Trzymałem dwie sroki za ogon, ale obydwie mi uciekły. Zostałem sam przez własną głupotę i musiałem tułać się po znajomych.
Po co miałby to robić?
Kiedy go pierwszy raz dostrzegłem, stał w przejściu, ale tak naprawdę nie tyle go ujrzałem, co raczej mimowolnie odnotowałem jego obecność. Przysadzisty gość z rozczochranymi włosami, ubrany w zbyt obszerną kurtkę, mimo że była to jedna z najbardziej upalnych nocy podczas gorącego lata. Dziwaczna i niepokojąca figura. Wracałem na piechotę do mieszkania, ponieważ mieszkam w śródmieściu i do wszystkich istotnych dla mnie lokalizacji mogę dojść w ciągu kilkunastu minut. Chyba nawet zerknąłem w stronę tego przejścia, ale nikogo już tam nie zobaczyłem.
Kiedy kolejnego ranka opuszczałem osiedlowy market, nagle zarejestrowałem coś podejrzanego. Na brzegu trawnika, na jednej z ławek, zauważyłem gościa w workowatej katanie. Trzymał jakąś gazetę na wysokości oczu, jakby chciał się za nią schować. Stanąłem jak wryty. Wyjrzał na chwilę zza niej i szybko z powrotem w nią zanurkował. O co tutaj chodzi? Czyżby mnie obserwował?
Nie ma nikogo, kto miałby jakikolwiek interes w obserwowaniu mnie. Nie parałem się polityką i nie pracuję jako szpieg. Od paru lat nie wikłam się w romanse z zamężnymi kobietami. Nie zgromadziłem oszczędności ani nie posiadam kolekcji dzieł sztuki. Nie mam wrogów, którzy mogliby mieć jakieś zatargi ze mną. Właściwie stałem się nikim znaczącym – gościem, który mimo serii życiowych porażek stara się jakoś przetrwać, imając się dorywczych robót. Nie napawa mnie to dumą, ale też specjalnie się tego nie wstydzę.
O wszystkim wiedziała
W swoim wcześniejszym życiu pracowałem jako nauczyciel od fizyki. Wpadłem po uszy, zadurzyłem się w dyrektorce szkoły, w której uczyłem. Co gorsza, ona też straciła dla mnie głowę. Trzymaliśmy to w tajemnicy, bo ona była mężatką, a ja miałem swoją kobietę i małą córeczkę.
– Nie mogę dłużej z wami być – oznajmiłem pewnego dnia żonie. – Nie potrafię i nie mam ochoty cię dłużej zwodzić, nie zasługujesz na coś takiego. Jesteś zbyt porządna, bym mógł dalej odgrywać przed tobą tę szopkę.
– Mów konkretnie, bez owijania w bawełnę. Nie jestem twoją uczennicą, nie potrzebuję naukowych wstępów.
– Jestem zakochany – w końcu to z siebie wykrztusiłem, na jednym wydechu.
– Wszyscy o tym wiedzą, nawet ptaszki o tym świergoczą – odpowiedziała moja żona.
– Co takiego? Ty wiesz? Przeczuwałaś to?
– O matko, ale z ciebie tuman. Słuchaj, jak już będziesz zdradzał tę Ilonę, to koniecznie zadbaj o to, żeby na komputerze chronić wszystkie pliki solidnym hasłem, wyloguj się z Facebooka i maila, jasne?
– Zaraz, zaraz, Wisia? O co chodzi? I mówisz to tak od niechcenia? – byłem zaskoczony.
– A jak mam to powiedzieć? Od paru miesięcy oglądam tę waszą telenowelę i zdążyłam się z tym oswoić. W sumie dobrze się złożyło. Już dawno powinnam cię pogonić. Kompletnie nic mi nie dajesz. Zero. Ani forsy, ani frajdy. Jesteś po prostu nieudacznikiem.
– Co z Zosieńką? Naszą małą księżniczką?
– Daruj sobie te żale! Przed chwilą poinformowałeś mnie, że nas porzucasz, a teraz odstawiasz tu sceny? Zosia świetnie da sobie radę, o wiele lepiej niż z twoim towarzystwem. Oczywiście pod warunkiem, że alimenty będą wpływać z zegarkiem w ręku. A teraz już zmykaj do tej swojej Ilony i zacznij demolować jej życie, tak jak robiłeś to z naszym. No i jak, jesteś z siebie dumny?
– Serio mnie nie kochałaś? Ani trochę? – zapytałem łamiącym się głosem.
– Przykro mi, ale nie. Kiedyś miałam po prostu jakieś urojenia, przez które straciłam zdrowy rozsądek. Teraz widzę wszystko jasno.
Wyobrażałem sobie, że ta rozmowa potoczy się na setki różnych sposobów, ale takiego obrotu spraw nawet bym nie wymyślił.
Wylała mnie na bruk
Dziwna historia. Wykaraskałem się ze zobowiązań, ale nie miałem gdzie się podziać. Zwróciłem się do kumpla, Norberta, bo jego żonka parę dni temu zwiała z gościem, który rozbierał się na wieczorze panieńskim jej koleżanki.
– Spoko, mordo. Zapraszam do siebie. Chałupy wystarczy dla dwóch. Jakoś się dogadamy. Ale pamiętaj, trzymaj grabule przy sobie, bo od czasu do czasu wpadają do mnie rozrywkowe laseczki, a ja z natury mam skłonność do zazdrości.
– W najbliższym czasie także u mnie będzie gościć ktoś dla mnie ważny, dlatego oczekuję przestrzegania reguły obopólnego szacunku.
– No to załatwione, trzeba to czymś przypieczętować – stwierdził Norbert.
Mimo że głowa mi pękała, to i tak w świetnym nastroju popędziłem do pracy. W przerwie chciałem złapać Ilonę, ale nie miała czasu. Dopiero po obiedzie się udało.
– Słuchaj, kotku, wydarzyło się coś istotnego. Muszę ci o tym koniecznie opowiedzieć.
– Ja również mam ci coś do przekazania.
– Ale to, co ja chcę ci powiedzieć, jest bardziej znaczące. I niesamowicie pozytywne – powiedziałem podekscytowany.
– A ja niestety muszę cię poinformować, że tracisz u nas posadę.
– Że co proszę?
– Wybacz, ale wczorajszy wieczór nie należał do najprzyjemniejszych. Maurycy w jakiś sposób poznał prawdę o naszej relacji i zrobił mi straszną scenę. Zmyśliłam, że to jedynie fascynacja intelektualna, że go kocham i takie tam. Maurycy postanowił dać mi jeszcze jedną szansę, ale pod pewnym warunkiem. Muszę cię niezwłocznie zwolnić. Na pewno to rozumiesz, nie mam innej możliwości.
– Już mnie nie kochasz? – zapytałem łamiącym się głosem. W przeciągu dwóch dób użyłem tego samego żałosnego sformułowania aż dwukrotnie.
– Ależ kocham cię, na pewno tak jest, ale przecież wiesz, jak to bywa. Siła wyższa, nic na to nie poradzę.
Nie robiłem awantur, nie błagałem żadnej na kolanach. Norbert nie pozwolił mi się całkowicie rozsypać, a nawet pewnego razu przysłał do mnie jedną ze swoich dziewczyn. W taki oto sposób upłynęły dwa lata.
Kto go tu przysłał?
Przedwczoraj znowu się na niego natknąłem, gościa w tej kurtce. Sterczał pod sklepem z alkoholami, niby przyglądając się witrynie. To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności.
– Ej, stary! O co ci chodzi? Czego ty ode mnie chcesz? – wydarłem się, a koleś rzucił mi spojrzenie płonących niebezpiecznie oczu i puścił się pędem w kierunku skweru.
Uciekał komicznie, przesadnie wymachując kończynami i bujając się na boki. Wieczorem poinformowałem o tym Norberta.
– Może się w tobie zakochał? – podsumował jednym słowem.
– Daj spokój, chyba nie sugerujesz, że na mnie poluje? – zareagowałem z niedowierzaniem.
– Masz jakąś inną teorię? Chyba nie zakładasz, że planuje ci buchnąć parę złotych i wysłużony t-shirt?
– Wykluczone. Homoseksualiści ubierają się z klasą, a ten typek wygląda jak z second handu, kompletnie zaniedbany.
– Cóż, na tym to się nie znam. Ja pilnuję swoich kobiet. Która godzina? – zmienił temat.
– Kwadrans po dziewiętnastej.
– Aha, to lada moment zjawi się tu Klaudia.
Norbert z uśmiechem potarł ręce i nucąc pod nosem, poszedł w stronę łazienki. Do moich uszu dobiegł charakterystyczny odgłos psikania dezodorantem. Ja z kolei zdecydowałem się wyskoczyć na miasto, do jakiegoś baru. Chciałem łyknąć ze dwa kieliszki wódki albo wychylić parę zimnych piw.
Tak na wszelki wypadek wrzuciłem do kieszeni tłuczek od moździerza. To całkiem poręczny oręż – łatwo go gdzieś wcisnąć, a jak przyjdzie co do czego, to doda siły ciosom. Tak sobie myślałem, bo jak dotąd, a przynajmniej odkąd dorosłem, nigdy się z nikim nie biłem. Ale ten typek w kurtce zasiał we mnie jakiś niepokój. Musiałem mieć się na baczności, być gotowy na różne ewentualności.
Plótł totalne bzdury
Gościa ani widu, ani słychu. Bez pośpiechu poszedłem do knajpy i poprosiłem o dwie porcje gorzałki. Barman to porządny koleś, często gawędziliśmy na przeróżne tematy. Czasem o dziewczynach, innym razem o kopaniu w piłkę. Kiedyś chciałem mu przybliżyć podstawy teorii Einsteina, ale okazał się kompletnie niereformowalny, więc dałem sobie spokój. Dzisiaj rozmawialiśmy o ociepleniu klimatu. Opuściłem lokal, lekko kołyszącym krokiem, wychodząc prosto w posępną, deszczową noc.
– Wybacz, że przeszkadzam… – dotarł do mnie głos z tyłu.
Gdy się odwróciłem, zobaczyłem jego. Podmuch wiatru czochrał mu już rozczochraną czuprynę i szarpał poły kurtki. Zacisnąłem palce na mosiężnym tłuczku i z całej siły przyłożyłem mu w łeb.
– Mistrzu? Dlaczego? – zajęczał, upadając na chodnik.
Byłem przerażony tym, co się stało. Gość leżał, pojękiwał i nie mógł wstać, a z rany sączyła się krew.
– Dlaczego mnie śledzisz? Kto cię przysłał? Gadaj natychmiast, ty śmieciu!
– Mistrzu! Ja również marzę o karierze w kinie. Jestem pana wielkim fanem. Każda pańska kreacja aktorska, wszystkie filmy z pana udziałem to arcydzieła.
– O jakim filmie ty bredzisz? Co ty wygadujesz?
Podniósł się z trudem. Chwiejnym krokiem ruszył przed siebie, a strużka krwi spływała mu po twarzy, zasłaniając oczy.
– Wiem, że pan nie ma ochoty… Właśnie dlatego tyle czasu zbierałem się na odwagę, żeby pogadać, ale od razu lanie?
– Skąd wiesz, kim jestem? Niby z jakiego filmu? Nie mam pojęcia o czym mówisz – zacząłem się plątać.
– Jasne. Incognito. Nic już nie gadam – pokonaliśmy jeszcze parę metrów i usadziłem gościa na ławeczce. Wyjąłem chusteczkę, żeby otrzeć mu krew, która zalewała mu oczy.
– Proszę pana, ja chcę zagrać w filmie. Ja to normalnie czuję w środku.
– Chyba się pan pomylił.
– Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Ale dla pana to tylko jedna rozmowa telefoniczna z reżyserem albo kimś z produkcji.
– Odpuść pan wreszcie. Przepraszam za to uderzenie, ale mnie pan przeraził jak mnie pan śledził.
– To co, wykręci pan ten numer?
– Jak pan jeszcze raz o to zapyta, to dostanie pan z drugiej strony!
Gdzieś tu musi być ukryta kamera
Mężczyzna instynktownie osłonił dłonią głowę. Czułem, że mam już tego po dziurki w nosie. Totalna kpina. Oddaliłem się stamtąd pośpiesznie.
– W filmie „Pułkownik Kwiatkowski” zagrał pan wyśmienicie. Mam ten obraz nawet na płytce i regularnie do niego wracam – usłyszałem jeszcze jak facet woła za mną.
– Czemu tak sapiesz? – zainteresował się Norbert, kiedy wpadłem jak burza do mieszkania.
– A, nie przejmuj się tym – lekceważąco skinąłem głową. – Lepiej powiedz, co u Klaudii? – błyskawicznie zmieniłem temat.
– Dziś jej nie ma.
– Ała, to niedobrze.
– Dokładnie.
– Norbert, spójrz na mnie uważnie. Nie wyglądam trochę jak ktoś znany?
– Nie wydaje mi się. A kogo masz na myśli?
– Nieważne, tak tylko głośno myślałem.
Jacek, 37 lat
Czytaj także:
„Wygrałam 60 tysięcy złotych i miłość na jednym kuponie. Los wystawił mi rachunek i prawie straciłam wszystko”
„Przypadkiem odkryłam zdradę męża. Zdziwił się, gdy po powrocie z kolejnej delegacji pocałował klamkę”
„Na moim wieczorze panieńskim moja siostra odpaliła prawdziwą petardę. Fajerwerki będą, ale za jakieś 9 miesięcy”