„Mąż mnie zdradzał i zostawił dla młodszej. Na rozwodzie uniosłam się dumą i żałuję, bo mogłam wycisnąć z niego więcej”

Zamyślona kobieta po 40 fot. iStock by Getty Images, miniseries
„Ech, jak ja się pławiłam w tym moim przeklętym zachowaniu wielkiej damy! Nie mam pojęcia, na kim to miało robić wrażenie. Na pewno nie na mnie – kobiecie, która została porzucona. Mój świat się posypał, a ja oszukiwałam samą siebie, że to nic”.
/ 07.10.2024 07:15
Zamyślona kobieta po 40 fot. iStock by Getty Images, miniseries

Aura za oknem stawała się coraz bardziej przyjemna. Słoneczne dni zaczęły przeważać nad tymi zachmurzonymi. Ale czy to coś zmieniało? Czy przez to moje życie stało się prostsze, a kłopoty rozwiązywały się same? Nic z tych rzeczy, jedno nie wiązało się z drugim. Mijał prawie rok, od kiedy po rozwodzie podjęłam ryzyko i otworzyłam własny biznes. Przez tę przeklętą działalność nie byłam w stanie nawet porządnie odegrać się na zdradliwym małżonku!

Liczyłam na jego hojną pomoc, jeśli chodzi o kasę. Owszem, do tej pory regulował moje rachunki, ale teraz zaczynam mieć wątpliwości, czy koszty emocjonalne, jakie poniosłam, nie były zbyt wysokie.

Odszedł bez żadnego ostrzeżenia

I to po ponad dwudziestu latach naszego związku, który uważałam za udany. Czy miałam jakieś przeczucia? Jakieś podejrzenia? Nic a nic! Byłam kompletnie zaślepiona, jak kret wyciągnięty na powierzchnię, i całkowicie przeoczyłam chwilę, gdy w jego życiu pojawiła się inna. Mówiąc dokładniej, przespałam czas, kiedy pewna zaradna trzydziestolatka zawróciła mu w głowie. Dalej sprawy potoczyły się błyskawicznie. Nie chciałam robić scen, upokarzających awantur, płakać… No dobrze, łzy się lały, ale tylko po nocach albo gdzieś na parkingu pod hipermarketem, pomiędzy autami szczęśliwych rodzin – tak to sobie wtedy wyobrażałam, nie chciałam okazywać swojej słabości.

Zawsze uważałam, że jestem odważna, dobrze wychowana i pełna klasy. Och, jak bardzo delektowałam się i podbudowywałam swoje ego tą przeklętą pozą prawdziwej damy! A wszyscy na tym zyskiwali – mój małżonek, jego kochanka, a także nasza córeczka. Gdybym teraz spojrzała wstecz, czy postąpiłabym identycznie? Absolutnie nie! W żadnym wypadku! To największa bzdura, jaką próbuje się wcisnąć kobietom. Wznieście się powyżej tego, nie upokarzajcie się, nie poniżajcie własnej osoby i nie błagajcie o miłość.

No dobrze, przyznaję rację co do ostatniego punktu – uczucie, o które musisz błagać na kolanach, nie zasługuje na miano miłości w żadnym wypadku. Ale ten cały „cywilizowany rozwód”? Kto, do ciężkiej anielki, na tym zyskuje?! Na pewno nie ta osoba, która zostaje zostawiona na lodzie. Jakby tego było mało, że jej świat rozpada się na kawałki, to jeszcze oczekuje się od niej, żeby udawała, że wszystko jest cacy?!

Coraz dotkliwiej odczuwam osamotnienie

No i mamy, co mamy. Człowiek musi to z siebie wyrzucić, musi wykrzyczeć, bo jak nie, to wszyscy pomyślą, że nie jest aż tak kiepsko. Ale to nieprawda. Jest cholernie źle. Jest tragicznie! Jeśli o mnie chodzi, za mój cywilizowany rozwód zapłaciłam atakami paniki i wysokim ciśnieniem. Z jednym poradził sobie psycholog, na drugie łykam pigułki. A na co dzień od tego wszystkiego uciekam w robotę, korzystając z nieobecności porozwodowych skandali i poczucia winy mojego eks.

Zdecydowałam się wcielić w życie mój plan na własną działalność, jednak teraz nurtuje mnie mnóstwo obaw. Okazało się, że w prawdziwym świecie wszystko wygląda zupełnie inaczej niż na papierze. Wypromowanie nowego produktu na rynek to niesamowicie skomplikowany proces, który wymusza ogromną determinację i cierpliwość. Powoli zaczynam tracić zapał do dalszego działania.

Coraz mocniej dokucza mi samotność. Pozornie to fajne – nikt mi nie zawraca głowy, robię co chcę i żyję na luzie. Ale pustka w środku daje o sobie znać za każdym razem, gdy patrzę na ten kubek z pojedynczą szczoteczką. Nagle z zamyślenia wyciągnęła mnie melodia dzwoniącego telefonu.

– Cześć, Karola – znajomy głos w słuchawce od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy. Kumpela ma chyba szósty zmysł, bo zawsze dzwoni w odpowiednim momencie.

– No hej, co słychać? Opowiadaj, co tam u ciebie.

Przyjaciółka mnie wkręciła

Nasza przyjaźń z Magdą sięga jeszcze lat spędzonych w szkole średniej. Można powiedzieć, że od tamtego czasu praktycznie w ogóle nie miałyśmy dłuższych przestojów w kontaktach. Jasne, różniłyśmy się w poglądach, ale gdy przychodziło co do czego, umiałyśmy przeskoczyć nad błahostkami i dojść do porozumienia. Magda była zatrudniona w korpo (ten skrócony termin zawsze mnie rozśmieszał) i nieraz zachowywała się niczym zaprogramowany trybik większego mechanizmu. Momentami doprowadzało mnie to do szewskiej pasji, a kiedy indziej potrafiłam to wykorzystać na swoją korzyść.

– Ani myślę gadać o tej całej pracy – westchnęła głęboko. – Ciągle coś nowego, zmieniają szefostwo czy co, i wszystko przewracają do góry nogami!

– Czekaj, to znaczy, że znowu będą kogoś zwalniać? A może tym razem przyjmować nowych? – uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.

– Zwalniać na bank nie, bo chyba nie słyszałaś, że takich pracowitych mróweczek jak ja to nigdy za wiele.

– No pewnie, pewnie, akurat co do tego nie mam żadnych wątpliwości, takich pracusiów jak ty faktycznie brakuje.

– Nie żartuj sobie, bo zobaczysz, że ci przywalę przez telefon! A tak serio to dzwonię w konkretnym celu.

– Ojoj, aż strach się bać… – wymamrotałam.

– Daj spokój z tymi narzekaniami i negatywnym nastawieniem. Dotarła do ciebie wiadomość o zlocie starych szkolnych kumpli?

– Oj, szkolnych to rzeczywiście starych...

– Karolka! Weź przestań, no naprawdę.

– Dobra, dobra. To co z tym zlotem?

– Nie czytałaś wiadomości na mailu?

– Chyba coś przyszło, ale jakoś przeoczyłam.

Wiesz, że to już w najbliższą sobotę?

– Eee... I co z tego?

– Właśnie dałam im znać, że będziemy.

– Słucham? Nawet nie zapytałaś mnie o zdanie?!

– Daj spokój! A niby o co miałam cię pytać? O spotkanie na kawę? No bez przesady, to nie żadna trudna operacja! – Magda starała się zbyć temat i go wyśmiać.

– Okej, skoro już ich zapewniłaś, kochana, to sama się tam wybierzesz. Beze mnie.

– Nie wygłupiaj się, bardzo cię proszę, nie zachowuj jak dzieciak z przedszkola. To tylko pogaduchy z dawnymi kumplami. No zgódź się, nie bądź uparta jak osioł.

Postanowiłam coś w sobie zmienić

Prawdę mówiąc, planowałam jeszcze trochę pomarudzić, bo aktualnie perspektywa takiego sentymentalnego spotkania zupełnie mnie nie kręciła, ale ostatecznie, wbrew sobie samej, zdecydowałam się przystać na propozycję. Nie miałam też specjalnie nastroju na odgrywanie scen rodem z rozprawy rozwodowej, czego później pożałowałam.

Jasne, niech będzie, ale ty siadasz za kółkiem, także kawa dla ciebie, a ja napiję się winka.

– Ekstra, dogadałyśmy się! Buziaki!

– Cześć, to do zobaczenia.

Jak się rozłączyłam, poczułam motyle w brzuchu. Jednak nie takie, które pojawiają się ze strachu albo gdy czegoś bardzo nie chcesz robić, tylko takie związane z podekscytowaniem i lekką tremą. Właściwie to chyba całkiem niezły plan, prawda?

Weekend nadszedł niemal niepostrzeżenie. Magda dotarła bez opóźnień i obie stawiłyśmy się na miejscu o umówionej godzinie. Atmosfera była naprawdę miła, mimo że nie widziałam tych osób od ponad dwóch dekad i różnie mogło się to potoczyć. Niektórzy w ogóle się nie zmienili, innych ledwo co poznawałam. Zaskakujące było to, że pojawiła się praktycznie cała paczka. Nawet Anka i Michał, którzy chodzili ze sobą w liceum, pobrali się podczas studiów, a kilkanaście lat później wzięli rozwód. Nie mam pojęcia, jak wyglądało ich rozstanie, bo nie opowiadali o tym, ale patrząc na to, jak się do siebie odnosili, bardziej niż poprawnie, obstawiałabym zgodny rozwód. Aż chce się spytać, gdzie się podziały te wredne baby, które robią o wszystko afery...

Rafał wziął mój numer i mówił, że się odezwie...

Na imprezie zjawił się również Rafał. W ostatniej klasie liceum byłam w nim po uszy zakochana. Może teraz nie wyglądał już tak pociągająco, ale nadal coś między nami iskrzyło. Był singlem, jednak nie takim typowym, zatwardziałym kawalerem – przez dekadę żył w nieformalnej relacji i dochował się dorosłego syna. Lwią część wieczoru spędziłam, gadając właśnie z Rafałem. Rozmawiało nam się świetnie, zdecydowanie lepiej niż w czasach szkolnych, kiedy głównie wzdychałam, obserwując go podczas meczów koszykówki. Atmosfera była na tyle przyjemna, że nie miałam ochoty kończyć tego spotkania. Magda jednak naciskała na powrót do domu. Następnego dnia czekała ją praca w korporacji.

Rafał nalegał, abym nie wychodziła. Zaoferował mi podwózkę do domu, ale w końcu postanowiłam odmówić. Nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa. Właściwie to nawet nie wiedziałam, do czego powinnam się przygotować. Do wspólnego wieczoru we dwoje, rozpoczęcia czegoś na poważnie, emocjonalnej huśtawki, nadziei, która prędzej czy później pryśnie, oczekiwań innych i moich własnych…? A może po prostu bałam się wszelkich problemów, które mogły się pojawić? Ciągle myślałam o tym, czy jeszcze kiedyś go zobaczę. I czy kolejne spotkanie miałoby w ogóle jakikolwiek sens. Co prawda zapisał mój numer telefonu i obiecał, że się odezwie, ale… czy ja naprawdę tego pragnęłam?

Kiedy tylko Magda dostrzegła moje zauroczenie, od razu zasugerowała, żebym dała się ponieść emocjom. No tak, typowe podejście ludzi z korpo. Przecież korporacyjne szczurki lecą przed siebie jak szalone, gdy tylko zwietrzą okazję. Nawet jeśli nagrody nie ma, to i tak pędzą do przodu, bo sama idea ich napędza. Ja jednak, mimo że sporo rozmyślałam o Rafale i o tym, co mogłoby nas połączyć, starałam się zbytnio nie fantazjować. W końcu takie sytuacje raczej nie przydarzają się zbyt często w zwykłym, codziennym życiu. Spotkać kogoś po wielu latach i tak z dnia na dzień wpaść w ramiona namiętności? Nierealne.

Nie liczyłam na miłość jak z bajki, nic z tych rzeczy! Marzyłam tylko o zwykłym, przeciętnym facecie, nic więcej... Jego telefon zaskoczył mnie we wtorek, o 19:27. Zapamiętałam dokładnie godzinę i każde jego słowo. Niewiele tego było. Zaprosił mnie na spotkanie. Czy przyjęłam zaproszenie? No jasne! W końcu nie miałam nic do stracenia, prawda?

Powiedziałam „tak” bez dłuższego namysłu i analizowania sytuacji. W końcu byłam singielką i chciałam w pełni cieszyć się tą swobodą. Nie liczyłam na wiele, ale jedno wiedziałam na pewno: czeka mnie świetna zabawa. A co z robotą? Dam sobie z nią radę, jak tylko poczuję przypływ pozytywnej energii i motywacji.

Karolina, 48 lat

Czytaj także:
„Po 20 latach od ślubu mąż pozbył się mnie jak śmiecia i wyrzucił z domu. Nie interesowało go, co się ze mną stanie”
„Teść obiecał nam pomoc finansową, ale miał swoje warunki. Myślał, że będę mu dziękować w łóżku”
„Michał był o mnie chorobliwie zazdrosny. To co zrobił w moim biurze było absolutnym przegięciem”

Redakcja poleca

REKLAMA