„Po rozwodzie miałam nabrać wiatru w żagle, a skończyłam jak rozbitek na bezludnej wyspie. Wszyscy się ode mnie odwrócili”

Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Byłam głupia! Myślałam, że po rozwodzie odetchnę pełną piersią, rozwinę skrzydła. Tymczasem, zamiast się bawić, korzystać z odzyskanej wolności – siedzę w domu sama. Znajomi nie mają dla mnie czasu, a przyjaciółki traktują jak desperatkę i złodziejkę mężów. To jakaś kpina”.
/ 02.02.2022 08:06
Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Kiedy przed ośmiu laty wychodziłam za Tomka, nawet przez myśl mi nie przeszło, że nasze małżeństwo skończy się rozwodem. Sądziłam, że będziemy żyć jak w bajce: długo i szczęśliwie. Jednak gdy minęło pierwsze zauroczenie, zrozumiałam, że mój ukochany nie jest takim ideałem, jak mi się wydawało. Owszem, zarabiał pieniądze, był odpowiedzialny, silny ale…

Ja marzyłam o partnerskim związku, a on widział siebie w roli pana i władcy. Chciał mnie kontrolować, sam o wszystkim decydować. Nie tylko o poważnych sprawach, ale nawet o tym, z kim się spotykamy i kiedy wychodzimy z imprezy.

Nieraz było tak, że ja chciałam się jeszcze bawić, a Tomek oświadczał, że jest zmęczony, i zarządzał powrót do domu. No i musiałam wyjść, bo mój mąż nie wyobrażał sobie, że mogłabym zostać sama.
Mama wychowała mnie na niezależną kobietę, więc z dnia na dzień coraz trudniej było mi znieść te ograniczenia.

Dusiłam się. Czułam się jak nurek, któremu w głębinach ktoś odcina dopływ tlenu. Miałam jeszcze nadzieję, że z czasem Tomek się zmieni, ale zamiast lepiej, było coraz gorzej. Dlatego w końcu postanowiliśmy się rozstać.

Na szczęście nie mieliśmy dzieci, więc sprawa rozwodowa przebiegła dość gładko. Dwie godziny – i byłam wolna. Z radości aż skakałam po sądowym korytarzu. Jedyne, o czym wtedy myślałam, to to, że wreszcie mogę odetchnąć pełną piersią, że Tomek nie będzie mnie już ograniczał, narzucał swojego zdania, dyktował, co mam robić.

I rzeczywiście, przez pierwsze tygodnie miałam wrażenie, że świat stoi przede mną otworem. Snułam plany, obiecywałam sobie, że zrobię to czy tamto. Byłam taka szczęśliwa, pełna zapału! Ale w miarę upływu czasu mój entuzjazm słabł. Okazało się, że sama wieczorem nie mam ochoty nigdzie wychodzić.

Kilka razy się zbierałam, ale rezygnowałam. Jakoś mi było głupio i niezręcznie iść do klubu czy restauracji. Facet to ma dobrze. Może sam siedzieć przy stoliku czy szaleć na parkiecie i nikt nie widzi w tym niczego złego. A kobieta?

Zaraz wszyscy biorą ją za biedną desperatkę, której nikt nie chce, lub panienkę bez zasad szukającą wrażeń. Oczami wyobraźni już widziałam te znaczące, ironiczne uśmieszki… Liczyłam na towarzystwo znajomych, ale tu spotkała mnie przykra niespodzianka.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w… szczęściu

Gdy byłam jeszcze z Tomkiem, przyjaźniliśmy się z kilkoma małżeństwami. Często umawialiśmy się z nimi w soboty na mieście, chodziliśmy wspólnie na imprezy. Lubiłam ich wszystkich, ale szczególnie blisko byliśmy z Hanką i Rafałem.

Z nimi spotykaliśmy się nawet w tygodniu. Zapraszaliśmy ich do siebie na kawę czy wino albo wpadaliśmy do nich. Byliśmy prawie jak rodzina. Myślałam, że po moim rozwodzie z Tomkiem nic się nie zmieni. Niestety…

Hanka i Rafał wkrótce zaczęli się dziwnie zachowywać. Skończyły się nasze spotkania i wspólne wypady na miasto. Było oczywiste, że drastycznie ograniczyli ze mną kontakty. Owszem, czasem dzwonili i pytali, co słychać, z rzadka zapraszali do siebie. Jednak o imprezowaniu z resztą towarzystwa absolutnie już nie było mowy.

Kilka razy pytałam, czy ktoś czegoś nie organizuje, bo mam ochotę gdzieś wyjść, zabawić się. Na to oni, że na razie nie, że może w następny weekend, kiedy indziej... A potem na portalach społecznościowych czytałam, że szaleli gdzieś ze wszystkimi przez pół nocy. Z żalu chciało mi się wyć.

Boją się, że teraz zacznę podrywać ich mężów?

Po trzecim takim numerze miałam dość. Pojechałam do Hanki i Rafała. Chciałam się wreszcie dowiedzieć, dlaczego wszyscy odstawili mnie na boczny tor. Przecież się nie zmieniłam! Kręcili, kluczyli ale w końcu wyznali, że specjalnie mnie nie zapraszają.

Bo skoro wokół same pary, to nie chcą, żebym ja, sama, źle się wśród nich czuła. A Hanka wyznała mi w tajemnicy, że niektóre dziewczyny uważają, że jestem zagrożeniem dla ich małżeństw. Bo nie wiadomo, co takiej samotnej i złaknionej miłości może do głowy przyjść. Oczywiście przekonywała, że ona do tej grupy nie należy, ale nie jestem pewna, czy była do końca ze mną szczera.

Jestem załamana. Tak liczyłam, że gdy będę sama, nabiorę wiatru w żagle… A tu na odwrót, czuję się ograniczona i odrzucona. I coś mi się wydaje, że dopóki nie znajdę jakiegoś faceta, nic się nie zmieni.

Chyba więc zajrzę do internetu na portale dla singli. Może trafi się szybko ktoś interesujący. Mam już dość tej bezludnej wyspy. Zwłaszcza że zaraz moje urodziny. Nie chciałabym wznosić toastu do swojego odbicia w lustrze... 

Czytaj także:
„Narzeczony zostawił mnie kilka dni przed ślubem. Zadzwoniłam do jego matki. Nie wiedziała, kim jestem”
„Żona mojego kochanka groziła, że nigdy go nie będę miała. Zrobiła coś najgorszego, mój ukochany stracił córkę”
„Moje małżeństwo to porażka. Mąż nigdy nie zajmował się synem. Nie chciał marnować życia z naburmuszoną żoną”

Redakcja poleca

REKLAMA