„Mąż oszczędza na jedzeniu i ogrzewaniu. Każe mi jeść suche bułki i siedzieć pod kołdrą, jak mi jest zimno”

rozczarowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Tetra Images
„Na półkach w kuchni stały teraz konserwy i tanie makarony w kilogramowych paczkach, a na stole widniał blok taniego sera, który przypominał raczej kawałek plastiku niż coś do jedzenia. No i te czerstwe bułki”.
/ 16.11.2024 17:30
rozczarowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Tetra Images

Na początku naszego małżeństwa, wszystko wydawało się proste. Ja i Paweł byliśmy zgodni w podejściu do życia – cieszyliśmy się z tego, co mamy, i nie dążyliśmy do luksusów, ale nie mieliśmy problemu, by korzystać z wygód codzienności. Paweł, pracownik logistyki, i ja, księgowa, w większości patrzyliśmy na sprawy podobnie, chociaż zdarzały się różnice, które jednak nigdy nie miały większego znaczenia.

Ostatni rok wszystko zmienił

Kiedy Paweł zaczął wracać z pracy przygnębiony i zmartwiony, początkowo myślałam, że to chwilowe – każdy może mieć gorszy okres. Ale potem przyszedł moment, gdy zaczęły się zmiany w naszych wydatkach. Paweł powoli ograniczał kolejne drobne przyjemności: weekendowy wypad na kawę, kolacja na mieście raz na jakiś czas – wszystko nagle stało się „niepotrzebnym luksusem”. Jego oszczędność narastała z dnia na dzień, aż w końcu zaczęła dotykać rzeczy, które dla mnie były podstawowe.

Dawniej śmialiśmy się z „oszczędzania na przyszłość”, mając na myśli raczej lepszą organizację domowych finansów, a nie skrajne rezygnowanie z wygód. Teraz Paweł mówił o tym na poważnie, twierdząc, że trzeba być przygotowanym na najgorsze.

Byłam zaskoczona

Stałam przy oknie, patrząc na te wyszarzałe zasłony, które pamiętały jeszcze nasze pierwsze wspólne mieszkanie. Były już wypłowiałe, z kilkoma małymi dziurkami, które ciągle układałam tak, by nie były widoczne. Wreszcie, zebrałam się na odwagę i powiedziałam Pawłowi:

– Paweł, musimy kupić nowe zasłony do salonu. Te już się dosłownie rozsypują. – uniosłam materiał, pokazując mu jedną z dziur.

Marta, to jest zbędny wydatek – westchnął i podszedł bliżej, jakby chciał dokładniej obejrzeć tę nieszczęsną dziurę. – Można je po prostu wyprać, odświeżyć, a jak trzeba, to sam coś załatam.

– Odświeżyć? Paweł, te zasłony mają chyba dziesięć lat! – Próbowałam zachować spokój, ale wiedziałam, że dyskusja zmierza w niepokojącym kierunku.

– Marta, naprawdę musimy się trzymać tego, co absolutnie konieczne. Chodzi o naszą przyszłość. – Jego głos brzmiał stanowczo, ale nieoczekiwanie chłodno.

Czułam, jak moje dłonie zaciskają się na materiale.

– Przyszłość? A co z teraźniejszością? Nie możemy żyć tylko po to, żeby przetrwać, Paweł.

– Marta, na luksusy jeszcze przyjdzie czas, teraz musimy być rozważni.

Spojrzałam na niego, zdziwiona, jak daleko zaszedł w tej swojej roztropności.

Mąż wyłączył ogrzewanie

Noc była wyjątkowo chłodna, a ja obudziłam się zmarznięta, z policzkiem przyciśniętym do lodowatej poduszki. Poczułam, że kołdra, choć gruba, nie chroni mnie przed przeszywającym chłodem, który rozchodził się po całym pokoju. „Niemożliwe, że grzejnik znów się zepsuł” – pomyślałam, wstając z łóżka. Z duszą na ramieniu ruszyłam do salonu i... zobaczyłam, że termostat jest wyłączony.

Zasłaniając się szlafrokiem, poszłam do kuchni, gdzie Paweł właśnie kończył herbatę przed wyjściem do pracy.

– Paweł, dlaczego wyłączyłeś ogrzewanie na noc? Jest lodowato! – wyrzuciłam z siebie, próbując stłumić irytację.

Marta, pod kołdrą jest ciepło. Nie musimy ogrzewać całego mieszkania tylko po to, żeby było „przyjemnie”. Ogrzewanie kosztuje fortunę.

Stałam tam, patrząc na niego, nie dowierzając.

– To nie jest żaden luksus! To podstawa. Chcę się normalnie wyspać, a nie marznąć!

– Marta, przesadzasz. Za bardzo się do tego przyzwyczaiłaś, a my musimy być rozważniejsi. Naprawdę, ciepło pod kołdrą powinno wystarczyć – odpowiedział, jakby to była najbardziej logiczna rzecz na świecie.

Ale to nie koniec. Tego samego dnia, gdy Paweł wychodził do pracy, zauważyłam, że wyłącza prąd w kuchni i salonie.

– Po co wyłączasz wszystko? – spytałam z nutą niedowierzania.

– Musimy oszczędzać, Marta. Światło, prąd... wszystko kosztuje.

Czułam, że coraz bardziej wymyka mi się z rąk normalne życie, a Paweł, z tym swoim oszczędzaniem, zabiera mi wszystko, co kiedyś było zwyczajne.

Jedliśmy tanie produkty

Z każdym dniem miałam wrażenie, że Paweł przechodzi na kolejny poziom tej swojej „drogi oszczędności”. Kiedy wrócił z hurtowni z pełnymi siatkami produktów, które przypominały jedzenie tylko z nazwy, już wiedziałam, że czeka nas kolejna rozmowa. Na półkach w kuchni stały teraz konserwy i tanie makarony w kilogramowych paczkach, a na stole widniał blok taniego sera, który przypominał raczej kawałek plastiku niż coś do jedzenia. No i te czerstwe bułki. Postanowiłam, że nie będę już tego dłużej zamiatać pod dywan.

Paweł, nie chcę jeść tego... czegoś. – przełknęłam ślinę, patrząc na niego z determinacją. – Dlaczego nagle wszystko w naszym życiu musi być najtańsze? Czemu jedzenie, które kupujesz, wygląda jak dla psa?

Paweł spuścił wzrok, jakby starał się znaleźć w sobie cierpliwość. – Marta, ja tylko staram się zabezpieczyć naszą przyszłość. Nie chcę żyć z dnia na dzień, nie wiedząc, co przyniesie jutro.

– Ale czemu kosztem normalności? Kosztem tego, że nie mogę zjeść nawet porządnego śniadania? – Mój głos drżał, ale nie mogłam tego powstrzymać. – Paweł, ja naprawdę nie mogę już tak żyć. To wszystko sprawia, że czuję się jak w jakiejś pułapce!

Westchnął ciężko i przetarł dłonią twarz.

– Wiesz, w pracy nie jest teraz stabilnie. Boję się, że stracę zatrudnienie i zostaniemy bez niczego. Muszę myśleć o tym, co będzie, a nie o chwilowych przyjemnościach. Komfort... – tu przerwał, jakby ważył to słowo. – Komfort możemy mieć, ale później.

Poczułam, jak gniew miesza się ze smutkiem.

– Paweł, nie rozumiesz. To, co robisz, to nie jest życie. To przetrwanie. A ja nie jestem gotowa wyrzec się wszystkiego tylko po to, żeby żyć w nieustannym strachu przed przyszłością.

Przez chwilę patrzył na mnie, jakby dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo mnie to dotyka. Ale zamiast odpowiedzi, odwrócił się i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z poczuciem, że nasze życie wymyka się nam spod kontroli, a nasze małżeństwo dryfuje ku czemuś, co staje się coraz bardziej obce.

Mąż dalej szukał oszczędności

Kiedy Paweł wrócił do domu i oznajmił, że od przyszłego miesiąca rezygnujemy z internetu, zamarłam. Myślałam, że to żart. Patrzyłam na niego, czekając na znak, że za chwilę się uśmiechnie i przyzna, że tylko testuje moją reakcję. Ale w jego oczach widziałam zimną, niezłomną determinację.

– Paweł, chyba nie mówisz poważnie? – zapytałam powoli, ważąc każde słowo. – Chcesz nas odciąć od świata? Przecież nawet rachunki trzeba płacić przez internet.

– Marta, wyolbrzymiasz. W pracy mam dostęp do sieci, a ty możesz korzystać z telefonu, kiedy naprawdę coś potrzebujesz – odpowiedział spokojnie, jakby mówił o czymś absolutnie oczywistym. – To kolejne zbędne sto złotych miesięcznie, które możemy zaoszczędzić.

– Z telefonu? Paweł, to nie jest rozwiązanie. Nawet nie chcę myśleć, jak skomplikujesz nam życie, jeśli będę miała wszystko załatwiać przez malutki ekran. – wściekłość narastała we mnie z każdą sekundą. – To jest absurd. Najpierw jedzenie, potem ogrzewanie, a teraz to? Próbujesz nas zamknąć w jakimś świecie wyrzeczeń, który nie ma nic wspólnego z normalnym życiem.

Przez chwilę patrzyłam na niego, z nadzieją, że dostrzeże absurd tej sytuacji, że wróci do zdrowego rozsądku. Ale Paweł wzruszył tylko ramionami.

– Marta, to chwilowe. Przetrwamy trudny czas, a później wrócimy do normalności – zapewnił mnie, choć jego ton nie brzmiał już pewnie.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W naszym domu panowała cisza, która coraz bardziej mi ciążyła. Wiedziałam, że to miejsce, które kiedyś było pełne ciepła i naszego wspólnego życia, staje się zimnym, odległym schronieniem. Paweł nie widział w tym problemu – dla niego liczyło się tylko przetrwanie, ale ja zaczynałam się zastanawiać, jak długo jeszcze zdołam żyć w takiej wersji „naszej przyszłości”.

Mam dość biedowania

Kolejnego wieczoru, kiedy Paweł po raz kolejny zasugerował, żebyśmy zaczęli ograniczać gorącą wodę, poczułam, że coś we mnie pęka. Przysiadłam na brzegu kanapy i nie mogłam już dłużej tego tłumić.

– Paweł, co jeszcze chcesz nam zabrać? – zapytałam, patrząc na niego ze zmęczeniem, które skumulowało się we mnie przez te wszystkie tygodnie.

Spojrzał na mnie bez zrozumienia, jakby to pytanie go zaskoczyło. – Marta, ja tylko chcę, żebyśmy byli bezpieczni finansowo. Żebyś nie musiała się martwić o przyszłość.

– Ale ja już się martwię. – Głos mi zadrżał. – Martwię się, że zamiast nas zabezpieczać, ty niszczysz wszystko, co kiedyś było naszym wspólnym życiem.

Zamilkł, zaskoczony moimi słowami. Widziałam, jak w jego oczach pojawia się cień wątpliwości, ale trwał w swoim uporze. Poczułam, że dotarłam do granicy – że nie jestem gotowa zrezygnować z podstawowych wygód, z życia, które budowaliśmy latami, tylko po to, by żyć w ciągłym lęku.

– Paweł, jeśli nie zmienisz podejścia, nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam – wyszeptałam, gotowa na wszystko.

Marta, 34 lata

Czytaj także: „Mąż kupował mi tylko tanie perfumy z dyskontu. W końcu odkryłam, dlaczego żałował na mnie kasy”
„Partnerka myślała, że wrobi mnie w ojcostwo dziecka z romansu. Nie spodziewała się jednak, jakiego asa mam w rękawie”
„Śmierć męża mnie załamała, ale gdy odkryłam jego tajemnicę, wiem, że nie zasłużył na moje łzy”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA