Wracałam zmęczona po całym dniu pracy. Plecy bolały od ciągłego stania za kasą, a myśli krążyły tylko wokół rachunków, które znów czekały na zapłatę. Po drodze minęłam przystanek i wtedy go zobaczyłam – leżał tam portfel, samotny, prawie niewidoczny, przyciśnięty do krawężnika.
W portfelu była fortuna
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego niepewnie. Ktoś go zgubił… Może nawet ktoś taki jak ja, kto teraz przeszukuje wszystkie kieszenie, licząc, że jeszcze znajdzie pieniądze na obiad. Otworzyłam. W środku były banknoty, dużo banknotów.
– Boże… – wyszeptałam sama do siebie, czując, jak serce zaczyna bić szybciej.
Tyle pieniędzy, że mogłabym od razu spłacić jedną z rat za długi albo kupić Marysi nowe buty, o które prosiła już od tygodni. Trzymałam portfel w rękach, czując ciepło bijące od pieniędzy. Taka suma – no, to nie były drobne na bułki! Wiedziałam, że wystarczyłoby na pokrycie zaległości, które ciążą mi jak kamień u szyi. Każdy oddech przypominał mi, że jeśli zaraz nie zapłacę, odetną nam prąd.
– Mama, co ci się stało? – spytała Marysia, wyciągając się do mojego ramienia. Musiała wyczuć, że coś jest nie tak.
Odwróciłam wzrok, udając, że nic się nie dzieje.
– Wszystko dobrze, kochanie – mruknęłam, chowając portfel głębiej do torby. Miałam w głowie mętlik, ale nie mogłam pozwolić, żeby córka widziała, jak się gubię.
Przez resztę drogi do domu patrzyłam na ludzi wokół – czy ktoś zauważył, co trzymam? Czy ktoś już zgubił portfel i zaraz zorientuje się, że bez pieniędzy nie zapłaci za kolację? Zaczęłam się bać tej gotówki, jakby nagle miała w sobie coś przeklętego. Po dotarciu do mieszkania usiadłam ciężko przy stole, patrząc na portfel leżący przed mną. Czułam, że ten moment wiele zmienia. Moje myśli wędrowały do Marysi – przecież nie tak chciałam ją wychować. Co by sobie pomyślała, gdyby wiedziała, że te pieniądze przyszły do nas nie z naszej pracy, tylko przez czyjąś zgubę?
Z westchnieniem wstałam od stołu i wsunęłam portfel z powrotem do torby. Jutro po pracy pójdę na policję. Powiem im, że znalazłam. Może to głupie, ale czuję, że tak powinnam zrobić. W myślach pojawiła się jeszcze iskierka nadziei: że jeśli ten człowiek naprawdę będzie chciał portfel z powrotem, to może… może mnie jakoś wynagrodzi.
Nie mogłam postąpić inaczej
Oddałam portfel. Na komisariacie patrzyli na mnie jak na idiotkę – miny tych policjantów, jakby pierwszy raz widzieli kogoś, kto nie wziął czegoś, co leżało na ulicy. Ale zrobiłam to. Zostawiłam tam portfel, podałam swoje dane na wypadek, gdyby właściciel chciał się ze mną skontaktować. Z poczuciem, że postąpiłam słusznie, wróciłam do domu.
Kilka dni później, kiedy siedziałam w kuchni przy zimnej kawie, zadzwonił telefon.
– Dzień dobry, dzwonimy z komisariatu. Znalazła pani portfel pana Wojciecha...
Próbowałam sobie przypomnieć, czy słyszałam kiedyś to nazwisko, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
– Tak, to ja, znalazłam go. Czy... czy pan Wojciech chciałby się ze mną skontaktować? – zapytałam, czując dziwną nadzieję.
Policjant chrząknął.
– Właściwie, to już nie ma potrzeby. Pan Wojciech odebrał portfel i stwierdził, że nie ma potrzeby, aby się z panią kontaktować.
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko podziękowałam i odłożyłam słuchawkę. Może zrobiłam to bezinteresownie, ale nie ukrywam – liczyłam chociaż na jakieś słowo podziękowania.
Tego samego dnia poszłam do Ewy, żeby się wygadać.
– Oddałaś? – spytała, patrząc na mnie z niedowierzaniem, kiedy opowiedziałam jej całą historię.
– No… tak. Wydawało mi się, że to będzie uczciwe. Może pomyśli o jakiejś nagrodzie. Ale nawet nie podziękował.
Ewa spojrzała na mnie z lekką irytacją.
– Karolina, jesteś naiwna. Ludzie tacy jak on żyją w swoim świecie. Oni nie rozumieją, że komuś mogłoby zależeć na tej sumie, bo dla nich to drobne na weekendowy wypad. A ty masz długi, rachunki... Jak myślisz, kto bardziej potrzebował tych pieniędzy?
– No, ja, ale... – zaczęłam, ale sama już nie byłam pewna, co chcę powiedzieć. Może rzeczywiście dałam się oszukać swoim wyobrażeniom.
– Następnym razem pomyśl o sobie – dodała Ewa, marszcząc czoło.
Słowa Ewy siedziały mi w głowie długo po tej rozmowie, wywołując wątpliwości, czy naprawdę dobrze zrobiłam, oddając te pieniądze.
Rzeczywiście byłam naiwna
Od rozmowy z Ewą minęło kilka dni, a moje myśli krążyły wokół tej sytuacji jak błędne koło. Gdzieś z tyłu głowy pojawiał się głos: „Mogłaś postąpić inaczej”. Pamiętałam, jak wypełniałam te formularze na komisariacie, jak oddawałam każdą złotówkę… jakbym miała w tym coś do zyskania.
Każdego dnia, w każdej małej porażce dnia codziennego, wracał do mnie obraz portfela. Kolejne rachunki się piętrzyły, a ja nie mogłam przestać myśleć o tych pieniądzach. Za każdym razem, kiedy słyszałam w radiu o ludziach, którzy mają wszystko, zżerał mnie coraz większy żal. A potem, pewnego wieczoru, przeglądając wiadomości na telefonie, natknęłam się na artykuł o nim – o Wojciechu, właścicielu zgubionego portfela.
W tytule widniało jego nazwisko i fotografia z ostatniego wywiadu. Na zdjęciu Wojciech uśmiechał się szeroko, trzymając w dłoni kieliszek szampana. Tekst aż kipiał opowieściami o jego sukcesach, o jego firmie, o luksusowych samochodach, którymi jeździł na co dzień.
Zamarłam, przyglądając się jego twarzy. Ten sam człowiek, któremu oddałam pieniądze, ot tak, bez słowa podziękowania, wydawał fortuny na błahostki. Ktoś taki miał zresztą na głowie ważniejsze sprawy niż podziękowanie biednej matce za uczciwość. Ściskało mnie w żołądku na myśl o tym, jak łatwo mogłam mieć to wszystko gdzieś i zachować te pieniądze dla siebie.
Wieczorem położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Jak długo można udawać, że uczciwość ma sens, jeśli ludzie, którym oddajemy coś od siebie, są tak niewdzięczni? Mój mąż, zanim odszedł, zawsze powtarzał, że tylko naiwni się przejmują i że życie to nie historia o tym, że dobro wraca.
Patrzyłam na twarz mojej córki śpiącej obok mnie i myślałam, jak trudno będzie jej nauczyć, że pieniądze nie są najważniejsze, skoro każda złotówka może zmienić jej codzienność.
Powiedziałam mu to prosto w twarz
Kilka dni później, wracając z pracy, zauważyłam, że w pobliskiej kawiarni zrobiło się tłoczno. Przyciągnął mnie szmer rozmów, a przez szybę dostrzegłam znajomą twarz. Wojciech, ten sam, któremu oddałam portfel, siedział otoczony znajomymi, śmiejąc się głośno. Jego stolik zastawiony był drogimi drinkami, a on sam wyglądał, jakby cały świat należał do niego.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Weszłam do środka, jakby ktoś inny kierował moimi krokami. Obserwowałam, jak beztrosko gestykuluje, opowiadając coś swoim znajomym. Słyszałam urywki rozmowy o wakacjach w tropikach, nowych zegarkach, i jakimś samochodzie, który miał w planach kupić. W końcu zebrałam się na odwagę i podeszłam bliżej.
– Przepraszam, panie Wojciechu – zaczęłam, choć głos trochę mi się łamał. – Ja... to ja znalazłam pański portfel. Ten, który pan zgubił ostatnio.
Spojrzał na mnie leniwie, jakby nie do końca pamiętał, o co chodzi.
– A tak, dziękuję, już dawno o tym zapomniałem – odpowiedział, uśmiechając się lekko, ale nie z wdzięcznością, tylko raczej z jakąś obojętnością, jakbym mówiła o czymś mało ważnym.
Przełknęłam ślinę, czując narastającą frustrację. Serce biło mi jak oszalałe, ale zmusiłam się, żeby kontynuować.
– Wie pan, liczyłam na jakieś słowo… na cokolwiek. Mam córkę, długi... Nie oczekiwałam wiele, ale wydawało mi się, że uczciwość coś znaczy.
Wojciech spojrzał na mnie z lekko zmieszanym wyrazem twarzy, a potem wzruszył ramionami.
– Naprawdę? Słuchaj, każdy ma swoje problemy. Znalazłaś mój portfel, dobrze zrobiłaś. Ale… nie spodziewaj się nagród za robienie tego, co należy – stwierdził chłodno, po czym odwrócił się z powrotem do swoich znajomych, zostawiając mnie tam, jakbym nigdy nie istniała.
Stałam przez chwilę oszołomiona, czekając, aż powie coś jeszcze, cokolwiek, co mogłoby odwrócić ten lodowaty brak wdzięczności. Ale nie powiedział ani słowa więcej, jakby zapomniał o mnie w momencie, gdy zniknęłam z jego pola widzenia. Wyszłam z kawiarni z ciężkim sercem, przysięgając sobie, że nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś tak mnie potraktował.
Żałuję swojej decyzji
W drodze do domu łzy cisnęły mi się do oczu, ale zacisnęłam zęby. Ostatnia rzecz, na jaką mogłam sobie teraz pozwolić, to słabość. Życie nie będzie się nade mną litować, musiałam to w końcu zrozumieć. Weszłam do mieszkania i zobaczyłam Marysię bawiącą się na dywanie. Podbiegła do mnie z uśmiechem, jakby wyczuwała, że potrzebuję czegoś dobrego.
Usiadłam przy niej, patrząc na jej radosne spojrzenie i przypomniałam sobie, dlaczego uczciwość była dla mnie tak ważna. Nie chciałam, żeby Marysia patrzyła na świat przez pryzmat pieniędzy, nie chciałam, żeby wartości, które wyniesie z domu, opierały się na tym, że trzeba walczyć tylko o siebie. W jej oczach widziałam, jaką wartość ma każda chwila, każdy drobny gest. Nawet jeśli to oznaczało, że ja będę miała ciężej.
Następnego dnia spotkałam się z Ewą. Usiadłyśmy przy kuchennym stole i zaczęłam jej opowiadać o tym, co się stało.
– I co teraz? – zapytała Ewa, wyraźnie oburzona. – Zamierzasz to tak zostawić?
– Tak, zostawię to – powiedziałam spokojnie. – Nie dla niego, ale dla siebie. Nie chcę stać się kimś, kto patrzy na siebie i myśli, że przegrał tylko dlatego, że był uczciwy.
Ewa pokiwała głową, choć w jej oczach widziałam wciąż cień gniewu.
– Podziwiam cię – przyznała w końcu. – Ja nie wiem, czy dałabym radę tak spokojnie przejść nad czymś takim.
– Może i jestem naiwna – powiedziałam, uśmiechając się gorzko. – Ale wiesz co? Wolę mieć czyste sumienie niż brudne pieniądze.
Ewa w milczeniu ścisnęła moją dłoń. Przez chwilę siedziałyśmy razem, a ja czułam, że mimo wszystko, dzięki ludziom takim jak ona i dzięki mojej córce, dam sobie radę. Nawet bez portfela, bez podziękowania i bez poczucia, że sprawiedliwość zawsze jest po stronie uczciwych.
Widocznie coś przemyślał
Minęło kilka tygodni, a życie płynęło dalej, choć mój żal z czasem ustępował miejsca poczuciu ulgi. Zamiast rozpamiętywać, zaczęłam stawiać małe kroki naprzód. Odłożyłam trochę pieniędzy z kolejnych wypłat, a moja determinacja rosła z każdym dniem. Niewiele, ale wystarczało, żeby choć na chwilę poczuć się spokojniejszą.
Pewnego popołudnia siedziałam w kuchni, przeglądając stare papiery, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam listonosza z kopertą. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak kolejne wezwanie do zapłaty, ale moje nazwisko było zapisane elegancką, staranną czcionką. Zerknęłam na nadawcę, serce mi zamarło. Był to list od prawnika Wojciecha. Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam list.
Szanowna Pani. Pan Wojciech postanowił przekazać symboliczne wyrazy uznania za znalezienie i oddanie portfela.
Do listu dołączony był czek na sto złotych. Czytałam to z niedowierzaniem, a potem poczułam, jak na moich ustach pojawia się gorzki uśmiech. „Sto złotych”, pomyślałam. „Tyle jest warte czyjeś poczucie uczciwości?”. Nie miałam już nawet żalu, tylko coś w rodzaju rezygnacji.
Marysia podeszła do mnie i usiadła na moich kolanach.
– Mamo, co to? – zapytała, widząc czek.
Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się z delikatnością, którą czułam tylko dla niej.
– To jest przypomnienie, że czasami nagrodą za uczciwość jest poczucie, że zrobiłaś dobrze. A czasem jest to coś więcej – coś, czego inni nigdy nie będą mieli, Marysiu.
Uścisnęła mnie mocno, nie rozumiejąc jeszcze, ale widziałam, że zapamięta tę chwilę. To nie był wielki zwrot akcji, to nie była nagroda warta zmiany życia, ale czułam, że nie ma w niej fałszu. Moje życie nie zmieniło się od tego czeku, ale wiedziałam, że nie potrzebuję niczego więcej – poza spokojem, który miałam w sobie. Wzięłam Marysię na ręce i przytuliłam ją mocno. Była moja, cała moja, i to był prawdziwy skarb, którego nie można było kupić za żadne pieniądze.
Karolina, 39 lat
Czytaj także:
„Przygarnęłam córkę z rodziną i to był wielki błąd. 24 godziny spędzam w kuchni, by wykarmić wszystkie gęby”
„Partnerka myślała, że wrobi mnie w ojcostwo dziecka z romansu. Nie spodziewała się jednak, jakiego asa mam w rękawie”
„Mdliło mnie na myśl o kolejnym obiadku u teściowej i wieczorze z nudnym mężem. Odreagowywałam to w łóżku z kochankiem”