„Po latach oszczędzania każdej złotówki mogliśmy spełnić marzenie. Jak zwykle mąż wolał połechtać swoje męskie ego”

kobieta rozmawia z mężem fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Mój mąż to ten typ, który gdy zadeklaruje wykonanie jakiegoś zadania w nadchodzącym tygodniu, to strasznie się denerwuje, jeśli przypomina mu się o tym co miesiąc. W efekcie czego deski wylądowały na zaszczytnym miejscu, a mianowicie w kącie naszego balkonu pełniącego rolę podręcznego schowka na niepotrzebne graty”.
/ 19.06.2024 19:30
kobieta rozmawia z mężem fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Szafka wyzionęła ducha — fronty odpadły, a metalowy zaczep zadźwięczał, lądując na panelach. Rzuciłam w jej kierunku zmęczonym spojrzeniem, kopnęłam drewniany kołeczek, który potoczył się w stronę drzwi od łazienki, a następnie głęboko westchnęłam.

– Skarbie, trzeba będzie zainwestować w nową szafkę na buty – powiadomiłam męża przez telefon. – Ten, który dostaliśmy z mieszkania twoich rodziców, właśnie wydał ostatnie tchnienie.

– W weekend skoczymy do galerii – zadeklarował Dawid.

Przez ostatnie dni zdążyłam się zorientować, że całkiem niezłą szafkę na buty można wyrwać już za niecałe sto czterdzieści złotych, chociaż mnie bardziej interesowały te większe i droższe modele.

Wolałam kupić coś porządniejszego

Prawie dekadę temu wyposażyliśmy nasze gniazdko głównie starymi, wysłużonymi gratami, których krewni i znajomi chcieli się pozbyć. W tamtym czasie musieliśmy wybierać między byle czym albo brakiem mebli, bo tonęliśmy w długach.

Teraz jednak oboje mieliśmy źródło dochodu i nie było konieczności przeznaczania każdego grosza na pampersy i sztuczne mleko. Gdy zajechaliśmy do galerii handlowej rozmiarów niedużego miasteczka, Dawid chwycił synka za rączkę i zniknęli mi z pola widzenia, zmierzając do sklepu z artykułami remontowymi pod przykrywką poszukiwania nowej uszczelki do zlewozmywaka.

Słuchajcie, gdzie się podziewacie? – w końcu dodzwoniłam się do męża po ponad godzinie. – Stoję w sklepie meblowym. Widziałam fajną szafkę i chciałabym, żebyście pomogli mi wybrać odcień. Wpadniecie tutaj?

– Nie kupuuuj! – Dawid zawołał tak, jakby był maklerem na giełdzie, który w ostatniej chwili wycofuje zlecenie warte miliony. – Chodź do nas, jesteśmy z Antkiem przy kasach.

Po chwili byłam już przy kasach w markecie budowlanym, rozglądając się za moimi chłopakami. Okazało się jednak, że szukałam w niewłaściwym miejscu, bo mąż z synem nagle pojawili się tuż obok.

– Mamo! Spójrz, co przynieśliśmy! – ośmioletni Antek był tak przejęty, jakby za chwilę miały być święta. – Tata stwierdził, że nie ma sensu przepłacać, skoro sami możemy zrobić taką szafkę.

Zerknęłam na wózek, na którym pyszniło się parę desek z drewna iglastego, krawędziaki, klamki z mosiądzu oraz kawałek blachy pokrytej laminatem.

Mąż sprawiał wrażenie zadowolonego

Jakby jego pomysł był najlepszy na świecie, jakby co najmniej wynalazł statek kosmiczny. Pokazał mi torebeczkę wypełnioną kołeczkami oraz zawiasami, a następnie z przejęciem spytał, czy na pewno zależy mi na szafce w kolorze "naturalna sosna", gdyż on wciąż może podmienić deski na "dąb sonoma" lub "buk w odcieniu złota", ponieważ mają one taką samą promocyjną cenę.

Miałam chęć rzucić, że ta, która najbardziej wpadła mi w oko, miała kolor "arktycznej bieli i gorzkiej czekolady" oraz znajdowała się w salonie meblowym odrobinę dalej. Gdy jednak dostrzegłam pełną radości twarz mojego synka, który nie mógł się doczekać majsterkowania z tatusiem, po prostu bąknęłam, że "sosna będzie w sam raz".

Mój mąż to ten typ, który gdy zadeklaruje wykonanie jakiegoś zadania w nadchodzącym tygodniu, to strasznie się denerwuje, jeśli przypomina mu się o tym co miesiąc. W efekcie czego deski wylądowały na zaszczytnym miejscu, a mianowicie w kącie naszego balkonu pełniącego rolę podręcznego schowka na niepotrzebne graty. Natomiast my non stop zahaczaliśmy stopami o buty, które co rusz wypadały z połamanego mebla.

Kiedyś zdarzyło się, że wyrzucił świąteczne drzewko dopiero w Wielki Czwartek, bo zagroziłam mu podaniem mrożonego karpia na wielkanocny obiad.

Moja cierpliwość się skończyła

– W sobotę zrobisz mi tę szafkę albo sama pojadę i kupię tę, która wpadła mi w oko – rzuciłam Dawidowi kategorycznym tonem.

Ku mojemu zaskoczeniu, punktualnie o 9 rano chłopaki ogarnęli sobie miejsce w przedpokoju i zabrali się do pracy. Rozłożyli deski, coś tam bazgrolili na kartkach i wszystko dokładnie mierzyli taśmą. Ale zanim zdążyłam wstawić patelnię i rozbić jajka na jajecznicę, oni już stali w kurtkach gotowi do wyjścia.

– Musimy skoczyć po wyrzynarkę do drewna – rzucił Dawid. – Idziemy, młody!

Syn z ojcem zjawili się z powrotem po dwóch godzinach, taszcząc ze sobą zakupioną wyrzynarkę wraz z tuzinem brzeszczotów oraz wiertarkę. Dawidek stwierdził, że muszą mieć czym porobić dziury na kołki. Spytałam go, ile kasy wywalili na te elektronarzędzia, a on tylko wzruszył ramionami, mówiąc, że grosze, bo wszystko było przecenione.

Poza tym dodał, że po robocie sprzęt na bank jeszcze się przyda. Ledwo się powstrzymałam, żeby mu nie wytknąć, że przeżył pół wieku bez wyrzynarki i raczej mało prawdopodobne, żeby jeszcze kiedyś miał ochotę jej używać.

Postanowiłam wybrać się na spacer po tym, jak przygotowałam zupę i postawiłam ziemniaki na kuchence. W domu non stop rozbrzmiewał huk piłowanego drewna, słychać było, jak Dawid pokrzykuje do Antka, żeby "mocniej ściskał", a Antek wrzeszczy, że "przecież już trzyma" i tak bez końca. To zapewne oznaka mojej naiwności i braku wiedzy na temat budowania mebli, ale wydawało mi się, że gdy wrócę z przedłużonej o wizytę w kinie przechadzki, mebel będzie na mnie czekał.

W domu nie było ani szafki, ani chłopaków

Chwyciłam za komórkę i przeczytałam wiadomość: „Poszliśmy kupić klej do drewna i lakier. Jak wolisz inny odcień niż transparentny, to odpisz migiem!". Olałam ten „bezbarwny kolor". Odpisałam tylko tyle, że wolę inne rączki niż te mosiężne jak z meblościanek z poprzedniej epoki. „Weźcie coś bardziej na czasie" – nabazgrałam. Przytaszczyli uchwyty ze stali szlachetnej w odcieniu „inox" i kształcie czegoś między szyją łabędzia a wyprostowanym robakiem. Biorąc pod uwagę to, że bardzo ich kocham, pochwaliłam, że to bardzo gustowne gałki.

– Kosztowały najwięcej w całym markecie, ale tato stwierdził, że to prezent dla ciebie, więc je kupimy – zrelacjonował mi wyprawę synek. – A, no i wzięliśmy jeszcze formatki!

Kompletnie nie ogarniałam tematu formatek i nawet nie chciałam o to pytać. Antek cały czas majstrował przy szafce, a ja w tym czasie poszłam pogadać z kumpelą przy kawie. Kiedy wieczorem mój syn musiał iść spać, mebel wciąż nie był pomalowany. Dawid, jak to on, wyniósł szafkę na balkon, obiecując, że pokryje ją lakierem "jeszcze w tym tygodniu". Podczas malowania wyszło na jaw, że coś wlazło pod zawiasy i panowie musieli lecieć po jakiś rozpuszczalnik i... a no tak, po nowy zawias. Koniec końców, szafka wylądowała w przedpokoju prawie trzy miesiące po naszej pierwszej wycieczce po materiały.

Mój mąż i syn aż pękali z dumy

Nie miałam wyjścia, musiałam upiec ciasteczka dla gości, których specjalnie zaprosili, żeby pochwalić się swoim dziełem.

– Dziadziuś, wieszałem te zawiasiki osobiście – z dumą oznajmił Antek.

– Posługiwałeś się śrubokrętem? – mój teść zadał to pytanie autentycznie zaciekawiony.

– A skądże, używałem wkrętarki… Ojejku… Tatuś mówił, by nie poruszać tematu jej zakupu przy mamusi… – z korytarza dobiegł mnie zmartwiony głosik mojego syneczka, a ja z trudem powstrzymałam się od głośnego westchnienia. – Ale była na wyprzedaży i na bank nam się jeszcze przyda! – maluch dorzucił pełen nadziei.

Gdy tylko rodzice męża opuścili nasz dom, a młodsza siostra zapakowała do auta narzekających chłopców, którzy koniecznie pragnęli zmajstrować jakiś mebel, rzuciłam się na sofę, by nadrobić odcinki ulubionego serialu.

Mąż przycupnął obok

– No i jak? – rzucił pytanie.

– Co jak? – zdziwiłam się, nie wiedząc, o co mu chodzi.

No, szafka przecież! Wymiata, co? Taka ci się marzyła? Przypomina tą, na którą miałaś chrapkę? Dzięki temu zostało nam w kieszeni mnóstwo kasy! – oznajmił dumny z siebie.

Co takiego? Przez chwilę nie odzywałam się, bo nie za bardzo wiedziałam, jak mu przekazać, że… no cóż… rzecz jasna, to coś stojące w naszym przedpokoju było na pewno solidnie skonstruowane i praktyczne, ale zdecydowanie nie przypominało szykownego czarno-białego mebla, na którego zakup miałam ochotę.

Mój mąż chyba wyczuł moje niezdecydowanie, bo poklepał mnie po udzie i pocieszył, że nawet jeśli nie mam dokładnie tego, co sobie tam wymyśliłam, to przynajmniej sporo kasy zostało w portfelu!

– Spójrz tylko, jak oni zdzierają z ludzi pieniądze! Tyle szmalu żądają za mebel, jakby był z jakichś kosmicznych materiałów – skomentował z miną eksperta. – A ja zakupiłem trochę drewna, płytę, zawiasy i voilà: szafka gotowa. No dobra, wyszłoby taniej, gdyby nie te twoje wyszukane uchwyty, ale zależało mi, żebyś była zadowolona.

Z cichym westchnieniem w głowie zsumowałam wydatki na wyrzynarkę, brzeszczoty, wiertarkę, wkrętarkę, klej, lakier i rozpuszczalnik... Okazało się, że za tę kasę spokojnie kupiłabym gotową szafkę w porządnym sklepie meblowym, a na dokładkę byłoby mnie stać na parę półek i wieszak. Ale postanowiłam zachować to dla siebie. W zamian pogładziłam Dawida czule po twarzy, mówiąc mu, jaki to z niego zdolny stolarz.

– Serio, opłacało się ją zrobić własnymi rękami – przytaknęłam z pełnym przekonaniem, a on rozpromienił się niczym kot, którego ktoś głaszcze za uszami, mrucząc z zadowolenia.

Mówiłam to szczerze

Bo kiedy powiedziałam, że „było warto", nie chodziło mi o kasę. Oczywiście łatwiej i taniej byłoby nabyć gotowy mebel, ale nie to było najważniejsze. Dawid i Antek poświęcili mnóstwo czasu na wspólne wymyślanie i konstruowanie szafki. Synek opanował obsługę wkrętarki i poznał zasady działania zawiasów.

W przyszłości będzie mógł opowiadać, że tych rzeczy nauczył go tata. Zapamięta również coś innego: że razem z ojcem zrobili tę szafkę dla mamy. I że specjalnie wybrali w sklepie najdroższe uchwyty, żeby mamusia była zadowolona. Naprawdę sądzę, że było warto. Kto wie, może za jakiś czas wspomnę, że chciałabym mieć jakąś skrzynię na balkonie. W końcu sprzęt już posiadamy!

Magda, 39 lat

Czytaj także:
„Byłam królową życia, przebierałam w facetach jak w jabłkach na targu. Usidlił mnie gość o wyglądzie przeciętniaka”
„Ojciec zaskoczył mnie po śmierci. Nie dostałem nic w spadku, za to miał dla mnie inną niespodziankę”
„Dla wszystkich znajomych mój mąż miał złote serce. Szkoda, że dla mnie została tylko ciężka ręka”

Redakcja poleca

REKLAMA