„Po powrocie z urlopu w pracy czekała na mnie niespodzianka. Od początku domyślałam się, kto za tym stoi”

zszokowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Tatsiana Volkava
„– Najważniejsze, że będziesz mi pomagać – powiedziałam. I wtedy właśnie tak myślałam. Nawet do głowy mi nie przyszło, że moja chęć pomocy obróci się przeciw mnie, a ja zamiast pomocnicy, będę mieć konkurentkę”.
/ 26.09.2024 19:30
zszokowana kobieta fot. iStock by Getty Images, Tatsiana Volkava

Od wczesnego dzieciństwa byłam wychowywana w przekonaniu, że ludziom w potrzebie trzeba pomagać. Dlatego gdy moja sąsiadka poprosiła mnie o pomoc w znalezieniu pracy, to nie wahałam się ani chwili. Załatwiłam jej posadę w swojej firmie. Jednak zamiast podziękowań, to doczekałam się noża w plecy. I jestem pewna, że maczała w tym palce osoba, dla której zrobiłam tak wiele.

Poznałam sąsiadkę

Kaśkę poznałam w dniu, w którym wprowadziłam się do swojego nowego mieszkania. Właśnie dyrygowałam braćmi wnoszącymi ostatnie meble, gdy usłyszałam obok siebie kobiecy głos.

Pani się tu wprowadza? – zapytała mnie drobniutka blondynka, która zamykała drzwi mieszkania obok.

A gdy przytaknęłam, to na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

– Bardzo mi miło. Jestem Kasia.

Uścisnęłam jej dłoń i od razu zauważyłam, że moja sąsiadka jest jakaś smutna. Wprawdzie jej usta rozciągały się w uśmiechu, ale nie obejmował on oczu. Oczu, w których czaił się jakiś mrok.

– Baśka – przedstawiłam się. – Będziemy sąsiadkami – dodałam.

I tak jakoś ucieszyłam się na tę myśl. W mojej głowie już pojawiły się myśli o wspólnych ploteczkach przy kawie i oglądaniu babskich seriali. Tym bardziej, że byłyśmy w podobnym wieku.

Moja nowa sąsiadka jeszcze raz obdarzyła mnie smutnym uśmiechem i życzyła mi powodzenia w nowym miejscu.

– A gdybyś potrzebowała jakiejś pomocy, to wystarczy zapukać – dodała na pożegnanie.

A ja gorąco jej podziękowałam. I wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ja będę tą osobą, która zaoferuje sąsiedzką pomoc. Nie zdawałam też sobie sprawy z tego, że ten gest sporo namiesza w moim życiu.

Miała sporo problemów

Szybko przekonałam się, że moja nowa sąsiadka nie radzi sobie najlepiej. Kiedy rozstała się z mężem, to została bez dochodów. Przez kilka lat małżeństwa nie pracowała, bo zajęła się wychowywaniem córki. A teraz trudno było jej wrócić do pracy.

Nie mam ani doświadczenia ani bogatego CV – skarżyła się któregoś razu.

Właśnie wpadła do mnie, aby pożyczyć kilka złotych na jedzenie. A kiedy zaczęłam wypytywać ją o to jak sobie radzi, to okazało się, że nie jest najlepiej.

– Do tej pory utrzymywał nas Krzysiek. A po rozwodzie zostałam sama. I nagle okazało się, że nie mam żadnego doświadczenia zawodowego. A kto taką zatrudni?

Próbowałam ją pocieszyć, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że moja sąsiadka ma sporo racji. Kobietom nigdy nie było łatwo na rynku pracy, a gdy nie miały żadnych umiejętności i doświadczenia, to ich sytuacja jeszcze bardziej się pogarszała.

Spróbuję ci pomóc – obiecałam jej.

I chociaż jeszcze nie wiedziałam jak to zrobię, to postanowiłam, że nie zostawię swojej sąsiadki w potrzebie. Nigdy nie przypuszczałam, że będę żałować tej decyzji.

Postanowiłam coś zrobić

Początkowo planowałam popytać wśród rodziny i znajomych, czy to oni nie mieliby jakiejś pracy dla Kasi. I chociaż kilku z nich zaproponowało pomoc, to jednak nic z tego nie wyszło.

– Wiesz jak to jest – powiedział mi brat, który miał firmę projektującą ogrody. – Ja potrzebuję fachowców i specjalistów. A sekretarkę już mam – dodał.

I tak szczerze powiedziawszy, to nie mogłam mieć do niego pretensji. Nie mogłam też wymagać od innych, aby zatrudnili osobę tylko dlatego, że to ja prosiłam ich o pomoc.

I kiedy straciłam już nadzieję, że uda mi się pomóc sąsiadce, to nagle pojawiła się niespodziewana okazja. Okazało się, że moja koleżanka z pracy jest w ciąży. A ponieważ postanowiła wziąć wolne od zaraz, to właśnie ja musiałam przejąć jej obowiązki.

– Wiem, że stawiam panią w niekomfortowej sytuacji. Ale nie mam wyjścia – powiedział mi szef. A ja od razu wpadłam na pewien pomysł.

– A mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc? – zapytałam.

I kiedy szef przytaknął, to zaproponowałam zatrudnienie dodatkowej osoby. Nie chodziło o żadnego specjalistę, ale o kogoś kto ogarnie najbardziej podstawowe rzeczy.

– Proszę się tym zająć – powiedział.

I już go nie było.  A ja nie mogłam uwierzyć w to, że tak szybko i łatwo udało mi się spełnić daną sąsiadce obietnicę.

Była mi wdzięczna

Kiedy poinformowałam ją, że od przyszłego miesiąca zaczyna pracę, to radości i podziękowaniom nie było końca.

– Zrobię wszystko, abyś była zadowolona z mojej pracy – obiecała. – I chociaż nie mam zbyt dużego doświadczenia, to postaram się wszystkiego nauczyć – dodała.

– Najważniejsze, że będziesz mi pomagać – powiedziałam.

I wtedy właśnie tak myślałam. Nawet do głowy mi nie przyszło, że moja chęć pomocy obróci się przeciw mnie, a ja zamiast pomocnicy, będę mieć konkurentkę.

Byłam zadowolona z jej pracy

Początkowo moja współpraca z sąsiadką układała się bardzo dobrze. Kaśka wykonywała za mnie wszystkie drobne prace biurowe, a ja mogłam skupić się na projektach – zarówno swoich, jak i tych, które w spadku zostawiła mi koleżanka. I na początku nic nie wskazywało na to, że dziewczyna knuje jakiś spisek.

– Ona spadła mi jak z nieba – mówiłam przyjaciółce. – I chociaż początkowo obawiałam się, że sobie nie poradzi, to okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Ta dziewczyna bardzo szybko się uczy.

– A nie boisz się, że trochę za szybko? – zapytała Magda.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.

– To znaczy?

– Uważaj, żeby nie postanowiła zająć twojego miejsca – powiedziała.

Roześmiałam się. Owszem, Kaśka uczyła się bardzo szybko, ale do mojej wiedzy i doświadczenia brakowało jej jeszcze bardzo wiele.

Do tego jeszcze bardzo daleka droga – powiedziałam z pełnym przekonaniem. I niestety bardzo się pomyliłam.

Pojechałam na urlop

Kilka tygodni po tej rozmowie rozpoczynałam urlop wypoczynkowy. Wcześniej pozamykałam wszystkie bieżące projekty, a Kaśce zostawiłam jedynie dokończenie prostej dokumentacji.

– Po moim powrocie zajmiemy się nowym projektem – powiedziałam jej.

A potem pożegnałam się z nią. Wychodząc z biura nawet nie przypuszczałam, że niedługo ono już nie będzie moje.

Przez kolejne dwa tygodnie nawet nie pomyślałam o pracy. Odpoczywałam i ładowałam akumulatory. A gdy pojawiłam się znów w biurze, to miałam więcej zapału niż kiedykolwiek wcześniej. I tu zaczęły się pierwsze schody. Już w windzie napotkałam spojrzenia kilku kolegów i koleżanek. I wcale mi się one nie spodobały.

Stało się coś? – zapytałam. Jednak żadne z nich nie odpowiedziało.

Nieźle mi się odpłaciła

Kolejne zaskoczenie spotkało mnie już przy biurku. Kiedy włączyłam komputer i próbowałam zalogować się do bazy projektów, to zobaczyłam informację o odmowe dostępu. "Pewnie hasło wygasło" – pomyślałam spokojnie. I niemal natychmiast zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy wcześniej tak się nie zdarzyło.

– To nie hasło wygasło – usłyszałam od informatyka, do którego zadzwoniłam z prośbą o pomoc. – To ty zostałaś skreślona z listy osób mających dostęp do tej bazy – powiedział. A kiedy chciałam go zapytać dlaczego, to kazał mi udać się do szefa.

Postanowiliśmy się z panią rozstać – usłyszałam w gabinecie przełożonego. I gdy jeszcze nie do końca ochłonęłam z szoku, to spadł na mnie kolejny cios. – Podczas pani urlopu wyszło na jaw, że przekazywała pani konkurencji wszystkie nasze dokumenty.

Patrzyłam na szefa i nie wiedziałam co powiedzieć.

– Ale przecież to nieprawda – wydusiłam w końcu z siebie.

– Dowody są jednoznaczne – usłyszałam. – I pomyśleć, że gdyby nie jedna z pracownic, to nigdy byśmy się tego nie dowiedzieli – powiedział. A potem dodał, że tego po mnie nie spodziewał. I nie chciał słuchać żadnych wytłumaczeń. Nie chciał też powiedzieć, dzięki komu rzekomo odkryto moje przewinienia.

Wiem, że to jej sprawka

Ale ja miałam swoje podejrzenia. Dostęp do dokumentów pod moją nieobecność miała jedynie moja sąsiadka. A gdy sięgnęłam pamięcią wstecz, to przypomniałam sobie, że kilka razy niespodziewanie nakryłam ją przy swoim biurku. Za każdym razem miała jednak racjonalne wytłumaczenie, więc nigdy jej o nic nie podejrzewałam. Jak mogłam być taka naiwna?

Gdy zbliżałam się w stronę wind, to kilka metrów dalej zobaczyłam Kaśkę. Była ubrana w elegancki kostium, a w ręce trzymała jakieś dokumenty. Obok niej stała młoda dziewczyna, która z ożywieniem przekazywała jej jakieś informacje. I wtedy nasze oczy się spotkały. Kaśka nie wytrzymała spojrzenia. Szybko spuściła wzrok, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła. Dla mnie to wystarczyło. Byłam pewna, że maczała palce w moim zwolnieniu.

– Nie miałam z tym nic wspólnego – powiedziała mi, gdy wieczorem zapukałam do jej drzwi i poprosiłam o rozmowę. – Po prostu tak wyszło – dodała.

"Akurat" – pomyślałam ze złością. Ale nie mogłam jej nic udowodnić. A przynajmniej nie w tym momencie. Jednak nic straconego. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby Kaśka zapłaciła za to co zrobiła. I kiedyś tak się stanie. Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, że w przyszłości dwa razy się zastanowię, zanim komuś pomogę.

Barbara, 32 lata

Czytaj także: „Po śmierci ojca dostałem wszystkie pieniądze z jego polisy. Rodzeństwo ma mnie za złodzieja i krętacza”
„Zakochałam się w koledze z pracy. Byłam szczęśliwa, dopóki nie odkryłam, co wyprawia z szefową”
„Mąż traktował mnie i dzieci jak swoją własność. Nie przypuszczał, że wywinę mu taki numer”

 

Redakcja poleca

REKLAMA