Często słyszy się opinie, że praca w szkole to mordęga. Moim zdaniem, to strzał w dziesiątkę. Jasne, nie każdy się do tego nadaje. Potrzeba dużo samozaparcia i werwy, żeby dać radę. A czasy takie, że prawie nikt już nie szanuje tego zawodu.
Sporo moich kumpli zrobiło zawrotne kariery i mają dużo grubsze portfele niż ja, ale nie mam żalu, że obrałem tę ścieżkę, mimo że był taki moment, gdy o mały włos straciłem wiarę w swój zawód.
Czułem się przegrany
– Stuknęła mi pięćdziesiątka – oznajmiłem sam do siebie, spoglądając prosto we własne oczy.
Przyglądałem się swojemu odbiciu w lustrze, stojąc w ciasnej łazience kawalerki. Planowałem ogolić się przed wyruszeniem do roboty. Cóż, nie oszukujmy się, lata świetności miałem już za sobą. Czoło poznaczone bruzdami, pod oczami widoczne cienie, a włosów na głowie ubywało z dnia na dzień. Forma fizyczna również pozostawiała wiele do życzenia. W ostatnim czasie szczególnie rwanie w okolicy bioder mocno mi dokuczało. A przecież w mojej branży dobra kondycja to podstawa. Co prawda uczę przyrody, a nie wychowania fizycznego, ale i tak zawsze się staram, aby jak najczęściej zabierać swoich podopiecznych na świeże powietrze.
Odkąd pamiętam, kochałem spędzać czas na dworze, a poza tym obserwowanie przyrody na łonie natury to o wiele lepsza sprawa niż gapienie się w szkolne okno. Westchnąwszy, w pośpiechu się ogarnąłem, bo nie chciałem się spóźnić. Kiedy przekroczyłem szkolne drzwi, dotarło do mnie, że zapomniałem wziąć jakieś słodkości! Nauczycielki w pokoju będą zawiedzione. Nie chciałem robić wokół siebie szumu, bo od dawna jestem typem samotnika i do szczęścia niewiele mi potrzeba. No ale w końcu to był okrągły jubileusz.
– Stary cap – burknąłem trochę za głośno, chyba uraziłem tym przechodzącego obok woźnego.
O rany, jeszcze pan Henryk pomyśli, że chodzi o niego i się zdenerwuje... Załamany tym, że mam sklerozę, powlokłem się do pokoju dla nauczycieli, przygotowany na docinki koleżanek z pracy.
Urodziny były całkiem miłe
W tej szkole pracuje zaledwie trzech facetów. Janek prowadzi zajęcia z wychowania fizycznego, fizyki uczy pan Grzegorz, no i jeszcze ja. Całą resztę grona pedagogicznego tworzą kobiety. I chyba właśnie z tego powodu spotkała mnie dziś miła niespodzianka. Nikt nie spodziewał się, że coś przyniosę, bo przekąski już czekały na stole. Koleżanki naprawdę się postarały. W pokoju nauczycielskim na blacie stały aż trzy różne wypieki, a obok nich dymiły świeżo zaparzone kawa i herbata. Całość zwieńczał majestatyczny tort o smaku czekoladowym.
– Niespodzianka! – wykrzyknęli chórem, gdy tylko pojawiłem się w drzwiach pokoju nauczycielskiego.
Zostało jeszcze piętnaście minut do rozpoczęcia lekcji. Udało nam się skonsumować ciasto i napić kawy. Mój nastrój się poprawił, chociaż jednocześnie poczułem nostalgię. Cały poranek minął na przyjmowaniu życzeń od grona pedagogicznego i uczniów, a popołudnie na odbieraniu telefonów od bliskich mi osób. Przy okazji dowiedziałem się wielu ciekawostek o dawno niewidzianych kolegach. Gdy o dziesiątej wieczorem skończyłem rozmawiać z jedną z koleżanek z czasów szkoły, miałem głowę pełną najnowszych wieści o naszej starej paczce znajomych.
Niczego nie osiągnąłem w życiu
Z informacji, które do mnie dotarły, wynika, że Ania świetnie radzi sobie jako molekularny biolog, a Jurek pracuje jako lekarz i od dwóch lat jest właścicielem prywatnej przychodni zlokalizowanej w stolicy Wielkopolski. Z kolei Piotrek prowadzi własną kancelarię adwokacką i zdążył już po raz trzeci się ożenić, a jego aktualna wybranka jest młodsza od poprzedniej małżonki. Podobno Krystynie i jej mężowi oraz synowi świetnie prosperuje sieć knajpek, którą wspólnie zarządzają.
Nawet ta najpiękniejsza z nich wszystkich, Celinka, wyemigrowała na Wyspy i zajmuje się tam obrotem nieruchomościami, a sama mieszka ponoć w przepięknej willi w stolicy Anglii. Nie mówiąc już o Wojtusiu, klasowym niezdarze, któremu udało się zdobyć stopień doktora z nauk filozoficznych, a niedawno podobno opublikował też jakieś dzieło literackie. Chcąc nie chcąc, byłem zmuszony podsumować także i swoje własne dokonania życiowe.
Jako pedagog pracowałem już ponad ćwierć wieku. Ani żony, ani dzieci nie miałem, a mojej karierze naukowej daleko było do imponującej. Cieszyłem się jednak sympatią większości wychowanków i grona pedagogicznego, chociaż niekiedy miałem wrażenie, że za moimi plecami trochę sobie ze mnie pokpiwają. Niemal nie miałem wątpliwości, że przylgnęła do mnie etykietka wiecznego singla, a ostatnio starego dziada. Odniosłem wrażenie, że patrzą na mnie ze współczuciem. Czy moje dotychczasowe życie można nazwać porażką?
Zdrowie zaczęło mi szwankować
Poczułem, jak po plecach przebiega mi zimny dreszcz. Noc była beznadziejna, nie mogłem zasnąć. Kolejne dni mijały mi w dziwnym przygnębieniu. Uświadomiłem sobie, że moje najlepsze lata już dawno za mną, a teraz powoli kończy się także okres pełni sił. Czeka mnie samotna starość. I nie oszukujmy się, skromne życie nauczyciela na emeryturze. Moje zdrowie też ostatnio nie było w najlepszej formie. Od pewnego czasu miałem zadyszkę. Okazało się, że dopadło mnie także wysokie ciśnienie. A przecież od paru lat nie paliłem, więc byłem zaskoczony.
– Pije pan za dużo kawy – lekarz pogroził mi palcem. – Niech pan ograniczy, a najlepiej całkiem odstawi. I zalecam sporo ćwiczeń fizycznych.
Trudno zaprzeczyć, że kawa od zawsze była moim słabym punktem. Czy naprawdę nie można mieć choćby jednej niewielkiej słabostki? W dodatku, w jaki sposób ślęczeć do późnych godzin nad stertą sprawdzianów bez zasypiania nad nimi? W takich chwilach jedynie kawa trzymała mnie na nogach. Nie przepadałem za ćwiczeniami fizycznymi, ale próbowałem za to chodzić na dłuższe przechadzki. Moja profesja zawodowa sprzyjała takim aktywnościom.
Miałem zawał
Pewnego razu, w trakcie prowadzenia zajęć, nagle poczułem silny ucisk w okolicach serca. Ból nie chciał odpuścić, a wręcz przeciwnie – z każdą chwilą stawał się coraz bardziej dotkliwy. Zacząłem odczuwać trudności z oddychaniem. Akurat wtedy moi podopieczni zajęci byli pisaniem sprawdzianu, więc na szczęście nie musiałem angażować się w tłumaczenie czegokolwiek przy tablicy. Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież, licząc na to, że świeże powietrze przyniesie mi ulgę. Niestety, żadna poprawa nie nastąpiła, a strach zaczął mnie coraz bardziej ogarniać, podczas gdy duszności wciąż się nasilały. Mimo wszystko zdołałem dociągnąć lekcję do końca, a gdy rozbrzmiał szkolny dzwonek, ledwo słyszalnym głosem poleciłem gospodarzowi klasy, by pozbierał od wszystkich kartki z odpowiedziami i mi je przekazał.
Powolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi, lecz nagle poczułem, jak nogi się pode mną uginają. Pamiętam jak przez mgłę, że ktoś zadzwonił po karetkę. Niedługo potem, z włączoną syreną, zostałem przewieziony do szpitala. Chyba straciłem przytomność, bo dalej urywają mi się wspomnienia. Gdy się ocknąłem, dotarło do mnie, że znajduję się na szpitalnym oddziale. A dokładniej na OIOM– ie. Obok łóżka zauważyłem pielęgniarkę i doktora. Jego twarz wydała mi się skądś znana.
– Witam, panie profesorze – odezwał się z uśmiechem. – Cieszę się, że wrócił pan do nas! Operacja zakończona. Miał pan farta. To był zawał, ale na całe szczęście niezbyt poważny – poinformował mnie.
Uświadomiłem sobie, że niewiele dzieliło mnie od… W tym samym momencie coś podpowiedziało mi, żebym nie skupiał się na sobie, ale na doktorze. Miałem ochotę spytać, skąd my się znamy, lecz on, dostrzegając, że próbuję podnieść się na przedramionach, dał mi znak ręką.
– Proszę teraz oszczędzać siły. Lepiej nic nie mówić. Widzę, że zastanawia się pan, skąd może mnie kojarzyć. To przez zarost. Kiedy ostatnio się spotykaliśmy, jeszcze go nie miałem – jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a on odchylił głowę do tyłu w charakterystyczny sposób…
I nagle mnie oświeciło!
Lekarz okazał się moim uczniem
To przecież był nie kto inny jak Łukasz! Mój były podopieczny Łukaszek. Chłopiec, którego tata, będąc nałogowym pijakiem, okrutnie znęcał się nad nim, nieraz wyrzucając go z domu na koszmarny ziąb, kiedy dzieciak nie miał na sobie prawie żadnych ubrań. Dokładnie ten sam mały Łukaszek, który zazwyczaj pojawiał się w podstawówce z pustym brzuchem, a ja fundowałem mu posiłki w szkolnym bufecie.
Gdy zamierzał zrezygnować z nauki w liceum i zapisać się do technikum, żeby w krótkim czasie móc podjąć pracę i pomóc finansowo mamie, która niedawno straciła męża, wsparłem go w uzyskaniu stypendium. Odbyłem też kilka istotnych rozmów z nim i jego matką. Mowa tu o Łukaszu, który w trakcie nauki w liceum nadal uczęszczał do mnie na bezpłatne zajęcia dodatkowe z biologii, aby optymalnie przyszykować się do ostatniego etapu konkursu biologicznego.
Nigdy nie zapomnę radości, którą poczułem słysząc w słuchawce telefonu, że udało mu się dostać na studia medyczne. Wybrał Gdańsk jako miejsce zdobywania wiedzy. Od tamtego momentu nasze drogi się rozeszły i nie spotkaliśmy się aż do chwili obecnej...
Był wdzięczny mi, a ja jemu
– Ocaliłeś mnie przed śmiercią, Łukasz – wyznałem, zdając sobie od razu sprawę, że mogłem sobie pozwolić na zbyt dużą zażyłość w stosunku do niego.
No cóż, teraz stał się już w pełni dojrzałym facetem. I w dodatku specjalistą kardiologiem! Ale ja niezmiennie zwracałem się do niego w ten sposób. Ponieważ był najniższy wśród rówieśników. Taka drobna, spokojna istotka. Aktualnie jednak widziałem przed sobą dobrze umięśnionego mężczyznę, emanującego opanowaniem i dobrocią.
– W końcu jest to mój zawód – rzekł z uśmiechem na twarzy. – Dokładam wszelkich starań, aby jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. To podejście zawdzięczam właśnie panu, profesorze, bo od mojego taty raczej bym się tego nie nauczył. Ale rzeczywiście można na to popatrzeć też z takiej perspektywy, że w ten sposób oddaję dług wdzięczności. Pan profesor tak wiele dla mnie zrobił – dodał. – Ale proszę się teraz za bardzo nie rozczulać – przestrzegł, kiedy dostrzegł, że w moim oku zakręciła się łezka. – Teraz muszę iść do pacjentów, a pan niech odpoczywa i zbiera siły. Potem jeszcze do pana wpadnę i sobie pogadamy – zapowiedział, po czym opuścił salę szpitalną.
Przymknąłem powieki. Ogarniał mnie wewnętrzny spokój i radość. Nie tylko dlatego, że żyję. Czułem się dumny. Nie chodziło o dumę ojca, bo przecież nie posiadałem własnych dzieci i nie wiedziałem, co oznacza je wychowywać. Ale w gruncie rzeczy to coś bardzo podobnego. Uświadomiłem sobie, jak istotną funkcję pełniłem w życiu tego młodzieńca.
Zrobiłem sobie rok przerwy dla podreperowania zdrowia. Potem jednak powróciłem do swoich obowiązków zawodowych. Nie dałbym rady funkcjonować bez codziennej obecności w szkole i kontaktu z moimi podopiecznymi, choć coraz częściej spotykam się z brakiem szacunku. Zdarzają się jednak wyjątki.
Waldek, 51 lat
Czytaj także: „Mąż zabraniał mi pracować i karał, gdy wydawałam za dużo kasy. Czułam, że muszę zerwać się z finansowej smyczy”
„Student za ścianą ciągle imprezował. Przestałam się czepiać, gdy czule przeprosił mnie w łóżku”
„Ta przebrzydła baba wparowała do mojego domu i zniszczyła mi życie. Wyjawiła rodzinna tajemnicę, na która nie byłem gotowy”