„Po śmierci męża, córka chce żebym stukała paciorki i płakała na cmentarzu. A ja wciąż pragnę miłości”

samotna kobieta fot. iStock, lucigerma
„Zdenerwowało mnie, że moja córka traktuje mnie tak instrumentalnie!”.
/ 19.06.2024 14:41
samotna kobieta fot. iStock, lucigerma

Nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś się zakocham. Miałam już swoje lata, bagaż doświadczeń. Wiodłam stabilne życie, może nieco monotonne, ale byłam z niego zadowolona. W zasadzie niczego mi nie brakowało. Miałam kochającą rodzinę i wiernych przyjaciół. Jedyne, co spędzało mi ostatnio sen z powiek, to problemy zdrowotne. Niby, jak na moje lata, nie było aż tak źle, ale jednak... Dokuczał mi zwłaszcza żołądek. Musiałam prowadzić oszczędny tryb życia, być na diecie. Ale i to nie pomagało. W końcu musiałam przejść operację. Gdy już trochę doszłam do siebie, lekarz zasugerował mi, żebym pojechała do sanatorium.

Nie chciałam wyjeżdżać. Byłam przyzwyczajona do tego, że mieszkam sama. Wiedziałam, że w sanatorium byłabym zmuszona żyć w narzuconym z góry rytmie, że musiałabym się dostosować do współlokatorek. Ogromnie obawiałam się, że będzie tam jeszcze gorzej niż w kolejkach u lekarza, gdzie jedynym tematem rozmów są choroby.

Jednak córka cierpliwie przekonywała mnie do wyjazdu.

Mamo, odpoczniesz tam, zobaczysz – mówiła. – A picie zdrowotnych wód też ci na pewno posłuży.

Szkoda mi było opuszczać dom. Czułam się za stara na wyjazdy. Zapuściłam korzenie na Górnym Śląsku i od dawna się stąd nie ruszałam. Byłam pewna, że spędzę tu resztę życia. W końcu jednak postanowiłam posłuchać córki i pojechałam do sanatorium w Kudowie-Zdroju.

Moje obawy okazały się przesadzone. Jedzenie nie było wcale tak okropne, jak się spodziewałam. Do smaku wód źródlanych też zdołałam się jakoś przyzwyczaić. Poza tym spotkałam mnóstwo ludzi z całej Polski! Wśród nich było kilka marud, które działały mi na nerwy, ale szybko znalazłam grupę osób, z którymi mile gawędziłam, grałam w warcaby i w brydża.

Najmilej rozmawiało mi się z Kazimierzem, który pochodził z Kołobrzegu. Ujął mnie tym, że zachowywał się zupełnie inaczej niż mężczyźni przebywający w sanatorium, którzy nieustannie flirtowali, i widać było, że tęsknili za czasami młodości.

Towarzystwa takich typów, którzy przyjechali tu na podryw, starałam się unikać. Kazimierz natomiast był cichy i spokojny! Bardzo miły, ale nie przymilny. Nikomu się nie narzucał, uważnie słuchał, gdy ktoś do niego mówił. Wydał mi się nieśmiały, więc to ja wyszłam z inicjatywą i zagadnęłam go na tarasie. Przegadaliśmy całe popołudnie. Kazimierz okazał się bowiem bardzo ciekawym człowiekiem. W przeszłości wiele podróżował: konstruował statki i pływał od portu do portu. W tej chwili miał nową pasję: startował w maratonach. Dlatego codziennie rano biegał!

Byłam pewna, że nasza znajomość skończy się na jednej interesującej rozmowie. Ja nie miałam o czym mu opowiadać. Wiodłam takie zwyczajne życie: młodo wyszłam za mąż, zaraz po ślubie urodziłam córkę, przez cały czas pracowałam jako sprzedawczyni. Ku mojemu zdziwieniu, Kazimierz następnego dnia mnie zagadnął i zaproponował wspólny spacer. Poznaliśmy się lepiej. Okazało się, że jest wdowcem, i że jego żona zmarła wiele lat temu. Doskonale rozumiałam jego ból, ponieważ mój mąż także umarł młodo.

Zaczęliśmy wiele czasu spędzać razem. Coraz rzadziej grywałam w brydża. Każdą wolną chwilę chciałam spędzać z Kazimierzem. Podczas jednego ze spacerów znaleźliśmy urządzoną w starym stylu kawiarenkę. Odtąd przesiadywaliśmy w niej długie godziny. Gadaliśmy, gadaliśmy, gadaliśmy... Pewnego razu Kazimierz ujął mnie za rękę. Odtąd nie kryliśmy się już z naszym uczuciem.

Strasznie mi było żal, kiedy musiałam wrócić do domu. Obawiałam się, że kontakt z Kazimierzem szybko się urwie. Jednak on nieustannie udowadniał, jak bardzo mu na mnie zależy: często dzwonił i pisał romantyczne listy. Moja córka nie wierzyła, że ten związek przetrwa. Czasem było mi bardzo przykro, kiedy rzucała kąśliwe uwagi pod moim adresem i naśmiewała się z moich uczuć.

Pewnego razu oświadczyłam córce, że Kazimierz mnie do siebie zaprosił, i że zamierzam pojechać do Kołobrzegu.

Mamo, ale przecież prawie nie znasz tego faceta! – oburzyła się. – Wyjeżdżasz na drugi koniec Polski, a to może być oszust, który naciąga starsze panie.

Mimo wszystko postanowiłam pojechać. Cudownie nam było z Kaziem! Niedługo potem i ja go do siebie zaprosiłam. Chciałam, aby poznał moją córkę. Jednak Magda była w stosunku do niego chłodna, żeby nie powiedzieć oschła. Nie rozumiałam, co jest przyczyną takiego zachowania. Kiedy oświadczyliśmy jej, że zamierzamy zamieszkać razem w Kołobrzegu, zupełnie zamilkła. Kazimierz bardzo zmartwił się jej reakcją.

– Nie chcę, żebyś przeze mnie kłóciła się z córką – powiedział mi, gdy zostaliśmy sam na sam.

Postanowiłam poważnie porozmawiać z Magdą. Myślałam, że wścieka się, bo po raz pierwszy związałam się z kimś po śmierci jej ojca. Tłumaczyłam, że kocham Kazimierza, że jest mi z nim dobrze! Lecz ona tylko wzruszyła ramionami.

Mamo, ale żeby tak w twoim wieku? – uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Każdy ma prawo do miłości – argumentowałam. – Co ma do tego wiek?
Ale ona mnie nie słuchała.

– A co będzie z moimi dziećmi? Kto się będzie zajmował wnukami?!

Zdenerwowało mnie, że moja córka traktuje mnie tak instrumentalnie!

– Do tej pory pomagałam ci jak tylko mogłam, ale mam prawo do swojego życia – odrzekłam. – Twoje dzieci już podrosły, nie potrzebują, żeby na nie chuchać i dmuchać. A jeśli chcesz, żeby ktoś się nimi zajmował, wynajmij nianię.

Córka próbowała we mnie wzbudzić wyrzuty sumienia. Sama momentami miałam wrażenie, że nie zasługuję na takie szczęście! Zastanawiałam się, dlaczego to akurat we mnie Kazio się zakochał. Przecież w sanatorium było tyle kobiet! Niektóre znacznie młodsze i ładniejsze ode mnie. Trudno mi było zrozumieć, dlaczego wybrał właśnie mnie. Gdy go o to spytałam, wyznał z uśmiechem:

– Jeszcze nigdy nie spotkałem tak pogodnej osoby jak ty. Samą swoją obecnością dostarczasz mi tyle radości.

Te słowa bardzo mnie dowartościowały, sprawiły, że przestałam przejmować się tym, co mi powiedziała córka. Przeprowadziłam się do Kołobrzegu i zamieszkałam razem z Kaziem. Szybko odnalazłam się w nowym środowisku. Uprawiam ogródek i spaceruję wraz z moim ukochanym brzegiem morza. Cieszę się każdą spędzoną z nim chwilą. Dzięki tej miłości czuję się co najmniej dwadzieścia lat młodsza.

Jadwiga, 65 lat

Czytaj także:
„Żona ma trzy razy większą wypłatę ode mnie. Ją stać na wakacje pod palmami, a mnie na te na balkonie”
„Dla żony byłem fajtłapą w życiu i ofermą w łóżku. Zdziwiła się, gdy moją męskość doceniła dziewczyna syna”
„Po śmierci męża poznałam przystojnego wdowca. Myślał, że może spać na mojej kasie, ale bardzo się pomylił”

Redakcja poleca

REKLAMA