rodzinka mieszkała tuż obok moich rodziców, miałem wrażenie, że to ktoś godny zaufania, niemal jak rodzina, że wie o co chodzi.

– A co, na wieś planowałeś wrócić? Słyszałam, że gospodarkę po tobie Janka przejęła?

– No przejęła i niech jej tam, ziemi jej przecież nie zazdroszczę. W mieście już się zadomowiłem i tu pozostanę. Ale wiesz, tęsknota nie daje spokoju. Liczyłem, że chociaż ten dom z ogródkiem będzie mój. W końcu tyle wspomnień… Tak żeśmy się umówili. A teraz sama widzisz, jak nas wykiwała. Wszystko chce zgarnąć, już nawet zaczęła budowę na naszej działce.

Rozmawiali jeszcze przez moment. Krystyna zaproponowała, żebyśmy wpadli do niej na herbatkę, ale podziękowaliśmy. Czuliśmy takie rozgoryczenie, że marzyliśmy tylko o tym, żeby czym prędzej znaleźć się w domu.

Sprawa się rozwiązała

Trudno powiedzieć, czy całą sprawę wyrzuciliśmy z pamięci, bo czegoś takiego nie sposób zapomnieć. Niemniej, emocje nieco przygasły, pozostawiając tylko smutek. Któregoś dnia odebraliśmy niespodziewany telefon. Okazało się, że telefonował nie kto inny, tylko… sąsiadka Janka! Mój małżonek odebrał połączenie. Stałam tuż przy nim, niecierpliwie podskakując w miejscu.

I co ta kobieta od nas chciała?

– Zwrócić to, co się nam należy – odparł mąż, trochę zaskoczony.

– Słucham?! Ot tak sobie? Bez żadnych warunków czy czegoś w zamian?

– Nie do końca, musimy pokryć poniesione przez nią nakłady finansowe, ale faktycznie, przystaje na to, żebyśmy odebrali nieruchomość wraz z przyległym terenem zielonym. Jedynie ten fragment działki, na którym rozpoczęła prace budowlane, pozostanie w jej rękach. W ramach rekompensaty przekaże nam za to grunt położony naprzeciwko, po drugiej stronie szosy.

– Taka wspaniałomyślna to ona niech nie będzie! – fuknęłam. – I co, mam teraz biegać po truskawki na drugą stronę ulicy?

– Daj spokój, to ledwie kilka kroków – Tadzik zbagatelizował sprawę gestem dłoni. – Wokół domu mamy mnóstwo przestrzeni, żeby zorganizować sobie grilla albo postawić altanę, a jeśli będziesz miała ochotę, to założymy tam jakieś grządki. Posadzimy drzewka owocowe.

– Ale co ją naszło, że zmieniła decyzję? – przyglądałam mu się z zaciekawieniem i podejrzliwością.

– Nie mam pojęcia. Coś tam pod nosem gadała, że wszystko sobie poukładała w głowie i że tak trzeba zrobić. Ale chyba kłamała. Słuchaj, a może jak będziemy do niej jechać w sobotę, to po drodze wpadniemy do Krystyny i popytamy co się stało?

Zreflektowała się

Okazało się, że to jej zawdzięczamy całą sytuację. Po rozmowie z nami Krystyna rozgadała wszędzie we wsi, że Janka zabrała mojemu mężowi spadek po ojcu, i że jest taka podła i kłamliwa.

– Wszyscy w tej okolicy dobrze znali i poważali twoich rodziców, no i ciebie też mają w pamięci – wyjaśniała z wyraźnym zadowoleniem. – Podzielali moje zdanie, że to ty powinieneś dostać ten dom. Z ziemią to inna sprawa, nie chcesz na niej pracować, twój wybór. Ale rodzinne gospodarstwo? Gdybyś nie był tym zainteresowany, każdy by to zrozumiał. Ale w tej sytuacji ludzie doszli do przekonania, że Janka po prostu okradła cię z ojcowego majątku.

– Daj spokój – Tadek poczuł niepokój. – Jeszcze mi tu wrogów narobisz.

– Cała wioska odwróciła się od niej plecami! Jak przyszła do sołtysowej na spotkanie, to prawie wszyscy wyszli na znak protestu. Aż w końcu Janka nie dała rady, poleciała do tej wiekowej plotkary, kojarzysz?

Tadeusz kiwnął głową.

Była na językach całej wsi

– Tamta wyraźnie dała jej do zrozumienia, co wszyscy o niej sądzą. Że nie wywiązała się z umowy, że pole powinno być twoje, że ta cała polityczna sprawa to jedno, ale ludzie nie powinni kierować się tylko własnym interesem, ale jeden drugiego wspierać. Mówię ci, że nawet mnie zamurowało. Bo wiesz, ta plotkara nigdy z nikim nie trzymała, dla niej najważniejsze było to, co jej, no i najnowsze plotki. A tu stanęła na wysokości zadania.

– I co się wydarzyło później? – spytałam, ponieważ Krystyna przerwała swoją opowieść.

– Jak to co? – popatrzyła na mnie z lekkim zaskoczeniem w oczach. – Niczego więcej nie trzeba było robić. Kiepsko żyć samemu, gdy wioska cię odrzuci. Pani Janka zdaje sobie z tego sprawę. Nie wspominała o tym, że skontaktuje się z wami czy zwróci dług. Najwyraźniej jednak wszystko dokładnie rozważyła i w końcu zaczęła myśleć rozsądnie.

Od tego czasu z sąsiadką nie było żadnych problemów. Nie łączy nas żadna zażyłość, ale szanujemy swoje granice. Nawet mi jej szkoda i staram się ją wspierać, jak tylko potrafię, za każdym razem, gdy odwiedzamy rodzinną wieś męża. A bywamy tam regularnie. Mój małżonek cieszy się, że może przebywać w domu rodzinnym podczas urlopów i weekendów. Ja natomiast cieszę się własnym skrawkiem zieleni.

Mariola, 53 lata

Czytaj także:
„Dawałem wnukowi co miesiąc kasę, żeby płacił moje rachunki. Ufałem mu, dopóki nie dostałem wezwania do zapłaty”
„Życie zmusiło naszą paczkę do zmian, na które nie byliśmy gotowi. Po powrocie z wakacji wydarzył się dramat”
„Gdy z konta zaczęły znikać pieniądze, wszyscy podejrzewaliśmy się o najgorsze. Poznałam prawdę i ręce mi opadły”

Redakcja poleca

REKLAMA