No pięknie, znowu ta winda jest zepsuta! Ledwo dałam radę wciągnąć te zakupy na piąte piętro. Kiedy dotarłam pod mieszkanie, brakowało mi tchu, jakbym właśnie przebiegła kilka kilometrów. Postawiłam te wszystkie siatki na ziemi i zaczęłam grzebać po kieszeniach, szukając kluczy.
Byłam wykończona
– Kiedy mama ma zamiar wrócić? Przecież mieliśmy ustalenia, nie? Powiedziałaś jej w ogóle, że nie możemy się spóźnić na imprezę u mojego szefa? – Dobiegł mnie przez drzwi podniesiony ton Marcela, męża mojej córki.
– Mówiłam jej, oczywiście, że mówiłam… Wspominała, że chce pójść na zakupy, bo ja nie zdążyłam tego zrobić. Możliwe, że utknęła gdzieś przy kasie – odpowiedziała z wahaniem w głosie moja Ola.
– Pewnie znowu siedzi na pogaduszkach z tą Marczakową z dołu. Dla niej te wszystkie ploteczki są ważniejsze niż cokolwiek innego. Ma gdzieś to, że się spieszymy — burknął ze złością zięć.
Niechętnie przekręciłam klucz w zamku. „Boże, co ja najlepszego narobiłam” – przeszło mi przez głowę, kiedy wchodziłam do środka. Ledwo przekroczyłam próg, a Marcel i Ola stanęli przy mnie. Marcel nawet się postarał i przejął ode mnie torby z zakupami, żeby zanieść je do kuchni.
– Ależ się cieszę, że mama już jest! Świetnie, zdążyłaś w samą porę! – Krzyknął, wciągając na siebie kurtkę.
– Mamo, dzieci od powrotu nie miały nic w ustach, trzeba je nakarmić. A jeszcze musisz przeprasować im te bluzy, bo nie będą miały w czym iść jutro do szkoły. Trzymaj się, będziemy późnym wieczorem — rzuciła Ola i cmoknęła mnie w policzek.
Miała rację
Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a oni już wyszli. Rozpakowałam zakupy i przygotowałam posiłek dla wnucząt. Kiedy udali się do swojego pokoju, zaparzałam sobie herbatę, usiadłam przy kuchennym stole i pogrążyłam się w rozmyślaniach.
Rok temu moja córka zwróciła się do mnie z prośbą o możliwość wprowadzenia się do mojego domu razem z mężem i dziećmi. W tamtym czasie mieszkali w ciasnym lokum, które sporo ich kosztowało.
– Mamo, zobaczysz, że będzie nam wszystkim łatwiej. Pomożemy ci w codziennych sprawach. Nie będziesz już czuła się taka sama – przekonywała mnie wtedy.
Mieszkanie, które posiadałam, miało trzy pokoje i dużo przestrzeni, a po tym jak tata Oli nas zostawił, faktycznie doskwierała mi pustka. Teraz jednak coraz częściej myślę, że popełniłam błąd, bo brakuje mi dawnego spokoju i życia na własnych zasadach.
Co się stało? Córka z mężem szybko zapomnieli o swoich obietnicach i zaczęli mnie traktować jak darmową służącą i niańkę. Jakbym była maszyną bez uczuć i pragnień, której jedynym zadaniem jest dbanie o dom.
Byłam ich służącą
„Mamo, możesz podrzucić dzieci do szkoły? Mamo, wyskoczyłabyś do sklepu? Mamo, posprzątasz, umyjesz…?” – tak coraz częściej wyglądały kierowane do mnie prośby. Uwielbiam pomagać i opiekować się najmłodszymi członkami rodziny. Ewunia i Michaś są dla mnie wszystkim i z radością spędzam z nimi każdą chwilę. Doskonale wiem, że ich rodzice potrzebują czasem odpoczynku i rozrywki. Jednak przykro mi, gdy traktują moją pomoc jako coś oczywistego, co im się po prostu przysługuje. Dzień w dzień, a nie tylko czasami.
„Należy mi się chwila wytchnienia i jakieś rozrywki” – przeszło mi przez myśl, a smutek coraz bardziej mnie ogarniał. W końcu postanowiłam, że niezależnie od okoliczności, w piątek wybiorę się do kina.
Dotrzymałam danego sobie słowa. W piątek wieczorem, gdy już byłam przyszykowana do wyjścia i stałam obok wyjścia, nagle w przedpokoju pojawił się Marcel.
– Mamo, chyba nie zamierzasz dokądś iść? – Spytał zaskoczony.
– Wybieram się do kina, potrzebuję oderwać myśli — powiedziałam, zmierzając do drzwi.
– Mamo, co ty robisz? – zatrzymała mnie córka. – Przecież umawialiśmy się na wyjście ze znajomymi do pubu. Wspominałam o tym wczoraj. Kto ma się zająć dziećmi?! Nie możesz nas tak nagle wystawić!
Zaskoczyłam ich
Głęboko się zamyśliłam. No tak, faktycznie, coś mi mówiła wczoraj o tym wyjściu, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy. Na początku miałam ochotę po prostu wrócić i spędzić czas z wnukami, jak zawsze to robiłam. Jednak tym razem coś mnie powstrzymało.
W mojej głowie odezwał się cichy głos: „Przecież ty też musisz mieć swoje przyjemności i własne życie. Nie zapominaj o obietnicy, którą sobie złożyłaś”.
– No tak, wspominałaś o tym, ale nie zapytałaś wcześniej, czy jestem wolna tego dnia. A mam już plany! – Rzuciłam i ruszyłam do wyjścia.
Zerknęłam tylko przelotnie i zobaczyłam, jak bardzo ich zaskoczyła moja reakcja.
Seans okazał się rewelacyjny. Co chwilę wybuchałam śmiechem. Kiedy wychodziłam z kina, natknęłam się na dawną znajomą.
– Co powiesz na małe spotkanie przy kawie i ciastku? Pogadamy – zasugerowała.
W pierwszej chwili chciałam powiedzieć „nie”. Przeleciało mi przez myśl, że minęło już sporo czasu. Martwiłam się też, czy moja córka wraz z mężem nie zaczęli się niepokoić moją nieobecnością. W końcu nigdy dotąd nie zdarzało mi się tak po prostu zniknąć bez słowa na dłużej.
Ale wtedy odezwał się ten wewnętrzny głos: „No pomyśl, kiedy ostatni raz miałaś okazję napić się porządnej kawy? I właściwie, co ci tak spieszy?” – z przyjemnością wzięłam sobie te słowa do serca.
Świetnie się bawiłam
Razem z przyjaciółką zdecydowałyśmy się dołączyć koniak do naszego deserowego zestawu z szarlotką i kawą. A potem przyszła ochota na kolejne dwa. Po czterech godzinach wróciłam do mieszkania, czując się naprawdę świetnie.
– No nareszcie! Widać, że miałaś niezłą zabawę… A my tutaj umieraliśmy ze stresu – rzuciła podenerwowana Ola.
– Rzeczywiście, spędziłam super czas. Ale bez przesady z tym zmartwieniem, przecież nie jestem niedołężną babcią z problemami z pamięcią. Co u was słychać? – Spytałam.
– Przecież mama wie, że musieliśmy zostać w domu. Dzieci wymagały opieki, więc cały wieczór poszedł na marne — stwierdził zięć z wyraźnym niezadowoleniem.
W tym momencie poczułam, jak zalewa mnie złość. Nie mogłam już słuchać tych ciągłych narzekań.
– Dziwi mnie, że postrzegacie opiekę nad swoimi dziećmi jako zmarnowany czas. Skoro to dla was taki problem, to może warto pomyśleć o zatrudnieniu kogoś do pomocy? – Odparłam, próbując opanować emocje.
– Zaraz, zaraz… Sugerujesz, że mamy oddać dzieci pod opiekę komuś, kogo nie znamy?! Masz pojęcie, ile by nas to kosztowało? Może już ci się znudziło zajmowanie się wnukami?! – wykrzyknęła wzburzona Ola.
Potrzebowałam oddechu
– Źle mnie zrozumiałaś. Po prostu uważam, że cała odpowiedzialność nie powinna spoczywać na moich barkach – próbowałam spokojnie wytłumaczyć swój punkt widzenia, ale ona nagle wpadła w szał. Zarzuciła mi egoizm i przypomniała, że inne matki bez wahania pomagają swoim córkom.
– Nigdy bym nie pomyślała, że jesteś tak bezduszna i myślisz wyłącznie o sobie! – ryknęła.
Miałam dość wszystkiego. Pobiegłam do swojego pokoju i rozpłakałam się. Na szczęście coś w środku podpowiedziało mi: „Przestań się mazać i użalać nad sobą. Lepiej udowodnij wszystkim swoją wartość”. Od razu podeszłam do szafy, złapałam walizkę i włożyłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Minęła krótka chwila i już byłam gotowa do wyjścia.
– Co znowu mama wymyśliła? – Zapytała Ola, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
– Wybieram się w odwiedziny do ciotki Magdy w Zakopanem. Nie wiem dokładnie, na jak długo – wyjaśniłam.
Wydaje mi się, że nie do końca przyjęli moje wyjaśnienia. Stojąc na dole słyszałam, jak wzburzeni dyskutują między sobą. W ostatniej chwili udało mi się wskoczyć do nocnego pociągu zmierzającego do Zakopanego. Usiadłam wygodnie w przedziale i wtedy usłyszałam w głowie: „Oni nie są tacy źli. Po prostu stracili orientację. Gdy zabraknie im świeżych ubrań i będą zmuszeni kolejny raz zamawiać pizzę na obiad docenią, ile wysiłku wkładasz w dbanie o dom”. Mam nadzieję, że ten głos się nie myli!
Wanda, 60 lat
Czytaj także:
„Nie tak wyobrażałem sobie swój własny ślub. Stałem jak wryty, chowając się za drzewem, bo miałem powód”
„Dla rodziców zawsze byłem tym gorszym synem. Przypomnieli sobie o mnie dopiero, gdy się od nich odciąłem”
„Na emeryturze chciałam zobaczyć trochę świata. Zamiast tego widzę tylko męża gnijącego w fotelu”