„Po maturze zrobiłem sobie rok przerwy od życia. Podróżowałem, by zrozumieć, kim chcę być dla siebie, a nie dla rodziny”

Chłopak z plecakiem fot. iStock by Getty Images, Vasyl Dolmatov
„Z każdego kraju wyjeżdżałem bogatszy o nowe doświadczenia. Zdobywałem je własną pracą i ucząc się od innych. Wysłuchałem wielu opowieści, a każda była jak wspaniały prezent, bo nie o wszystkim można przeczytać w książkach”.
/ 01.08.2024 11:15
Chłopak z plecakiem fot. iStock by Getty Images, Vasyl Dolmatov

Presja wynikająca z oczekiwań potrafi przytłoczyć. Moi rodzice zawsze chcieli, bym poszedł w ich ślady i został lekarzem. Właściwie nigdy nie miałem okazji zastanowić się, czego sam chcę dla siebie. Moja przyszłość była z góry zaplanowana. Gdy skończyłem liceum, przejrzałem na oczy. „Nigdy nie będę szczęśliwy, jeżeli nie dowiem się, kim jestem i kim chcę być” – powiedziałem sobie. Po maturze spakowałem plecak i wyruszyłem w podróż, która zmieniła moje życie.

Rodzice zaplanowali moją przyszłość

– Powiedz, Marcelku, kim chcesz być, gdy dorośniesz? – zapytała mnie babcia, gdy byłem małym chłopcem.

– To oczywiste. Będzie lekarzem, zupełnie jak jego dziadek, tata i mama – odpowiedział za mnie ojciec.

– No! To ci się chwali, chłopczyku – wyraziła swoją aprobatę i uszczypnęła mnie w policzek, jakbym to ja podjął tę decyzję.

Rodzice każdemu powtarzali, że kiedyś syn pójdzie w ich ślady. „Skończy najlepsze liceum, uniwersytet medyczny i będzie ratował ludzkie życie” – mówili przy każdej okazji, nawet gdy nikt ich o to nie pytał. Powtarzali to tak często, że w końcu sam w to uwierzyłem. Nigdy nie zastanawiałem się, co lubię, kim chcę być i co robić. Po co? Przecież rodzice wytyczyli mi szlak, którym mam podążać przez życie, a ich jedynak nie mógł sprawić im rozczarowania.

Pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj. W drugiej klasie podstawówki nauczycielka kazała nam narysować siebie w przyszłości. Większość chłopaków widziała siebie gaszących pożary. Niektórzy narysowali swoją podobiznę strzelającą gola do bramki przeciwnika, a inni – siebie w policyjnym mundurze i przy radiowozie. Tylko ja narysowałem swoją postać w fartuchu chirurgicznym, pochylającą się nad pacjentem leżącym na stole operacyjnym. Zrobiłem to bez zastanowienia, niejako z automatu.

Te słowa sprawiły, że z oczu spadły mi klapki

Ktoś może powiedzieć, że nie mam prawa narzekać, bo wiele osób dałoby sobie odciąć rękę, by móc znaleźć się na moim miejscu. Jest w tym sporo racji. Są w życiu większe dramaty, niż rodzice chcący kontrolować przyszłość swojego syna. Nie miałem złego dzieciństwa. Mama i tata dobrze zarabiali i w domu nigdy niczego nie brakowało. Dbali o wszystkie moje potrzeby i otaczali mnie miłością. Do końca życia będę im za to wdzięczny, ale dziś trudno jest mi pogodzić się z tym, że przy tym wszystkim chcieli mnie pozbawić własnego zdania i możliwości decydowania o swojej przyszłości.

Co chcesz robić po liceum? – zapytała mnie pewnego dnia Justyna, moja przyjaciółka, z którą chodziłem do tej samej klasy.

– To chyba oczywiste. Pójdę na studia medyczne, a później zostanę kardiologiem.

– Tego właśnie chcesz?

– Tego oczekują ode mnie rodzice.

– Nie o to pytałam.

– Tak, chcę tego – odpowiedziałem po chwili namysłu. – Od dziecka o tym marzyłem. Ojciec zawsze powtarzał mi, że moim powołaniem jest ratować ludzkie życie. Co innego miałbym robić?

– Wygląda na to, że chce tego przede wszystkim twój tata, a ty nigdy nie miałeś okazji zastanowić się, czego właściwie chcesz dla siebie. Chodź już, bo spóźnimy się na lekcję.

Tego dnia nie potrafiłem już skupić się na niczym. Słowa Justyny przez cały czas odbijały się echem w mojej głowie. Musiałem urwać się z lekcji, pójść w jakieś spokojne miejsce i zastanowić się nad tym, co mi powiedziała. Po namyśle musiałem przyznać jej rację. Nie wiedziałem, czego chcę od życia. Tak długo byłem pod presją, że w końcu uwierzyłem, że marzenia rodziców są moimi marzeniami. „Muszę się dowiedzieć, kim jestem i dokąd zmierzam” – postanowiłem. Właśnie wtedy zacząłem obmyślać swój plan.

Mama udzieliła mi poparcia

Początkowo chciałem postawić ich przed faktem dokonanym. Zamierzałem zadzwonić z drogi i powiedzieć, że wrócę dopiero za rok. Stwierdziłem jednak, że nie mogę tak się zachować. Głupotą byłoby rozpocząć poszukiwania siebie, zachowując się jak szczeniak.

– Mamo, tato, muszę wam o czymś powiedzieć – zacząłem. – W tym roku nie będę aplikował na studia.

– O czym ty mówisz, dziecko? – zdziwiła się mama.

Nie wiem, czy chcę iść na medycynę. Nie wiem nawet, co chcę robić w życiu.

– Oczywiście, że wiesz – stwierdził tata. – Będziesz kardiologiem, w dodatku wspaniałym.

– Tato, to wy tego chcecie. Nie mówię, że ja nie, ale chcę przekonać się o tym, a żeby móc to zrobić, muszę na jakiś czas wziąć wolne od wszystkiego i wszystkich. Wyjeżdżam na rok.

– I dokąd niby pojedziesz? – zaśmiał się.

Będę podróżował po Europie. Poznam inne kultury i zwyczaje. Może to pomoże mi odkryć, co chcę robić w życiu.

– Nie wygłupiaj się, synu – zlekceważył mnie.

– Tato, wcale się nie wygłupiam. Potrzebuję tego. Mam oszczędności. To na początek wystarczy. Nie proszę, żebyście sponsorowali tę wyprawę, ale nie możecie mi niczego zabronić.

– Możemy. Jesteśmy twoimi rodzicami.

– Stefan, spokojnie – odezwała się mama. – Synu, naprawdę czujesz, że medycyna nie jest twoim powołaniem?

– Sam nie wiem, co właściwie czuję, mamo. I właśnie dlatego muszę wyjechać.

– Nie stanie się nic wielkiego, jeżeli rozpoczniesz studia rok później. Takie, jakie sam wybierzesz.

– Czy moje zdanie nic nie znaczy? – oburzył się tata.

– Daj spokój, Stefan. Mówimy tu o przyszłości naszego syna. Chłopak ma prawo sam decydować o sobie. Jest już pełnoletni. Nie każdy jego wybór musi się nam podobać, ale póki nie robi niczego złego, nie mamy prawa się sprzeciwiać.

Zjechałem prawie całą Europę

W pierwszej kolejności przez Słowację i Węgry dotarłem na Bałkany. Stamtąd wyruszyłem na Półwysep Apeniński, skąd wyprawiłem się na Półwysep Iberyjski. Dalej udałem się do Europy Zachodniej, a później – do Skandynawii. Zahaczając o Estonię, Łotwę i Litwę, wróciłem do Polski. Moja podróż trwała prawie dwanaście miesięcy.

To było niesamowite doświadczenie. Do domu przywiozłem ogromny bagaż doświadczeń. Poznałem wiele kultur i wielu ludzi. Choć miałem pieniądze, a mama zapewniła, że w razie potrzeby wesprze mnie finansowo, w każdym kraju, w którym się zatrzymywałem, łapałem dorywczą pracę. Właśnie taki był mój cel. Musiałem spróbować chleba z różnych pieców, by dowiedzieć się, co chcę w życiu robić. 

Na Bałkanach pracowałem na kutrach rybackich. We Włoszech pracowałem w winnicach. W Hiszpanii sprzątałem w szkole tańca, a w Portugalii zatrudniłem się jako pomocnik w antykwariacie. We Francji kelnerowałem. W Danii roznosiłem gazety. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać.

Z każdego kraju wyjeżdżałem bogatszy o nowe doświadczenia. Zdobywałem je własną pracą i ucząc się od innych. Wysłuchałem wielu opowieści, a każda była jak wspaniały prezent, bo nie o wszystkim można przeczytać w książkach. Czasami trzeba po prostu nadstawić ucha i chłonąć słowa rozmówcy, jak gąbka chłonie wodę.

Już wiem, co chcę robić w życiu

Każdy kraj, który odwiedziłem, był inny, ale wszystkie łączy jeden wspólny mianownik. Jest nim kuchnia. Zrozumiałem, że w lokalnych potrawach zamknięta jest historia i cała esencja kultury danego regionu.

Już postanowiłem, co chcę robić w życiu. Będę kucharzem. Sztuka kulinarna zafascynowała mnie i całkowicie zawładnęła moim umysłem. Obiecałem sobie, że kiedyś zostanę szefem kuchni i osiągnę ten cel. Ojciec nie może się z tym pogodzić. Trudno. To przecież moje życie i mam prawo decydować.

Marcel, 20 lat

Czytaj także:
„Za męża wzięłam sobie nieudacznika. Umie sprawić, że ze ścian spada tynk, a rury pękają pod jego dotykiem”
„Ja nie miałam w domu jedzenia, a ona wylewała wiadra rosołu. Razem stworzyłyśmy coś, co poruszyło całe osiedle”
„Żona wyrzuciła mnie z domu, gdy przyznałem się do zdrady. Liczyłem na miękkie lądowanie u kochanki”

Redakcja poleca

REKLAMA