Przez tyle czasu marzyłam o porywie namiętności sprzed lat, a tutaj... wielkie rozczarowanie. Jak mogłam być taka głupia? Wszystko jednak miało swoje konkretne powody.
Stabilnie i bezpiecznie
Przez wiele lat moje życie było poukładane, stabilne, bez większych wzlotów, ale i bez upadków. Tak mnie wychowano – żeby szukać stabilizacji, żeby wybierać mężczyznę, który zapewni mi bezpieczeństwo. Dlatego kiedy miałam 24 lata, bez większego zastanowienia wyszłam za Jarosława. Był typem człowieka, którego wszyscy uważali za rozsądnego, statecznego i, co najważniejsze, odpowiedzialnego. Kompletne przeciwieństwo Mariusza, chłopaka, z którym zakończyłam relację niedługo przed poznaniem męża. Moi rodzice go nie cierpieli: uważali go za lekkoducha, który niczego nigdy w życiu nie osiągnie.
– Znajdź sobie chłopaka porządnego, pracowitego, a nie takiego lesera – cmokał ojciec z niezadowoleniem.
Oczywiście, pod koniec studiów nadal kierowały mną porywy namiętności, ale gdy nasz związek rozpadł się z hukiem, chwilowo obraziłam się na miłość. Posłuchałam więc rodziców: zaczęłam szukać rozumem, a nie sercem. Wydawało mi się, że to jest recepta na szczęście. I tak znalazłam Jarka, w którym niemalże od razu rozpoznałam kandydata na męża. Nieważne, że nie czułam wielkiej miłości, że nie było namiętności. Myślałam, że może czasem pojawią się inne, ważniejsze rzeczy.
Z początku byłam nawet szczęśliwa
Jarosław był solidny, godny zaufania, odpowiedzialny, może trochę poważny, ale przecież to właśnie mnie do niego przyciągnęło. Myślałam, że będzie oparciem, kimś, na kogo zawsze będę mogła liczyć. A to przecież w życiu małżeńskim powinno być najważniejsze, prawda? Stabilizacja, wspólne cele, bezpieczeństwo. Czasami jednak z zazdrością patrzyłam na znajome, które opowiadały o szalonych romansach czy spontanicznych wyjazdach, ale tłumaczyłam sobie, że to nie dla mnie. Ja potrzebowałam czegoś innego.
Po jakimś czasie zaczęło jednak do mnie docierać, że czegoś nam brakuje. Jarosław był... zimny. Nie umiał okazywać mi czułości, jakby nie potrafił lub, co gorsza, jakby nie chciał. W naszym domu zapanował chłód, nie tylko fizyczny, ale i emocjonalny. Kiedyś myślałam, że brak intensywnych emocji to nie największy problem, że spokój jest lepszy niż burze, ale życie z Jarosławem było dla mnie jak powolne zanikanie. Z każdym rokiem coraz mniej się ze sobą komunikowaliśmy. Zamiast bliskości, czułam rosnący dystans, którego nie potrafiłam przełamać.
Czasem w nocy leżałam obok niego, patrząc na jego spokojną twarz, i wyobrażałam sobie, że jestem gdzieś indziej, z kimś innym. Czasami śniłam o innych mężczyznach – pełnych pasji, gotowych mnie zdobyć i pokochać tak, jak tego pragnęłam. Fantazjowałam o tym, jak by to było, gdyby ktoś mnie mocno przytulił, pocałował, patrzył mi głęboko w oczy i mówił, że jestem najważniejszą osobą w jego życiu. Ale te marzenia zawsze były tylko tym – marzeniami. Nigdy nie zdradziłam Jarosława, bo mimo wszystko chciałam być wobec niego lojalna. Wierzyłam, że to jest nasz obowiązek, że musimy w nim trwać, nawet jeśli uczucia dawno wygasły – o ile kiedykolwiek w ogóle istniały.
Musiałam w końcu odejść
Rozwód był decyzją, która dojrzewała we mnie latami. W końcu, kiedy pewnego dnia usiadłam przy stole i zdałam sobie sprawę, że nie potrafię znaleźć ani jednego powodu, dla którego powinniśmy być razem, poczułam ulgę. Rozmawialiśmy o tym krótko, bez emocji. Jarosław nawet nie próbował mnie zatrzymać. Może wiedział, że tak będzie lepiej dla nas obojga. A może po prostu mu na mnie nie zależało. W końcu nawet nie spojrzał na mnie, kiedy wychodziłam z naszego mieszkania po raz ostatni. Po kilkunastu latach małżeństwa poczułam, że opuszczam kogoś, kto nigdy nie był naprawdę blisko mnie.
Po rozwodzie nie wiedziałam, co robić z nagłą wolnością. Z jednej strony cieszyłam się, że już nie muszę znosić chłodu i obojętności, ale z drugiej... czułam się zagubiona, a moje życie wydawało mi się pozbawione głębszego znaczenia. Gdzieś w głębi wiedziałam, że to nieprawda, że mam jeszcze wiele przed sobą, ale przez chwilę wydawało mi się, że jestem pusta. Że nie ma we mnie nic, poza smutkiem i rozczarowaniem.
Któregoś dnia, zupełnie niespodziewanie, natknęłam się na zdjęcie Mariusza. Tego chłopaka z czasów studiów, tego, z którym łączył mnie gorący, burzliwy, ale i pamiętny związek. Nie przetrwał, bo oboje byliśmy wtedy zbyt młodzi, zbyt niedojrzali, ale wspomnienia o nim były zawsze ciepłe. W przeciwieństwie do Jarosława, Mariusz był spontaniczny, pełen energii, zawsze miał pomysł na nowe przygody. To z nim przeżyłam najbardziej szalone chwile swojego życia. Z nim czułam, że żyję naprawdę.
Nie zastanawiając się zbyt długo, napisałam do niego. Czułam się jak nastolatka, gdy rozpoznałam charakterystyczny przyspieszony rytm serca. Wiedziałam, że to irracjonalne, że nie powinnam tego robić, ale jednocześnie nie mogłam się powstrzymać. Po tych wszystkich latach fantazjowania o namiętności, pragnęłam choćby odrobiny tego, czego nigdy nie doświadczyłam z Jarosławem. Mariusz odpowiedział niemal natychmiast. Był tak samo bezpośredni jak dawniej; zaproponował spotkanie.
Umówiliśmy się na kolację
Czułam się dziwnie – jakbym wracała do przeszłości. Mariusz wciąż był przystojny, choć zmienił się nieco z wiekiem. Wciąż żartował, wciąż mówił o życiu, jakby to była jedna wielka przygoda. Na początku mnie to ujęło – ten powrót do młodzieńczej beztroski, której tak brakowało mi przez lata. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wypiliśmy zbyt wiele wina. W jego oczach widziałam dawne uczucie, tę iskrę, którą miał w sobie za czasów studiów.
Po kolacji poszliśmy do jego mieszkania. To wszystko działo się szybko, jakbyśmy nie mieli czasu do stracenia. Pamiętam, że czułam się wtedy tak żywa, tak pożądana, jak dawno się nie czułam. Mariusz z łatwością rozbudził we mnie to, czego brakowało mi przez całe małżeństwo z Jarosławem. Pocałunki, dotyk, wszystko było intensywne, jakbyśmy znów mieli po dwadzieścia lat.
Kiedy obudziłam się następnego ranka, przez chwilę czułam tylko błogość. Ale gdy rozejrzałam się po mieszkaniu, zalała mnie fala wstydu i poczucia winy. To, co kiedyś wydawało mi się urocze, teraz było chaosem. Jego mieszkanie było zabałaganione, pełne niedokończonych projektów, tanich, połamanych i pobrudzonych mebli i stert ubrań. Nie dbał o porządek, nadal żył jak lekkoduch, jakby życie w dorosłym świecie go przerosło. W tym momencie uświadomiłam sobie, że Mariusz się nie zmienił. Był tym samym człowiekiem, który nie myślał o przyszłości, który żył chwilą, ale bez planu, bez ambicji. Tylko, o ile kilkanaście lat wcześniej mogło to być akceptowalne, teraz było po prostu żałosne.
Patrzyłam, jak leży obok mnie, i zrobiło mi się niedobrze. To, czego pragnęłam przez tyle lat, okazało się iluzją. Marzyłam o kimś, kto będzie mnie kochał tak, jak tego potrzebowałam, ale nie rozważyłam, że ta miłość musi iść w parze z dojrzałością, z czymś więcej niż tylko namiętność. Mariusz nigdy nie był gotowy, by być kimś więcej niż chwilowym płomieniem. I choć przez chwilę czułam się, jakbym odzyskała coś, co dawno straciłam, teraz wiedziałam, że to, co było dobre w młodości, nie pasuje do mojego obecnego życia.
Muszę się dowiedzieć, czego chcę
Zrozumiałam, że ani Jarosław ani Mariusz nie byli winni mojego rozczarowania. To ja żyłam w marzeniach, oczekiwałam, że inni zapełnią pustkę, której sama nie potrafiłam wypełnić. Wyszłam z mieszkania Mariusza, nie żegnając się. Wiedziałam, że nie będę próbować drugi raz. Byłam wolna, ale też smutna – bo tyle lat spędziłam na fantazjach o czymś, co nigdy nie miało realnej wartości.
Gdy wróciłam do siebie, usiadłam na sofie i spojrzałam w lustro. Widziałam siebie, kobietę, która przeżyła już swoje wzloty i upadki, ale która dopiero teraz zaczyna rozumieć, czego naprawdę potrzebuje. Przeżyłam w życiu wielką namiętność, ale i skutki decyzji z rozsądku. I wiedziałam już, że nie mogę pozbawiać się ani jednego, ani drugiego.
Czy dowiedziałam się czegoś jeszcze? Tak. Już wiem, że jeśli coś nie wyszło za pierwszym razem, to znaczy, że był ku temu jakiś powód. A że lubimy zapominać o przyczynach naszych decyzji? To już inna sprawa.
Urszula, lat 40
Czytaj także:
„Mąż mnie zdradzał i zostawił dla młodszej. Na rozwodzie uniosłam się dumą i żałuję, bo mogłam wycisnąć z niego więcej”
„Postanowiłam złapać mojego faceta na dziecko. Drań się wywinął, więc próbowałam powtarzać ten plan, aż do skutku”
„Wiedziałam o zdradach męża, ale czekałam na dogodny moment. Zgotowałam mu taką zemstę, że długo będzie ją trawił”